Mieliśmy już tekst o Ostatnim Jedi bez spoilerów a teraz nareszcie czas na tekst pełen spoilerów. Serio kochani Spoiler na spoilerze. I jeszcze jeden spoiler. I pewnie spoilery w komentarzach. I spoilery które patrzą na spoilery. SPOILERY. Ok chyba załapaliście, że jeśli nie oglądaliście filmu to nie czytajcie dalej. A jak widzieliście – to chodźcie musimy pogadać o tylu rzeczach.
Zwierz ma za sobą takie ogólne zachwyty i narzekania więc proponuje, że po prostu napisze wam najpierw co mu się podobało, potem co mu się nie podobało. Raczej w rozbudowanych punktach bo ma ochotę po prostu rzucić w was wszystkimi uwagami i przemyśleniami i emocjami.
RZECZY PIĘKNE I DOBRE:
Cały wątek Kylo Rena był zdaniem Zwierza najpiękniejszą i najmocniejszą częścią opowieści. Po pierwsze – scena w której niszczy hełm Vadera jest dla Zwierza takim symbolicznym rozstaniem się z ambicją by iść dokładnie drogą swojego dziadka. Kylo z pierwszej części bardzo chce być Darth Vaderem numer 2. Kylo z drugiej części chce już być sobą. I wiecie co – Zwierz nigdy jeszcze nie spotkał w Gwiezdnych Wojnach postaci która by się tak ładnie rozwinęła. Tak jasne nadal Kylo jest trochę drama queen, ale jednocześnie – trudno już powiedzieć jednoznacznie, że całkowicie zaprzedał duszę ciemnej stronie. Tak jasne, zabił Hana Solo, ale jednak do Lei – do której wyraźnie nie ma takich pretensji (mimo, że to ona odesłała go na szkolenie Jedi!) strzelić nie potrafił. Co więcej, kiedy opowiada historię swojej konfrontacji z Lukiem (ze swojej perspektywy) to trochę trudno się dziwić że poczuł się zdradzony przez swojego mistrza. Ale nawet nie o to chodzi – doskonałe jest połączanie umysłów Rey i Kylo – chemia między nimi jest kosmiczna (niemal dosłownie) i kiedy walczą razem to Zwierz miał wrażenie, że patrzy na piękno i dobro. No i kiedy Kylo wyciąga rękę do Rey – proponując jej by zaczęli coś nowego razem, to realizuje ideę równowagi mocy tak jak tego jeszcze nikt nie zrobił (choć są tu echa Imperium Kontratakuje). Ogólnie Zwierz nie spodziewał się, że postać która wydawała się słabą kalką Vadera może mu coś zaproponować a tu proszę – Kylo był odpowiedzialny w filmie za największe emocje.
Adam Driver – Zwierz pisał o tym w przypadku recenzji bez spoilerów ale nigdy dość stwierdzania że Driver naprawdę zagrał w tym filmie znakomicie. Zwłaszcza w scenach jego komunikacji z Rey – gdzie oboje przecież nie grają razem ale grają do siebie, wypadł fenomenalnie. Do ostatniego momentu nie sposób było stwierdzić co tak naprawdę ma w sercu. Poza tym – kurczę to jest niesamowite – i tu Zwierz musi przyznać, jak ten aktor inaczej wygląda w zależności od tego kogo i jak gra. Zwierz pamięta jak widział Drivera w Girls i myślał sobie, że brzydszego faceta to już chyba nie mogli znaleźć. Ale jako Kylo Ren Driver nagle jest niesamowicie atrakcyjny. I to nie dlatego, że się jakoś zmienił tylko dlatego, że jak ktoś dobrze gra, jest utalentowany to nagle potrafi zupełnie inaczej wyglądać. Zwierz straszliwie się śmiał z Kylo Rena po pierwszym filmie a też to nerwowo szuka jakiegoś ładnego plakatu w sieci.
Generał Hux – Zwierz rozmawiał o tym z innymi widzami i wiele osób uznawało, że sam Hux nie jest dobrą postacią bo jest wręcz komicznie pogardzany i wykorzystywany przez Kylo. Zdaniem Zwierza to jednak nie do końca tak jest. Otóż w tym wątku widzę dwie ciekawe rzeczy – pewien konflikt między religią a wojskowością – coś co w sumie sygnalizowała już Nowa Nadzieja i Tarkin – że za każdym „wszechmocnym” Sithem stoi jakiś sfrustrowany generał który uważa że bez tych rozgrywek z mocą byłoby dużo szybciej i łatwiej. Ale nie tylko w tym rzecz – Zwierz jest głęboko przekonany, że tym co zadecyduje o końcu Kylo Rena będzie niekoniecznie konfrontacja z Rey czy jasną stroną mocy ale właśnie z Huxem. Ludzie tak bardzo pogardzani mają skłonność do dźgania w plecy swoich przełożonych. Oczywiście Zwierz może się mylić ale ci dwaj napuszczani na siebie przez swojego mistrza zwolennicy Najwyższego Porządku ostatecznie doprowadzą siebie wzajemnie do upadku. No i naprawdę to jaką minę robi kilka razy w tym filmie młody Gleeson. Perełka!
Poe Dameron nie może wysadzać wszystkiego co chce – Zwierz musi powiedzieć, że cały wątek „buntu” Poe Damerona podobał mu się jako pewna kontra do popularnego tropu w popkulturze gdzie ten pewny siebie, przystojny (serio jakim cudem Oscar Isaacs jest jeszcze przystojniejszy niż był?) niesubordynowany żołnierz/lekarz/prawnik/ facet robi coś wbrew zasadom i oczywiście ma rację. Początkowo wydaje się, że będziemy mieli tu dokładnie ten pomysł. Okazuje się jednak, że nie – Poe nie miał racji i jakby był bardziej subordynowany i robił to co mu każą to byłoby dużo mniej zawracania głowy. Oczywiście można zauważyć, że gdyby Poe dostał jasną odpowiedź na pytania o to jaki jest plan pani wiceadmirał to do żadnego małego puczu by nie doszło. Ale z drugiej strony – Poe musi się też nauczyć, że nie jest tak, iż wszyscy mają obowiązek wszystko mu zaraz mówić. Inna sprawa, fakt że Poe tak wiele uczy się o tym jak olbrzymie straty ponoszą rebelianci oraz że ostatecznie to w ostatnich scenach on prowadzi – Zwierz uznaje za jasny znak, że to Poe będzie kolejnym generałem rebelii. Takim wyszkolonym przez dwie doskonale przygotowane do prowadzenia działań zbrojnych kobiety. Przy czym należy zaznaczyć, że scena w której sam jeden właściwie unieszkodliwia wielki niszczyciel to jest taka scena po której nie trudno uwierzyć, że Poe ma powody sądzić że sam jest w stanie wygrać z Najwyższym Porządkiem.
Viceadmirał Holdo – doskonała postać – głównie dlatego, że zbudowana na zasadzie pewnych oczekiwań jakie ma widz. Na początku trochę jak Poe mamy się zdziwić że tym wsławionym wiceadmirałem jest kobieta a nie facet. Potem – mamy uznać, że jest zachowawcza i może nie tchórzliwa ale skostniała i pozbawiona pomysłu co robić w chwili kryzysu. Ostatecznie jednak okazuje się niezwykle kompetentna i jak widzimy – to ten rodzaj dowódcy z którym szybko i bez problemu dogada się księżniczka Leia. Zwierz ma w głowie taki mały headcanon że w Rebelii prowadzonej przez Leię jest całe mnóstwo kobiet na wysokich stanowiskach bo tylko z nimi księżniczka może się naprawdę dogadać. Inna sprawa – Zwierz dowiedział się że to przykład postaci która jest znacznie bardziej rozbudowana w książkach. To jedna z niewielu rzeczy jaka Zwierzowi przeszkadza. Jasne fajnie że książki uzupełniają film ale jednak Zwierz woli jak postacie są od A do Z budowane na ekranie. Bo jednak muszą dobrze grać też dla tych bez znajomości (i chęci poznania) powieści.
Nie wiesz co zrobić w Star Wars? Zrób Star Treka – zdaniem Zwierza cały pomysł fabularny na statek który nie może uciec przed wrogiem, a jednocześnie chwilowo jest bezpieczny to pomysł rodem z Star Treka. Brakowało Zwierzowi tylko, żeby przyszedł Picard i coś powiedział. Gwiezdne Wojny zawsze były najlepsze kiedy jakoś ograniczały swoich bohaterów i mówiły – no niestety tego nie możecie zrobić. W sumie to też jest pomysł rodem z Imperium Kontratakuje. I prawda jest taka – póki mamy tą sytuację na statku to scenariusz bardzo ładnie się trzyma i proponuje fajny kontrapunkt do fabuły np. Przebudzenia Mocy. Szkoda tylko, że emocjonalnie rozwiązanie tego problemu gdzieś umyka w mnóstwie różnych zakończeń jakie ma ten film. Ale ten sam moment kiedy film przedstawia nam główny problem bohaterów jest zdaniem Zwierza naprawdę jednym z lepszych w całej produkcji.
Odrobina realizmu – Zwierzowi bardzo podobało się wprowadzenie wątku bogactwa handlarzy bronią i w ogóle pokazanie że ten konflikt którym tak żyją bohaterowie przynosi niektórym ludziom korzyści. Zresztą to zawsze jest ciekawe kiedy bohaterowie wychodzą z takiego zamkniętego świata konfliktu i mogą spojrzeć nań z zewnątrz. Zwierzowi podobała się też pojawiająca się po raz pierwszy sugestia tego, że nasi bohaterowie strzelając i doskonale się „bawiąc” w kosmosie niekoniecznie widzą cierpienie i wyzysk normalnych mieszkańców galaktyki. To spojrzenie w kierunki gospodarczej i społecznej stronie Gwiezdnych Wojen to taki element realizmu do którego – zdaniem Zwierza, Gwiezdne Wojny już dorosły. Zresztą w ogóle – to czekanie na świt w najczarniejszej godzinie zdaje się dość dobrze przemawiać do uczuć wielu widzów którzy zastanawiają się – w naszych czasach, czy doczekają zwycięstwa Rebelii. Ale film mówi, że buntować się trzeba. I to jest bardzo piękne.
Porgi – Zwierz uważa że to jest pewien sukces. Po pierwszym słodkim BB8 z Przebudzenia mocy druga część potrzebowała czegoś równie słodkiego co by się nadawało do sprzedawania ludziom. Te słodkie foczko, mewo, sówki są idealne. Plus coś Zwierz załapało za serce kiedy ta wielka ilustracja równowagi w świecie mocy została pokazana przy pomocy ilustracji z filmu przyrodniczego o życiu Porgów.
RZECZY NIECO MNIEJ PIĘKNE I DOBRE
Luke i Yoda – Zwierz ma problem z postacią Luke’a w tym filmie – z jednej strony jest z nim jedna z najładniejszych scen w całym Ostatnim Jedi (nie tylko walka z Kylo Renem ale też te zachodzące słońca przywołujące pamięć Tatooine z Nowej Nadziei), z drugiej – Zwierz cały czas czekał aż Luke zrobi czy powie coś naprawdę ciekawego i w sumie większość jego scen jest taka urwana. Inna sprawa – pojawienie się Yody (oraz fakt, że może zrobić cokolwiek poza pojawieniem się) jest, zdaniem Zwierza takim „martwym Jedi ex machina”. Bo skoro mistrzowie Jedi tak wiele mogą po połączeniu się z mocą to straszne z nich leniwce – mogliby nieco bardziej wszystkim pomóc. Pojawienie się Yody choć wiele osób przyjmie z entuzjazmem Zwierz przywitał jako taki nieco zbyt czytelny sposób scenariusza na zaserwowanie nam jakiejś motywacji dla Luke’a. Przy czym żeby było jasne – krytyczne uwagi Zwierza odnośnie Skywalkera nie odnoszą się do Marka Hamilla. Wręcz przeciwnie jeśli ten film każe czegoś naprawdę żałować to faktu, że Hollywood nie było w stanie dostrzec że Hamill jest dobrym aktorem i może naprawdę zagrać dużo więcej niż mistrza Jedi.
Tajemnice Rey – Zwierz ma w ogóle problem z Rey. To nie jest to, że tej postaci nie lubi. Problem polega na tym, że niewiele o niej wie. To sympatyczna i niesłychanie zdolna dziewczyna. To na pewno. Ma niesamowitą łączność z mocą i nieugięte przekonanie, że trzeba stać po jasnej stronie. Ale poza tym Zwierz ma wrażenie jakby wciąż jej nie znał. Co nie zmienia faktu, że wszystkie jej sceny z Kylo Renem są genialne. No i jeszcze kwestia jej rodziców. Tu ponownie Zwierz ma teorię – w filmie Kylo mówi „Przecież wiesz że twoi rodzice byli nikim”. Ale czy naprawdę mamy ufać Kylo? Mam wrażenie że wszyscy Skywalkerowie zachowują się tak jakby nie bycie z ich rodziny oznaczało że się jest znikąd. Zdaniem Zwierza tajemnica Rey nie została jeszcze do końca rozwiązana. Co nie zmienia faktu, że film wciąż ma problemy by nam dokładnie powiedzieć kim ta dziewczyna jest. Bo nawet jeśli jest nikim to o jej historii wiemy zatrważająco mało. Zwłaszcza że to teoretycznie jest nasza główna bohaterka. Zwierz nie mówi, że musi się okazać córką mistrza Jedi ale jednak jej wizje z pierwszego filmu, ta niesłychana wrażliwość na moc – to wszystko jednak sugeruje jakąś tajemnicę.
Finn – Ojej, ojej. Zwierz zupełnie nie rozumie dlaczego Finn ma w tym filmie taki nudny wątek. Zwierz odniósł wręcz wrażenie, że scenarzyście straszliwie zależało na tym by podkreślić jak Finn niesamowicie kocha Rey. Czyżby był to jakiś lęk przed pewną niejednoznacznością pierwszej części? Trudno powiedzieć, ale Finn od samego początku ma gdzieś wszystkich innych – chodzi mu tylko o bezpieczeństwo Rey. No dobrze Zwierz by to spokojnie przeżył gdyby nie fakt, że w sumie Finn nie okazał się w najmniejszym stopniu ciekawą postacią. Zwierz miał nadzieję, że zagrają tym jego doświadczeniem szturmowca itp. Ale nie, właściwie o tym, że Finn jest szturmowcem przypominamy sobie głównie wtedy kiedy musi wiedzieć gdzie jest jakieś miejsce na statku Najwyższego Porządku. Nawet jego konfrontacja z Phasmą – która teoretycznie powinna mieć jakiś taki wymiar symboliczny – pokonania własnej szturmowej przeszłości, wypadła blado. Z kolei to ostatnie wielkie poświęcenie Finna ma słabe uzasadnienie w fabule – gdyby tak poświęcić chciał się Poe – byłoby to fajne przedłużenie wątku „co dobry dowódca robi dla innych” a tu…. Nie wiem jakoś zupełnie nie umiem poczuć do Finna tego co czułam po pierwszym filmie.
Rose – Zwierz bardzo polubił Rose. Polubił też że przez pewien czas mamy na ekranie duet grany przez czarnoskórego aktora i aktorkę amerykańską wietnamskiego pochodzenia. Bo to takie ładne odejście od „w kosmosie wszyscy są biali”. Doskonały jest też początek tej postaci. Środek też. Po czym nadchodzi koniec gdzie Rose oczywiście okazuje się pałać uczuciem do Finna choć w sumie nic wcześniej tego nie zapowiadało. Problem w tym, że Finn – wedle tej interpretacji ma w głowie tylko Rey. Jeśli czegoś Zwierz nie chce to romantycznego trójkąta w Gwiezdnych Wojnach. To nigdy nie wychodzi na dobre, bo zwykle okazuje się, że ktoś jest z kimś spokrewniony i wszystkim jest głupio.
RZECZY KTÓRE NIE SĄ PIĘKNE I DOBRE
Snoke – niech mi ktoś wyjaśni co tu zaszło. W pierwszej części dowiadujemy się, że jest zły Snoke i zakon mistrzów Ren. Kiedy go poznajemy jest tak demonicznie zły i wszechmocny, że Imperator wydaje się przy nim sympatycznym panem w ładnych ciuchach. Tylko, że Snoke jest tak naprawdę… żaden. Pojawia się, chełpi się swoją mocą i ginie przecięty na pół. Kim był? Kim są Rycerze zakonu Ren? Czy to tylko skuteczny rebranding Sithów? A może oni mają jakieś inne zasady? Lepsze stroje? Fajniejszą broń? Film nie daje tu żadnej odpowiedzi i w ogóle można dojść do wniosku, jakby scenarzysta odziedziczył po poprzednim filmie postać która mu się nie podobała więc ją ubił kiedy tylko mógł a potem zamiótł obie połówki pod dywan. To jedno z największych rozczarowań tego filmu. Straszna dziura która Zwierza denerwuje, bo tu była szansa na ciekawe rozwinięcie świata przedstawionego a nic z tego nie wyszło. To po kiego grzyba tak kombinować?
Kosmiczna Leia – Zwierz przyzna szczerze, udaje że scena w której księżniczka Leia siłą mocy wraca na statek z którego właśnie wyleciała do próżni jest…. Zła, głupia, bezsensowna, smutna i jest chyba obecnie na czele scen które nie istnieją. To sceny o których Zwierz stara się zapomnieć. Wiecie było tyle możliwości – Leia mogła zostać ranna na milion innych sposobów, mogła zginąć (zwierzowi podobała się koncepcja takiej zupełnie bezsensownej śmierci na polu walki – śmierci której księżniczka zawsze unikała o włos, a która w końcu ją dogoniła), ale to pływanie przez kosmos… Zwierzowi trudno powiedzieć dlaczego ta scena tak bardzo go zdenerwowała. Chyba dlatego, że to „zabili go i uciekł” jest tanim chwytem i niestety przyczynia się do tego, że trudno komuś powiedzieć że świat Gwiezdnych Wojen jest naprawdę logiczny i spójny. Zresztą wizualnie też było to takie trochę żenujące. Serio mało co mnie tak wytrąciło z równowagi jak ta scena.
Humor – nie to, że był, bo humor zawsze jest fajny ale to że był taki nierówny. Zwierz nigdy nie spodziewał się znaleźć w Gwiezdnych Wojna żenujących żartów ale ta scena w której Luke doi jakąś kosmiczną dinozauro-krowę – nie wiem miałam wrażenie jakby przez chwilę film poszedł w kierunku autoparodii czego osobiście bardzo nie lubię. W bezspoilerowej recenzji pisałam o swoistym kosmicznym decorum, którego bardzo brakowało w niektórych momentach filmu. Zwierz miał też wrażenie, że kilka razy dowcipna scena następowała nieco za szybko po dramatycznej, co sprawiało, że żadna z nich nie miała szansy w pełni wybrzmieć.
DJ – Benicio Del Toro pojawia się by zagrać doskonałego hakera. Gra doskonałego hakera. Hakuje. Bierze kasę, zdradza i odlatuje. Czy ma być jakimś odwzorowaniem Lando – kimś kto jest gotowy się umówić z Imperium. Czy ma być tym nieco bardziej realnym Hanem Solo który bierze nagrodę i odlatuje raz na zawsze. Cholera wie – problem w tym, że ta postać jest (przynajmniej w tej części) takim kolejnym przydatnym narzędziem scenariuszowym. Musi być żeby bohaterom się wydawało, że im się uda i musi zdradzić żeby napędzić dalsze sceny. Sam DJ co prawda ma jedną dobrą scenę (opowieść o handlu bronią) ale jest tak strasznie niewykorzystany że Zwierza aż dziwi, że wprowadzano dodatkową postać i cały ten trochę taki zbędny side quest Finna i Rose.
Zakończenia(e) – no o tym Zwierz też pisał ale teraz dokładniej – od chwili kiedy wiemy, że Snoke nie żyje film zaczyna się kończyć. Mamy tu najbardziej emocjonalną ze wszystkich scen – konfrontację (na żywo) Rey i Kylo. Tu są wszystkie emocje, podobnie jak wszystkie emocje towarzyszyły spotkaniu Luke’a i Vadera w Imperium Kontratakuje. Tu jest najwyższa emocjonalna i fabularna górka filmu. Po tym jak Rey ucieka film powinien trwać góra dziesięć minut. Tymczasem nie ma zakończenia – mamy obronę Rebeliantów na solnej planecie, mamy walkę Kylo z Skywalkerem, mamy popis mocy Rey, mamy śnieżne liski, mamy pożegnanie się Lei i Luka, mamy śmierć Luke’a mamy próbę poświęcenia się Finna itd. Ten film ma cały kolejny akt w trzecim akcie filmu. Prowadzi do sytuacji w której czuje się pewne zmęczenie materiału. Im dalej jesteśmy od tego najbardziej emocjonującego momentu – tym bardziej film trafi ten kapitał emocji który wcześniej zdobył. Zdaniem Zwierza film byłby bez porównania lepszy gdyby udało się w jakiś sposób wyciąć to odtwarzanie bitwy na Hoth (przełożone z początku na koniec). Jedyne wytłumaczenie jakie Zwierz ma dla scenarzystów to pomysł by kolejna część działa się kilka lat później – co wymusiło domknięcie wszystkich wątków w tej części.
WAŻNE PYTANIA :
– Jakiej odżywki do włosów używa Kylo Ren. Też takiej chce
– Gdzie kupuje kurtki Poe Dameron – ma najlepsze kurtki w galaktyce.
– Czy kiedykolwiek jeszcze ktoś odważy się zrobić coś ciekawego ze #stormpilot
– Czy Poe i Rey się polubią – na razie powiedzieli sobie tylko Hej!
– Czy Oscar Isaacs w trzeciej części trylogii będzie jeszcze przystojniejszy
– Gdzie można zaadoptować Porga
– Czy kiedykolwiek dowiemy się jaki jest emocjonalny stan Cheewbacy po stracie Hana Solo
– Czy Rey i Kylo Ren są spokrewnieni a jeśli nie są to czy mogliby począć jakieś mega super obdarzone mocą dzieci (pytam dla kolegów Sithów)
– Czy Rzeczywiście Rey jest nikim czy tylko jej kłamią a tak naprawdę jest kolejnym Skywalkerem jak wszyscy ludzie robiący dramę w tej galaktyce
– Co jest w świętych księgach Jedi poza „pamiętaj o dramatycznym odrzucaniu szaty przed każdym pojedynkiem”
– Czy ktokolwiek wyjaśni nam kiedyś kim są rycerze Ren? Chyba że Kylo ich sobie wymyślił i główną zasadą zakonu jest „noś spodnie niespodziewanie wysoko”
– First Order stracił stację kosmiczną, głównego szefa, największy statek i ogólny kierunek działania. Czy ta organizacja to przetrzyma? Biorąc pod uwagę, że to jednak nie jest Imperium (a to posypało się w chwili śmierci Imperatora)
– Skoro moc pozwala materializować się w różnych miejscach, łączyć umysły czy latać w kosmosie, to co w sumie jeszcze można zrobić dzięki mocy?
– Czy Porgi są pod ochroną?
– Czy kolejna część będzie dopiero jak ten dzieciak z ostatniej sceny podrośnie?
No dobra to tyle wszystkich uwag na dziś. Zwierz się wygadał i mu lepiej. Na koniec taka uwaga, mam wrażenie że ten film niesamowicie polaryzuje widzów. Od tych którzy się zachwycają po zawiedzionych. Zwierz im dłużej o tym myśli tym mniej myśli o sobie w kontekście zawiedzionego widza, co raczej widza, nie tak bardzo usatysfakcjonowanego jakby mógł być. Ale z drugiej strony – o filmie który by mnie w ogóle nie ruszył – nie napisałabym kilkunastu stron tekstu. Więc tak, to nie jest film bez wad. Ale nawet z wadami, to jednak są Gwiezdne Wojny. Plus dla mnie, serio Kylo Ren ratuje ten film. Zdanie które dwa lata temu wydawało mi się trochę herezją (choć w sumie ja Kylo zawsze broniłam).
Na koniec jeszcze jedna fajna niespodzianka. Pamiętacie jak Zombie vs Zwierz ogłosiło że robi sobie przerwę bo przecież już koniec sezonu? Okazało się, że przerwa potrwała tydzień po razem z Pawłem (i przy wsparciu kina IMAX Cinema City) nagraliśmy specjalny odcinek z naszymi wrażeniami o Gwiezdnych Wojnach. Odcinek spoilerowy więc jeśli nie macie dość najeżonych spoilerami przemyśleń to znajdziecie je w tym odcinku