Kilka dni temu nie mogłam spać. Bolała mnie głowa, było mi ciężko na duszy i ogólnie źle. Usiadłam więc w środku nocy przy komputerze i wpłaciłam dotację na Czerwony Krzyż, który właśnie przeprowadzał dramatyczną i pełną przeszkód ewakuację z Aleppo. Sekundę po tym jak pieniądze znikły z mojego konta dostałam maila z podziękowaniami. A w nim zdjęcie.
Zdjęcie w nagłówku pokazywało kobietę z dzieckiem na ręku. Dziecko było maleńkie, kobieta ubrana w biały fartuch z wyszytym logo informującym, że pracuje dla Czerwonego Krzyża. Chusta, którą nosiła na głowie zsunęła się nieco odsłaniając drugą, białą chustkę. Patrzyła na dziecko spojrzeniem pełnym czułości. Przypatrując się temu zdjęciu miałam poczucie jakbym skądś je znała. To podwójną chustkę na głowie, to czułe spojrzenie, to maleńkie dziecko w ramionach. Wtedy doznałam epifanii.To zdjęcie pod różnymi formami, różnymi pędzlami, w różnych ramach wisiało w największych galeriach świata jako przedstawienie Matki Boskiej i małego Jezusa. Tylko to nie Matka Boska a pielęgniarka z Afganistanu.
Nie dziwię się, że Czerwony Krzyż wysłał mi właśnie to zdjęcie jako uzupełnienie ich listu który dziękuje za pomoc jednocześnie przypominając że praca tych którzy walczą o ludzkie życie nigdy się nie kończy. Jest coś takiego w wizerunku matki trzymającej małe dziecko, matki patrzącej na nie z czułością i miłością, co sugeruje, ze wszystko będzie dobrze. Spójrz, mówią fotografowie i malarze, jaki piękny obraz. Pomyśl jeśli tylko ktoś otoczy to dziecko miłością, troską, jeśli będzie o nie dbał i zrobi wszystko by nawet niekorzystne warunki narodzenia nie rzutowały na całym jego życiu, jeśli ktoś będzie walczył by uchronić dziecko od głodu, chłodu, samotności. Wtedy, nawet w świecie złym i pełnym wojen można wychować człowieka dobrego, kochającego, pełnego empatii. Jednak o tym wszystkim nie trzeba teraz myśleć, teraz dziecko śpi sobie w ramionach osoby która spogląda na nie z czułością i wiemy, że przynajmniej przez chwilę nie musimy się martwić. Przez chwilę wszystko jest dobrze. Wszystko jest na swoim miejscu.
Jeśli się nad tym zastanowimy ten obraz jest jednym z najlepiej rozpoznawalnych symboli naszej cywilizacji (a i nie tylko naszej bo wszak Jezus dzieli urodziny z całym pocztem bóstw z różnych kultur). Matka z dzieckiem na ręku. I nie ma w tym symbolu słabości, ale jest to symbol nadziei. Nadziei na to co ma nadejść, co kryje się gdzieś poza horyzontem wzroku. Jeśli porzucimy interpretacje religijne, jeśli nie będziemy patrzyli na to dziecko jako na mesjasza, zostanie nam w tych pozłacanych ramach najsławniejszych galerii, uboga żydowska kobieta z dzieckiem urodzonym w trudnych warunkach. Z dala od domu, zdana na życzliwość innych ludzi, głównie nieznajomych. Z mężem, który w całej tej historii odgrywa rolę nieco drugoplanową.
Dziecko urodziło się zdrowe, okoliczni pasterze przyszli pomóc, było zimno ale jakoś się wszyscy ogrzali. Na niezliczonych obrazach Matki Boskie patrzą na dziecko z czułością, Józefowie pochylają się z troską, wszyscy na tych obrazach są zachwyceni i poruszeni. Bo oto coś się zaczyna i można mieć nadzieję, krótką nadzieję, ze wszystko będzie dobrze. Można sie było przez chwilę nie przejmować królem rządzącym z łaski Rzymu, ani samym Rzymem, można się było oderwać od niepokojów, głodu, chłodu i wszystkiego co czyniło owe ostatnie lata kończącej się ery tak trudnymi dla mieszkańców Palestyny. Można było przez chwilę pomyśleć, że będzie lepiej, że coś się zmieni. A przynajmniej że to jedno dziecko ma przed sobą całe życie. I mieć nadzieję, że będzie wypełnione miłością.
W Poznaniu przy hospicjum dla dzieci powstało nie dawno miejsce gdzie ludzie – wolontariusze, przytulają i noszą na rękach dzieci oddane do adopcji lub takie które czekają na ustalenie rodzicielstwa. Robią tak bo ponoć nie da się potem nadrobić czasu jakie dziecko spędziło leżąc samo w łóżeczku, pozbawione regularnego dotyku. Ludzie więc chodzą z dziećmi na rękach, przytulają je i kołyszą. W ośrodku jest dziesięcioro dzieci, docelowo może ich tam być kilkanaścioro. Wydawać by się mogło, że to mała sprawa, ale przecież tak nie jest. Przytulanie dziecka staje się jego polisą na życie. Takie dzieci lepiej się adaptują, bardziej przywiązują, mają mniejsze deficyty. Szansa że w rodzinach adopcyjnych znajdą swoje miejsce i potem będą mogły iść przez życie mając takie same szanse jak ich rówieśnicy. Przytulenie dziecka działa cuda.
Rzucam jeszcze raz okiem na zdjęcie przysłane od Czerwonego Krzyża. Dziecko urodzone w czasach wojen i przemian może wyrosnąć na człowieka pełnego strachu, nienawiści, skłonnego do fanatycznego przywiązania do podsuwanych mu idei. Może też wyrosnąć na człowieka pełnego empatii, miłości i zrozumienia. Patrzę na to zdjęcie i na czułość w spojrzeniu tulącej go lekarki, myślę o ludziach bezinteresownie tulących dzieci w Polsce i pozwalam sobie mieć nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Nadzieję, że niezależnie od pochodzenia, wiary i miejsca urodzenia w życiu tych dzieci będzie więcej szczęścia niż strachu, radości niż zmartwień, dostatku niż głodu. Nadzieję, że i w tym obrazie mam początek nowego lepszego świata. I wam tego też życzę. Nadziei.
Gdybyście chcieli wspomóc ośrodek tulenia dzieci w Polsce – tu macie wszystkie niezbędne namiar
Gdybyście chcieli wspomóc Czerwony Krzyż – tu możecie sami wpłacić darowiznę.