To jest ten wpis który zwierz miał napisać wieki temu a go nie napisał bo zapomniał. Oto więc dziś kontynuuje nadrabianie recenzji które powinny powstać dawno i chce wam napisać kilka słów o iZombie.
Być zombie nie jest łatow, równie trudno jest zrobić dobry serial o zombie przy takiej konkurencji
Początkowo zwierz podchodził do serialu ze sporym dystansem. Musi szczerze i bez bicia przyznać, że odpowiadała za to nie osoba scenarzysty, nie pomysł, nie aktorstwo tylko stacja która serial nadaje – CW. Widzicie ta stacja telewizyjna dostarczyła zwierzowi dwa razy serialowej rozrywki – przy Gilmore Girls i Gossip Girl a potem – całkiem sporo rozczarowań. Zwłaszcza Flash i Arrow rozczarowały zwierza – dwa super bohaterskie seriale których zwierz nie jest w stanie oglądać – nie tylko ze względu na średni scenariusz i aktorstwo ale też – ze względu na średnie efekty specjalne. Dlatego do iZombie zwierz pochodził jak do… zombie – powoli i bez entuzjazmu. Zwierza przekonały dwie rzeczy – niesamowity entuzjazm Myszy (co oczywiście biorąc pod uwagę, że Mysza jest alter ego zwierza winno oznaczać entuzjazm zwierza) i osoba scenarzysty – Rob Thomas dał nam bowiem już doskonałą Veronicę Mars i uwielbiane przez zwierza i niesłusznie skasowane Party Down. Zwierz scenarzyście ufał zwłaszcza że jego seriale zawsze miały odpowiednią dawkę humoru i złośliwości. Czyli coś czego zwierz dość obsesyjnie szuka w serialach – zwłaszcza dobry humor stał się ostatnio jakoś trudniej dostępny (serio zwierz ma wrażenie, że jest jakiś komediowy kryzys w telewizji). Jednocześnie zwierz przyzna wam szczerze, że wiedząc że skasują mu Forever szukał czegoś lekkiego co będzie takim idealnym odcinkiem na wieczór.
Jimmy Fallon żartował w jednym ze swoich programów że serial o studentce medycyny,która jest zombie i rozwiązuje zagadki kryminalne brzmi jak wszystkie dostępne obecnie seriale na raz
Początkowo zwierz nie był przekonany – historia jest dość prosta – Liv jest młodą zdolną lekarką – jedną z tych które pewnie biegałby po Grey’s Anatomy wkurzając wszystkich swoją inteligencją i zdolnościami. Ma przystojnego narzeczonego i poukładane życie. Aż idzie na imprezę na której – część uczestników po zażyciu nowego narkotyku zamienia się w Zombie. Wszystko dzieje się na łodzi i nasza bohaterka budzi się po całym wydarzeniu w worku na ciało. Jest zombiakiem, musi jeść mózgi (inaczej głupieje) i ułożyć sobie życie na nowo. Oznacza to, że z dzielnej lekarki zamienia się w równie dzielną patolożkę, która przy okazji podjada mózgi zwiezionych do kostnicy ciał. Przy czym nie ma z tym wielkiego problemu gdyż jej szef Ravi natychmiast orientuje się, że ma do czynienia z osobą dotkniętą zombizmem i podchodzi do niej z życzliwością a nawet naukowym zainteresowaniem (w końcu skoro zombizm jest choroba gdzieś tam musi być lek). Jednocześnie ponieważ zjedzenie czyjegoś mózgu pozwala Liv lepiej poznać osobę (niemal dosłownie spojrzeć na świat jej oczami) która pożegnała się z życiem, nasza bohaterka znajduje dla siebie dodatkowe zajęcie – przedstawiając się jako medium pomaga nowemu detektywowi z wydziału zabójstw rozwiązywać zagadki kryminalne.
Trzeba przyznać że zwierz nigdy nie myślał o jedzeniu mózgu jako o czymś uroczym ale serial nieco zmienił jego perspektywę
Zwierz wie co sobie myślicie – kostnica i zombie to tylko dodatek do tego by opowiedzieć kolejną historię w której najważniejsze sa kolejne morderstwa i odwieczne pytanie czy nasza Liv zejdzie się z detektywem badającym zbrodnie. Otóż to pierwszy błąd – serial wbrew pozorom wcale się aż tak bardzo na zbrodniach nie koncentruje, albo inaczej – nie są one tak zupełnie przypadkowe jak może się wydawać. Ostatecznie im dłużej ogląda się serial tym dalej mu od sprawdzonej formuły procedurala – co w sumie nigdy nie jest szczególną wadą. Ale nawet nie o samą formułę serialu chodzi ale o to, że podejmuje się on dość trudnego zadania odpowiedzi na pytanie jak wyglądałoby życie jako myślące zombie. I ta część serialu jest najbardziej interesująca. O udomowionych wampirach wiemy już wszystko, a nawet więcej niżbyśmy chcieli. Ale zombie? To jakaś nowość (choć rzecz jasna nie do końca bo przecież Brytyjczycy mieli już swoje doskonałe In The Flesh- które jednak podchodziło do problemu zupełnie inaczej. Jeszcze kiedyś o tym będzie) stąd też najciekawiej ogląda się to jak bohaterka układa sobie życie, relacje z rodzicami czy byłym już narzeczonym.
Fakt że Liv nie jest zupełne osamotniona i znajduje sojusznika a także nie zrywa zupełnie więzi z rodziną jest doskonałym pomysłem, który sprawia że cały zombizm jest dużo ciekawszy niż gdyby szlachetnie odcięła się do zupełnie wszystkich
Jednocześnie pomysł by osobowość osoby której mózg właśnie zjadła przechodził częściowo na bohaterkę jest genialny. Chyba najlepiej wyszło to w drugim odcinku gdzie nasza Liv zjada mózg malarza i nagle nie tylko spogląda na świat jego oczami ale przejmuje też jego podejście do seksualności i w ogóle wyrażania siebie. Zwierz podejrzewa, że grająca Liv aktorka – Rose McIver (zwierz najlepiej kojarzy ją z Masters of Sex ) raczej nigdy nie znudzi się swoją postacią bo naprawdę co odcinek jest ona nieco inna. Ale fajne jest też to, że właśnie te kolejne zmienne osobowości pozwalają jej lepiej zrozumieć kim jest i jak uporządkować sobie życie. Bo przecież jeśli ukrywa się przed wszystkimi że jest się zombie trzeba znaleźć powód dla którego zmieniło się ścieżkę kariery, rzuciło narzeczonego i spędza się większość czasu z dala od ludzi (Liv jeśli nie je w sposób cywilizowany staje się głodna a co za tym idzie raczej niebezpieczna i bardzo bliska takiemu standardowemu Zombie). Ale na tym nie koniec – jeśli obejrzycie kilka odcinków dopadnie was pytanie – czy jeśli jedno świadome zombie spotka drugie to czy jest tam gdzieś jakaś szansa na coś więcej? Zwłaszcza jak zombie płci przeciwnej wygląda jak Bradley James (Król Artur z Merlina tylko tym razem z ciemnymi włosami ale równie śliczny i uroczy). Wszystkie te elementy sprawiają, że nie tylko kibicujemy bohaterce ale zaczynamy się zastanawiać jak właściwie wyglądałoby takie życie – jakie pojawiłyby się przeszkody a jakie możliwości.
Początkowo zwierz myślał że czeka nas zombie procedural ale milo sie zawiódł
Przy czym iZombie ma jedną sporą zaletę – właściwie od początku przygotowuje widza na to, że będzie to serial o zdecydowanie bardziej spójnej fabule niż zwykle w przypadku takich produkcji. Co w sumie zwierza cieszy bo np. pytanie czy przypadkiem nie jest tak, że Liv jest tylko jednym z licznych zombie nie jest takie głupie. Przy czym zwierzowi podoba się zombie apokalipsa opowiedziana raczej z perspektywy jednego miasta w którym jest trochę dotkniętych problemem osób, które starają się sobie radzić niż globalnej pandemii po której tylko kilka osób nie jest zombizmem dotkniętych. Taka mniejsza skala paradoksalnie czyni serial ciekawszym i – co jak wszyscy wiemy zdarza się w telewizji co raz rzadziej – oryginalnym. Zresztą zwierz musi przyznać, że produkcja kupiła go już na samym początku kiedy okazało się, że Liv nie musi ukrywać w pracy swojego zombizmu. Zwierz zawsze ma problem z bohaterami którzy ukrywają swój wielki problem przed całym światem bo znaczy to że nie mogą z nikim porozmawiać. Tu jest inaczej – nasza bohaterka od razu znajduje w swoim szefie sojusznika i przyjaciela – nie mniej niż ona zainteresowanego tym by udało się połączyć normalne życie i przykre zombiactwo. Ogólnie zwierz zawsze kiedy ogląda seriale zastanawia się ile wątków dramatycznych dałoby się wykasować gdyby ludzie po prostu ze sobą porozmawiali, np i proszę w iZombie znalazł taką piękną odpowiedź.
To ważne – jeśli nie przekona was pierwszy odcinek serialu koniecznie musicie zobaczyć drugi. Jak on was nie przekona to zwierz już nie wie
Przede wszystkim jednak zwierz zorientował się, że właściwie polubił wszystkich bohaterów serialu. Liv jest po prostu fajna, sympatyczna i – co bardzo się chwali scenarzyście – wcale nie taka zagubiona. Jasne chciałaby swojego poprzedniego życia, ale jednocześnie w nowym radzi sobie naprawdę dobrze. Zwierz polubiłby ją nawet gdyby zombie nie była, co przynajmniej w opinii zwierza dobrze świadczy o serialu. Podobnie fajni są mężczyźni na drugim planie. Rev ma w sobie coś z szalonego naukowca, ale zwierza kupił życzliwością z jaką podchodzi do „schorzenia” swojej koleżanki z pracy, z kolei Clive jest chyba najgorszym detektywem na świecie, ale to też ma swój urok. Właściwie to nawet większy niż gdyby był genialnym policjantem. Do tego dochodzi jeszcze były narzeczony naszej bohaterki – o którym dowiadujemy się że jest właściwie idealny i potem serial udowadnia nam że istotnie do ideału mu niedaleko. Ba! Nawet nieprzyjemne typy są tu możliwe do polubienia a już pojawiający się od czwartego odcinka potencjalny ukochany bohaterki jest napisany tak, że człowiek chętnie zostałby dla niego zombie. Zwierz przywiązuje się szybko do postaci – jeśli tylko dają się lubić, co wcale nie jest takie łatwe w świecie zamieszkałym przez jakieś dzikie ilości geniuszy i samolubnych typów których ponoć powinniśmy lubić. Zwierz zawsze miał z tym problem i z radością wita seriale w których bohaterowie warci są tego by spędzić z nimi nieco więcej czasu.
Macie Bradleya Jamesa na zachęte. Jego obecność od czwartego odcinka znacznie przyśpiesza oglądanie pierwszych trzech
Paradoksalnie to co zwierza najbardziej od serialu odrzucało stało się jego największą zaletą. CW kręci bowiem właśnie takie seriale do których można się dość łatwo przywiązać i bez bólu wpisać do swojego serialowego kalendarza, gdzie – o czym fani Supernatural mogą zaświadczyć – pozostają na długie lata nawet długo po tym jak opadnie pierwszy entuzjazm. Poza tym – mimo komplikacji i ciekawego scenariusza, CW nie chce kupić wszystkich istniejących widzów, tylko tych których skusi adaptacja nieco mniej znanego komiksu DC, utrzymana niekoniecznie w bardzo poważnym tonie. Zwierz jest przekonany, że iZombie w wykonaniu wielu większych stacji nie miałoby tyle dowcipu, lekkości ale przede wszystkim nie dawałoby tego uczucia, które trochę przenosi nas w przeszłość kiedy miało sie ten jeden obowiązkowy serial do oglądania na tej – celującej głównie w młodzież – stację. I tak zwierz widzi jak co raz więcej jego znajomych ma #izombieday. I dobrze. W końcu to najlepszy rodzaj zombie apokalipsy jaki można sobie wyobrazić.
ps2: Wczoraj zwierz prawie nie był w necie i tyle nowych informacji że głowa mała. Nowy zwiastun Cirmson Peak, informacja kto będzie nowym „złym” w Muszkieterach i zapowiedź czwartego sezonu Ripper Street. Serio nie wiem skąd oni to wiedzą ale dni które zwierz poświęca na pracę wypełniają informacjami w 100%.