Pociągi. Najbardziej klasyczny, romantyczny i… niebezpieczny (przynajmniej zdaniem twórców kultury) sposób podróżowania. Dziś opowiemy wam o tym co nam przydarzyło się w pociągach. Co prawda może nie jest to tak emocjonujące jak podróż Orient Expressem (miejmy nadzieje, że nie będzie żadnego trupa) ale na pewno będziecie się dobrze bawić. Zapraszamy na pokład.
Zwierz gości dziś w Krakowie, dokładnie na Uniwersytecie Jagiellońskim a jeszcze dokładniej w Instytucie Audiowizualnym. Dojechał tu nie bez problemu, jego pociąg miał więcej przygód niż wypada. Nic więc dziwnego, że na warsztatach prowadzonych ze studentami z Instytutu Audiowizualnego UJ postanowił, że wyciągnie od nich wszystkie straszne kolejowe historie jakie mają. Oto one (napisane ich własną studencką ręką!).
Opóźnienie może ulec zmianie
Niejednemu z was zdarzyło się jechać spóźnionym pociągiem. Jednak nie znam nikogo, kto nie potrafiłby posłać paru soczystych bluzgów w stronę PKP w momencie, gdy ciuchcia nie ruszy z powodu braku prądu na trakcji przez 6 godzin. Dodam od razu, że to był nocny pociąg, który stanął akurat w siarczystym mrozie podczas ferii zimowych, w połowie drogi z Olsztyna do Krakowa, którą – nawiasem mówiąc – PKP Intercity nie jest w stanie przewieźć pasażerów w mniej niż 5 godzin więc mamy jeszcze dodatkową kumulację Lotto oraz miliony wygranych spazmów na minutę. Ale wszystko przebija iście budujący komunikat od konduktora: „Za wszelkie opóźnienia przepraszamy. Jednocześnie przypominamy, że opóźnienie może ulec zmianie„.
O Okno!
Tak jak w historii Orient Expressu mróz był siarczysty. Daleko tu jednak od urokliwych realiów Bliskiego Wschodu, bo rzecz dzieje się w swojskiej relacji Poznań-Warszawa. Pociąg [jak na ironię] nazywa się SŁONECZNY. Czasy świetności ma on jednak dawno za sobą, bliżej mu do zachodzącego słońca i to jeszcze w pochmurny dzień. Jak przystało na realia polskiej kolei pociąg oczywiście przepełniony. Składy piętrowe [pozostając w kosmicznej tematyce, takie niebo i ziemia], na górze miejsca siedzące, garstka szczęśliwców zatapia swe pośladki w wygodnych fotelach, słucha muzyki, ogląda filmy. Dół wypełniony natomiast gnieżdżącymi się w niemiłosiernej ciasnocie, stojącymi pasażerami. Para BUCH!, koła w ruch, ruszyła maszyna ospale.. I nagle huk! Do środka dolnej części przedziału wpadło..okno. Ktoś dostał szubą, ktoś dostał ramą, a wszyscy jak jeden mąż dostali śniegiem. Bo za oknem zawierucha jak na Kasprowym. Przeszedł jeden konduktor „O! Okno wypadło..” i poszedł. Przeszedł drugi konduktor „O! Okno wypadło.. A pociąg niestety nalicza opóźnienie. Już 40min.” i poszedł. Ludzie na dole ubierają się we wszystko co mają, ludzie na górze rozbierają się ze wszystkiego co mają [ogrzewanie kręci na maxa]. A pociąg leniwie telepie się do Warszawy, gdzie dojeżdża bez okna i z półtoragodzinnym opóźnieniem.
Jak z filmu
W pewien słoneczny lipcowy dzień czekałam na pociąg na stacji Gdańsk Główny. Miałam około godziny czasu na przesiadkę, więc aby nie nudzić się na peronie, zdecydowałam się na przechadzkę po terenie dworca. Przechodząc obok kwiaciarni minęłam mnóstwo spieszących się ludzi, jednak w pamięć zapadła mi charakterystyczna twarz wysokiego blondyna. Nasze spojrzenia na moment się skrzyżowały, a następnie każde z nas poszło w swoją stronę. 10 minut później czekałam już na swoim peronie na podjeżdżający właśnie pociąg. Wtem zobaczyłam owego blondyna, który bardzo szybko biegł w moim kierunku. W ułamku sekundy znalazł się przy mnie, mówiąc coś bardzo szybko i nie do końca zrozumiale po angielsku o tym, że dzięki mnie coś sobie uświadomił i chciałby mi za to podziękować: wcisnął mi w ręce olbrzymią bombonierkę czekoladek i uciekł, tak szybko jak się pojawił. Pogodnie weszłam do pociągu z przekonaniem, że na tym świecie nie ma rzeczy niemożliwych.
Sauna PKP
Była to wczesnojesienna noc, a ja wraz ze znajomymi wracałem z Gdyni do Krakowa. Wybraliśmy oczywiście pociąg jako najrozsądniejszy środek transportu. Problemy zaczęły się wraz z wejściem do przedziału – przywitała nas niesamowita duchota i żar. Całą podróż mieliśmy spędzić z trójką emerytów marznących przy maksymalnie włączonej klimatyzacji. Cóż, pierwsza godzina była koszmarem. Wciąż rozbudzeni siedzieliśmy obok siebie wymieniając wymowne spojrzenia w przepoconych podkoszulkach. Starszy pan smacznie śpiący obok mnie mimowolnie szukał ukojenia dla zmęczonej szyi na moim ramieniu. W akcie desperacji i niemego protestu wyszliśmy na korytarz pogodzeni z faktem, że to właśnie tam przyjdzie nam spędzić pozostałe dziewięć godzin. Oczywiście myliliśmy się. Dwa przedziały obok zaczęła się impreza. Kibicowskie przyśpiewki wkrótce ustąpiły miejsca weselnym, a uczestnicy alkoholowego posiedzenia zaczęli wyładowywać swoją energię skacząc rytmicznie, bujając tym samym całym wagonem. Dwóch kanarów wkrótce wkroczyło na nasz korytarz. Oczywiście musieliśmy ich przepuścić i zrezygnowani wróciliśmy do przedziałowej sauny. Wkrótce impreza ucichła. Na następnym peronie pociąg zatrzymał się na dłużej – okazało się, że śpiewający panowie zostali wyproszeni z dalszej podróży, na co jednak nie zgodzili się, grożąc naprzemiennie krzykami, przekleństwami i wykształceniem prawniczym kolegi. W całą sprawę zaangażowana została Straż Ochrony Kolei, co tak zainteresowało siedzącym obok nas pasażerów, że postanowili wyjść z przedziału i na własne oczy zobaczyć co się dzieje. Wykorzystaliśmy sytuacje otwierając okno i obniżając klimatyzację do rozsądnego poziomu. Podekscytowani emeryci po powrocie do przedziału spytali nas tylko o zamknięcie okna, ale nagromadzona w nich adrenalina nie zwróciła ich uwagi na niższą temperaturę w przedziale. A my w końcu mogliśmy pójść spać.
Kochany święty Mikołaju
15 grudnia 7.40, jadę pociągiem. W pociągach można spotkać cały świat. Czy przed wejściem, czy w środku, czy w trakcie jazdy. Wsiadam więc do tego pociągu, wcześniej kupuję bilet i jadę. Pociąg podjeżdża i nie jestem pewien, czy widzę znajomą z twarzy dziewczynę, której być może w ogóle nie znam, czy patrzę pod nogi, żeby nie wpaść w tę magiczną dziurę między krawędzią peronu a schodkiem wagonu. Wiadomo, że o tej porze to nieistotne. Jest wcześnie i jest zima. Jest ciepło. W pociągach zawsze jest ciepło. Ludzie wspominają o zwierzach popkulturalnych, co tam w House of Cards i Andrzeju Dudzie. Ale raczej wszyscy patrzą w mobajle. Odruchowo też spoglądam, żeby sprawdzić swoją geolokalizację. No więc jadę tym pociągiem, po drodze wzloty i upadki, a przecież suniemy po torze. Widzę jak dziecko wysyła mamie linka, pod którym kryje się obiekt jego marzeń. Taki nowy list do Świętego Mikołaja. To wszystko świadczyłoby o tym, że jeżdżenie pociągiem to zawsze ciekawe doświadczenie, gdyby nie to, że jest po prostu wcześnie, jest mobilnie i wszyscy niebawem wylogujemy się z tego zatłoczonego wagonu, każdy w swoją stronę : )Jeżdżenie pociągiem nie zawsze jest zjawiskowe. Nie zawsze jest realne. Dobrze, że już dojechałem.
4:30 w Bochni
To była pierwsza klasa liceum, koniec maja, Praga. Po trzech dniach wycieczkowania (a tym samym po trzech nieprzespanych, choć jakże fantastycznych nocach) nadszedł czas powrotu do domu. Jeszcze tylko ostatnie godziny w autokarze, jeszcze grzecznie pożegnać się z wychowawcą i ze znajomymi, a potem biegiem, biegiem na pociąg, aby zdążyć! 23:10, w sam raz, do ostatniego odjazdu zostało 20 minut. Kolejka do kasy biletowej bardzo krótka, więc czekałam cierpliwie na swoją kolej. „Niestety z powodu utrudnień na torach pociąg nie pojedzie, ale na dworcu autobusowym z ulicy takiej a takiej zostanie podstawiony autokar zastępczy” – usłyszałam od Pani w okienku. W porządku, pomyślałam, może to nawet lepiej, wygodniej będzie. Nie mogłam się doczekać, aż wsiądę, bo już niemal zasypiałam na stojąco. Gdy doszłam na dworzec autobusowy, chciałam się upewnić, że czekam w dobrym miejscu, więc zaczepiłam paru mężczyzn. Tak, tak, my też na autokar zastępczy do Bochni czekamy, usłyszałam w odpowiedzi. Uff. Możecie sobie wyobrazić, jakie było moje zdziwienie, jaka rozpacz żałosna, gdy autokar odjechał z drugiej strony i nawet nie raczył się zatrzymać. Pocieszeniem było to, że tym dwóm Panom też uciekł i nie ja jedna będę musiała czekać do 4:30. Powróciłam do hali dworcowej i chciałam się oprzeć o walizkę oraz zamknąć oczy, ale zostałam upomniana przez ochroniarzy, że TU SPAĆ NIE WOLNO, PSZEPANI. No cóż. Chociaż tyle, że miałam pod ręką jedną, jedyną książkę, którą ze sobą zabrałam, a był tu „Hamlet” Szekspira. Pamiętam, że w te parę godzin przeczytałam całego, ale byłam tak senna, że pominęłam kluczową kwestię: być albo nie być. Gdy pociąg (już tym razem pociąg, nie autokar zastępczy) nadszedł o 4:30, jakaż była moja ulga i radość! Dopóki nie wsiadłam do przedziału i zaczepił mnie Pan około 40-tki. Najpierw byłam miła i grzecznie odpowiadałam na jego pytania – ile mam lat, skąd wracam, co będę zdawać na maturze. Potem, kiedy pytania zaczęły przemieniać się w dziwne zaloty, trochę niezręcznie się zrobiło, zważywszy pod uwagę, że ledwo skończyłam 17 lat. Pan chyba zauważył i po propozycji wspólnego wypadu na drinka, zaczął się tłumaczyć, że ma syna w podobnym wieku, taki fajny chłop, gra w zespole weselnym, no ale ten, kobity żadnej ni ma, to mu jakąś znaleźć trzeba i on (ojciec) się tym zajmuje. Zażenowana całą sytuacją, zamilknęłam. Z odsieczą przybyła Pani konduktor, która szepnęła, że tu, w przedziale obok, miejsce wolne jest, mniej ludzi. Wreszcie. Godzina 5:46 – Bochnia. Co to była za noc…
Kolejowi terroryści
Zdarzyło się Zwierzowi raz jechać pociągiem na majówkę do Trójmiasta. Pociąg w chwili wyjazdu z Warszawy miał już poruszające 280 minut opóźnienia (a jechał bodajże z Katowic) i został wyprzedzony między innymi przez InterCity które jechało w tym samym kierunku. Większość z uczestników wycieczki (a także innych pasażerów) jęknęła głęboko widząc że wyprzedził nas prawie pusty bardzo komfortowy skład (którym nie pojechaliśmy bo chcieliśmy dotrzeć do Gdańska jak najwcześniej. Wymieniliśmy kilka obelżywych uwag (pod adresem ludzi kradnących trakcję a także pod adresem organizatora wycieczki) ale ostatecznie wsiedliśmy do naszej zatłoczonej, spóźnionej i pełnej bardzo sfrustrowanych ludzi TLK. Jakie było nasze zaskoczenie gdy okazało się (na następnej stacji), że to piękne Intercity nigdzie dalej nie pojedzie bo ktoś zadzwonił, że jest w nim bomba. Naszym zdaniem był to sfrustrowany pasażer naszej TLK uważający że skoro on dojdzie z opóźnieniem nad morze to naprawdę nikt go nie wyprzedzi.
Czas nieokreślony
No i na koniec Zwierz musi opowiedzieć o niesamowitej historii która zdarzyła mu się wczoraj. Jego dość opóźniony pociąg do Krakowa, złapał niesamowite opóźnienie w miejscowości Miechów (jest to ta sama stacja przy której stoi nowy wyremontowany dworzec – otwierany kilka dni temu przez premiera), z powodu wypadku. Najpierw opóźnienie miało trwać dwie godziny a potem dostaliśmy informację, że będzie trwało czas nieokreślony. Co jak wszyscy potwierdzą brzmi dość niepokojąco a wręcz przerażająco. Czas nieokreślony pchnął do działania moich współpasażerów z przedziału którzy zadzwonili po taksówkę. Niestety na pięć osób były w niej cztery miejsca. Zwierz oddał swoje panu który potem jechał do Tarnowa i został sam jeden w przedziale. Będąc w przedziale spędzał miło czas słuchając śmiechów i krzyków ludzi z innych części wagonu, kiedy nagle zgaszono światło. Wyłączono silnik. Zaczęło się robić ciemno i zimno. Ale właśnie wtedy okazało się, że założenie bloga było doskonałym pomysłem. Zwierz zgadał się ze swoją czytelniczką która utknęła w pociągu na poprzedniej stacji i po którą jechał mąż. Udało się doczekać przyjazdu kawalerii. I tak małym samochodem w którym oprócz Zwierza i jego czytelniczki była np. zupełnie przypadkowa dziewczyna z tego drugiego pociągu (miała dziś rozmowę o pracę więc trzymamy kciuki!) i chłopak który niestety chyba musiał przenocować potem na dworcu w Krakowie. Cała nasza wesoła ferajna dotarła w końcu do Krakowa. Co ciekawe, kiedy Zwierz stał pod dworcem (rzeczywiście bardzo ładny) pewien zupełnie przypadkowy pan zaproponował, że może podwieźć Zwierz do następnej miejscowości, ale nie dalej. Przed dworcem stali też ludzie którzy zarzekali się, że ucieczka samochodem nie ma sensu bo pociąg na pewno ruszy za pięć minut.
Oto nasze kolejowe historie. Niektóre śmieszne, niektóre straszne, niektóre cóż… codzienne. Oczywiście każdy kto choć raz wsiadł do pociągu ma jedną taką historię. I bardzo chętnie Zwierz (a także współautorzy tego tekstu) ich posłuchamy. Zostawcie nam w komentarzu wasze najbardziej poruszające kolejowe opowieści.
Tekst autorstwa Zwierza oraz nieszczęsnych studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego, których Zwierz bezczelnie wykorzystał na własną chwałę.