Hej
Zwierz ma problem z muzyką. Jak może zauważyliście jest ona na tym popkulturalnym blogu traktowana niezwykle po macoszemu i trudno się dziwić skoro zwierz biega na takie hipsterskie imprezy jak “Warszawska Jesień” zamiast porządnie jak pan Bóg przykazał skakać na Openerze. No właśnie zwierzowe problemy z muzyką są jednym z powodów dla których z trudem odnajdywał się w grupie rówieśniczej ( czy to nie zabawne że kiedyś nagle orientujemy się że ta strasznie ważna grupa rówieśnicza przestała istnieć bo znaleźliśmy się w dużym worku pod nazwą dorośli) zawsze w mniejszym lub większym stopniu zebranej wokół jakiegoś wykonawcy. To poczucie wyobcowania towarzyszyło zwierzowi niemal całe jego życie z jednym drobnym wyjątkiem. A wyjątkiem tym był właśnie album Nevermind Nirvany
Zwierz nie będzie przed wami udawał, że kiedykolwiek był fanem Nirvany — wręcz przeciwnie był wręcz antyfanem bo choć posiadał wszystkie płyty ( dar od rodziców na urodziny ale wyproszony przez zwierza) to nie był ich w stanie słuchać. Wszystko było za głośne i za mało melodyjne. Kasety leżały więc bezczynnie i tylko od czasu do czasu zwierz zmuszał się do odsłuchania kawałka by nie być ocenionym jako fan pozorny. Takim mniej więcej określeniem rówieśnicy zwierza piętnowali bowiem wszystkich którzy z całej twórczości zespołu w Seattle lubili tylko Nevermind. W sumie po latach zwierz się im nie dziwi — każdy fan odczuwa to przykre uczucie kiedy pojawiają się ludzie którzy po wysłuchaniu jednej płyty chcą sobie zawłaszczyć ich idola ( podobne uczucie odczuwa każdy fan serialu który odkrył go zanim jeszcze stał się popularny). Stąd też zwierz nie chcąc być posądzonym o ignorancję słuchał wszystkiego równo nawet jeśli w głębi ducha zupełnie nie rozumiał po co skazywać się na takie muzyczne męczarnie.
Wpływ płyty Nevermind na psychikę zwierza można uznać jednocześnie za bardzo głęboki i bardzo płytki. Głęboki bo zwierz zorientował się że jako fan Nirvany ma prawo paradować w koszuli w kratę, rozszerzanych spodniach i koszulce z Kurtem Cobainem — i musi zwierz się wam przyznać że taki zestaw był ulubionym strojem zwierza przez rok. Chęć przynależności do jakiejkolwiek subkultury zaowocowała też u zwierza nagłą potrzebą zakupienia glanów. W sumie zwierz może z czystym sercem powiedzieć że wpływ Nirvany na życie zwierza przejawia się w wielkiej miłości do tego typu butów.
Co się zaś tyczy przesłania utworów to zwierz nigdy w tekst się nie wsłuchiwał, a też i wsłuchiwanie nie dało by wiele bo zwierz nie znał wówczas angielskiego w stopniu który umożliwiałby mu zrozumienie słów. Wiedział natomiast zwierz że nawet jeśli jego ulubioną piosenką na płycie jest Smell like Teen Spirit to jest to bardzo passe i trza sobie wybrać coś innego ( fakt że zwierz wybrał Polly może świadczyć o tym, że rzeczywiście nie miał zielonego pojęcia o czym są piosenki na płycie). Nie mniej nawet wówczas zwierz nie byłby sobą gdyby dość skrupulatnie nie sprawdził skąd wywodzi się słuchana przez niego muzyka, z jakich inspiracji czerpie itd. Wszystko oczywiście by móc ( trochę jak dziś) udawać. że zna się na czymś na czym się nie zna.
Oczywiście fascynacja zwierza przebojami Nirvany nie trwała długo. Zanim ktokolwiek się zorientował zwierz podmienił kasety w swoim walkmenie z Cobaina na Kaczmarskiego nie zmieniając stylu ubierania się ( choć koszulka z Cobainem przepadła w praniu) by nikt się w tej dość sporej rewolucji nie zorientował. Nigdy nie wciągnął się też zwierz w przypuszczenia dotyczące tego jak i po co Cobain popełnił samobójstwo — jedną myśl jaką zwierz pamięta dotyczącą wokalisty to jakieś współczucie wobec jego córki która została na pastwie matki wariatki ( taka przyznaj mniej była oficjalna wersja wśród fanów). Dopiero niedawno zwierz zobaczył zdjęcia jakiejś dorosłej dziewczyny i zdziwił się że to było tak dawno. Ogólnie sam fakt że od wydania Nevermind minęło już 20 lat budzi przerażenie zwierza — w jego głowie jest to wciąż stosunkowo nowa płyta.
Czemu zwierz się tu tak sentymentalnie rozwodzi? Z kliku powodów — pierwszy to taki że Nevermind jest jedyną płytą która przedarła się do świadomości zwierza jako kompletne muzyczne dzieło ( zazwyczaj zwierz kojarzy tylko piosenki), po drugie że od niepamiętnych czasów ciąży nad tą płytą klątwa największego sukcesu i największej popularności wśród płyt Nirvany która bardziej niż na zachwyt przekłada się na lekką pogardę wobec tych którzy ją lubią ( bo lubić coś co jest najbardziej popularne nie wypada), po trzecie bo Nevermind zawsze przypomina zwierzowi czasy kiedy chwalono płyty a nie pojedyncze piosenki. Zaś w końcu po czwarte bo ta depresyjna płyta gungowego zespołu przypomina zwierzowi szczęśliwe dzieciństwo. Co rzecz jasna jest w pełni zrozumiałe.
Ps: Do wszystkich skrzywionych na punkcie Doktora czytelników — zwierz nadrabia zaległości szybciej niż szybko więc spis winien ukazać się już w sobotę.
ps2: Zwierz nie lubi Stockhausena — przynajmniej tyle wie po wczorajszym koncercie.