Wyznam wam szczerze, że często doskonale umiem powiedzieć, dlaczego jakiś serial odniósł sukces a jakiś stał się jedną z tych produkcji o których nikt nie mówi. Ale czasem zdarza się produkcja, która zostaje przez wszystkich trochę pominięta i kiedy zasiada się do oglądania człowiekowi mnożą się w głowie pytania „Cóż takiego się stało, że to nie był hit?”. Takie uczucia miałam oglądając serial „Nowy wspaniały świat”. Produkcję, którą platforma Peacock skasowała po jednym sezonie. Bo nikt o nim nie mówił. I trochę nie wiem, dlaczego.
Powieść Aldousa Huxleya stanowi punkt odniesienia dla wszystkich mówiących o dystopiach we współczesnej literaturze. To jedna z takich pozycji, którą się zna choć niekoniecznie się do niej wraca. Pewne odkrywcze rzeczy po pewnym czasie zaczynają brzmieć schematycznie, albo ostatecznie – wraz z nowymi czasami, widzimy, że społeczeństwa idą niekoniecznie w tą stronę, w którą można się było spodziewać. Stąd powrót do takiego tekstu zawsze wymaga pytania – jak opowiedzieć historię biorąc pod uwagę, w którą stronę poszło społeczeństwo. Niedawno taką próbę sięgnięcia do dystopijnego klasyka podjęło HBO robią nową wersję „Farenheit 451” – bez sukcesu: udało im się stworzyć być może najbardziej banalną interpretację tekstu Bradbury’ego. Ten sam problem mógłby spotkać serialową wersję „Nowego wspaniałego świata”. Tylko, że wcale się tak nie stało.
Twórcy od samego początku trzymają się fabuły w bardzo umowny sposób biorąc z niej tylko niektóre elementy i postaci – ale nie trzymając się wiernopoddańczo powieści – raczej stawiając na refleksje nad niektórymi jej elementami – odrzuceniem emocji, przydzielonymi podziałami społecznymi, wszechogarniającym systemem, który zaczyna się łamać pod naporem jednostek, które zaczynają myśleć same za siebie. Nie wszystkie elementy historii zostały odrzucone (wciąż mamy postać Leniny, Bernarda i Johna, wciąż fabuła zawiązuje się w czasie wyprawy poza Nowy Londyn do rezerwatu i spotkania z „Dzikusami”) ale wiele elementów zostało dodanych, przesuniętych i zdecydowanie twórcy wychodzą poza bardzo klasyczną dystopijną wizję. Jak im to wychodzi? Moim zdaniem zaskakująco dobrze. Między innymi dlatego, że mają wystarczająco dużo czasu by eksplorować świat, w którym znaleźli się bohaterowie. Cała druga połowa serialu toczy się dużo wolniej niż pierwsza – możemy zobaczyć, jak wygląda życie w Nowym Londynie i dzięki temu – wreszcie możemy zanurzyć się w społeczeństwie, zanim zobaczymy jego rozpad. To jedna z największych zalet opowiadania dystopijnych historii w serialach – epizodyczna formuła pozwala lepiej poznać świat, nad którym widz ma się zastanowić.
Kolejna sprawa – „Nowy Wspaniały Świat’ to po prostu serial estetycznie niesłychanie ciekawy. Widać, że twórcy przemyśleli każdy strój, wygląd każdego pomieszczenia, relacje pomiędzy strojami, fryzurami, i pomieszczeniami a funkcjami bohaterów, i nastrojem sceny. Mam wrażenie, że ta pieczołowitość w tworzeniu świata (który jednak jest dużo mniej schematycznie pomyślany niż włożenie wszystkich w jednokolorowe kostiumy) tak naprawdę okazała się gwoździem do historii serialu – bo widać, że wyłożono na niego takie pieniądze, że bez olbrzymiej oglądalności trudno te wydatki uzasadnić. Co nie zmienia faktu, że serial proponuje jedno z ciekawszych w ostatnich latach spojrzenie na przyszłość mody i architektury. Oczywiście widać inspiracje brytyjskim brutalizmem, ale jednocześnie – to inspiracja mądrze przetworzona. Podoba mi się to jak drobne zmiany – czy to w kroju strojów, czy to wykorzystaniu elementów architektonicznych, które sprawiają, że wyczuwamy, że rzeczy się zmieniły, ale jednocześnie odwołują się do znanej nam estetyki.
Jednak nie tylko estetyka przyciąga do serialu. Kiedy usiadłam do oglądania pierwszych odcinków nie mogłam uwierzyć jak dobry jest casting tego serialu. Serio rzadko się zdarza bym znała dosłownie każde nazwisko w obsadzie. Jednak nie chodzi jedynie o to, że obsadę skomponowano ze znanych brytyjskich i amerykańskich aktorów. Chodzi też o to, że aktorzy dobrze pasują do przypisanych im ról. Alden Ehrenreich gra Johna, który przybywa do Nowego Londynu z Rezerwatu. To doskonale pomyślany casting, bo Ehrenreich szybko przechodzi od patrzenia na wszystko wzrokiem zagubionego szczeniaczka, do rozwalania systemu swoją charyzmą. Trochę żal mi aktora za którym się ciągnie nieudany „Solo” bo moim zdaniem jest w nim niesamowitym potencjał. Świetny jest Harry Lloyd jako Bernard Marx – zagubiony przedstawiciel najwyższej klasy społecznej. Lloyd czyni swojego bohatera bardzo łatwego do polubienia – co nie jest łatwe kiedy gra się kogoś kto tak desperacko próbuje zabiegać o uwagę innych. Trzeba też przyznać, że relacje Johna i Bernarda w tej opowieści zagrane są idealnie. Jessia Brown Findlay z kolei doskonale znajduje się w roli Leniny, która jest znudzona systemem. A to tylko kilka z wielu doskonałych ról.
Serial dość słusznie próbuje wyprowadzić historię z lat trzydziestych, kiedy została napisana. Jednym z ważnych wątków staje się sztuczna inteligencja zarządzająca całym systemem. Twórcy dość słusznie założyli, że relacje pomiędzy społeczeństwem – a sztucznymi inteligencjami stały się w ostatnich latach kluczowe w myśleniu o naszej dystopijnej przyszłości. Dużo istotniejsze stają się też elementy ekologiczne, czy właściwie, otaczająca nas świadomość, że oglądamy świat po ekologicznej katastrofie i podniesieniu się poziomu morza. To jest o tyle ważne, że każda dystopia tak naprawdę najwięcej mówi o lękach i niepokojach osób żyjących w czasach, kiedy powstaje. Inne są lęki lat trzydziestych XX wieku a inne, nadchodzących lat dwudziestych wieku XXI.
Nie jest „Nowy wspaniały świat” serialem idealnym. Ot chociażby potyka się o klasyczny problem – jak przedstawić wyzwolone seksualnie społeczeństwo w świecie, w którym, pokazywanie nagiego ciała na ekranie jest obciążone konsekwencjami. Stąd ten ważny element seksualnego wyzwolenia ostatecznie przypomina człowiekowi chyba najbardziej, że to opowieść bardzo współczesna i że trudno pokazać coś zupełnie innego, kiedy obowiązują nas zasady istniejącego społeczeństwa. Kolejna sprawa to kwestia schematu – ostatecznie niemal każda dystopijna opowieść zamyka się w tych samych ramach – poznajemy świat i społeczeństwo, pojawia się element zakłócający system, system albo upada albo się resetuje. Ewentualnie – osoba próbująca zakłócić system zostaje wyeliminowana przypominając nam jak niewiele znaczy jednostka wobec społeczeństwa. Nie ważne jak bardzo się zaangażujemy w historię – trochę idzie to zawsze w tą stronę.
Wciąż jednak – nie jestem w stanie powiedzieć, dlaczego serial przeszedł właściwie bez echa – ma bowiem wszystko czego spodziewamy się po współczesnych serialach. Dobre aktorstwo, bardzo wysoką wartość produkcyjną, i fabułę, która ma wystarczająco dużo plot twistów i ukrytych elementów, że widzowie natychmiast chcą obejrzeć jeszcze jeden odcinek. Nawet po decyzji by serialu nie kontynuować – można spokojnie oglądać go jako spójną całość z puentą. Stąd po prostu dziwi mnie, że to taki serial, który przeszedł bez echa. Bo niczym nie zawinił. Nie okazał się nudnym snujem, nie był śmiesznie niedofinansowany, czy karykaturalnie zagrany. Być może jego największą wadą jest to, że pojawił się w czasie, kiedy zainteresowanie dystopiami nieco wygasa – bo czasy takie niespokojne, że kto by się chciał dobijać myślą o tym co jeszcze nas czeka. Ale to tylko intuicja. Być może zadecydowało o tym coś zupełnie innego – jak mały budżet nowej platformy na marketing produkcji. W każdym razie, skoro serial już jest dostępny na Netflix, to naprawdę polecam go obejrzeć, to nie jest dzieło nieporównywalne z niczym innym, ale warte obejrzenia jako bardzo sprawna i po prostu ciekawa realizacja dystopijnego schematu. Taka, którą głupio byłoby przegapić tylko dlatego, że wokół tej interpretacji nie było wystarczająco dużo szumu.