Czym straszyć współczesnego widza, który – jak może się zdawać widział już wszystko. Potwory z kosmosu, powodzie, zmieniającą się polaryzację ziemskich biegunów, apokalipsę zombie. Wydawać by się mogło, że bez zalewania ekranu krwią i dorzucania kończyn nie sposób wywołać przerażenia u widowni. Tymczasem nadawany przez BBC (a w Polsce przez HBO Go) serial „Rok za rokiem” straszy bardziej niż niejeden horror. Głównie dlatego, że sięga po grozę do najstraszliwszego ze wszystkich miejsc – politycznej rzeczywistości.
Serial „Rok za rokiem” opowiada historię pewnej angielskiej rodziny. Czwórka rodzeństwa, osierocona wiele lat wcześniej przez matkę, założyła już własne rodziny i prowadzi mniej lub bardziej udane życie. Mamy tu bankiera, pracownika socjalnego, pracownicę stołówki, czy w końcu międzynarodową aktywistkę. Wszyscy są mocno związani z babcią, nestorką rodu, która mimo, że niekiedy kapryśna, sprasza co roku całą rodzinę, do swojego wielkiego domu gdzie mimo mrozu wszyscy świętują jej kolejne urodziny. Rodzinę poznajemy w chwili przełomowej kiedy rodzi się nowe dziecko – mały chłopiec który zostanie nazwany Lincoln, a którego ojciec, oddalił się w bliżej nie znanym kierunku. Biorąc niemowlę na ręce, jego wujek zastanawia się co przyniesie przyszłość. A scenarzysta serial Russel T. Davies dość bezlitośnie tą przyszłość wieszczy. I trzeba powiedzieć, że jest zupełnie jak współczesna Kassandra. Wiemy, że mówi rzeczy bardzo prawdziwe ale bardzo nie chcemy go słuchać.
No właśnie zgodnie z tytułem serialu oglądamy życie rodziny „rok za rokiem” choć co pewien czas fabuła przyśpiesza – widzimy skrót najważniejszych wiadomości – dowiadujemy się, że Trump wygrał kolejne wybory w Stanach, w jednej ze scen daje się nam do zrozumienia, że umarła królowa itd. Po tych okresach przyśpieszenia, wracamy do codzienności i obserwujemy jak nasi bohaterowie zmagają się z życiem w nowych warunkach geopolitycznych. Do tego obok zmian społeczny, czy tych wynikających z międzynarodowej polityki pojawiają się osobiste porywy serca, czy problemy rodzicielskie czy rodzinne jakich wcześniej by nie było. Życie bohaterów jest z jednej strony bardzo bliskie naszemu, z drugiej bardzo naznaczone tym co dopiero przyniesie im przyszłość. Davies kreśli swój obraz szeroko – potrafi wyobrazić sobie konsekwencje politycznych konfliktów dla mieszkańców Wielkiej Brytanii, czy sugerować jakie zmiany mogą zajść na rynku pracy czy w bankowości. Dodatkowo w tle historii rodzinnej pojawia się postać Vivienne Rock, która w pierwszym odcinku występuje jako jedna z rozmówczyń w telewizji, by potem z każdym rokiem stawać się coraz ważniejszą i bardziej przerażającą postacią polityczną.
Z jednej strony ktoś mógłby zwrócić uwagę, że takie niewesołe spojrzenie w ludzką przyszłość przypomina Black Mirrors. Ale Russel T. Davies nie bawi się jakoś bardzo w metafory. Jego historia dużo bardziej zakorzeniona jest w zjawiskach które już dziś mają swój początek – jak konflikt na linii Stany Zjednoczone-Chiny, rozproszenie się demokratów przed wyborami prezydenckimi czy międzynarodowe powiązania bankowości Angielskiej, albo niepewny los niepodległej Ukrainy. To właśnie najbardziej przerażający element wizji Russela, który niewesołe plany na przyszłość snuje nie jak Black Mirror poprzez pewne wyolbrzymienie czy metaforę, ale w oparciu o oglądanie wiadomości i trzeźwą ocenę sytuacji. Wszystko to sprawia, że „Rok za rokiem” to serial absolutnie przerażający. I to nie dlatego że wizje które snuje Davies brzmią jak nagłówki jutrzejszych gazet. Przeraża przede wszystkim to co autor ma do powiedzenia o współczesności. A jego refleksja jest dość nieciekawa – po pierwsze – nikt nie chce słyszeć prawdy o współczesnym świecie a po drugie – pewne racjonalne argumenty czy sposób myślenia przeżywają prawdziwy kryzys.
Oczywiście należy zdawać sobie sprawę, że takie straszenie się przyszłością jest w istocie przede wszystkim katalogiem lęków współczesnych – zresztą też dość specyficznych. Co prawda fabuła serialu w pierwszych odcinkach jest osadzona w niedalekiej przyszłości ale to raczej spis tych wszystkich sennych koszmarów jakie ma osoba, która nałogowo ogląda wiadomości. Co ciekawe – moim zdaniem najciekawsze – Davies decyduje się nam pokazać jak często wydarzenia bardzo poruszające i przerażające, które pewnie inni scenarzyści wybraliby jako koniec pewnej rzeczywistości bohaterów, tak naprawdę nie kończą niczego na zawsze, raczej uruchamiają ciąg zmian, których nie da się odwrócić. Trzeba też przyznać, że Davies – przynajmniej w tych pierwszych odcinkach wypada lepiej jako złowróżbna wróżka w sprawach polityki czy ekonomii niż przemian technologicznych. Jego uwagi technologiczne i o wpływie technologii na ludzkie życie wydają się nieco za bardzo uproszczone. Pod tym względem chyba wygrywa Black Mirrror, choć Davies trzyma się bliżej codzienności odnosząc się np. do tego jak bardzo automatyzacja zmieni rynek pracy.
Trzeba jednak przyznać, że „Rok za rokiem” jest serialem (przynajmniej na razie bo komentuję po dwóch odcinkach), który trudno zbyć czy nie poświęcić mu trochę uwagi. To produkcja pod wieloma względami interwencyjna, zmuszająca widza do refleksji i zadania sobie pytania czy przypadkiem nie ignoruje dziś faktów które jasno wskazują na to, że pewne procesy już się rozpoczęły. Serial zmusza człowieka by jednak przeczytał więcej o wojnie handlowej Stanów Zjednoczonych z Chinami, zadał sobie pytanie co nowy prezydent Ukrainy może zrobić w kwestiach konfliktu z Rosją (chwilowo jest to dla wielu obserwatorów sytuacji Enigma) i jak odejście premier Wielkiej Brytanii wpłynie na Brexit czy w ogóle partię rządzącą w UK. To wszystko rzeczy, które zasiedlają strony gazet czy portale internetowe a przez której często przelatuje się wzorkiem. Tymczasem Davies trochę zmusza nas do uświadomienia sobie, że wszystkie te sprawy są jednoznacznie związane z naszą przyszłością.
Serial robi przygnębiające i pozostające z widzem na dłużej wrażenie. To produkcja której z jednej strony nie chce się oglądać dalej z drugiej – trochę się klnie w żywy kamień że HBO GO wypuszcza tylko jeden odcinek tygodniowo. Na pewno w stworzeniu przekonującej wizji mrocznej przyszłości bardzo pomagają aktorzy. Emma Thompson występująca w tle jako demagogiczna ale trafiająca do serc wyborów polityczka sprawdza się doskonale – głównie dlatego, że płynnie potrafi przechodzić od spojrzenia bezwzględnego do takiego nieco kpiącego sympatycznego uśmiechu. Oprócz tego w obsadzie znalazł się jak zwykle raczej niezawodny Rory KInnear, Russell Tovey który gra – co nie dziwi – homoseksualistę o złotym sercu (choć też wadach charakteru), Jessica Hynes gra ciekawą postać siostry aktywistki, która jest gotowa poświęcić bardzo wiele dla prób ratowania świata, doskonała Anne Reid gra zaś babcię rozciągającą nad wszystkimi opiekę, taki symbol starego świata.
„Rok za rokiem” to chwilowo przynajmniej (nie wiem jak się serial zakończy) produkcja nieprzyjemna, głównie dlatego, że możemy sobie wyobrazić jak staje się faktem. Jednocześnie jednak wydaje się, jak rzadko, że jej oglądanie może nie tylko przygnębiać ale mieć też jakieś walory terapeutyczne – z jednej strony pozwala sobie wyobrażać najgorsze scenariusze, z drugiej sugeruje, że być może świat skończy się w nieco bardziej skomplikowany sposób niż nam się wydaje. Jednocześnie budzi też jakiś mały ogień sprzeciwu wobec zapisywania się do grupy biernych obserwatorów rzeczywistości. Aż ma się ochotę wstać i coś zrobić. I tu w sumie trafiliśmy na dobry moment bo jutro są wybory do Parlamentu Europejskiego. Co znaczy, że przynajmniej chwilowo mamy możliwość wpłynięcia na rzeczywistość polityczną. Ja na pewno na nie pójdę i nie będę ukrywać, że na pewne moje decyzje wyborcze ten serial wpłynął. A na pewno umocnił mnie w przekonaniu, że nie można pozwolić na bierne przyglądanie się jak przyszłość rozwija się przed nami, jakby była już z góry ustalona. I żeby było jasne, nie zweryfikowałam swoich politycznych poglądów pod wpływem serialu, raczej udało mi się wyprostować pewne elementy niepewności. Co pokazuje, że w sumie jest jakiś sens w straszeniu samego siebie. Przynajmniej niekiedy człowiek pod koniec wychodzi przekonany, że chce zrobić wszystko by się nie bać.
Ps: Zakładam, że serial może się jeszcze popsuć więc chwilowo nie chcę jednoznacznie oceniać produkcji jako wybitnej, ale mam nadzieję, że utrzyma wysoki poziom, bo wtedy z pewnością trafi do pewnego panteonu wybitnych seriali jakie widziałam. Nawet jeśli pod pewnymi względami to serial bardzo jednorazowy a przynajmniej – bardzo zakorzeniony w konkretnym momencie historii – do dni i miesięcy