Home Film Kwestia wiary czyli o “Ostatni Pojedynek”

Kwestia wiary czyli o “Ostatni Pojedynek”

autor Zwierz
Kwestia wiary czyli o “Ostatni Pojedynek”

 

Rzad­ko mam wraże­nie by zna­jo­mość his­torii mogła być uznana za jak­iś spoil­er. Ale kiedy zobaczyłam zwias­tun „Ostat­niego Poje­dynku” pomyślałam, że nic tak nie zmieni odbioru tego fil­mu jak to czy o spraw­ie czy­tało się wcześniej, czy też, poz­namy ją dopiero za pośred­nictwem fil­mu. I to niekoniecznie dlat­ego, że ten kto czy­tał śred­niowieczne poda­nia wie, kto ów ostat­ni sądowy poje­dynek we Francji wygrał.

 

Ostat­ni Poje­dynek” to trochę taki Kuro­sawa przepisany na kino Rid­leya Scot­ta. Z tą różnicą że ten „Rashomon” jest po pier­wsze filmem słab­szym po drugie – zde­cy­dowanie bardziej stanowi lin­iowe poprowadze­nie opowieś­ci, gdzie raczej nar­rac­je się uzu­peł­ni­a­ją niż sobie przeczą. Wciąż jed­nak – Scott korzys­ta z tego ciekawego zabiegu, gdzie najpierw poz­na­je­my prawdę o  wydarzeni­ach, którą  opowia­da nam (a właś­ci­wie przyj­mu­je­my jego per­spek­ty­wę)  Jean de Car­rouges (gra go Matt Damon), potem Jacques Le Gris (Adam Dri­ver)  a na końcu Mar­guerite de Car­rouges ( w tej roli Jodie Com­er). His­torię gwał­tu poz­na­je­my więc najpierw z per­spek­ty­wy męża, który przed­staw­ia się nam jako człowiek kocha­ją­cy i szla­chet­ny, potem gwał­ci­ciela, który dzi­ała jak twierdzi pod wpły­wem emocji a na sam koniec – z per­spek­ty­wy żony, która w żad­nym z nich nie dostrze­ga zbyt wielu pozy­ty­wnych cech.

 

Przyz­nam szcz­erze – jest to ciekawe zestaw­ie­nie – bo z jed­nej strony mamy całe bogact­wo fil­mu his­to­rycznego spod znaku Rid­leya Scot­ta, z drugiej – dość kam­er­al­ny dra­mat, który spoko­jnie mógł­by się roze­grać nawet i współcześnie. Tytułowy „Ostat­ni Poje­dynek” choć nakrę­cony w sposób bard­zo sprawny w isto­cie nie jest aż tak ważny, jak portre­ty psy­cho­log­iczne całej trój­ki. Poz­na­je­my dwóch bard­zo różnych od siebie młodych mężczyzn których początkowa przy­jaźń zosta­je przez lata zła­mana ich bard­zo różnym pode­jś­ciem do życia i dwiema różny­mi kari­era­mi. Obaj mają swo­je wady –  jeden jest zbyt dum­ny, dru­gi zbyt pewny siebie, obaj też mają bard­zo różne pode­jś­cie do tego co ma stanow­ić przymio­ty dobrego rycerza.

 

Pod tym wzglę­dem jest to film o tyle ciekawy, bo kon­cen­tru­je się na częs­to pomi­janym w fil­mach aspekcie ówczes­nego życia – ciągłego manewrowa­nia pomiędzy dworem, domem i wojną tak by nie stracić swo­jej pozy­cji i utrzy­mać majątek. Nasi bohaterowie – którzy są już coś mają ale wciąż są uza­leżnieni od woli lokalnego księ­cia – stanow­ią  doskon­ały przykład tej klasy społecznej, która nigdy nie może spać spoko­jnie – bo w każdej chwili może stracić już to co ma. Strate­gie przetr­wa­nia są zaś bard­zo różne – a jed­nocześnie pod wielo­ma wzglę­da­mi ogranic­zone, bo nie wszys­tko moż­na robić gdy się już człowiek wybi­je z nizin. Pod tym wzglę­dem śred­niowieczne społeczeńst­wo dzi­ała na skom­p­likowanych zasadach gdzie związ­ki pry­watne, kwest­ie eko­nom­iczne i społeczne nakłada­ją się na siebie w każdym aspekcie życia.

 

To zarysowanie sytu­acji w której znaleźli się bohaterowie wychodzi reży­serowi najlepiej. Gorzej kiedy się­ga po to co sta­je się głównym przed­miotem fil­mu czy oskarże­nie o gwałt jaki Mar­guerite de Car­rouges rzu­ca pod adresem Le Grisa. Otóż w tym momen­cie, reżyser zupełnie nie jest w stanie zachować ani wielu per­spek­tyw, ani – co chy­ba pod wielo­ma wzglę­da­mi ważniejsze – zrozu­mieć na czym miało­by pole­gać wierze­nie ofi­arom. Gdy oglą­damy nar­rację Le Grisa która ma nam pokazać że oskarżony nie postrze­ga swo­jego czynu jako gwał­tu – reżyser zupełnie nie jest w stanie tego zro­bić. Na ekranie widz­imy jed­noz­nacznie scenę gwał­tu. Gdy potem poz­na­je­my nar­rację ze strony Mar­guerite – nie jest nam ona w stanie nic dopowiedzieć do tej sytu­acji. Pomi­jam fakt, że wcale nie jestem pew­na czy sce­na gwał­tu musi się w filmie pojaw­iać dwukrot­nie, to zgadzam się z kry­tyka­mi którzy zauważa­ją – że w ogóle nie musi­ała­by się pojaw­ić. Właśnie na tym pole­ga wierze­nie ofi­arom – że nie musisz zobaczyć czegoś na własne oczy by w to uwierzyć.

 

Co więcej cała sytu­ac­ja sta­je się wtedy jas­na i prze­jrzys­ta – także z punk­tu widzenia postrze­ga­nia samego poje­dynku jako ucz­ci­wej formy rozstrzy­ga­nia takiego sporu. Sko­ro wiemy bez zas­trzeżeń kto jest win­ny a kto nie, patrze­nie na poje­dynek jest skażone tą per­spek­ty­wą. Tym­cza­sem dra­matur­gia całego wydarzenia opier­ała się nie na wiedzy ale na zau­fa­niu kobiecie. Nie musimy wiedzieć co się stało – powin­niśmy zaw­ierzyć. Jeśli musimy zobaczyć, żeby zaw­ierzyć to jest to zupełnie inna sytu­ac­ja. Zwłaszcza, że sam pro­ces (który tu jest niesły­chanie skró­cony) mógł­by rzeczy­wiś­cie przekon­ać widzów by zaw­ierzyli Mar­guerite. Tylko to jest właśnie ten prob­lem – że film bard­zo niewiele zostaw­ia w swoim głównym tema­cie samemu wid­zowi. Jak­by nie ufał mu że jest w stanie podążyć za jego główną myślą bez jas­nego pod­kreśla­nia współczes­noś­ci fabuły.

 

Zresztą ten prob­lem najbardziej widać w drugiej częś­ci fil­mu w której poz­na­je­my lep­iej Le Grisa. Jest to w sum­ie ele­ment zbęd­ny – dra­matur­gicznie zde­cy­dowanie lep­iej film zagrał­by gdy­byśmy poz­nali po pros­tu wer­sję męża i żony – kogoś kto się o gwał­cie dowiadu­je i kogoś kogo mówi. Część Le Grisa jest o tyle chy­biona że nie dość że niewiele nowego mówi nam o całej sytu­acji co jeszcze czyni wszys­tko zde­cy­dowanie bardziej jed­noz­nacznym (Le Gris jest tu przed­staw­iony jako gwał­ci­ciel niemal w pier­wszych sce­nach swo­jej nar­racji). Jasne – to aktorsko daje Adamowi Dri­verowi więcej miejs­ca do dobrej gry aktorskiej, ale też w jak­iś sposób osłabia znaczenia ostat­niej nar­racji – samej  Mar­guerite. Kiedy przy­chodzi jej opowiedzieć his­torię – wszys­tko już wiemy.

 

Sce­nar­iusz fil­mu pisały trzy oso­by – Ben Affleck, Matt Damon i Nicole Holofcener. Z tym że sce­narzys­tkę popros­zono o napisanie częś­ci z punk­tu widzenia Mar­guerite. Mam wraże­nie, że trochę czuć te różnice – ostat­nia część jest najbardziej bezpośred­nia w swoich naw­iąza­ni­ach do ter­aźniejs­zoś­ci. W dialo­gach dosta­je­my bard­zo jasne wypowiedze­nie – dlaczego kobi­ety nie zgłasza­ją gwał­tu i jak bard­zo sprawy bronienia czci kobiecej częs­to mają przede wszys­tkim być pio­nkiem w sprawach mężczyzn. Tu chy­ba dosta­je­my najwięcej jas­nych pow­iązań z tym co dzieje się w świecie współczes­nym łącznie z zapisem pro­ce­su, który (choć bard­zo ogranic­zony wzglę­dem tego jak rzeczy­wiś­cie pro­ce­dowano) ogranicza się przede wszys­tkim do scen przesłuchań Mar­guerite które mają sug­erować, że to jej wina. Tu już czu­je­my bard­zo współczesne dyskus­je – a nawet słyszymy współczes­ny język.

 

To bard­zo proste prze­niesie­nie na współczes­ność – przy jed­noczes­nym braku zrozu­mienia, że widz nie musi widzieć sce­ny gwał­tu by uwierzyć ofierze że miał miejsce, czyni z „Ostat­niego poje­dynku” film śred­ni choć – z potenc­jałem na film bard­zo dobry. Serio gdy­by wyrzu­cić część Le Grisa była­by to pro­dukc­ja bez porów­na­nia lep­sza, dużo bardziej niejed­noz­nacz­na – także w przed­staw­ie­niu charak­teru postaci. Co nie zmienia fak­tu, że to jest pro­dukc­ja ciekawa – głównie ze wzglę­du na swo­ją ambicję by nie być ponown­ie filmem opowiada­ją­cym całość od początku do koń­ca, w najprost­szy możli­wy sposób. Podo­ba mi się, że jest tu ambic­ja kina niewielkiego połąc­zona z budżetem kina głównego nur­tu. Pode­jrze­wam że dla niejed­nego widza, będzie to naj­ciekawsza pod wzglę­dem for­mal­nym propozy­c­ja jaką zobaczy w tym roku.

Aktorsko film wypa­da bard­zo nierówno. Ben Affleck gra swo­jego księ­cia tak jak­by spec­jal­nie chci­ał pokazać jak bard­zo pewni ludzie zawsze zachowu­ją się tak samo. Odrzu­ca­jąc manierę udawa­nia śred­niowiecznych gestów, Affleck tworzy rolę abso­lut­nie współczes­ną co ma sens – biorąc pod uwagę, że wymowa fil­mu jest bard­zo współczes­na. Wyda­je się to być świadomą decyzją, co moim zdaniem – spraw­ia, że jest to dużo lep­sza rola niż może się na pier­wszy rzut oka wydawać. Matt Damon wyglą­da jak człowiek zupełnie zagu­biony w swo­jej kosz­marnej fryzurze i słabo nałożonej sztucznej bliźnie, ale to też ma sens, bo jego bohater zda­je się nie do koń­ca rozu­mieć poli­ty­cznych mech­a­nizmów świa­ta wokół niego. Jeśli de Car­rouges ma być małym mężczyzną z wielkim ego to Damon pokazu­je to bard­zo sprawnie. Z kolei Adam Dri­ver jest tu od samego początku w swoim żywiole. Wiz­ual­nie i też pod wzglę­dem wyborów aktors­kich najbardziej dopa­sowany do cza­sów. Widać że stro­je mu nie ciążą, że w sce­nie czy­ta­nia łacińs­kich przysłów czu­je się doskonale. Do tego z długi­mi włosa­mi, i w czarnym stro­ju wyglą­da niekiedy jak typowy czarny charak­ter z kinematografii.

 

Nieste­ty najsła­biej wypa­da Jodie Com­er. Ale nie dlat­ego, że źle gra – raczej dlat­ego, że jej rola jest najsła­biej napisana. O ile dowiadu­je­my się wiele o niuansach charak­terów postaci męs­kich, o tyle Mar­guerite w nar­rac­jach prowad­zonych przez mężczyzn właś­ci­wie nie jest postacią – każdy z nich ma jakiejś wyobraże­nie jej oso­by, ale nie poświę­ca mu za dużo cza­su. To ponown­ie wyni­ka z tego, że na jed­na nar­rac­je kobi­ety przy­pad­ka nar­rac­ja dwóch mężczyzn. Com­er najlepiej radzi sobie w ostat­nich sce­nach fil­mu gdzie jej twarz pod­powia­da nam że nie ma dobrych i złych wyników poje­dynków, bo czymże jest śmierć i życie gdy pod koniec i tak jest się kobietą.

 

Przyz­nam szcz­erze, że dawno nie trafiłam na film, który tak trud­no mi ocenić jak „Ostat­ni poje­dynek” – nie jest to pomysł zupełnie nie udany, wyda­je mi się, że film zasługu­je na dużo więcej uwa­gi niż mu poświę­cono (mam wraże­nie, że w Polsce przeszedł niemal zupełnie bez echa), z drugiej – to jest pro­jekt niedoskon­ały – być może za mało wierzą­cy w odbior­cę przez co osłabi­a­ją­cy swój najważniejszy ele­ment nar­ra­cyjny czyli przed­staw­ie­nie his­torii z kilku per­spek­tyw. To jest smutne bo gdy­by twór­cy trochę bardziej zaw­ierzyli, że widz może sam wyciągnąć wnios­ki i porów­na­nia, to dostal­ibyśmy naprawdę doskon­ałe fil­mowe dzieło. A tak dosta­je­my film, który moim zdaniem jest niemal iry­tu­ją­co blis­ki tego by być bard­zo, bard­zo dobrym, ale jed­nak potyka­ją­cy się o włas­ną dosłowność. Co nie zmienia fak­tu, że moim zdaniem warto się do kina wybrać bo to film który zachę­ca do reflek­sji, kusi potenc­jałem do anal­izy a nawet niekiedy – może jakąś lamp­kę w głowie zapal­ić. Cho­ci­aż­by, że spraw­iedli­wość wyglą­da niekiedy zupełnie inaczej gdy jest się kobietą.

 

Na koniec ostrzeże­nie – wyda­je mi się, że dla oso­by która ma doświad­cze­nie gwał­tu czy prze­mo­cy sek­su­al­nej seans tego fil­mu może być trud­ny, czy wręcz niemożli­wy. Mam poczu­cie, że dobrze było­by to wiedzieć przed seansem bo jed­nak – gwałt jest tu pokazany na tyle psy­cho­log­icznie sug­esty­wnie, że może obudz­ić traumy czy wspom­nienia a tego chy­ba nikt nie chci­ał­by sobie na włas­ną rękę fun­dować. Tak więc ostrzegam bo sama chci­ałabym być ostrzeżona.

0 komentarz
7

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online