Coroczne spotkanie blogerów w Gdańsku wygląda od kilku lat tak samo. Zjeżdżamy się do jednego miasta, z lekkim zdziwieniem konstatujemy, że ludzie z Internetów naprawdę istnieją, sporo rozmawiamy, często wymyślamy głupie żarty i rozjeżdżamy się do domów. Dla wielu blogerów te dwa dni to moment wspaniałej inspiracji. Dla zwierza, rosnącej frustracji.
Zacznijmy od stwierdzenia, że gdyby to był zwierza pierwszy Blog Forum Gdańsk albo gdyby zwierz był nieco mniej doświadczonym blogerem pewnie byłoby to doświadczenie zupełnie inne. Być może wyjeżdżałby absolutnie zachwycony, z poczuciem, że wiele się dowiedział, poznał nowych ludzi i ma pomysł na blogowanie. Jednak zwierz nie jest już młodym blogerem – pisze się od tych kilku lat i co się miało odkryć to się odkryło, kogo się miało poznać to poznało. Jasne jest w zwierzu poczucie, że gdzieś tam są nowe wyzwania i możliwości ale w sięganiu po nie chyba już nie pomoże BFG. Ten wstęp jest konieczny bo pewnie sporo osób traktuje takie krytyczne wypowiedzi na zasadzie „Narzekasz ale jeździsz”. Tymczasem zwierz, doszedł do wniosku, że to chyba powinien być jego ostatni Blog Forum – po którym odda swoje miejsce komuś młodszemu (blogowo) kogo jeszcze to co usłyszy jest w stanie poruszyć i zmienić jego podejście do pisania.
Dlaczego wróciłam z Gdańska z takimi przemyśleniami? Nie chodzi o kwestie organizacyjne – pod tym względem wszystko się ładnie udało, pomysł na zorganizowanie pierwszego dnia Forum w Sali BHP był całkiem niezły bo sala ładnie nas pomieściła a jednocześnie okazała się idealnym miejscem konferencyjnym z dobrze oddzielonymi od siebie miejscami tzn. ludzie którzy chcieli pogadać przy kawie nie wadzili tym którzy chcieli posłuchać prelekcji. No i jednak to brzmi trochę surrealistycznie że w tej Sali BHP Stoczni Gdańskiej można zorganizować konferencję. Dobry był też drugi dzień już w dobrze znanym Europejskim Centrum Solidarności – przestrzeni przecudownej, otwartej idealnie dopasowanej do tematyki blogowego spotkania. Jak zwykle każdy mógł się poczuć dopieszczony przez organizatorów bo nie każda konferencja zaprosi, posadzi, napoi (uważam że stanowisko CoffeDesk powinno być pod każdym domem czy mieszkaniem każdego blogera) i nakarmi (co prawda głównie szpinakiem ale nie można mieć wszystkiego). Nie każda zadba też o to by obecność sponsorów była dużo mniej widoczna od obecności akcji charytatywnych i nie pożegna blogera wkładając mu w dłoń pięknie wydany raport z badaniami dotyczącymi znaczenia blogosfery i vlogosfery we współczesnym świecie. Nie każda też postara się zaprosić zagranicznego gościa, najpopularniejszego vlogera, wybitnego reportażystę czy powszechnie szanowanego profesora. Pod tym względem niczego nie można zarzucić.
Czemu więc zwierz jest sfrustrowany? Przede wszystkim faktem, że ma wrażenie że wciąż kręcimy się w kółko. Kilka prelekcji pierwszego dnia poświęconych było pomaganiu i temu co blogerzy w ramach tego pomagania mogą zrobić (nie tylko blogerzy). Problem w tym, że pomaganie w takich rozmowach niemal zawsze związane jest z pomocą charytatywną. Zwierz już o tym pisał przy okazji innej konferencji ale uważa że trzeba to wciąż powtarzać – blogerskie pomaganie to nie tylko charytatywność. Jeśli nie będziemy mówić o tym głośniej to wielu blogerów nigdy się nie dowie jak może pomóc – niekoniecznie wzywając do akcji wpłacania pieniędzy, czy wspierając organizację charytatywną. Wydaje się wręcz że rolą blogerów jest pomagać inaczej – w przygotowanym raporcie który już każdy czyta na własną rękę znajdzie się opis akcji związanej z zapobieganiem samobójstwom – to jest taki rodzaj pomocy w którym, moim zdaniem wielu blogerów dużo bardziej się odnajdzie i co więcej mogą się oni okazać bardziej skuteczni. Trochę przykro że o tym najwięcej mówimy w kuluarach. Z kolei w przypadku panelu o roli edukacyjnej blogerów zwierz miał wrażenie że cała rozmowa poszła w złą stronę. Wiele się dowiedział o kwestii zarabiania i ewentualnych wyrzutów sumienia ale wydaje się że to już wątek niepotrzebny. O pieniądzach mówiliśmy już tyle razy że chyba wszyscy mają trochę dość. Natomiast zabrakło mi w tym uroczo naukowym panelu – gdzie spotkali się blogerzy edukujący z zakresu astronomii, chemii, biotechnologii czy języka polskiego kogoś kto edukuje w zupełnie innym wymiarze. Edukacyjną stronę może mieć blog właściwie o każdej tematyce. Zwierz chętnie zobaczyłby obok nich jakąś blogerkę piszącą o włosach czy chociażby Ewę z Red Lipstick Monster – idealny przykład jak można edukować społeczeństwo i pomagać swoim widzom mówiąc o sprawach które zwykle uznaje się za płytkie i mało znaczące. Zresztą zwierz kilka razy miał wrażenie w czasie BFG, że nawet kiedy blogerzy rozmawiają z blogerami to dużo jest w tym przekonania, że blogerzy dzielą się na dobrych i złych i ci źli to jakaś nie do końca określona magma psująca nam markę podczas kiedy my próbujemy być dobrzy i szlachetni.
Zresztą gdyby zwierz miał powiedzieć co jest dla niego największym problemem to kwestia tego „Forum” w nazwie. Rozmowy w kuluarach są bardzo ciekawe i zabawne ale elementu rozmowy bardzo brakuje w czasie trwania samego spotkania. Chętnie człowiek zadałby kilka pytań doskonałemu Marcinowi Ogdowskiemu (chyba najciekawszy blogerską punkt spotkania), pokłóciłby się z Pawłem Tkaczykiem, podpytał Natalię Hatalską. Jasne – można podejść po prelekcji ale inaczej rozmawia się jeden na jeden – poza tym trzeba mieć na taką rozmowę odwagę. Jednak nie chodzi jedynie o brak przestrzeni na taką publiczną dyskusję – co pewnie wywołuje lęk organizatorów (nie z powodu treści ale kwestii zdyscyplinowania widowni). Zwierz ma problem z tym jak podchodzi się do gości – zwłaszcza tych ze świata dziennikarskiego. Otóż – chcąc nie chcąc wielu uczestników podchodzi do spotkania z nimi na zasadzie – oni wielcy (np. Mariusz Szczygieł) my mali, trochę na kolanach. Nie odmawiając nikomu prawa do wielkości i nie pomniejszając ich zasług zwierz zastanawia się czy na pewno dobrze robimy. Bloger nie jest gorszą wersją dziennikarza, jego wcześniejszą ewolucją. Nie jesteśmy Pokemonami. Jeśli spotyka się ważny i uznany bloger z ważnym i uznanym dziennikarzem to na spotkaniu takim jak Blog Forum Gdańsk chciałoby się obejrzeć spotkanie równe. Odrzućmy na chwilę na bok fakt że dziennikarzy czyta więcej osób (hmm… niekoniecznie) czy że są bardziej uznani, mają nagrody w kieszeniach i często tworzą Kulturę przez duże K. My tu jesteśmy u siebie, posługujemy się naszą hierarchią. Nie znaczy że gościa należy nie szanować, poniżać czy próbować pokazać że jest się od niego lepszym. Absolutnie nie. Ale wracając do idei Forum – to jest miejsce na wymianę myśli, doświadczeń i pokazania że my robimy rzeczy inaczej ale chcemy się wymieniać doświadczeniami. Tej wymiany – wychodzącej z przekonania o równości bardzo mi zabrakło. Zresztą w kilku przypadkach – jak np. w przypadku rozmowy ze Szczygłem czy w przypadku wywiadu jaki prowadziła na scenie Karolina Korwin- Piotrowska – temat wystąpienie a jego treść bardzo się różniły. Szkoda bo to co było w programie było dużo bliższe problemem blogosfery.
Zresztą to w ogóle jest mój spory problem. Tak naprawdę Blog Forum robi się najciekawsze kiedy mogę posłuchać drugiego blogera czy vlogera. Goście spoza blogosfery są fajni do momentu kiedy nie zdajemy sobie sprawy, że część z nich nie ma pojęcia jak ta blogosfera funkcjonuje. Tymczasem chciałoby się wsłuchać w głos blogerów, tych z innymi doświadczeniami, podejściem, punktem wyjścia – stąd bardzo dobry był panel z blogerami i vlogerami seniorami (choć mam problem z tym jak się mówi do aktywnych osób starszych – w taki specjalny sposób – trochę jak do dzieci, trochę z zaskoczeniem że jeszcze żyją choć przecież nie są młodzi), którzy opowiadali o swoich pomysłach na blogowanie i o nieco innej perspektywie. Dlatego doskonały był wspomniany Ogrodowski który mówił o swoim doświadczeniu blogowym. Dlatego wyszłam dość zawiedziona z warsztatów z Włodzimierzem Nowakiem tylko po to by zachwycić się wystąpieniem Krzysztofa Gonciarza. Bo Nowak dużo mówił jak napisać dobry klasyczny reportaż – taki gdzie ma się kilkanaście godzin na rozmowę, możliwość jeżdżenia i pracy wiele tygodni nad tekstem. Wspaniały wykład. Bardzo obok. Z kolei Gonciarz w krótkich radach dotyczących prowadzenia vloga powiedział zarówno o sprawach ogólnych dotyczących dostarczania treści widzom jak i banalnych (żeby kręcić w koszulkach gładkich bo wtedy widzowie nie rozpoznają jak często robisz pranie) – ale bardzo bliskich światu blogo i vlogosfery.
Zresztą chyba największą kumulację tego problem mieliśmy w czasie rozmowy Karoliny Korwin- Piotrowskiej z profesorem Jerzym Vetulanim. Sam profesor zaczął swoją opowieść bardzo ciekawie i aż chciało się posłuchać więcej o mózgu, nauce była nadzieja że rozmowa skręci w stronę tego co zapowiadał tytuł panelu czyli bycia autorytetem a właściwie tego czy można go zbudować przez blog. Byłaby to rozmowa ciekawa – być może uświadamiająca części blogerów jaka odpowiedzialność na nich spoczywa. Wiele można było poruszyć wątków. Problem w tym że Karolina Korwin- Piotrowska miała własną wizję tej rozmowy. Upolitycznioną, skierowaną na rozmowę o hejt z pięknymi zdaniami takimi jak „Kiedyś nie można było powiedzieć brudas, ciapaty, żyd”. To bardzo specyficzna definicja kiedyś. Słuchając tej rozmowy zwierz zdał sobie sprawę, że nie chodzi jedynie o napastliwy ton prowadzącej która rozmowę o autorytecie zamieniła w krytykę „Tej władzy”. Tu chodziło o kompletne niezrozumienie tego gdzie się znajdujemy – na spotkaniu osób o bardzo różnych poglądach politycznych, o bardzo różnym pochodzeniu i doświadczeniach które jednak łączy blogowanie. I chcą się nauczyć jak najwięcej o tym blogowaniu, wymienić się pomysłami czy spotkać kogoś kto pomoże im pisać lepiej i lepiej rozumieć mechanizmy Internetu. Pytania dotyczące tego co się da wyczytać z fizjonomii Kukiza czy krytyka czarnego protestu to kompletne nie zrozumienie tego czym jest to wydarzenie. To był chyba był najsmutniejszy moment BFG – nie tego ale wszystkich na których byłam. Tu bowiem najlepiej było widać jak to co dzieje się na scenie rozchodzi się z tym po co się przyjechało. I nie chodzi o moją prywatną niechęć do prowadzącej ale raczej o to jak bardzo nie zrozumiała w jakim kontekście toczy się rozmowa. Internet to nie tylko spory polityczne a wielu blogerów umie przekuć lajki na prawdziwą pomoc. Zaś zbaczanie na hejt to trochę jak narzekanie na nieobecnych przed uczniami którzy właśnie przyszli na zajęcia.
Inna sprawa – Blog Forum coraz bardziej jest konferencją nieobecnych. Nie ma tu prawie vlogerów, nie ma za bardzo nowych pokoleń internetowych influencerów. Kiedy Natalia Hatalska mówiła o odpowiedzialności twórców blogowych nie sposób było nie dostrzec że ci najważniejsi – młodzi, często bardzo młodzi twórcy Youtuba czy sławy Snapchata na taką konferencję nie przyjadą. Zresztą i wśród nas samych – tej wciąż próbującej się określać grupy blogosfery – panuje stagnacja. Doskonale pokazują to nagrody przyznane pod koniec BFG – znów statuetkę dostali Konrad Kruczkowski i Michał Szafrański. Obaj to doskonali (choć nietypowi w swoim poczuciu misji) blogerzy. Ale wygrywają właściwie wszystko. Te nagrody zgarnęli już drugi raz z rzędu. Bardzo ich obu lubię – zarówno prywatnie jak i jako blogerów, ale fakt że nie mają w tych nagrodach konkurencji mnie niepokoi. Bo lubimy ich nagradzać ale jakoś nie rosną ci którzy chcą brać z nich przykład. Mam coraz bardziej wrażenie że stają się naszą wymówką – jesteśmy moralni, dobrzy i odpowiedzialni – spójrzcie mamy przecież Konrada i Michała. To niebezpieczny trend – bo po pierwsze – żaden bloger nie powinien nieść na barkach odpowiedzialności za całą blogosferę po drugie to rozleniwia. Wiemy kto jest „ten dobry” więc sami nie musimy. Ważne by pamiętać, to nie wina nagradzanych, ani też nie nawoływanie by ich nie nagradzać (w końcu obaj są naprawdę doskonali) tylko refleksja co to dla nas znaczy.
Krytykowanie Blog Forum Gdańsk jest trudne. Większość uczestników wyjeżdża zadowolona – trudno się w sumie dziwić – dwa dni, dobrze zorganizowanej imprezy w czasie której jest okazja do wielu rozmów towarzyskich, poznania ludzi, pożartowania, nawiązania kontaktów. Takie wrześniowe kolonie blogosfery gdzie odnawiają się znajomości, kwitną intelektualne romanse i powstają memy (pozdro z autobusu) które przywołujemy potem z nostalgią. Blog Forum trwa na tyle długo że stało się wydarzeniem którego określona forma jest czymś za czym tęsknimy, i z czym trudno się rozstać. To nic złego. Można wręcz dojść do wniosku, że świadczy to o doskonałej organizacji, która skutkuje przywiązaniem uczestników do wydarzenia, przekonaniem, że chcą brać udział w BFG. To na pewno konferencja prestiżowa, w wielu punktach merytoryczna. Znak, że gdzieś w Blogosferze się doszło. Ale jednocześnie coraz bardziej odnoszę wrażenie (o czym piszę z roku na rok) że zamykamy się w swojej grupie, w swojej formie, że być może już wszyscy za dobrze się znamy być może brakuje tego elementu prawdziwego forum. Trzeba bowiem przyznać, że jeśli człowiek chce się dowiedzieć czego naprawdę ciekawego to w czasie przerwy na kawę.
Krytykowanie Blog Forum jest trudne bo trudne jest oddzielnie tego co uważa się o organizatorach (którzy co roku robią wszystko by wyszło jak najlepiej), uczestnikach (którzy w większości przypadków starają się dać jak najwięcej) a ogólnym wrażeniem, że impreza coraz mniej jest dla mnie. Kiedyś wydawało mi się, że musimy rozmawiać bardziej ogólnie. Ale w tym roku w sumie najlepiej wypadały konkrety – wystąpienie o bezpieczeństwie na blogu i w sieci czy szybki kurs vlogowania. To nie było zła konferencja ale mam wrażenie, że gdyby jej nie było niewiele by to w moim życiu zmieniło. Jednocześnie czytam u innych blogerów że wracali do domów zachwyceni i pełni inspiracji. Być może więc problemem nie jest BFG tylko moja wizja czym to wydarzenie mogłoby być. Dlatego też uważam że w następnym roku na moje miejsce powinien pojechać jakiś młody, może początkujący internetowy twórca. Może on znajdzie w Gdańsku entuzjazm i inspiracje bez których ja wracam do Warszawy. Nie wydaje mi się to takie strasznie smutne. W końcu przekonałam się jak konferencja wygląda, jacy naprawdę fajni są blogerzy, jak dobrze zebrać nas w Gdańsku. A teraz czas wracać do domu.
Ps: Ten wpis naprawdę nie został napisany po to by pokazać że jestem fajna bo myślę inaczej niż wszyscy i naprawdę nie żywię żadnych negatywnych uczuć względem organizatorów czy całej koncepcji imprezy. Więcej nawet nie jestem do końca pewna czy kiedykolwiek trafię na lepszą. Ale to nie znaczy, że muszę się kurczowo trzymać tej.