Home Ogólnie Pożegnanie z ciśnieniem czyli zwierz górski cz. 3

Pożegnanie z ciśnieniem czyli zwierz górski cz. 3

autor Zwierz
Pożegnanie z ciśnieniem czyli zwierz górski cz. 3

Rano szacowna matka ponagla śpiącego zwierza do wstawania bo trzeba ruszyć jeszcze wcześniej niż wczoraj. Co prawda kiedy absolutnie nieprzytomny zwierz schyla się by rozpracować jak działały sznurówki przy górskich butach, matka oznajmia że być może wstałyśmy nieco za wcześniej, ale to nic a nic nie przeszkadza by jeszcze wcześniej zejść na śniadanie. Wszak jak to mówią urlop.

WP_20150809_001

Zanim zaczyna się pod górkę jest po płaskim. Tak dla zmylenia przeciwnika

Śniadanie i transport zajmuje nam chwilę czasu i jeszcze kolejka do kolejki na Kasprowy nie dąży się dobrze uformować kiedy zaczynamy wycieczkę. Z wielu podejść do Murowańca (w Dolinie Gąsienicowej) mamy do wyboru właściwie dwa – jedno popularne gdzie idzie się cały czas pod górę ale nigdzie jakoś niesamowicie ostro i drugie, które dość długo prowadzi praktycznie po płaskim by pod sam koniec zmusić człowieka do całkiem sporego (przynajmniej jak na zwierza) wysiłku. Zwierz oświadcza rodzicielce że zdecydowanie woli to drugie, bo krucha psychika zwierza obejmuje jedynie krótki wysiłek fizyczny. Przy dłuższym psychika siada i oświadcza że jest za ciężko i w ogóle dlaczego nie jesteśmy nad morzem albo pod palmami. Idziemy więc całkiem przyjemnie doliną, słońce świeci (niestety u nas też było nieco za ciepło) ale krok równy i marszowy no i ogólnie żyć nie umierać, co najwyżej kontemplować przyrodę i rozmyślać nad pięknem natury.

WP_20150809_004

To jest miejsce w którym zwierz siedział i z powodu braku ciśnienia chciał umrzeć i nawet wyglądał stosownie do samopoczucia

Potem jest pod górę. Umówmy się, fakt że ludzie z własnej woli wchodzą pod górę należy uznać za przejaw masowego szaleństwa. Serio skoro już ktoś na górze był i nawet zdjęcia robił to pchać się po tych wszystkich kamieniach co by samemu zobaczyć należy uznać za przejaw bardzo daleko idącej nieufności. Zwierz nie będzie was przekonywał, że lubi wspinaczkę. Nie zwierz może wam dokładnie w tym miejscu szczerze zadeklarować że wspinać się nienawidzi. Gdzieś w połowie każdej trasy w głowie zwierza zaczynają powstawać piękne obrazy. Na przykład taki jak ten w którym zwierz zamiast w góry jedzie na długi nadmorski wypoczynek i korzysta z faktu, że klimat w Polsce zmienił się na tropikalny. Albo jeszcze inny obrazek zwierz siedzi w jakimś zacienionym ogródku i czyta książkę. Albo obrazie który w ogóle prześladuje zwierza w czasie takich tras najczęściej – zwierz idzie i jest po płaskim. Co więcej musicie wiedzieć, że zwierz od lat dziecinnych cierpi na dość paskudną przypadłość. Otóż im wyżej wspina się zwierz tym bardziej jego ciśnienie spada. Oznacza to, że w czasie tras górskich zwierz, nawet nie będąc specjalnie zmęczonym zaczyna malowniczo mdleć. Na całe szczęście proces ratowania zwierza jest opanowany – szacowna matka w przypływie rodzicielskiej opiekuńczości przysiada wtedy ze zwierzem i nie pozwala mu się ruszać do chwili kiedy nie nadaje się on do użytku. Niestety owe malownicze napady następują ni mniej ni więcej w połowie trasy. Co ma swoje plusy bo zwierzowi raczej nie opłaca się zawracać. Więc idzie dalej.

WP_20150809_007

Szacowna matka zwierza wspina się pod górę i jeszcze reklamuje koszulki Zombie Samurai (czekamy na przelew)

No właśnie – to zawsze jest ten sam mechanizm, który łączy chyba wszystkich podejmujących ten dość beznadziejny wysiłek chodzenia pod górę. Otóż kiedy już się w końcu dojdzie to umysł – zapewne ratując się najprostszą racjonalizacją – stwierdza że wysiłek był tego warty, bo oto jest się na gór szczycie. Uczucie to zaś jak twierdzą poeci, wspinacze i mnóstwo niezrzeszony jednostek przebija właściwie wszystkie inne, jakie da się przeżyć marnym kosztem wchodzenia po pochyłości. Kiedy zaś jeszcze dorzucimy do tego fakt, że lato w pełni więc wszystko kwitnie a łąki szumią od tysięcy owadów zaś kosodrzewina pachnie intensywnie – wtedy ci sami ludzie którzy jeszcze kilkaset metrów wcześniej gotowi byli zapewniać że więcej w góry nie pojadą, planują kolejne wycieczki. Dodatkowym plusem jest to, że Tatry w całej swej uprzejmości oferują cudowne pocztówkowe widoki górskie wszystkim turystom a nie tylko tym którzy znalazłszy w sobie dalsze pokłady siły wspinają się na najwyższe szczyty. Co ma swoje plus bo uroda gór ma chyba w sobie coś uszlachetniającego i nie powinna być zarezerwowana tylko dla ludzi młodych czy wykazujących się znakomitą formą.

WP_20150809_009

Idziemy a to fioletowe coś nadal kwitnie. Śliczności. Ciekawostka dla Warszawiaków – to powyżej gór to chmury

W schronisku w Murowańcu jak zwykle tłum. Łatwy do podzielenia na dwie kategorie. Tych którym zupełnie wystarczy że doszli do schroniska i teraz myślami są już przy drodze powrotnej i tych którzy właściwie jeszcze wschodzić nie zaczęli i potrzebują tylko nabrać sił na prawdziwie wysokie podejścia. Chwilowo jednak wszyscy siedzą przy długich ławach i atmosfera, jak to w górach bywa jest integracyjna, bo skoro wszyscy się tu doczłapaliśmy to nie musimy udawać że nic nas nie łączy. Między stolikami przechodzi na oko dwuletnia dziewczynka, która z bardzo poważną miną wręcza wybranym turystom podniesione z ziemi kamyczki. Dobór turystów i kamyczków jest tajemny i wysoce arbitralny ale wydaje się że wszyscy dostrzegają magiczne znaczenie gestu bo kamyczki nie wracają na ziemię tylko trafiają do plecaków i kieszeni. Przy stoliku obok większa grupa wspinająca się wyżej próbuje zebrać zamówienie, gdy jedna z dziewczyn deklaruje że nie chce już jeść i pić stroskany kolega informuje ją że to już jest stan na granicy śmierci skoro człowiek odmawia przyjmowania posiłków i płynów. Ludzie którzy zajmują drugą połowę stołu przy którym siedzi zwierz i matka zwierza opowiadają jak kiedyś porzucili pomysł zjechania kolejką z Kasprowego po tym jak ich mały syn oświadczył, że musi zjeść zupę pomidorową w Murowańcu. Teraz syn ma już kilkanaście lat i nie jest chyba zachwycony opowieścią ale zupę pomidorową nadal chce.

WP_20150809_006

Obowiązkowe zdjęcie nóg celem podkreślenia że byłyśmy tam gdzie twierdzimy że byłyśmy albo przynajmniej wysłałyśmy ludzi w naszych butach

Zwierz już prawie odsapnął i nabrał ludzkich kolorów kiedy matka oświadcza że w sumie jeśli zwierz już zupełnie normalnie dycha to można byłoby gdzieś skoczyć dalej. Zwierz ma ciche podejrzenia (graniczące z pewnością) że matka zwierza nie uważa dojścia do Murowańca za jakąkolwiek wycieczkę. Ostatecznie, biorąc pod uwagę skłonność zwierza do spektakularnych omdleń decydujemy się na najkrótszy możliwy spacer do Czarnego Stawu. Idzie się tam praktycznie po płaskim jakieś pół godziny, Zwierz zna tą trasę dobrze bo to dokładnie ta ścieżka na której swego czasu o mało się nie zabił. Było to po maturze kiedy zwierz z przyjaciółką wybrał się w góry. Ponieważ przyjaciółka była pierwszy raz w Zakopanem zwierz oprowadzał ją po najlepiej znanych sobie trasach. Szybko okazało się jednak że w przeciwieństwie do zwierza koleżanka ma naturalny dar do wspinania się i chodzi bez porównania lepiej. I tak zwykle biegła do przodu a zwierz za nią. I właśnie na tej trasie do Czarnego Stawu – prostej jak drut, zwierz źle postawił nogę potknął się, spadł ze ścieżki zaczął zjeżdżać w dół aż w końcu desperacko złapał się jakiegoś krzewu mając pod nogami skalne rumowisko. Co ciekawe cała sytuacja wydała się zwierzowi wówczas tak absurdalna że nie wpłynęła na jego samopoczucie. Co prawda zwierz pamięta przerażoną twarz turysty który go wciągał na ścieżkę i paniczny śmiech koleżanki która po chwili wyznała, że już widziała jak donosi rodzicom o moim zgonie, ale sam zwierz wyszedł z wyprawy bez szwanku. I jak udowodnił dzisiejszy spacer też bez traumy, bo nigdzie serce zwierza nie zadrżało.

WP_20150809_014

No i jest woda. Ogólnie poszukiwania wody motywem przewodnim wypraw zwierza i matki zwierza

Sam Czarny Staw jest przecudny, choć wcale nie czarny tyko zielony, mogący się pochwalić całą jedną kaczką. Jest to miejsce cudowne bo siedząc nisko można patrzeć na ludzi wspinających się na przełęcze i szczyty z tym radosnym uczuciem, że nie jest się częścią tej wyprawy. Jednocześnie choć wycieczka naprawdę nie jest wysoka, to dochodzi do swoistej selekcji tłumu, więc choć nad brzegiem jeziora jest sporo osób to nie można mówić by był jakakolwiek tłok, wręcz przeciwnie jest nawet cicho i jeśli nie rozglądamy się za bardzo na boki można się poczuć niemal jak w powieści fantasty gdzie gdzieś ktoś idzie coś gdzieś odnieść. Matka zwierza łaskawa niesłychanie daje mu jakieś dziesięć minut na rozkoszowanie się widokiem. Matka zwierza nie wierzy w obserwowanie widoków zbyt długo. Nie jest takie głupie bo niestety schronisko w Murowańcu to podła bestia i żeby z niego zejść trzeba odrobinę podejść. Podejście nie jest długie ani tragicznie strome ale człowiek który chce już iść w dół nie przepada za chodzeniem w górę. A zwierz to w ogóle nigdy nie przepada.

WP_20150809_020

No i wracamy. Możemy popatrzeć w lewo, możemy popatrzeć w prawo. W obie strony w dół

Ponieważ weszłyśmy trasą którą zwykle się schodzi postanawiamy zejść trasą którą większość turystów podchodzi pod górę – przez Boczań. To ponownie dowód na przychylność Tatr bo naprawdę niskim kosztem można sobie iść szczytem spoglądając w dół to w prawo to w lewo. To właśnie tu słyszę przyjazne „Cześć zwierzu” i staję oko w oko z nieznaną sobie czytelniczką która właśnie przyjechała do Zakopanego i udowodniła zwierzowi że można czytelnika spotkać autentycznie wszędzie. Niestety po tym miłym spotkaniu zwierz przypomina sobie, że ta cholerna droga jest przeraźliwie nudna. W schodzeniu najgorsza jest nuda. Człowiek idzie idzie i zdąży pomyśleć już o wszystkim (od układania wpisu, przez radosne pocieszanie się że przynajmniej nie idzie się już w górę, po setne powtórzenie w umyśle utworu Orki z Majorki) a wcale nie jest na dole. Co więcej droga jest nieprzyjemnie skalista i co chwilę dostaje się niezamawiany masaż stóp. No i najważniejsze – idzie się jakieś czterdzieści razy dłużej niż podchodzi pod górę. Jakby miejsce do którego powinien zwierz dojść jakaś podła siła odrobinkę oddalała.

WP_20150809_012

Szarlotkę z Kościeliskiej oceniamy wyżej

Kiedy w końcu docieramy do Kuźnic chodzenie jest trudne. Przed zwierzem i szacowną matą stają poważne dylematy np. czy spróbować przyśpieszyć i być wcześniej w domu czy iść noga za nogą i dowlec się do hotelu kilka minut później. Ten konflikt tragiczny rozwiązuje się sam kiedy okazuje się, że wyłączyło nam opcję „przyśpieszyć”. Zresztą szybko okazuje się, że wysiłek fizyczny musi zostać okupiony odpowiednią porcją odpoczynku – zwierz po powrocie pada na łóżko i po dwóch godzinach budzi się prawie zdatny do użytku. Nazwijmy to drzemką regeneracyjną. A skoro o zdatności do użytku mowa to po szybkim podliczeniu spożytych posiłków wychodzi że od śniadania zwierz spożył bułkę z twarożkiem i pół szarlotki (w Kościeliskiej lepsza). Ciche burczenie brzucha oraz ogólne złe samopoczucie wskazuje, że jedzenie jest czymś przez organizm zwierza porządnym. Szacowna matka (najwyraźniej dopuszczając prymitywną chęć spożycia posiłku) prowadzi zwierza do szwajcarskiej knajpy i tam w przypływie dobra i miłości zamawia mu fondue. Zwierz jest w trudnym związku z tym daniem. Chciałby zjeść wszystko ale fizycznie nie może ale i tak będzie jadł tak długo jak długo ktoś nie zabierze od niego miski z ciepłym serem. Kelnerka pojawia się tuż przed tym aż zwierz wybuchnie.

WP_20150809_023

Dobra matka pozwla zwierzowi jeść. I to nie byle co tylko wspaniałe szwajcarskie przysmaki

Matka zwierza oświadcz że może jeszcze pójdziemy na „spacerek”. Zwierz bojąc się przyznać, że obudowana posiłkiem energia życiowa ledwie wystarcza na oddychanie zgadza się i w sumie udaje się nam obejść kawałek zakopanego bez trafiania na Krupówki co biorąc pod uwagę, że dzielą nas one od naszego domu jest swoistym osiągnięciem. Kiedy zwierz bardzo powoli wchodzi po schodach prowadzących do pokoju znajdującego się na parterze szacowna matka sugeruje, że może jutro zaplanujemy nieco krótszą wycieczkę i nieco mniej pod górkę. Zwierz by się ucieszył ale zna szacowną matkę. Obiecanki cacanki. Wszak urlop. Trzeba zapieprzać.

Ps: Matka zwierza jest bardzo zawiedziona bo wyszło nam dziś tylko 19 km ale pociesza się, że nie było po płaskim. Pod koniec urlopu zwierz zostawi wytyczne gdzie należy odebrać jego zwłoki.

14 komentarzy
0

Powiązane wpisy

slot
slot online
slot gacor
judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online