Hej
Zwierz zachęcony pierwszymi od lat dobrymi recenzjami polskiego filmu postanowił pójść do kina na „Salę Samobójców” choć wszystko mówiło mu wewnątrz że to nie może być film dobry. Niestety przeczucia zwierza nie myliły i film nie jest dobry jest zły a miejscami bardzo zły by osiągnąć w pewnych miejscach trudne do oceny dno. Zwierz zaznacza że ta recenzja z konieczności zawierać będzie pewne spoilery ponieważ największym zarzutem jak zwierz ma zamiar postawić reżyserowi i autorowi scenariusza to kompletny brak realizmu.
Autorzy filmu podeszli do problemu nastolatków w sieci i ich skłonności samobójczych w sposób analityczno- dydaktyczny. Oto za nieszczęścia młodych ludzi odpowiedzialni są : nieczuli robiący karierę rodzice, brak akceptacji ze strony rówieśników, presja otoczenia oraz ogólne nieszczęście wynikające z faktu że wszyscy zaplanowali im już przyszłość. Ucieczki szukają więc w internecie gdzie czekają na nich różne zagrożenia w tym wyśmiewanie lub też namawianie do samobójstwa. Ponieważ społeczeństwo nie zdaje sobie sprawy z tych zagrożeń reżyser postanawia nas wyedukować.
W tym celu opowiada nam historię Dominika. Ponieważ sam Dominik jest jedynie przykładem szkodliwego działania internetu nie wiemy o nim zbyt wiele – reżyser pokazuje nam że chłopię wrażliwe bo nie lubi techno, i że jak przeczyta Hamleta (reżyser winien wiedzieć że Hamleta nie czyta się w klasie maturalnej!) to coś zrozumie, do opery chodzi ( jak ktoś klasyki słucha wiadomo że uczony), a do szkoły i ze szkoły wozi go szofer ( przejażdżka autobusem pokazana jest jako przeżycie traumatyczne i niebezpieczne co we mnie korzystającej z transportu publicznego od 11 roku życia wywołało cichy chichot i irytację). Z tych krótkich scen kiedy mamy poznać Dominika nie wylania się obraz jakoś szczególnie ciekawy – wręcz przeciwnie – dzieciak wydaje się koszmarnie rozpuszczony ( i ni uprzejmy) i w sumie powiem szczerze zwierz nie zapalał do niego sympatią. Trudno byłoby zresztą zapałać sympatią do postaci której właściwie nie ma – najbardziej wyróżniającym elementem charakteru Dominika jest bowiem jego grzywka – ni to na Bibera ni to na bohatera Zmierzchu.
Dominik ma też rodziców którzy się nim nie szczególnie zajmują bo tata to zapracowany polityk ( z resztą chyba nie szczególnie uczciwy) zaś matka obiadów nie gotuje tylko pracuje po nocach ( bo jest kryzys i jeszcze gdzieś romans trzeba upchnąć). Dominik mimo, że ma 19 lat nieco cierpi, że rodzice nie mają dla niego czasu. Dalsze dzieje Dominika są tragiczne głównie z punktu widzenia logiki. Po pierwsze Dominik nie wie czy przypadkiem nie jest gejem. Jako, że chodzi do prestiżowego płatnego liceum natychmiast to podejrzenie naraża go na kpiny. Autor scenariusza chyba nigdy nie był w tego typu liceum gdzie ujawnienie odmienności seksualnej może prędzej zaowocować awansem społecznym niż całkowitą izolacją ( z resztą zwierz odnosi wrażenie że ten wątek orientacji seksualnej wprowadzono tylko by film był bardziej na czasie). Zwłaszcza że nad tą tożsamością, jej postrzeganiem przez rówieśników – w ogóle się nie zatrzymuje – bo nie chce opowiedzieć o niczym autentycznym, tylko zrobić taki przygnębiający film o współczesnej młodzieży. Dominik jest więc smutny i sam, co nie trwa długo znajdując w internecie tytułową „Salę Samobójców” natychmiast znajduje innych odrzuconych i innych którzy swoim odrzuceniem i innością się szczycą.
Tu twórcy niczego nie dozują – wykorzystuje dość kiczowatą grafikę komputerową by pokazać nam wirtualną rzeczywistość. Autor zdecydował się na grafikę a la Second life ( platforma, która prawie już nie żyje a w Polsce nigdy nie odniosła szczególnego sukcesu) i animowane sekwencje latania i cięcia się nożami – w każdym razie to najsłabszy element filmu który nie przykuwa uwagi a wręcz przeciwnie nudzi – avatary bohaterów są straszliwie sztuczne podobnie jak ich kwestie które brzmią jak the best of pokolenia emo ( szkoda że reżyser nie pokusił się o to by mieli jakiekolwiek charaktery ale to w końcu film interwencyjny więc nie trzeba się za bardzo wysilać w budowaniu bohaterów). Jednak nie to jest w filmie najgorsze – autor stara się by za wszelką cenę przekonać nas, że internet jest dla biednego wyobcowanego młodego człowieka zagrożeniem. Dlatego miejscami poświęcił logikę i realizm w imię wyższej sprawy. Rodzice bohatera zachowują się z resztą tak nie naturalnie, że wywoływało to na widowni lekkie salwy śmiechu i zadawane głośno z sali pytania ( np. jak rodzice mogli nie zauważyć że ich syn nie wychodzi przez 10 dni z pokoju, dlaczego nie odłącza mu internetu, dlaczego nie wyjmą mu drzwi, w końcu dlaczego po tym jak chłopak zostaje przyjęty na obserwacje w szpitalu psychiatrycznym nie podejmują prób leczenia go tylko przechodzą nad tym do porządku dziennego) – reżyser ewidentnie przeszarżował i zamiast obrazu rozpadu rodziny dostajemy nie realny zapis patologii. I byłoby to poruszające gdyby nie miało w sobie realizmu teatru telewizji.
Takich błagających o zapełnienie luk w fabule jest więcej ( niektóre drobne np. w filmie jest tylko jedna pora roku od lutego do sierpnia wszyscy chodzą w tych samych ciuchach inne większe jak np. kompletnie nie zrozumienie czym się różni psycholog od psychiatry) i zamieniają oglądanie filmu w przeżycie bardziej irytujące niż wciągające. Co więcej sceny nie składają się w żadną całość – im dalej w film tym gęściej i bardziej chaotycznie cięte – co więcej film koszmarnie nie może się skończyć co zdaniem zwierza jest jedną z większych zbrodni. Zresztą same samobójstwo jest tu potraktowane jako kolejny element dramy – przeszarżowane, nakręcone tak by widz na pewno poczuł w jakiej strasznej sytuacji jest bohater. Problem w tym że to narracja zbudowana na hasłach pokolenia emo. Nie ma w filmie psychologicznej prawdy. Jest dość cyniczne wykorzystanie młodzieżowych samobójstw do stworzenia filmu dydaktycznego, który nie dotyka rzeczywistości. Za to manipuluje widzem.
Tym jednak co zdaniem zwierza zupełnie film dyskwalifikuje to wiek bohatera. Dominik nie ma 19 lat – nie zachowuje się jak 19 latek jego rodzice nie traktują go jako 19 latka, nawet reżyser zdaje się widzieć w nim dzieciaka który ma prawo wymagać atencji rodziców i który ewidentnie wymaga ich opieki. Na oko zwierza bohater ma tak naprawdę około lat 16 – na tyle się zachowuje i takie rozterki przeżywa. Zwierz nie wie czemu autorzy na siłę zrobili z niego maturzystę bo spokojnie mógłby być dużo młodszy ( zwłaszcza że sam rok maturalny przynosi młodemu człowiekowi zupełnie inne rozterki). Zdaniem zwierza pokazywanie dorosłego ( nawet w świetle prawa) człowieka jako kompletnego dzieciaka jest typowym przykładem współczesnego upupiania młodzieży której nie traktuje się poważnie nawet wtedy kiedy wiek dziecięcy dawno ma za sobą ( oczywiście poza kwestiami finansowymi bo w tych dojrzałość uzyskuje się wcześniej we współczesnej kulturze).
Skąd więc dobre recenzje tego filmu? Zwierz podejrzewa że zagrało tu kilka czynników. Po pierwsze – część recenzentów jest w wieku kiedy na każdy film o problemach młodzieży patrzy z czystym sercem przekonana że oto widzi obraz prawdziwy. Po drugie – bo temat podejmuje zawsze modny temat bólu i lęku młodości i radośnie zwala winę w dużym stopniu na rodziców. Po trzecie – film mówi że internet jest złem a to chodliwe. Pozostałe powody pozostają dla zwierza tajemnicą ale taka ilość dobrych recenzji wydaje się być albo powszechnym brakiem gustu albo bardzo nisko ustawioną poprzeczką dla kinematografii polskiej ( chyba że tylko zwierz jest taki nieczuły że co dwie minuty spoglądał na zegarek i czekał aż te Cierpienia Młodego Polaka się skończą).
Na sam koniec uwaga o samym internecie. Otóż próbuje się nas przekonać że portale internetowe stają się bardziej prawdziwe niż życie dla młodzieży. Tymczasem prawda jest taka że gimnazjaliści i licealiści mają siebie na wzajem niekiedy dość – widują się codziennie, plotkują w szkole i internet jest co najwyżej przedłużeniem ich szkolnego życia. Internetowe społeczności są tak naprawdę najważniejsze dla młodych dorosłych mających dwadzieścia parę lat – niekiedy mieszkający poza miastem, zagubieni na studiach na których każde zajęcia ma się z kim innym lub ci którzy właśnie skończyli studia i jedyne co mają to średnia praca. Ale o tych młodych filmów raczej się nie kręci bo są już za starzy by zwalić winę na rodziców, i za młodzi by ich lęki egzystencjalne uznać za ciekawy temat na film ( chyba że zdecydują się na emigrację). Jasne młodzi ludzie też żyją w sieci. Ale inaczej niż to pokazane w filmie. A prowadzące ich do samobójstwa tragedie są jednak bliższe temu co w „realu”. Gdyby to był film o internetowym bullingu może by się nawet sprawdził. Ale w takiej formie jest niezwykle cyniczny.
Podsumowując – Sala samobójców to idealny tytuł – szkoda tylko że w raz z postępem oglądania tytułowa sala to sala kinowa.