– No to by było na tyle – Eve westchnęła głęboko i lekko opadła na swoje siedzenie.
Wcześniej dobre kilka minut klaskaliśmy i wiwatowaliśmy na cześć zwycięskiego filmu. Nie oglądałem go, ale Eve szepnęła mi do ucha, że to był zdecydowany faworyt i nikt nie jest zaskoczony takim wynikiem. Zaraz po wyczytaniu zwycięskiego tytułu, kiedy wybuchły brawa, scena zaroiła się od twórców, wzruszony producent poprosił, by dołączyli do niego reżyser, scenarzysta, aktorzy, autor scenografii i autorka kostiumów. Kilkanaście osób powoli wchodziło na scenę, a świetnie grający zaskoczenie producent dziękował wszystkim, którzy umożliwili mu zrealizowanie jego wizji. Żadne z wymienionych nazwisk nic mi nie mówiło, ale jak podejrzewałem – były to nazwiska tych ludzi w Hollywood, którzy mieli kasę. Na koniec krzyknął coś o tym, żebyśmy pamiętali o wykluczonych, co zabrzmiało wyjątkowo sztucznie, tak jakby w ostatniej chwili przypomniał sobie, że nie wypada dziękować tylko kolegom po fachu.
Teraz cała uradowana ferajna zeszła ze sceny, a prowadzący powiedział do głównej kamery, że to już wszystko, co ma dla widzów dziś wieczorem, i życzy im wszystkiego dobrego. Światła się zapaliły, a w milionach domów na świecie ludzie zdegustowani spojrzeli na zegarki, przypominając sobie, że jest niesamowicie późno, a oni muszą w poniedziałek iść do pracy. Wedle moich obliczeń gala trwała prawie cztery godziny. Strasznie długo. Dzisiejszy poranek wydawał się jakimś odległym wspomnieniem. Jak to możliwe, że tak niedawno siedziałem w tym samym budynku w burej sali intensywnie pachnącej pracowniczą stołówką? Wszystko to przypominało wspomnienia jak z innego świata, a nie sprzed kilku godzin.
Nie do końca wiedziałem, co teraz mam ze sobą zrobić. W ogóle nie powinno mnie tu przecież być. Czy powinienem teraz wrócić moimi bocznymi drzwiami do reszty wolontariuszy? Pewnie czekała nas jakaś końcowa odprawa, może jakieś podziękowanie. Choć ja akurat raczej na to ostatnie nie mogłem liczyć po tym, jak złamałem dosłownie wszystkie zasady. Mimo to miałem poczucie, że muszę się jakoś odmeldować i co najważniejsze – wrócić do domu i się wyspać, a następnego dnia opowiedzieć wszystko Kevinowi. Pewnie już teraz czeka na mój telefon. Jednocześnie wcale nie miałem ochoty zostawiać Eve. Wydawało mi się, że to za mało po prostu powiedzieć: „Cześć, fajnie było cię spotkać, powodzenia z filmem o serze bez sera”. Głupio byłoby się tak po prostu pożegnać. A może właśnie tak należało postąpić? Ostatecznie nic wielkiego nas nie łączyło. Jeden wspólnie wypalony papieros i jedno dziwne spotkanie z jej byłym mężem to przecież żaden romans. Ostatnie godziny były bardzo przyjemne, ale czy nie czas już wracać do rzeczywistości?
Ludzie dookoła nas powoli się zbierali. Marcia pożegnała się ze mną bardzo wylewnie, dziękując za wspólny wieczór i wyrażając nadzieję, że jednak szepnę słówko komu trzeba w ABC. Było mi trochę głupio, ale pomyślałem, że przecież ostatecznie mogę się dowiedzieć, jaki jest wewnętrzny numer do tych ludzi zajmujących się produkcją seriali. Nie wiem, czy moja interwencja cokolwiek mogła zmienić, ale przynajmniej pozbyłbym się wyrzutów sumienia. Tylko będę musiał znaleźć w internecie jej nazwisko, które zupełnie wyleciało mi z pamięci. Miałem nadzieję, że niezbyt wiele kobiet imieniem Marcia zajmuje się projektowaniem kostiumów.
Obok nas przepychały się do drzwi kolejne osoby. Zmęczeni uczestnicy gali w nieco bardziej pogniecionych eleganckich smokingach (jak zwróciłem uwagę, kilku dżentelmenów zrezygnowało z muszki czy krawata), i wciąż wspaniałych sukienkach, które zdecydowanie zdążyły się już trochę sprzykrzyć. Wszyscy się gdzieś spieszyli, zapewne na te słynne wystawne bankiety, które trwały już od jakiegoś czasu i tylko czekały, aż do towarzystwa dołączą największe gwiazdy. Całe miasto dziś imprezowało. Wygrani opijali zwycięstwo, przegrani zapijali smutki, a cała reszta piła, żeby nie zmarnować okazji, jaką był darmowy alkohol. Tak przynajmniej twierdził Kevin.
Eve i ja wciąż siedzieliśmy na swoich miejscach, patrząc na pustoszejącą salę. Żadne z nas nie chciało zadać pytania, które wisiało nad nami od kilku minut. Jeśli była we mnie jakaś pewność siebie, która pozwoliła mi przez ostatnie godziny z powodzeniem udawać producenta telewizyjnego, to właśnie całkowicie wyparowała. Czułem się jak w kinie, kiedy kończy się seans wyjątkowo wciągającego filmu i za nic w świecie nie chce się opuścić widowni, bo to oznacza powrót do szarej codzienności. Rozejrzałem się wokoło. Pierwsze rzędy były właściwie puste, ci z tylnych czekali posłusznie w kolejce do wyjścia. Nawet w rogu, gdzie siedzieli twórcy produkcji dokumentalnych, zrobiło się pustawo. Niemal czekałem, aż pojawi się ekipa sprzątająca.
– No dobra – westchnąłem świadom, że tego momentu nie można przeciągać w nieskończoność – Co teraz?
Eve spojrzała na mnie badawczo. Najwyraźniej dla niej odpowiedź na to pytanie też nie była prosta.
– Za jakieś półtorej godziny powinnam pojawić się na bankiecie Vanity Fair. To wielka impreza, gdzie jest doskonałe jedzenie, gwiazdy, zdjęcia, tańce, gratulacje – Eve bawiła się zapięciem od swojej torebki sikorki – Plan był taki, że teraz pojadę do domu, gdzie przebiorę się w inną sukienkę, zmienię makijaż i zrobię nową fryzurę.
– Rozumiem. Musisz oddać sukienkę? – ponownie byłem wdzięczny za szkolenie, jakie zrobił mi Kevin. To dzięki niemu wiedziałem, że większość kreacji, jakie noszą gwiazdy na czerwonym dywanie, jest tylko wypożyczana, podobnie jak biżuteria. Wszystkie aktorki były trochę jak Kopciuszek – musiały oddać wszystko do północy, albo wściekły projektant zamieni je w dynię.
– Nie, sukienka jest moja. Moja koleżanka jest projektantką mody, zrobiła ją specjalnie dla mnie. Ale naszyjnik jest wypożyczony – Eve dotknęła kolii z niebieskich kamieni, jakby dopiero teraz przypomniała sobie, że ma ją na szyi – Muszę go oddać, ale nie dziś. Jutro przyjedzie po niego kurier. To cacko jest warte prawie milion dolarów, wolałabym go nie zgubić.
– Tak, jasne – z niedowierzaniem przyglądałem się naszyjnikowi. Myśl, że patrzę na coś tak cennego, była trochę surrealistyczna. Zwłaszcza że, choć rzeczywiście bardzo piękny, nie wyglądał na warty takiej sumy.
– Mógłbyś… mógłbyś pójść ze mną na imprezę Vanity Fair. Mam zaproszenie dla jednej osoby, ale jeśli przyszłabym z tobą, na pewno by nas wpuścili. Znam tam wszystkich, więc nie byłoby problemu. – Eve mówiła cicho, trochę jakby sama nie była pewna, czy dobrze robi.
– Nie, to chyba nie będzie dobry pomysł. Wiesz, musielibyśmy ze wszystkimi rozmawiać, a to znaczyłoby, że znów musiałbym kłamać. Już wystarczy, że Marcia jest pewna, że załatwię jej pracę przy serialu. Pewnie robią tam zdjęcia, a to znaczy, że mógłbym się na jakimś pojawić. To z kolei mogłoby oznaczać problemy w pracy, gdyby ktokolwiek zorientował się, że ja to ja. Emilio mógłby się tam pojawić – mówiłem szybko, wyrzucając z siebie wszystkie wątpliwości, które przeszły mi przez myśl. Tak naprawdę bardzo chętnie poszedłbym z Eve na dowolną imprezę. Jednocześnie doskonale wiedziałem, że na takim wydarzeniu pewnie szybko okazałoby się, że nie mamy wspólnych tematów ani znajomych, a moje udawanie producenta telewizyjnego jest mało atrakcyjne w zestawieniu z ludźmi, którzy naprawdę pracują w branży.
– Chyba masz rację – Eve brzmiała smutno.
– A może pójdziemy coś zjeść? Mówiłaś coś o burgerze. Jeśli nie weźmiesz dodatkowego keczupu, możesz go zjeść jeszcze zanim się przebierzesz – wizja Eve jedzącej fast foody w jej zwiewnej niebieskiej kiecce i naszyjniku za milion dolarów wydawała się zabawna. Ale był to jakiś sposób na to, by przedłużyć nasz wspólny wieczór.
– To całkiem niezły pomysł. Naszyjnik mogę zostawić w limuzynie, przynajmniej nie oskarżą mnie, że upaćkałam keczupem ich słynne diamenty. Bo jeśli mamy iść na burgera, to mają być frytki, a jeśli frytki to keczup – oczy Eve zaświeciły z entuzjazmem.
– Świetnie – ucieszyłem się i wstałem ze swojego miejsca. Wyciągnąłem dłoń do Eve. Nawet nie wiem dlaczego, ale wydało mi się, że skoro już postanowiliśmy spędzić resztę wieczoru razem, musimy trzymać się za ręce.
Wtedy usłyszałem, jak ktoś woła mnie po nazwisku. Kilkukrotnie, za każdym powtórzeniem głośniej. Spojrzałem w bok sali. W moim kierunku szedł niemal purpurowy ze złości Chris. Dwa kroki za nim dreptała równie wściekła Alice i chyba nieco rozbawiony Peter.
– Clarke, ty idioto, co ty sobie wyobrażasz! – Chris stanął tuż obok mnie. Choć wciąż trochę przypominał świętego Mikołaja, to tym razem w wydaniu dla niegrzecznych dzieci – Czego nie zrozumiałeś w najprostszych wskazówkach?! Miałeś siedzieć cicho, być niewidzialny, nosić identyfikator i nie wdawać się z nikim w rozmowy!
– Powinieneś też słuchać swojego koordynatora – dodał stojący za nim Peter, który miał taką minę, że bałem się, że mnie udusi.
Alice nic nie mówiła, tylko przeskakiwała wzrokiem to na Eve, to na mnie, marszcząc przy tym nieładnie nos. Trochę jakby coś jej dosłownie śmierdziało.
– Co masz na swoje usprawiedliwienie? – Chris niemal na mnie warknął.
– E… Nic? Eve poprosiła mnie, bym tu został, bo jej miejsca i tak nikt nie zajmie. Uznałem, że to dobry pomysł – wzruszyłem ramionami.
– Dlaczego zdjąłeś identyfikator? – Alice przyłączyła się do małego przesłuchania.
– Eve zwróciła uwagę, że skoro mam zostać na dłużej w jednym miejscu, to mój identyfikator nie będzie robił dobrego wrażenia. Zgodziłem się z nią, że gdybym siedział z plakietką cały wieczór, wyglądałoby to dziwnie i mogło się źle prezentować – kiedy tylko powiedziałem to na głos zdałem sobie sprawę, że nie brzmi to szczególnie przekonująco.
– I dlatego też pewnie wyszedłeś w połowie gali z widowni, co sprawiło, że przez chwilę mieliśmy za mało ludzi, żeby zająć wszystkie wolne miejsca? – Peter podniósł głos – Czy ty wiesz, jak to jest cholernie nieodpowiedzialne, kiedy decydujesz się brać udział w grupowym przedsięwzięciu, a potem robisz co chcesz?! Narobiłeś ludziom kłopotu, bo co? Chciałeś się poczuć jak jakiś gwiazdor? Powinienem się zorientować, jak się pojawiłeś w tym drogim smokingu, że będziesz robił jakieś numery.
– Ale… ja… – naprawdę nie spodziewałem się, że moja mała niesubordynacja wszystkich tak bardzo zdenerwuje. Ostatecznie przecież nic się takiego nie stało. Gala przebiegała całkiem gładko i jestem prawie pewien, że połowa widowni nie stanęła przeze mnie w płomieniach. Tymczasem reakcja wszystkich zebranych wskazywała, że naraziłem Akademię na straty, problemy i niemal zrujnowałem rozdanie Oscarów.
– Na to też ja go namówiłam – Eve wstała, najwyraźniej uznając, że potrzebuję kogoś, kto mnie ocali – Adam bardzo się opierał, ale nie chciał robić zamieszania. Mój narzeczony zdecydował się nie wracać na swoje miejsce, a nie chciałam siedzieć sama. Nie chciałam też sama wychodzić na papierosa, bo hmm…. – tu Eve najwyraźniej zabrakło pomysłu, czemu nasza wspólna wycieczka do foyer była konieczna – zresztą nie muszę się państwu tłumaczyć. W każdym razie mogę zapewnić, że to był całkowicie mój pomysł. Nie ma powodu, żeby robić jakiekolwiek sceny i wyciągać konsekwencje.
– Pani Mayers, zdaję sobie sprawę, że na planie filmowym jest pani gwiazdą, ale na mojej widowni to ja decyduję, wobec czego i kogo będę wyciągał konsekwencje – Chris nie wyglądał na udobruchanego – Pan Clarke – zwrócił się do mnie chłodnym tonem – nie będzie chyba zdziwiony, jeśli powiem panu, że nie życzę sobie nigdy więcej widzieć go pośród osób pracujących przy gali. Nie obchodzi mnie, czy za rok będzie pan próbował zostać wolontariuszem, czy awansuje pan na głównego producenta, nie chcę mieć z panem nic wspólnego.
– Nie wystosuję listu do pana pracodawcy tylko dlatego, że pani Mayers bierze na siebie część odpowiedzialności – Alice najwyraźniej nieco przychylniej przyjęła tłumaczenie Eve – ale jednocześnie też prosiłabym pana, żeby nigdy więcej nie próbował pan angażować się w jakiekolwiek działania związane z organizacją gali. Jakiekolwiek – zaznaczyła.
– Ja nie mogę wyciągnąć żadnych konsekwencji, ale mogę ci powiedzieć, że jesteś dupkiem. Powinieneś przemyśleć swoje priorytety. Jeśli pracujesz z innymi ludźmi to pomyśl czasem o nich, a nie tylko o sobie – Peter był wciąż zły i niestety musiałem mu przyznać rację – I cholera, mówiłem ci, żebyś się na nią nie gapił – machnął dłonią w kierunku Eve, jakby wszystkiemu winna była jej uroda.
-Tak, jasne. Przepraszam. To się zdecydowanie więcej nie powtórzy. – naprawdę było mi bardzo głupio, ale trochę nie wiedziałem, co jeszcze miałbym dodać.
– Czy to wszystko? – Eve była chyba trochę rozbawiona całą tą sceną, ale jej głos brzmiał zaskakująco władczo – Czy możemy już skończyć te połajanki? Ja i Adam jesteśmy głodni, wy jesteście zmęczeni, gala się skończyła, Dolby Theatre nadal stoi, chyba czas się rozejść.
Alice skinęła głową, Chris mruknął coś pod nosem o gwiazdorkach, a Peter tylko przyglądał się Eve intensywnie, jakby nie pamiętając, co mi dopiero powtórzył. W końcu cała trójka udała się za kulisy, zapewne zrobić odprawę wolontariuszy, którzy w tym roku zachowywali się poprawnie.
Zostaliśmy sami. Wziąłem trzy głębokie wdechy. To czego się obawiałem cały wieczór, nie było aż takie złe. Ostatecznie zabronili mi robić rzeczy, na które i tak nie miałem ochoty. Jedyne czym się martwiłem to…
– Ale o tym to chyba nie powiemy Kevinowi – rzuciła Eve – To co idziemy na tego burgera?