Zagłada, poczucie sprawiedliwości, zagrabione menie, pytanie o to kto ma prawa do posiadania najwybitniejszych dzieł sztuki. Prawnik bez doświadczenia i pełna werwy starsza pani która tylko walczy o to co jej się zgodnie z prawem należy. A wszystko rozegrane w prostej dychotomii – dobra i zła, sprawiedliwości i niesprawiedliwości. Złota Dama to nie jest film który prosi widza o oceny tylko raczej każe się zgodzić ze wszystkim co w nim przedstawiono. Problem w tym, że nie jest to takie proste jakby twórcy chcieli.
Zwierz ma zastrzeżenia do filmu w dwóch warstwach – po pierwsze do tego jak opowiada historię – a robi to niesamowicie nieporadnie a po drugie – jaką historię decyduje się opowedzieć – i tu zwierza denerwowałby nawet gdyby zrobiono go nieco lepiej
Zacznijmy od tego, że problem zwrotu zagrabionych dzieł sztuki nie jest prosty. Zwierz całym sercem opowiada się po stronie wszystkich którym kiedykolwiek bezprawnie wyniesiono z domu obraz, zabrano budynek czy ziemię. Ale jednocześnie – nie da się ukryć, że lata minęły, coś co kiedyś było prywatne dziś służy wszystkim a wybitne dzieła sztuki – kiedyś wieszane w wielkich mieszkaniach dziś stają się częścią wspólnego dziedzictwa. Niezależnie od naszego poczucia sprawiedliwości i poszanowania dla świętego prawa własności, w każdym rodzi się jeszcze pytanie czy przypadkiem zawsze prawo jednostki winno stać nad dobrem wspólnym. Nieumiejętność znalezienia jednoznacznej odpowiedzi – jest czymś powszechnym. Zwierz jest w stanie zrozumieć zarówno tych walczących o swoją własność, jak i tych pytających czy ktokolwiek ma prawo powiesić sobie arcydzieło malarstwa w mieszkaniu tylko dlatego, że kiedyś należało do jego rodziny. No i czy na pewno to, że przez kilkadziesiąt lat budynek czy obraz był własnością publiczną należy zignorować. Wszystkie te kwestie są problemem właściwie w każdym kraju w którym mamy do czynienia z zagrabionym mieniem, dziełami sztuki czy budynkami przejętymi przez państwo. I wszyscy się z tym borykają próbując zaleźć odpowiedź pomiędzy uznaniem prawa własności a oddaniem międzynarodowego dziedzictwa w prywatne ręce.
Chyba trochę dla popisu film decyduje się przeszłość pokazywać w języku oryginału czyli po niemiecku. Dlaczego dla popisu? Bo gdy bohaterka decyduje się emigrować wszyscy przechodzą na angielski (jest nawet scena w której dosłownie mówią”skoro emigrujesz będziemy rozmawiać po angielsku”)
Niech będzie dla wszystkich jasne że tymi dylematami film Złota Dama się nie zajmuje. Twórcy dylematu właściwie nie widzą. Nie widzą też właściwie żadnych półcieni, nie wnoszą wątpliwości. Sprawa jest prosta – obraz należy do granej przez Helen Mirren bohaterki i ma być jej natychmiast zwrócony. Sprawa prawnie wygląda zresztą jasno bo choć przedstawiona na obrazach Klimta (o które toczy się spór) ciotka bohaterki pragnęła by zawisły w Wiedeńskim Belwederze to w istocie nigdy nie była ich prawną właścicielką. Poza tym zawisły tam po grabieży przez hitlerowców. Oczywiście nikt w filmie nie zadaje pytań o kwestie tego, że nie jest to tylko przedmiot i nie jest to tylko portret ale też np. dzieło Klimta który – niezależnie od tego kogo malował, by austriackim malarzem a jego dzieła stanowią – czy się tego chce czy nie – część dziedzictwa narodowego Austriaków. Nie roztrząsa też pytania czy kwestia woli ciotki nie jest przypadkiem ważna nawet jeśli weźmiemy pod uwagę fakt że formalnie obrazu nie posiadała oraz że trafił do Belwederu za pośrednictwem Hitlerowców. Ponownie jednak film nie wikła się w te skomplikowane kwestie. Zamiast tego rysuje dość prosty obraz w którym nasza bohaterka i jej prawnik są ci dobrzy zaś źli są (i byli bo mamy tu też retrospektywy do czasów wojny) wszyscy Austriacy. No nie wszyscy – jest jeden dobry dziennikarz – który jednak jak się dowiadujemy jest dobry wyłącznie dlatego, że stara się odkupić winy ojca nazisty. Mamy więc w ten sposób czarno biały obraz w którym prześladujący żydów w czasie wojny Austriacy dość płynnie przechodzą w urzędników państwowych, którzy z zaciętymi minami odmawiają zwrotu obrazu.
Bohaterowie filmu włożeni są w szufladki i nie mają szans się z nich ruszyć. Reynolds jest trochę fajtłapowaty a prawy, Mirren jest kąśliwa ale ma dobre serce i wolę walki, pojawiający się kilku scenach Charles Dance jest oczywiscie wrednym szefem bez serca. I tak dalej
Można oczywiście powiedzieć, że w sumie dlaczego by nie zrobić Austriakom filmu rozliczeniowego. Wszak – jak stwierdza w filmie bohaterka grana przez Helen Mirren – zbyt długo byli postrzegani jako ofiary. Zwierz przyzna szczerze, że choć do Austrii nie ma zbyt ciepłego (ani też zimnego) stosunku to jednak pomysł by rozliczać Austriackie postawy z lat 90 w 2015 roku wydaje się co najmniej chybiony. Oczywiście nie ze wszystkim się rozliczyli ale podobnie jak Niemcy przeszli jednak sporą drogę od wyparcia do rozliczenia i wprowadzenia poczucia winy do pamięci zbiorowej (łącznie z sączeniem poczucia winy w Bogu ducha winnych młodych ludzi). Zwłaszcza w sytuacji gdy mamy do czynienia z historią nieniuansowaną – czarno białą rozliczanie kraju z dystansu i traktowania go w tak jednoznaczny sposób wydaje się być co najmniej nie taktem. Zwłaszcza że w naszej historii nie dowiadujemy się, że impuls do poszukiwania obrazu wyszedł min. z publikacji właśnie austriackiego dziennikarza, który jako pierwszy zaczął przeglądać dokumentację związaną z wywieszonymi w Belwederze dziełami sztuki. Co nieco zmienia obraz rzeczy bo wtedy mamy do czynienia z historią w której oba nurty – rewizji przeszłości i jej ukrycia wychodzą z jednego kraju. Wydaje się jednak że podobnie jak kwestie nie interesują twórcy który pragnie pokazać nam dobrych bohaterów i złych bohaterów. Dlatego też Austriacy stają się w tym filmie równoznaczni z Niemcami, dlatego chęć zatrzymania obrazu w kraju jest rozpatrywana wyłącznie z punktu widzenia niezgody na przyznanie się do niechlubnej przeszłości i dlatego ogólnie można dojść do wniosku, że Austriakom z lat 90 nie jest daleko do nazistów.
Film cieszy się prostą dychotomią gdzie nasi są dobrzy tamci są źli i jakoś zupełnie nie ma półcieni. A przecież jest ich całe mnóstwo
Zwierz rozumie, że pewne uproszenia są konieczne. Być może gdy patrzy się na całą sprawę zza morza Europa i jej obywatele a także lata historii zlewają się w jedno. Podobnie jak Zagłada staje się kilkoma obrazkami – zawsze takimi samymi. Zwierz musi powiedzieć, że ilekroć widzi w filmach Zagładę sprowadzoną do tych samych pięciu czy sześciu obrazków czuje się fizycznie źle. To jest taka pocztówka z przeszłości gdzie oczywiście mamy zły tłum przypatrujący się poniżaniu żydów, oczywiście mamy bohaterów absolutnie zaskoczonych antysemityzmem (o ile istotnie młodą żydówkę z absolutnie asymilowanej rodziny z klasy wyższej mógłby zaskoczyć antysemityzm względem jej to nie antysemityzm jako taki) i te same klisze. Oczywiście bohaterowie zawsze na wszystko reagują tak samo – jeśli widzisz pomnik Zagłady musisz zalać się łzami, jeśli widzisz przejaw antysemityzmu w 1938 czy 39 musisz zareagować jak współczesny człowiek. Zwierz ma z tym problem bo takie wykorzystanie „obrazków” z Zagłady zawsze wydaje się być głęboko cyniczne. Głęboko spłaszczające sprawę i nie dające widzowi nawet chwili na refleksję nad tym kim czują się bohaterowie. Mechanizm takich scen jest prosty – spójrz jak prześladują żydów jak są dla nich niedobrzy, wzrusz się i niech to wzruszenie będzie na tyle duże że niesprawiedliwość współczesna zleje ci się z tą wojenną. Zwierz chciałby nie widzieć w tym cynizmu twórców i producentów ale jakoś nie jest w stanie otrząsnąć się z wizji, że tak oto realne cierpienia zamieniono na element słusznego przekazu filmu. Zwierz nienawidzi cynicznego wykorzystania motywu Zagłady. Zwłaszcza, że zwykle takie filmy wszystko spłaszczają i nagle tożsamość naszej bohaterki której rodzina miała majątek i kilka obrazów Klimta na ścianie zostaje zrównana z tymi żydami którym w jednej ze scen obcina się pejsy na ulicy. I tak nie ważne kim nasza bohaterka jest czy się czuje – ostatecznie wszyscy są żydami. Zwierz wie, że część z was takie argumenty mogą nie przekonać, ale sam zwierz niemal fizycznie źle się czuje kiedy widzi jak Hollywood uwielbia ten schemat.
Zdaniem zwierza Helen Mirren jest po prostu za młoda do swojej roli. Powinna grać panią po osiemdziesiątce tymczasem sama ma dopiero 69 lat. I to widać. Choć trzeba przyznać że film bardzo ładnie ucina i sprasowuje te kilkanaście lat procesu.
No dobrze ale to nie są właściwie jedyne zastrzeżenia jakie zwierz ma do filmu. Załóżmy – że nie ma tu cynizmu, że intencje są dobre i nikt tak naprawdę nie ma czasu ani artystycznych możliwości by w filmie rozważać kwestie pamięci, posiadania czy tego czym jest sprawiedliwość. Wtedy pozostaje nam ocena fabuły, konstrukcji postaci czy realizacji filmu. A ta też nie wypada za dobrze. Po pierwsze to film zrobiony tak niedbale że nawet w zwierzu budzi to niechęć – teoretycznie rozgrywa się w latach 90 i na początku lat dwutysięcznych. Ale np. kiedy bohater jedzie przez miasto widać reklamę Strażników Galaktyki, wycieczka młodych ludzi przechadzająca się w latach 90 po Wiedeńskim Belwederze ma współczesne ubrania itp. Zwierz wie, że nie da się tego wszystkiego pozbyć z filmu ale jeśli widz bez trudu takie elementy dostrzega, znaczy że jest ich zdecydowanie za dużo. Kolejna sprawa to montaż który nie tylko sugeruje ale wręcz wyraźnie pokazuje że z filmu sporo wycięto. Sceny następują po sobie chaotycznie i niekiedy dosłownie widać linię cięcia. Jak np. w jednej z pierwszych scen gdzie co prawda pokazuje się, że bohater zasłania plamę z kawy na spodniach ale scenę gdzie sobie tą kawę rozlewa przycięto. Takich brzydkich cięć montażowych jest w filmie więcej. Film zresztą składa się z oderwanych od siebie scen, przeskakuje dwanaście lat procesu tak szybko że widz może się nie zorientować ile czasu minęło. Ma też problem z wiekiem bohaterów – Helen Mirren zdaje się być zdecydowanie za młoda by grać swoją bohaterkę –o której możliwość rychłego zgonu wszyscy się martwią. No ale to Hollywood więc kto by się przejmował tym, że aktorka po sześćdziesiątce gra bohaterkę osiemdziesięcioletnią. A jednak to jest różnica choć najwyraźniej w Hollywood wszystkie kobiety po 60 są mniej więcej w tym samym wieku.
Zwierz cały czas miał wrażenie, żeto film tak niesamowicie amerykańśki jak tylko się da i tak naprawdę to jest jego największy problem. Bo na wszystko patrzy się tu z takiego dystansu przy którym nie ma półcieni, Niemcy i Austriacy to dokładnie to samo, Anschluss wydaje się najbardziej wyczekiwanym wydarzeniem w historii Austrii, a urzędnicy nie za bardzo różnią się od naizstów
Inna sprawa – samo prowadzenie narracji – oparte o bardzo sztywne dialogi i zaufanie że Helen Mirren w roli dziarskiej staruszki i Ryan Reynolds w roli młodego prawnika absolutnie wystarczą. Otóż nie wystarczają , bo ich dialogi złożone są głównie z komunałów bądź też z żartów które nie śmieszą. By ratować sytuację raz na jakiś czas pojawia się złośliwa uwaga ze strony Helen Mirren co zawsze ratuje sytuację ale jednocześnie każe się zastanawiać czy nie nazbyt łato film wrzuca niesłychanie utalentowaną aktorkę (co widać w części scen) w schemat – niesłychanie złośliwej starszej pani (która trzyma się jak królowa z pamiętnego filmu). Skoncentrowanie się na parze i na jej szczytnym celu prowadzi do sytuacji karykaturalnych gdzie np. grana przez Katie Holmes żona, jest w filmie tylko po to by wciąż wspierać swojego męża. Uspokaja go i karmi motywacyjnymi tekstami nawet wtedy kiedy zaczyna się jej poród. Jest tak karykaturalnie sprowadzona do roli postaci wspierającej, że równie dobrze zamiast niej bohater mógłby mieć serię motywacyjnych plakatów na ścianie. Sam Reynolds gra bohatera którego teoretycznie powinniśmy bardzo lubić ale faktycznie zupełnie nie ma charakteru. Wciąż za to funduje nam się sceny które mają być wzruszające. I choć wielka mowa o poczuciu sprawiedliwości działa raz to za trzecim razem mamy ochotę w bohaterów rzucić butem. Zwłaszcza że mimo pochodzenia wszyscy dobrzy są tu na wskroś amerykańscy a źli na wskroś europejscy. Bo ogólnie z tego filmu trochę bije amerykańskie podejście do historii Europy gdzie wszystko jest niesłychanie proste. Ogólnie to chyba jest największy problem zwierza z filmem – że niesłychanie upraszcza on rzeczy (nie tylko kwestię posiadania obrazu) które niekoniecznie są takie proste.
Zwierz zastanawia się jak film przyjęto w Austrii. W filmie jest bowiem tylko jeden prawy Austriak a i on pragnie odkupić winy ojca nazisty
Warto jeszcze – skoro mowa o aktorach wspomnieć o Tatianie Maslany i Maxie Ironsie w roli młodszej bohaterki i jej męża. Ponieważ role wymagają mówienia po niemiecku to o ile Tatiana mówi dużo i ładnie o tyle jej mąż jest w filmie właściwie niemy. Serio w większości scen tylko stoi i patrzy ewentualnie biegnie. Co o tyle można my wybaczyć że Max Irons w strojach z epoki jest niespotykanie wręcz przystojny. Nie mniej to ciekawe jak bardzo nie wykorzystuje się tu jego talentu. Reszta obsady gra dobrze, choć ponownie – ckliwość części scen sprawia, że nie sposób nie zgrzytać zębami. A właściwie zębami zgrzytać trzeba bo naprawdę – można było tą historię opowiedzieć bez koniecznego sięgania po najbardziej banalne dialogi i najbardziej wyświechtane tanie chwyty. Nawet jeśli wykażemy podziw wobec ducha bohaterki i ostatecznej sprawiedliwości rozwiązania to jednak wcześniej poczujemy się nie raz zmęczeni nadmiarem patosu, czułostkowości i uproszczeniem świata. Co w sumie sprawdza, że zamiast się zachwycić wychodzi się z kina zniechęconym do całej historii.
Sceny wojenne są nakręcone – przynajmniej zdaniem zwierza – niesłychanie cynicznie – gdyby zwierz wierzył w pełny cynizm producentów powiedziałby, że znalazły się w filmie tylko po to by poprzez obecność wątku Zagłady w całej sprawie trzymać widza w pewnym emocjonalnym szachu. Tak by nie miał żadnej wątliwości co myśleć
Film kończy się informacją, że odzyskany obraz (zwierz nie uważa tego za spoiler) został sprzedany i zawisł w prywatnej galerii. Informacja miga tylko na chwilę. Ale jednak jest. Oczywiście można powiedzieć, że nie chodziło o pieniądze, że naprawdę kwestią była tylko pamięć i sprawiedliwość. Co więcej- zwierz nawet w to wierzy. W sumie dlaczego miałby nie wierzyć. Ale nie zmienia to faktu, że w całej tej historii na koniec pojawiają się aukcje, pieniądze i prywatne kolekcje. A ciotka chciała by obraz wisiał w Belwederze w Wiedniu. I teraz pytanie – na które zwierz nigdy nie poważy znaleźć się odpowiedzi – co jest sprawiedliwie? I dlaczego nic?
Ps: Zwierz zdaje sobie sprawę, że ten film może być zapewne zupełnie inaczej odebrany jeśli człowiek nie czuje żadnego związku ze sprawą, historią i problemem rozliczeń. Wtedy jak zwierz podejrzewa – jako wzruszająca historia może przypaść do gustu.
Ps2: Zwierz pamięta o podsumowaniu miesiąca – tylko ono mu się tak trochę odsuwa w czasie. Ale jutro powinno być.