Na pokazy otwierające festiwale chodzi się trochę z ociąganiem. Wiadomo, że przed seansem konieczne będą odpowiednie przemowy, a sam film poprzedzi kilkanaście minut nazw sponsorów. Tym bardziej wdzięcznym trzeba być kiedy pokazywany film, okazuje się jednym z lepszych jakie się widziało w ostatnich latach.
Może się początkowo wydawać że to jeden z tych wzruszajacych dokumentów o opiece na zwierzętami ale film to coś zdecydowanie więcej
Virunga to film dokumentalny w który trudno uwierzyć. Zaczyna się jak dokument łatwy do przewidzenia. W pięć minut twórcy streszczają nam historię Konga (w sposób prawdziwy i okrutny punktując udział Europejczyków w destabilizacji kraju) a potem pokazują park narodowy. Virunga to jedno z najpiękniejszych miejsc na ziemi, jakie kiedykolwiek widziałam na filmie. Jeśli czyta się opisy raju to musiał wyglądać mniej więcej tak. Las po horyzont, bogactwo przyrody i zwierząt. Nad wszystkim wznosi się majestatycznie wulkan przypominający, że jesteśmy jedynie robaczkami na powierzchni planety. Serce aż samo się rwie by tak pojechać. Ale ta uroda przyrody szybko zostaje zestawiona z ludzką aktywnością – oglądamy strażników parku chodzących z bronią, szukających kłusowników. Myślimy, że to będzie motyw przewodni opowieści. Zwłaszcza że Virunga to ostatnie na świecie siedlisko goryli górskich. Odwiedzamy sierociniec dla małp, gdzie opiekun pokazuje nam swoje codzienne życie ze swoją drugą rodziną (twierdzi że ma dwie rodziny – tą ludzką i tą złożoną z czterech osieroconych goryli). Ponownie wydaje się, że będzie prosto – lubimy patrzeć na małpy tak strasznie do nas podobne, łapiemy się za serce kiedy okazuje się, że to my stoimy za okrucieństwem i zbrodniami popełnionymi na zwierzętach. To część lekka i ciężka jednocześnie. Choć wystarczy spojrzeć w goryle oczy i niemal natychmiast budzi się w człowieku ciekawość tej istoty tak podobnej i niepodobnej do nas.
Człowiek patrzy na te goryle io im dłużej patrzy tym bardziej widzi siebie
Ale szybko okazuje się, że nie jest to dokument tylko o dzielnych strażnikach i pełnych poświęcenia opiekunach zwierząt. W pewnym momencie pojawia się drugi wątek. Oto brytyjska spółka chce szukać ropy. Na terenie parku narodowego. Jeśli ją znajdzie to rząd chętnie pozwoli na eksploatacje. A to będzie – czego wszyscy są pewni – oznaczało koniec parku narodowego i ochrony przyrody. Na scenę wchodzi francuska młoda dziennikarka badająca sprawę. Nagle dokument zmienia ton – z opowieści o pracy w parku narodowym staje się historią przeżerającej kraj korupcji. Wielka firma jest w stanie przekupić wszystkich i bezczelnie obiecuje zyski ze złóż. Udaje im się przekabacić wszystkich. To znaczy prawie wszystkich. Jedyną osobą stawiającą im – ku zaskoczeniu – opór jest dyrektor parku narodowego. Emmanuel de Merode nie tylko zarządza parkiem. Jest też belgijskim księciem. Nie korzysta ze swojego tytułu i pracuje na miejscu w parku ale głośny chichot historii rozlega się echem. Belgijski książę zabraniający eksploatacji Kongo. Tego nawet scenarzysta by nie napisał. Obserwujemy jednak wszystko co dzieje się wokół prac nad poszukiwaniem ropy. Słuchamy zadowolonych, pewnych siebie pracowników firmy wydobywczej przekonanych, że jedyne co można zrobić dla Kongo to ponownie je skolonizować. Tym razem nie korzystając z flag tylko – jak to już kiedyś bywało – prywatnego biznesu. Zresztą widać w tej części, że największym przekleństwem Kongo jest jego bogactwo – to skryte pod ziemią- minerały, diamenty, złoża. Wszyscy chcą je mieć więc historia Kongo to historia wojen i wyzysków.
Miałam wizję Kongo mrocznego, ciemnego i niedostępnego. Kompletnie mi gdzieś uciekło jakie to jest piękne miejsce
Ale kiedy myślimy, że mamy do czynienia z filmem niemal szpiegowskim akacja znów zmienia kierunek. Nagle niepokoje na granicy parku i prowincji zamieniają się w otwarty konflikt wojska z rebeliantami (wspieranymi jak się wydaje przez firmę wydobywczą). To już dramat wojenny – nie jakiś wydumany, nie kręcony z oddali, nie relacjonowany za pośrednictwem osób trzecich. To obserwacja napięcia gdy zbliżają się rebelianci. To zapewnienia dyrektora parku, że on wyjdzie z niego ostatni jeśli przyjdzie się wycofać. To uczucie strachu, przechodzące też na widza, który nie wie co za chwilę się stanie, z której strony padną strzały, komu przyjdzie zapłacić życiem. A jednocześnie obrona parku staje się czymś więcej niż tylko ochroną przyrody. Rozumiemy, że tu walczy się o jakąś wizję przyszłości kraju, który dba o swoje największe bogactwo. Nie to które kryje się pod ziemią ale to na ziemi. Przy czym ten fragment dokumentu jest tak poruszający że w pewnym momencie człowiek aż się zastanawia czy na pewno obserwuje rzeczywistość. Trudno sobie wyobrazić dokumentalną kamerę tak blisko konfliktu. To przedziwne uczucie patrzeć jak pociski rozświetlają niebo a przerażone goryle tulą się do opiekuna (zawsze gdy słychać wybuchy trzymają się blisko).
Dokument doskonale pokazuje, że park narodowy to coś więcej niż tylko atrakcja turystyczna
Wydawać by się mogło, że film w którym jest tyle biedy i konfliktów zbrojnych przyczynia się do obrazu Afryki który dobrze znamy. Kontynentu krajów ubogich, skorumpowanych, rozdartych przez wojnę. Tymczasem jest zupełnie inaczej. Zwierz był naprawdę poruszony postawą mieszkańców Kongo. Strażników parku narodowego, którzy ryzykują własne życie dla ochrony przyrody (nie walczą w imieniu żadnej ze stron tylko w imieniu parku narodowego), opiekuna goryli – człowieka który każdym swoim słowem udowadnia jak pewnym można być swojego miejsca na ziemi. Czy w końcu mieszkańców miasta położonego nad jeziorem (gdzie ma się odbywać eksploatacja ropy), którzy mówią że nie chcą ani dróg, ani upraw – chcą łowić ryby w strzeżonym parku narodowym. Z ust przepytywanych ludzi padają słowa i zdania których tu w Europie byśmy nie usłyszeli. Przekonanie o konieczności poświęcenia życia w imię czegoś większego – coś co jakoś w nas umarło (choć może wygasiły to lata pokoju) . Jasne obok nich są rebelianci, ludzie którym zależy na zyskach i ci którzy wręczają łapówki. Ale obraz staje się dużo bardziej skomplikowany. Nie wydaje się, że można potem spojrzeć na Kongijczyków jako na tą samą nację, o której europejscy przedstawiciele firm wyrażają się jak najgorzej. Przy czym widać że to co łączy mieszkańców Kongo to jakieś pragnienie lepszej, uczciwszej przyszłości. Coś co wykracza zdecydowanie poza granice krajów kontynentów i przestrzeni.
Historia siedzi w kącie i zaśmiewa się kiedy my widzimy belgijskiego arystokratę powstrzymującego wykorzystanie zasobów naturalnych Kongo
Film otwiera scena pogrzebu strażnika. Ludzie idą w korowodzie śpiewając pieśni niosąc na ramionach trumnę. Po jakimś czasie w filmie obserwujemy ludzi którzy pojawili się w 2007 roku w miejscu masakry goryli przez kłusowników. Biorąc ciała zabitych zwierząt i niosą je na ramionach śpiewając tak samo jak wtedy gdy grzebie się ludzi. Jest coś w tym kondukcie tak dalece humanitarnego, że chyba nigdy wcześniej nie widziałam takiego zrównania człowieka i goryla. Zresztą film robi to jeszcze w jednym miejscu, kiedy cierpienie ludzi i małp zbiega się ze sobą na skutek przypadku. Kiedy spoglądamy na cierpiącego goryla to widzimy w jego spojrzeniu cierpienie nie dalekie od naszego. Tak samo jak wtedy kiedy kamera łapie na chwilę bawiące się dzieci i gorylątka. Trzeba zresztą powiedzieć, że goryle jako symbol sprawdzają się tu doskonale. Bo przecież nie chodzi tylko o nie – choć jest goryli górskich na świecie już tylko 800. Chodzi o tą granicę pomiędzy człowiekiem a naturą, która wytyczona sztucznie nie ma sensu. Jedyne prawdziwe szczęście jakie zobaczycie w tym dokumencie związane jest z naturą. Jest w filmie taka mała scena gdy nasz dyrektor parku narodowego patrzy na znalezione w lesie goryle (trzeba pilnować ile ich jest) –to chyba jedyny moment w filmie kiedy widać w jego oczach prawdziwe emocje (nawet w czasie konfliktu jest spokojny i zrównoważony) – i jest to jakaś przemożna ulga, że jednak nadal ma o co walczyć.
Brawo dla Netflixa – myślę że marka stacji (ok platformy) sprawi, że więcej osób zobaczy film. Jednocześnie pewnie filmowcy czuli się pewnej mając wsparcie takiej siły we współczesnych mediach.
Na koniec jeszcze dwa słowa. Jeśli załapiecie się na seans dokumentu (a macie jeszcze kilka możliwości) to być może podobnie jak zwierza poruszy was jego przesłanie. Jeśli tak to do końca czerwca trwa zbiórka na rzecz parku narodowego. Możecie przesłać pieniądze na numer konta: 62103000190109850330013285 z dopiskiem: Darowizna Virunga. Jak zapewniają organizatorzy zbiórki wszystkie pieniądze trafią bezpośrednio do parku narodowego. Na co zostaną przeznaczone – na wyposażenie strażników, jedzenie dla gorylich sierot, wyszukiwania wynków czy wsparcie dla wdów i sierot po strażnikach parku (w tej pracy życie straciło już 130 strażników). Innymi słowy – może to być jeden z tych seansów po których nie myślicie tylko – och jak tam jest strasznie – tylko możecie coś zrobić. Zwierz sam czuje często taką potrzebę i cieszy się, że ma możliwość jej zrealizowania. Zwłaszcza, że nie chodzi ani o politykę, ani o zmianę władz, ani o pokój na świecie. Chodzi o to by zachować park narodowy i mieszkające tam zwierzęta w bezpieczeństwie i spokoju. Wydaje się to równie proste co piekielnie trudne. A na pewno właściwie.
W sumie to jesteśmy w tym wszyscy razem my i goryle
W jednej ze scen filmu angielski najemnik zastanawia się dlaczego tego cholernego dyrektora parku nie da się przekupić. Jest pewien, że nie może chodzić tylko o goryle. „Przecież nie chodzi mu o małpy. To tylko cholerne małpy” wścieka się na upór ludzi broniących parku. Ma rację – kiedy patrzy się na park narodowy, kiedy widzi się paznokcie (niemal idealne) na dłoni goryla i smutek ich opiekuna – to wtedy jak na dłoni widać, że chodzi o coś zdecydowanie więcej niż tylko te cholerne małpy.
Ps: Zwierz poleca wszystkim seanse na Afrykamerach (odbywają się w kilku miastach Polski) – są tanie i ciekawe. W tym roku organizatorzy obiecali się przyjrzeć nadziejom afrykańskiego kina więc będzie dużo filmów ludzi młodych i patrzących w przyszłość.
Ps2: Po seansie poczęstowano widzów jedzeniem z etiopskiej knajpy która już niedługo ma się otworzyć. Zwierz nie posiadał się z radości. Uwielbia Etiopskie jedzenie – to zaserwowane na bankiecie było przepyszne, więc powstaje w Warszawie nowa miejscówka z fantastycznym żarciem. Super.