?
Hej
Znacie to uczucie kiedy z nieznanych sobie przyczyn zalegliście przed telewizorem i nie macie siły przełączyć na inny kanał. Powody są różne – macie laptopa na kolanach, pilot od telewizora leży pół centymetra poza zasięgiem waszych rąk, lub udało wam się znaleźć właśnie tą idealną pozycję, w której jest wam naprawdę wygodnie i boicie się, że jakiekolwiek poruszenie ręką albo nogą zrujnuje je na zawsze. Wtedy może się wam zdarzyć – zwłaszcza, jeśli nie szukacie ani serialu ani filmu, że znajdziecie się w sytuacji, którą zwierz zwykł nazywać „O mój Boże co ja oglądam!”. Sytuacja ta zachodzi wtedy kiedy oglądacie w telewizji program, który nawet was bawi, ale bawi was tak długo jak długo nie zaczniecie go analizować, czy dłużej się nad nim zastanawiać. Kiedy tylko spojrzycie na siebie zewnętrznym okiem, natychmiast uświadamiacie sobie, że od godziny przyglądacie się produkcji, której nigdy byście nie wybrali w sposób świadomy. Co więcej, uświadamiacie sobie, że wbrew waszym intelektualnym deklaracjom i zapędom całkiem dobrze się przy tym bawicie. I wcale ale to wcale nie macie ochoty znajdować niczego innego, nawet jeśli dwa kanały dalej ktoś analizuje przyczyny kryzysu, a trzy kanały ktoś robi retrospektywę Herzoga. Zwierz wymienia poniżej listę programów przy, których sam podnosi taki okrzyk (wewnętrzny) ale się sprzed telewizora (trochę złe określenie bo zwierz siedzi do telewizora bokiem) nie rusza. Na koniec zwierz pragnie dodać, że jest to raczej wstydliwa lista. Oglądaniem takich programów nikt się nie chwali. Ale z drugiej strony jeśli zwierz wstydziłby się o nich pisać, to stwierdzenie, że nic co popkulturalne nie jest zwierzowi obce byłoby kłamstwem.
Hell’s Kitchen – zwierz musi się wam bez bicia przyznać, że obejrzał jednego czy dwóch odcinków tego programu ale jeden czy dwa sezony. Pomysł programu w którym kucharze amatorzy, lub z niewielkim doświadczeniem przed południem uczą się fachu a popołudniu gotują dla gości restauracji, wszystko zaś okraszone okrzykami Gordona Ramseya, nie jest szczególnie wybitny. I prawdę powiedziawszy, 90% odcinków wygląda dokładnie tak samo. Nie mniej jest coś w oglądaniu spalonych przegrzebków, nieudolnie przygotowanego risotto czy walki o dobrze upieczoną jagnięcinę co sprawia, że zwierz zapomina, jak głupi i sztampowy jest to serial. Co więcej poziom napięcia jest tak wysoki, że udziela się także zwierzowi. Kiedy bohaterowie przez godzinę nie są w stanie przygotować choć jednej dobrze przygotowanej przystawki zwierz denerwuje się mniej więcej tak samo jak czerwony ze złości szef kuchni. Pod koniec jednak zazwyczaj okazuje się, że któraś z tych kulinarnych niemot jest tak naprawdę dobrym i kreatywnym szefem kuchni, który zasługuje na otrzymanie własnej restauracji. Prawda jest jednak taka, że poziom emocji połączony z faktem, że chodzi tylko o gotowanie czyni z tego programu coś absolutnie niepowtarzalnie hipnotyzującego.
Zapraszamy do stołu – choć w Polskiej telewizji leci odpowiednik tego kulinarnego show (jako Ugotowani), zwierz ogląda jedynie w wydaniu angielskim. Zwierz ma trudności z przełączeniem tego programu z kilku powodów. Po pierwsze – może sobie pooglądać wnętrza różnych domów, widzicie zwierz nie powinien wam tego mówić, ale dla zwierza głównym powodem dla którego warto posiadać dużą grupę znajomych jest możliwość oglądania ich mieszkań. Być może to coś związanego z socjologią, którą zwierz studiował, a może fakt, że mając osiem lat zwierz zorientował się, że nie wszystkie mieszkania są zagracone książkami, i u niektórych ludzi na parapetach są rośliny a nie stosy książek. Nie mniej niezależnie od motywacji zwierz jest zachwycony tym, że pokazuje mu się mieszkania. Druga sprawa, to fakt, ze show teoretycznie kocentruje się wokół gotowania ale tak naprawdę chodzi o grupę czterech nie znających się osób, które muszą się spotykać na czterech kolacjach a co więcej ze sobą rywalizują. Oglądanie jak szybko powstaje dynamika w takiej grupie strasznie zwierza bawi. No i pokazują jedzenie.
Cupcake Faktory – ok wszyscy mamy jeden program kulinarny który oglądamy nie tyle dla gotowania co dla całej dramatycznej otoczki. Zwierz przez lata oglądał serial „dokumentalny” o piekarni, która piekła torty w różnych kształtach, które zdecydowanie nie wyglądały apetycznie. Ale niedawno zwierz odkrył Cupcake Factory – program wyłącznie o pieczeniu cupcake’ów. W sumie powinno to być koszmarnie nudne, ale kiedy oglądasz program i zastanawiasz się czy dadzą radę zrobić gigantyczną rocznicową babeczkę, to poziom emocji jest tak wysoki, że sięgnięcie po pilot jest prawie nie możliwe.
Toddlers and Tiaras – uwielbiany przez zwierza show, którego twórcy i połowa uczestników powinna trafić przed jakiś trybunał za znęcanie się nad dziećmi. W skrócie serial opowiada o małych dziewczynkach występujących w konkursach o tytuł małej miss. O ile dziewczynki są po prostu biedne, o tyle ich matki są wręcz przerażające. Naprawdę przerażające. Zwierz ogląda serial z poczuciem, że coś gdzieś poszło strasznie nie tak w amerykańskiej kulturze skoro pozwala na takie konkursy. Z drugiej strony, jak przy oglądaniu zwyczajów dalekich plemion, czy nawet dzikich zwierząt – zwierz jest tak zafascynowany czymś, czego w najmniejszym stopniu nie pojmuje, że nie może oderwać wzroku. Póki nie przypomni sobie, że to pewnie właśnie z tego powodu zrealizowano ten serial.
Niektórzy oglądają show dla małych koszmarnie ubranych dziewczynek, zwierz ogląda dla horroru przyglądania się matkom uczestniczek
Operacje Plastyczne – prawda jest taka, że programy o operacjach plastycznych są koszmarnie nudne – przychodzi kobieta mówi, że ma za duży brzuch za mały biust czy za długi nos – potem ją operują i ma mały brzuch, duży biust i krótki nos. Oczywiście od czasu do czasu podrzucą operację, która może nie ratuje życie ale zmienia jego jakość, ale większość programu to poprawianie biustu. Zwierz, który nigdy sobie niczego operować nie chciał (zwierz chciałby schudnąć ale lubi zarówno swój nos jak i biust) ogląda te programy głównie za sprawą takiego prostego przekazu – najpierw mamy nieszczęśliwych ludzi, potem robią sobie operacje i są szczęśliwi. Zwierz wyciąga więc wnioski, że od szczęścia dzieli go tylko jedna operacja plastyczna. Ale tak serio zwierz nie wie dlaczego nie przełącza na inny program. Może ponownie jest zafascynowany tym co jest kompletnie nie tyle sprzeczne co obce jego światopoglądowi. Z resztą skoro jesteśmy przy programach o modyfikowaniu ciała. Zwierz uwielbia programy o tatuażystach. Zwłaszcza słuchać motywacji ludzi, przychodzących po tatuaż.
Trinny i Susannah? – zwierz nie wymienia żadnego programu bo wszystkie są idealnie identyczne. Polegają na braniu źle ubranych ludzi, kupowaniu im nowych ciuchów, co ma zmienić ich życie. Ponieważ Trinny i Susannah? przebrały już wszystkich anglików, wyruszyły na podbój Europy i Ameryki. Oczywiście wszystkie te metamorfozy to pic na wodę, bo do ostatnich zdjęć dorzuca się profesjonalny make-up, poprawione zęby i nową fryzurę ale zwierz ogląda te programy przede wszystkim dla pomysłów obu stylistek. Zawsze bowiem, zwierz wychodzi z założenia, że ich pomysłem na nowy styl, jest wrzucenie kogoś kto lubi się ubierać na sportowo w eleganckie ciuchy, a dziewczynę, która chodziła w namiocie w wąskie ciuchy. Innymi słowy przebieranie wszystkich dokładnie w to w czym nie chcą chodzić. Zwierz przyglądając się programowi doszedł do wniosku, że skoro sam uwielbia szerokie doły i wąskie góry powinien chodzić w wąskich dołach i szerokich górach. Dzięki temu szybciej jeszcze zbliży się do idealnego kształtu kuli. Ale tak na serio to ten program ogląda się z przyjemnością przede wszystkim po to by móc krzyczeć na telewizo
Jak dobrze wyglądać nago – praktycznie to samo co Trinny i Susana bo oglądamy tu kobiety, które źle się czują z własnym ciałem, ale po tym jak trochę się je po komplementuje i da się im nowe ciuchy, bieliznę i fryzurę, są tak pewne siebie, że mogą nawet zapozować nago do fotografii. Oczywiście takiej fotografii gdzie są czymś przykryte czy zasłonięte. Zwierz ogląda ten program właściwie dla jednego segmentu kiedy każdej kobiecie pokazuje się rząd innych kobiet i każe się jej ustawić w takim rzędzie według wymiarów. Zwierz jeszcze nie widział kobiety, która postawiła się by w takim rzędzie dobrze, wszystkie stają w złym miejscu – zwierz wie, że takie rzeczy są reżyserowane, ale z drugiej strony gdyby ktoś kazał się zwierzowi ustawić w takim rzędzie pewnie też nie miałby pojęcia gdzie powinien stanąć i tylko by czekał, aż go przesuną gdzieś niżej. Poza tym zawsze miło pooglądać program w którym niezbyt szczupłym i ładnym kobietom mówi się, że nie są brzydkie. W sumie czemu nie.
Moje wielkie cygańskie wesele – OK to jeden z tych mniej kretyńskich programów – cygańska kultura w Wielkiej Brytanii jest fascynująca i z tego co zwierz rozumie niewiele ma wspólnego z kulturą romską w wydaniu, które my kojarzymy. Nie mniej jednak serial pokazuje jedynie drobny wycinek tego życia jakim są wesela i pierwsze komunie. Estetyka tych wesel, a zwłaszcza sukni ślubnych, możliwość przyjrzenia się wnętrzom przyczep mieszkalnych, czy po prostu wysłuchiwanie marzeń i ambicji dziewczyn z zupełnie nie znanej zwierzowi grupy jest fascynujące. Oczywiście w pewnym momencie przestaje być fascynujące z powodu ciekawej odmienności i zwierz czeka tylko na co raz bardziej niesamowicie kiczowate sukienki ślubne. Mniej więcej wtedy zaczyna się w nim formować przekonanie, że może warto sięgnąć po pilota
Domy Ekstremalne Metamorfozy – zwierz pamięta kiedy Ekstremalne Metamorfozy odnosiły się do ludzi, których odchudzano i robiono im wszystkie możliwe operacje plastyczne po czym wypuszczano w świat. Tamten program nieco zwierza przerażał (przypominał trochę program ochrony świadków), tak więc zwierz z ulgą powitał ten sam pomysł w odniesieniu do domów. Program zaczyna się zawsze tak samo od wzruszającej historii biednych ludzi, których spotkało nieszczęście albo takich, którzy wykazali się bohaterstwem. Na miejsce przyjeżdża ekipa rozgląda się po strasznych warunkach życia bohaterów (zazwyczaj ich domy są przerażająco duże jak na straszne warunki życia) po czym burzą wszystko i w tym samym miejscu stawiają w siedem dni zupełnie nowy dom wyposażony jak pałac. Zwierz ogląda program głównie dla ostatnich pięciu minut kiedy rodzinie pokazuje się ich nowy dom. Mniejsza o zachwyty rodziny – zwierz przede wszystkim zastanawia się jak ludzie utrzymają 400 metrów z własnym basenem i zastanawia się jak pokój w kucyki pony przygotowany dla siedmiolatki będzie działał trzy lata później kiedy dziewczyna będzie się interesowała czymś zupełnie innym.
My sweet Sixteen – niestety program już nie leci ale stanowił dla zwierza istny magnes – te wszystkie niesamowicie wystawne przyjęcia urodzinowe z okazji ukończenia szesnatsu lat, samochody podstawiane pod drzwi, wynajmowane kluby, gwiazdy, testowanie menu i dramaty przy rozdawaniu zaproszeń. W przeciwieństwie do bardzo wielu widzów zwierz nie wyciągał z programu wniosków odnośnie całej współczesnej młodzieży, raczej radośnie przyglądał się ich rodzicom trochę chyba za późno orientującym się, ze kupowanie dzieciom absolutnie wszystkiego nie koniecznie może się dobrze skończyć. Z drugiej strony zwierz, który ostatnie prawdziwe przyjęcie urodzinowe miał gdzieś w okolicy przedszkola (potem rodzice zwierza zorientowali się, że banda dzieciaków w jednym miejscu, które trzeba zabawiać to plus minus odwrotność dobrej zabawy dla dorosłych) przyglądał się programowi z mieszaniną niedowierzania i zazdrości. Głównie jednak niedowierzania. Olbrzymiej dawki niedowierzania
Zwierz przez chwilę zastanawiał się czy nie umieścić na tej liście Top Gear bo na co osobie, która samochody rozróżnia po kolorze program motoryzacyjny. Ale potem zwierz przypomniał sobie, że to jeden z najlepszych programów komediowych jakie zna i samochody są tam tylko dla picu więc doszedł do wniosku, że genialny Top Gear się do tego nie klasyfikuje. Powyże show to nie są programy, które śledzi się w telewizji, czy ogląa całymi sezonami. Co więcej oglądając je można mieć niekiedy wyrzuty sumienia, że przykłada się rękę do upadku zachodniej cywilizacji. Ale z drugiej strony zwierz zawsze powtarza sobie, że gdzieś tam handlarze bronią przykładają się do upadku cywilizacji dużo bardziej aktywni. I w sumie to go nieco pociesza. A jakie są wasze programy każące wykrzyknąć „O mój Boże co ja oglądam” ale niekoniecznie sięgnąć po pilot do telewizora? Zwierz pyta bo może powinien zmienić lub odświeżyć swój zestaw.
Ps: Jutro będzie odrobinę o kolonializmie. Tak jak zwierz bardzo dawno temu obiecał.