Kiedy byłam dzieckiem chciałam zamieszkać w budzie Reksia. Może niedosłownie, bo jednak nawet jako pięciolatka zdawałam sobie sprawę, że buda na podwórku to nie najlepsze miejsce dla dziecka. Ale nie zmieniało to faktu, że buda małego zaradnego pieska fascynowała mnie niemal w równym stopniu co charakterystyczny dźwięk przybijanego stempla, który pojawiał się w czołówce. Te wspomnienia dziecięcego pragnienia ucieczki do świata animacji, wróciły do mnie w czasie zwiedzania wstawy „Pałac Pełen Bajek” w Muzeum Kinematografii w Łodzi.
Wystawa poświęcona popularnym animacjom tworzonym zarówno w kultowym Studiu Małych Form Filmowych Se-Ma-For, a także w Studiu Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej, Studiu Miniatur Filmowych w Warszawie, to szansa nie tylko na podróż sentymentalną. Choć muszę zaznaczyć, że dla dorosłego zwiedzającego momentów sentymentalnych będzie sporo. Bo jest to wystawa pełna „starych znajomych”. Jest i wspomniany Reksio i Miś Uszatek, są Muminki, Smok Wawelski, Bolek i Lolek, kot Filemon i Bonifacy. Przechadzając się po wystawie (co więcej byłam na niej z moją mamą) co chwilę miałam wrażenie, że przenoszą się do lat dzieciństwa, kiedy te polskie animacje stanowiły dla mnie punkt odniesienia. Z resztą moja mama też znalazła swoje wspomnienia na wystawie, bo jednak ona była z pokolenia, które załapało się na ciekawą codzienność Misia Uszatka.
Ale to nie jest tylko podróż sentymentalna, to też refleksja, że polscy twórcy całkiem dobrze umieli wpisać się w potrzeby młodych widzów. Jasne, „Miś Uszatek” to nie „Bluey” ale kiedy zastanowimy się nad tym o czym był np. „Bolek i Lolek” to uświadomimy sobie, że wiele z tych animacji realizowano zgodnie z założeniami, do których dziś odwołują się twórcy produkcji dla dzieci. Koncentracja na codzienności, przedstawianie kreatywnych dziecięcych zabaw, nauka jak radzić sobie z sytuacjami dla dziecka nowymi i często sprawiającymi trudność. Do tego są to historie zwykle prowadzone powoli, w prosty sposób tak by dziecko nadążyło za fabułą. I właściwie wszystkie te bajki są „bezpieczne” w zgodzie z dzisiejszym spojrzeniem na to co można pokazać dzieciom. Jest w nich zwykle mało przemocy, choć nie brakuje trudnych emocji. To jest ciekawe, że pod pewnymi względami – te bajki zgrywają się lepiej z tym co mówią dziś pedagodzy o dziecięcej rozrywce niż wiele nowych popularnych produkcji.
„Pałac pełen bajek” to nie tylko wystawa o produkcjach dla dzieci, ale też wystawa funkcjonująca, niemal dosłownie na dwóch poziomach. Bo jest to wystawa, która uwzględnia, że nie można mówić o produkcjach dla dzieci, nie mówiąc też do młodszych zwiedzających. Każdy z wydzielonych fragmentów wystawy (przestrzeń jest podzielona na przestrzenie przypisane różnym animacjom) oferuje też coś młodszym zwiedzającym. Albo jest to interaktywny element – pozwalający się przekonać, jak wygląda tradycyjna animacja, albo odtworzenie np. wspomnianej budy Reksia, albo możliwość przyjrzenia się z bliska lalkom animacyjnym, które wykorzystywano w części produkcji. Nawet pod względem ułożenia eksponatów wystawa zdaje się sygnalizować, że nie zapomina o młodych odbiorcach. Część eksponatów jest na wysokości, która jest na wysokości oczu dziecka, to dorosły musi się do nich schylić.
Przechodząc przez wystawę jako osoba dorosła miałam cały czas wrażenie, że twórcom udało się zrobić coś bardzo trudnego. Z jednej strony – jest to po prostu przestrzeń atrakcyjna dla zwiedzających. Podejrzewam, że robienie sobie zdjęć z rodziną Muminków (a są tam Muminki wielkości człowieka! Ok człowieka wysokości mojej mamy, ale zawsze) stanie się obowiązkiem wszystkich zwiedzających. Z drugiej – to jest wystawa, która dba o to by poza atrakcjami i emocjami, nie umknął wymiar edukacyjny – dzieci i dorośli mogą zobaczyć na zdjęciach twórców polskich animacji, zrozumieć różnicę między animacją rysunkową a lalkową i zastanowić się też nad tym – jak bardzo te opowieści, często rozgrywające się w bliskiej rzeczywistości wpływały na naszą wyobraźnię. Jestem pewna, że nie byłam jedynym dzieckiem, które chciało mieć budę jak Reksio, które trochę się bało animacji o Muminkach, kochało odcinki „Porwania Baltazara Gąbki” i… nie lubiło misia Colargola.
Z resztą to właśnie wystawa wyjaśniła mi moją dziecięcą niechęć, do sympatycznego skądinąd misia. Otóż okazuje się, że ta animacja rzeczywiście różniła się od innych! Choć jako dziecko nie umiałam tego wskazać, to właśnie na wystawie dowiedziałam się, że historia misia Coralgola była prowadzona inaczej niż większość animacji – odcinki łączyły się ze sobą i pokazywały ciągłą akcję. Tymczasem jako dziecko byłam przyzwyczajona do zamkniętych odcinków, które można było oglądać osobno. I tak wystawa wyjaśniła mi, dlaczego zawsze miałam wrażenie, jako dziecko, że nie mam pojęcia o co chodzi rezolutnemu misiowi. Serio, zagadka mojego życia rozwiązania w „Pałacu pełnym bajek”.
Jeśli wy też macie trochę pytań do animacji z dzieciństwa, jeśli chcecie spędzić miło czas z własnymi dziećmi, albo jeśli chcecie sprawdzić czy wasza mama też jest dokładnie tego samego wzrostu co Mama Muminka, to koniecznie wpadnijcie na wystawę. Moim zdaniem to jest fantastyczny nowy przystanek obowiązkowy w czasie wypraw do Łodzi. Plus można zwiedzić budę Reksia, która z punktu widzenia obecnych warunków mieszkaniowych naprawdę wygląda jak całkiem niezłe miejsce do mieszkania.
Post sponsorowany przez Muzeum Kinematografii w Łodzi.