Hej
Tak się jakoś wyszło we wrześniu że zwierz co chwilę donosi wam o swoich poza Warszawskich wypraw. Zwierz we wrześniu był już w Bielsku Białej, Toruniu a dziś zawitał do Siedlec. Cóż zwierz czyni w Siedlcach? Cóż po raz pierwszy w życiu jest jurorem. I to jurorem nie byle jakim bo został członkiem jury III Festiwalu Literatury Kobiecej Pióro i Pazur. Od miesięcy zwierz czytał i dyskutował w kuluarach o literaturze kobiecej by móc w końcu stanąć w cieniu sceny i przyglądać się wzruszonym autorkom dziękującym za nagrodę. Co było dla zwierza przeżyciem zupełnie nowym. Którym rzecz jasna zwierz się zaraz szczegółowo z wami podzieli.
Zwierz obiecuje was nie zanudzać opisami co zjadł i z kim gadał ale chciałby wam pokazać wydarzenie ciekawe i budzące w zwierzu zaskakująco dużo pozytywnych emocji.
Siedlecki festiwal to wydarzenie ciekawe. Z jednej strony lokalne, z drugiej niepodobne do żadnego innego festiwalu czy wydarzenia literackiego w całym kraju. Pisarki zjeżdżają się tu z całej Polski – co prowadzi do tego że co chwila słychać jęk „kawy” od autorki która właśnie wysiadła zupełnie nieprzytomna z pociągu z Wrocławia. A to i tak bliżej niż część blogerek zagranicznych (które przyznają tu swoje nagrody) – przyjechać do Polski z Irlandii by wpaść do Siedlec – to potęga literatury! Trudno się jednak autorkom dziwić – nigdzie indziej nie poświęca się temu rodzajowi literatury popularnej tyle uwagi. Przy czym sam festiwal jak głosi legenda powstał w wyniku luźnej rozmowy. Zgromadzone na panelu pisarki doszły do wniosku, że festiwal literatury popularnej – kierowanej przede wszystkim do kobiet – byłby dobrym pomysłem. Ponoć trzy godziny później główna organizatorka festiwalu miała już pierwszego sponsora. Choć brzmi to jak legenda miejska to przyglądając się obrotności organizującej festiwal Marioli Zaczyńskiej nie trudno w całą historię uwierzyć. W każdym razie, trzech lat Siedlce na kilka dni miejscem gdzie o literaturze popularnej mówi się bardzo dużo.
No właśnie. Kiedy zwierz mówił znajomym że jedzie na festiwal literatury kobiecej słyszał często, że takiej literatury w ogóle nie ma i co to za kategoria. Prawda jest taka, że rzeczywiście kategoria brzmi może niefortunnie (i od razu każe się dopominać o mężczyzn piszących dla kobiet i zadawać pytania czy jeśli ta jest kobieca to istnieje jakaś inna męska) ale cóż poradzić kiedy wygląda na to, że taka literatura (czy właściwie literacki podgatunek) naprawdę istnieje. I nie ważne czy podoba nam się nam to określenie czy nie – festiwal daje doskonały punkt wyjścia by o niej porozmawiać. A jest o czym – w Polsce drukuje się całe mnóstwo książek których głównym odbiorcą – zarówno z punktu widzenia autora czy autorki ale także wydawnictwa jest kobieta. Wychodzą książki dobre i złe, część z nich jest traktowana po macoszemu przez wydawnictwa, część przynosi dochody. Wszyscy traktują takie książki jako pewne „zło konieczne” i niewiele się o nich rozmawia. Paradoksalnie częściej dyskutuje się o przejawach grafomanii niż o książkach które są niezłe i można byłoby je polecić.
Tymczasem w literaturze pisanej przez kobiety dla kobiet czy jak wolimy przez konkretnego autora dla konkretnego czytelnika dzieje się bardzo dużo. Kilka lat temu królowała miłość i ucieczka od cywilizacji. Dziś co raz częściej mamy do czynienia z problemami społecznymi – mamy i przemoc w rodzinie, i alkoholizm (kobiecy!), i problem pracoholizmu i zaginięcia i odrzucenie. Książki które na festiwalu dostaje jury czytają też czytelniczki – i to one odsiały ponoć dziesiątki takich samych powieści w których porzucona trzydziestolatka wyjeżdża na wieś i zostawiają książki które starają się wciąż pozostają w nurcie literatury popularnej poruszyć poważniejsze problemy. Co wskazuje nie tylko na pewne odejście od schematu książka dla kobiet = książka o miłości, ale też o potrzebie – zarówno wśród pisarek jak i czytelniczek – szukania nowych tematów i już nie uciekania od rzeczywistości ale mierzenia się z nią. Zresztą głównym przesłaniem idącym z festiwalu w świat – zarówno wydawniczy jak i piszący jest proste zdanie „nie traktujcie czytelniczek jak idiotki”. Bo prawdę powiedziawszy często można odnieść wrażenie – od doboru okładki począwszy a na dobrze autorek skończywszy – że część wydawców jest przekonana, że kobiety przeczytają wszystko. Tymczasem oczywiście, złe książki dobrze się sprzedają (wszyscy wiemy o której autorce mowa) ale to jeszcze nie zwalania zupełnie z wydawnictwa z szukania nieco lepszych pozycji. A na pewno nie zwalania czytelników i krytyków od stawiania literaturze kierowanej do kobiet co raz wyższych wymogów. Zresztą ten festiwal jest trochę o tym, że pisanie dla kobiet nie jest żadną wymówką by pisać źle, niedbale czy wtórnie. Pod tym względem wszyscy dzielą tu trochę utopistyczną wizję, że można wpłynąć na poziom zarówno autorów jak i czytelników szukając tego co dobre i promując ciekawe tytuły. Wszystko zaś jest głęboko zakorzenione w bliskiemu sercu zwierza przekonaniu, że literatura popularna może być dobra.
Siedlce są doskonałym miejscem by o problemach branży i nowych trendach podyskutować. Organizatorzy zdecydowali się do dyskusji zaprosić nie tylko autorki ale i wydawców (maglowanych na panelu i mocno krytykowanych) oraz blogerów (którzy narzekali głównie na siebie nawzajem tzn. na problemy blogosfery książkowej). Choć część osób może postrzegać wydarzenie jako takie kółko wzajemnej adoracji to jest to wydarzenie na którym chyba autorki słyszą więcej słów krytycznych niż na typowych spotkaniach z twórcami. Wszyscy zachęcani są bowiem do udzielania rad czy do dzielenia się krytycznymi uwagami. I choć często to jak rozmawianie z obecnymi na lekcji o tym, że w klasie jest niska frekwencja to rozmowy z autorkami wskazują że każda z nich każdą uwagę bierze trochę do siebie. Z jednej strony zwierzowi żal autorek drżących o odbiór swoich dzieł z drugiej – ma wrażenie że dzięki temu siadając do następnej książki stawiają sobie za zadanie by już w przyszłym roku żadna uwaga nie mogła być skierowana do nich. Dodatkowo spotkanie się w jednym miejscu wielu piszących osób zawsze prowadzi do tego samego. Po omówieniu wieczorem na nieformalnym spotkaniu wszystkich drobnych i błahych spraw przechodzimy na temat twórczości. I nagle mimo, że atmosfera jest luźna zaczynamy dyskutować o znaczeniu przygotowania faktograficznego książki, o roli redaktora i dziesiątkach spraw które pozwalają odróżnić dobrą książkę od marnej. Pisarki przypominają pod tym względem trochę studentów historii którzy niepilnowani zaczynają rozmawiać w czasie dzikiej imprezy o broni pancernej w czasie II wojny światowej.
Oczywiście zwierz może nieco przeceniać znaczenie festiwalu. To dopiero trzecia edycja (choć zwierz ma wrażanie że festiwal ma zdecydowanie dłuższą tradycję) ale już widać że Siedlce wpisały się w mapę wydarzeń ważnych dla tej części literackiego światka. Sam zwierz jako juror czuł się nieco dziwnie rozmawiając z autorkami które oceniał. Wiecie jak to jest – łatwo krytykować książkę jeśli nie pamięta się że za nią stoi autor. Z drugiej strony – wiele autorek mówi że chciałoby wreszcie usłyszeć coś prawdziwego o swoich publikacjach. Pochwały pochwałami ale pisanie to zawód w który wpisana jest krytyka. Zresztą atmosfera jest taka, że po wszystkich dyskusjach przychodzi czas na galę w czasie której wszyscy się cieszą i czują że w Polsce wcale nie jest tak trudno źle pisać. Zwierz nie chce ujawniać procesu wyboru książek które wygrały (nawet nie wiem czy mu wolno), ale musi powiedzieć, ze to jest niesamowite uczucie kiedy siada się przy stole i dochodzi do tego momentu kiedy zaczyna się wybierać. Są spory emocje ale też jakieś cudowne poczucie satysfakcji kiedy w końcu wybierze się jeden tytuł. A kiedy glosowanie jest właściwie jednogłośne – wtedy wszyscy są nieco zaskoczeni tym że coś trafiło do niesłychanie zróżnicowanego (pod względem wieku, doświadczenia, zawodu) jury. Trudno wtedy nie przyznać że ma się do czynienia z naprawdę dobrą powieścią popularną.
Ale nie chodzi jedynie o ciężką i satysfakcjonującą pracę jurora. Chodzi też o ten przedziwny moment kiedy w pomieszczeniu pełnym pisarek ktoś mówi że jest twoją czytelniczką. Zwierz czuje się zupełnie nie na miejscu. Niby wie że większość osób posiadała umiejętność czytania i pisania. Ale serio pisarka (poza wazonem) czytelniczką zwierza? Lub kiedy zwierz zostaje przedstawiony dramatycznym „A wiecie czyja to jest wnuczka?” (Trzy razy Wazonie! Trzy razy tak dramatycznie zawieszano głos!). Albo kiedy radośnie autorka oświadcza że ma dla zwierza prezent. Zwierz klaszcze łapki i słyszy „Nie ciesz się to tylko moja powieść”. Tu zwierz naprawdę nie może powstrzymać śmiechu bo naprawdę kto nie chce dostać powieści od autorki specjalnie z dedykacją! Zwierz lubi jeździć do Siedlec. Lubi galę na której nagrodę może dostać debiutantka która na emeryturze napisała książkę, wydaną przez lokalną bibliotekę. Dobrą przyzwoitą książkę do poczytania która przepadnie we wszystkich konkursach wielkiej literatury. Lubi kiedy cieszą się debiutantki, kiedy głos odbiera mowę wygadanym zazwyczaj pisarkom kiedy w końcu pojawiają się łzy wzruszenia. A kiedy wie się ze ma się w tym swój wkład to jakoś ta radość staje się trochę nasza. I tak można się poczuć jakby człowieka wyróżniono za powieść. Nawet jeśli nigdy nic ponad notkę blogową nie napisał. No i kto by nie chciał w takiej chwili być zwierzem?
Ps: I znów wpis Doktorowy jutro. Ale przynajmniej wszyscy obejrzycie.
PS2:Dopytujecie się o mądry wpis – padł ofiarą jakiegoś szalonego nadmiaru wydarzeń w życiu zwierza. ale oczywiście będzie