Hej
Raz na jakiś czas musi nadejść dzień tak zwanego “off topu” czyli dzień w którym zwierz nie pisze o popkulturze. A właściwie nie pisze wprost o popkulturze bo przecież ilość imprez, wydarzeń i promocji otaczających Centrum Nauki Kopernik spokojnie robi z tego miejsca przedmiot nie tyle naukowego co kulturalnego pożądania. A że to miejsce dla wszystkich to stąd już krok od popkultury. Ale tak na serio — Kopernika reklamuje się jako muzeum na nowe czasy — właśnie dla takiej niecierpliwej żyjącej w świecie popkultury młodzieży z lekka domieszką dorosłych.
Pierwsza myśl jaka dotarła do zwierza po wyjściu z centrum to że niczego się nie nauczył. Możecie stwierdzić że zwierz nie jest targetem centrum więc nic dziwnego że niczego się nie nauczył. Ale skoro zwierz, który tuż przed wizytą w centrum odsiedział swoje na zebraniu katedry pewnej ważnej uczelni warszawskiej, nie był w stanie skoncentrować się pośród eksponatów na tyle by się czegoś nauczyć, to zwierz mniema, że podobnie dzieje się w przypadku większości biegających po ekspozycji uczniów. Bo w Koperniku można bez trudu niczego się nie nauczyć.
Wystarczy tylko podobnie jak większość zwiedzających dzieci dotykać wszystkiego tak długo aż zadziała a potem biec dalej nawet nie do końca przyglądając się wynikom swoich działań. Można też nie czytać objaśnień tylko oglądać pomocnicze obrazki albo też ignorować wszystko i po prostu próbować aż do skutku. Skutek zaś obserwować najczęściej bezrefleksyjnie. Można też w końcu znaleźć jakieś miejsce w którym urządzenie jest wyjątkowo fajne i bawić się nim zupełnie nie zgodnie z przeznaczeniem.
Zwierz pragnie byśmy się dobrze zrozumieli. Zwierz nie ma pretensji do dzieci ( zwierz należy do tej wąskiej grupy która nie uważa że dzieci uległy kompletnemu zdziczeniu) — gdyby był kilkuletnim dzieckiem przyprowadzonym w dużej ( nie pilnowanej!) grupie do takiego muzeum robiłby dokładnie to samo — latał dotykał i miał gdzieś czytanie. Zapewne zwierz bawiłby się też przy tym świetnie.
Zwierz nie chce was też przekonywać że centrum nie jest atrakcyjne — wręcz przeciwnie atrakcyjne jest niezwykle i rzeczywiście niektóre eksperymenty są absolutnie fantastyczne, a niektóre urządzenia to czyste sf. Zwierz odwiedził podobne miejsca zarówno w Paryżu jak i Londynie i może spokojnie stwierdzić że pod względem ilości i jakości samych eksperymentów absolutnie nie odstajemy.
Skalę problemu można sobie uświadomić dopiero kiedy wchodzi się do sekcji do której wpuszczani są tylko odwiedzający powyżej 14 roku życia ( zwierz uważa że spokojnie można było by tą granicę obniżyć do 12 no ale to zwierz) — tam gdzie nie ma dzieci panuje stosunkowa cisza ( reszta centrum to mieszanina szkolnej przerwy z bardzo głośnymi dźwiękami wydawanymi równocześnie przez różne urządzenia co prowadzi do tego że np. nie sposób wykonywać doświadczeń wymagających neutralnego słuchania) a polecenia do zadań ( głównie dotyczących percepcji mediów i ogólnych zachowań społecznych) wyświetlane są na monitorach co uniemożliwia skorzystanie z nich bez przeczytania choć szczątkowej informacji o czym tak naprawdę się teraz uczymy ( tu zwierz musi przyznać że niczego się nie nauczył bo raczej już wszystko wiedział). Ale z drugiej strony w tej części centrum prawie nikogo nie ma — bo centrum jest dla dzieci ( przynajmniej w powszechnym mniemaniu)
Uważny czytelnik dostrzeże ze jak na razie zwierzowi najbardziej w muzeum dla dzieci, nie podobają się dzieci i ze zwierz sam sobie winien bo trzeba było się trzymać od centrum z daleka. Otóż zwierzowi nie podoba się jak w muzeum i opiekunowie traktują dzieci. A traktuje się je zgodnie ze schematem — wrzucić do muzeum ( najlepiej zamiast jakichś doświadczeń w szkole, albo w ramach pouczającej rozrywki na szkolnej wycieczce) a potem je stamtąd wyjąć już wyedukowane poprzez zabawę.
Zwierz widział co najmniej trzy takie biegające wycieczki szkolne i poczuł że jest mu trochę żal. Po pierwsze przy tylu eksperymentach nawet zainteresowane zabawą dziecko czuje potrzebę by biec dalej ( podobny syndrom dostrzegł zwierz w Muzeum Powstania Warszawskiego gdzie najważniejsze jest zebranie wszystkich kartek z kalendarza kolejnych dni powstania). Po drugie — dzieci bardzo wielu eksperymentów nie rozumieją a co za tym idzie nie mogą się dobrze bawić. Oczywiście w centrum jest obsługa ale dziwnie rozłożona. Np. w zupełnie pustej sali optyki spotkał zwierz przemiłą dziewczynę która wytłumaczyła zwierzowi zasady gry polegającej na skierowaniu wiązki światła do odpowiedniej łuzy stołu bilardowego przy wykorzystaniu luster i soczewek. Zwierz nigdy by nie wpadł na to jak to zrobić a tak eksperyment się udał i był naprawdę fajny.
Ale gdy zwierz rozglądał się po sali dostrzegł że takich pomocnych animatorów jest niewielu i głównie dbają oni by dzieci nie zniszczyły centrum doszczętnie ( a część próbuje oj próbuje). Zwierz nie dostrzegł też zbyt wielu nauczycieli ani kogokolwiek dorosłego kto choćby dla polepszenia jakości zabawy powiedział dzieciakom o co właściwie chodzi. Bo Kopernik to trochę edukacyjny przemysł gdzie przerabia się kolejne grupy
I tu pojawia się dość smutna refleksja zwierza że przedobrzono — w nowoczesności zabrakło bardzo tradycyjnego elementu czyli może nie przewodnika ale kogoś kto w każdym z segmentów wskazywał by co jest fajne i asystował przy tych eksperymentach które wymagają większego objaśnienia niż niekiedy jedno zdanie ( które czasem absolutnie nic nie tłumaczy). Kogoś kto by podszedł do dzieci i może nie nakazał im ciszy ale zapewnił że na pewno wszyscy zdążą wypróbować urządzenie. Zwierz myśli że w sumie wszyscy by się wtedy bawili nieco lepiej.
ps: Ci których traumatyczne przeżycia zwierza w CNK nie interesują a chcą się dowiedzieć wrażeń zwierza z ostatniego odcinka glee i innych serialowych premier mogą zajrzeć TU