Hej
Wszyscy mamy jakieś sprawy, do których wracamy jak zdarta płyta. Niby już wszystko powiedzieliśmy, ale wciąż czujemy niedosyt. W przypadku zwierza takim tematem jest problem braku edukacji filmowej w Polskich szkołach. Zanim zaczniecie przypominać zwierzowi, że istnieje program edukacji filmowej dla szkół, zwierz pragnie was poinformować, że doskonale o tym wie. Wie także, że film puszczany na lekcji to wciąż synonim lekcji luźnej, albo ewentualnie próba ominięcia faktu, że nikt nie przeczytał lektury. Mało kto otrzymuje w szkole wiedzę na temat gatunków filmowych, interpretacji filmu sposobu jego produkcji. Choć jest pewien postęp to jednak wciąż film jest tą nowinką, którą traktuje się nieco po macoszemu. Zresztą nie chodzi tylko o szkołę, ale w ogóle o naszą kulturę gdzie rodzice wiedzą, że powinni polecić dziecku książki ale nie czują impulsu by posadzić je przed filmami które uważają za dobre czy ważne. Tymczasem tak jak po pewne książki nie sięgniemy jeśli ktoś nam ich nie podsunie tak i po pewne filmy nie wyciągniemy ręki jeśli ktoś nas nie posadzi przed ekranem. Zwierz postanowił więc namówić znajomych by razem stworzyć listę takich filmów.
Ilustracja co prawda nie przedstawia zwierza ale doskonale przedstawia jego intencje (obrazek stąd)
Raz na jakiś czas ogłasza się na blogach wyzwania –zwykle dotyczą przeczytania czy obejrzenia książek na określony temat i opisania ich na blogu. Są też łańcuszki do których można zapraszać znajomych. Zwierz ma zamiar połączyć te dwa obyczaje – z jednej strony traktuje swoją akcję trochę jak wyzwanie gdzie każdy uczestnik ma pewne pole do interpretacji postawionego przed nim zadania z drugiej jak łańcuszek – bo ma zamiar zaprosić do współpracy kilku blogerów (nie był świnia i zapytał wcześniej czy znajdą czas). Zasady są proste – należy wybrać dziesięć filmów które waszym zdanie należy pokazać osobie, którą chcielibyście wprowadzić w świat filmu. Możecie dobierać filmy ze względu na kraj pochodzenia, możecie wybrać kino gatunkowe, możecie wybrać produkcje ze względu na tematykę. Chodzi nie o to by powtarzać jakie są najważniejsze produkcje w historii kina – bo to każdy ogarnie – ale raczej o wybór takich pozycji które waszym zdaniem albo są ważne albo pozwalają czegoś się o kinie nauczyć. Przy czym zwierz pamięta ze swojego dzieciństwa i młodości – że najwięcej o budowaniu narracji w książkach nauczył się nie z arcydzieł ale z książek stojących pomiędzy czytadłem a doskonałą książką – niekiedy dobra rzemieślnicza robota potrafi wiele pokazać. Jednocześnie nie ustalamy, że mają to być filmy do oglądania w szkole – wyzwolimy się wtedy od pewnego obyczajowego kieratu jaki nakładałby na nas taki wybór. Poza tym nie ukrywajmy – sporo z nas zaczęło się „uczyć” kina dawno po ukończeniu edukacji.
Po pewne filmy nie sięgniemy jeśli nikt nam nie powie, że powinniśmy po nie sięgnąć
Możecie oczywiście zapytać po co takie wzywanie – czy nie jest to kolejna próba stworzenia jakiejś listy lektur obowiązkowych. Zwierz nie jest tego zdania – raczej chodzi mu o zwrócenie uwagi na to, że filmów też musimy się nauczyć oraz że jeśli nikt nie poszerzy nam horyzontów filmowych to właściwie nie można się denerwować na ludzi że sami tego nie robią. Zwłaszcza w sytuacji gdy oczywiście wszyscy znamy długie i ciągnące się w nieskończoność listy klasyki ale … no właśnie oglądać po kolei wszystko co nakręcono? Jednocześnie kino klasyczne odstrasza (niekiedy zupełnie niepotrzebnie) a nie amerykańskie wydaje się być zupełnym terra incognita. Oczywiście na listach które zaproponują inni blogerzy – czy sam zwierz – klasyki na pewno się pojawią ale zwierz da głowę że może pojawić się sporo tytułów o których nikt nie myślał. Nie mniej chodzi w ogóle o wszczęcie dyskusji w sprawie – co warto pokazać, nadrobić – gdzie zacząć przygodę z refleksją nad filmem. Bo to nie jest tak, że do oglądania filmów nie są potrzebne żadne wyuczone kompetencje. Oczywiście można iść do kina i zrozumie się co się widzi – ale pewnych rzeczy się nie dostrzega. Czy to źle? Zdaniem zwierza wielu widzów byłoby dużo szczęśliwszych widząc nie tylko fabułę ale także to jak jest ona poprowadzona, jakie znaczenie ma kadr, kolor, sposób prowadzenia kamery, montaż. Zresztą niech najlepszym przykładem będzie fakt, że zwierz wpadł na pomysł przeglądając album poświęcony twórczości Wesa Andersona – znalazł tam kadr po kadrze wskazane wizualne nawiązanie Andersona w Rushmore do 400 batów Truffaut. Zwierz nikomu nie każe kojarzyć wszystkich kadrów z Nowo Falowych filmów (zwłaszcza początkującym) ale to dobrze pokazuje że o ile nawiązania literackie do klasyki jakoś wyłapujemy to takie perełki większości z nas przepadną. Dobra tyle wstępu – zwierz ma nadzieję, że jego dziesiątka coś wam podpowie odnośnie tego jak zwierz wyobraża sobie taką listę – a wyobraża ją sobie jako pewien misz masz – w zależności od naszych uczuć i gustu – tego co konieczne, tego co ciekawe, tego co poruszające, klasyczne, nowe i po prostu inne. A i jeszcze jedno – to, że ktoś obejrzy te filmy nie znaczy, że nigdy nie zobaczy żadnych innych więc to nie jest tak, że wyboru dokonujemy kosztem czegoś. Zwierz woli by polecający nie czuł się w obowiązku odpowiadania na pytanie dlaczego coś pominął. Zwłaszcza że możemy założyć, że z konieczności obejrzenia np. Ojca Chrzestnego to można sobie na pewnym etapie swojego życia zdać sprawę. Zwierz zdaje sobie sprawę, że przy wyliczaniu dziesięciu tytułów zwykle krzyczy się, że czegoś nie ma a zwierz woli kiedy koncentrujemy się na tym co jest.
Jesteśmy młodzi i mamy mnóstwo filmów do obejrzenia więc to że czegoś na liście nie ma nie znaczy że tego nie zobaczymy
Rashômon – zaczynamy od klasyki i to na dodatek Kurosawy. Ale zwierzowi wcale nie chodzi o to, że film jest stary i japoński więc ładnie świadczy o tym, że zwierz widział coś więcej poza trailerem Gwiezdnych Wojen. Rashômon doskonale pokazuje jak można w filmie pokazać jedno wydarzenie z wielu punktów widzenia, jednocześnie podkreślając subiektywność narracji i wskazując jakie mogą być motywacje bohaterów opowiadających jedną historię w różny sposób. Jednocześnie film mimo egzotyki jest bardzo bliski kulturze europejskiej – do tego stopnia, że nie za bardzo podobał się w Japonii odnosząc sukces dopiero za granicą. Przy czym film jest o tyle doskonały jeśli próbujemy dowidzieć się czegoś o sposobie prowadzenia narracji że nie tylko widzimy różne wersje tego samego wydarzenia, ale też Kuroswa doskonale podkreśla swoje intencje światłem i muzyką, co oczywiście robi wielu reżyserów ale Kurosawa był mistrzem. Do tego to film idealny do dyskusji bo otwierający się na liczne interpretacje – oczywiście są te najprostsze które przychodzą od razu do głowy ale jak w przypadku naprawdę dobrych filmów i książek – nie ma jedne odpowiedzi na pytanie – jaką konkluzję całej historii ma dla nas autor. Co jest dodatkowym plusem bo zwierz ma często zdarzenie, że wielu widzów gubi się w filmach bez jednoznacznej konkluzji zamiast docenić jak wiele dają możliwości. Do tego jest to film co prawda czarnobiały ale absolutnie cudownie nakręcony – piękny i niesłychanie wyrazisty. Przy czym to jest taki przypadek klasyki, który się nie starzeje bo sama fabuła osnuta wokół jednego wydarzenia każe widzowi z ciekawością czekać na to aż w końcu pozna wszystkie wersje wydarzeń. Co przyciąga do filmu i każe kompletnie zapomnieć w którym roku został wyprodukowany.
Jeden z tych filmów gdzie szykujesz się że będzie nudno a jest fascynująco
Kabaret – kilka dni temu brat zwierza powiedział, że to trochę dziwne że można skończyć edukację i nigdy nie widzieć Kabaretu ani nawet o nim nie słyszeć. Zdaniem zwierza to jest jeden z tych filmów który powinno się wcześniej czy później umieścić w swojej ścieżce edukacyjnej z kilku powodów. Po pierwsze – to jest musical ale nie jest to doskonały przykład na to, że film z piosenkami nie musi mieć idiotycznej czy przyczynkowej fabuły. To dobra nauka dla wszystkich tych którzy postrzegają ten gatunek filmowy w sposób jednowymiarowy. Druga sprawa to sama tematyka – zestawienie radosnego świata Kabaretu z rodzącym się faszyzmem – to zestawienie gdzie to co poplątane, często niemoralne, nieodpowiedzialne jest ludzkie i przystępne a ci którzy opowiadają się w imię czystości i „moralności” są tą siłą której naprawdę się boimy. Zresztą choć dla samej sceny Tomorrow Belongs to Me należałoby ten film obejrzeć – uświadamiając sobie jak strasznie wciągające są tego typu ruchy społeczne. Zdaniem zwierza to film doskonale przeskakujący nad granicami gatunków i pokazujący, że właściwie nie ma takiego sposobu opowiadania historii który nie może raz na jakiś czas opowiedzieć o czymś ważnym. Przy czym zdaniem zwierza Kabaret o tyle jest doskonały, że mimo iż opowiada o bardzo konkretnych czasach i bardzo konkretnej sytuacji to chyba nikt nie będzie miał problemu z tym by wnioski z niego przenieść na ogólne prawidła funkcjonowania społeczeństw.
Kabaret to jeden z tych filmów który zaskakuje widza który nigdy wcześniej go nie widział
Dogville – zwierz nie jest wielkim fanem Von Triera ale uważa że ten film jest doskonałą lekcją w kwestii ile tak naprawdę potrzebuje kino by opowiedzieć historię. Dogville jest kręcone w ciekawy, niesłychanie minimalistyczny sposób. Dekoracje są sprowadzone do minimum a przestrzeń wyznaczają linie narysowanie na czarnej podłodze biała farbą. Co ciekawe – bardzo szybko można o tym zapomnieć. Kiedy ogląda się film zupełnie można o tym zapomnieć – nagle okazuje się, że 99% tego co mamy zobaczyć na ekranie dopowiada nam nasz mózg. Co pokazuje, że kino może działać podobnie jak książka i teatr opierając się przede wszystkim na pewnej umowie z widzem czy czytelnikiem, który staje się odpowiedzialny za część kreacji tego co widzi. Dodatkowo Dogville nie zawodzi w kwestii fabuły. Studium mieszkańców niewielkiego miasteczka którzy dostając skromną władzę nad młodą kobietą zaczynają wykorzystywać ją do granic to dobry przykład refleksji nad zachowaniem grupy. Jednocześnie można się zastanowić nad tym co czyni jednostkę najbardziej bezbronną wobec nawet najsłabszych i najmniej uprzywilejowanych mieszkańców miasteczka. Film ma specyficzną konstrukcję – jest podzielony na rozdziały – prowadzi urywaną ale bardzo konsekwentną fabułę. To ponownie produkcja która z jednej strony doskonale pokazuje, jak różnorodne może być kino i jak historia i sposób jej opowiadania mogą się doskonale sprzęgnąć. Plus mamy tu film reżysera europejskiego który dzięki anglosaskiej obsadzie jest dla widza, który dopiero szuka szerszych horyzontów filmowych dużo bardziej przystępny.
Cudowny przykład na to jak niewiele potrzebuje kino
Bękarty wojny – zdaniem zwierza to jest idealna produkcja Quentina Tarantino dla ludzi, którzy nie znają kina Quentina Tarantino. Dlaczego nie Pulp Fiction? Zdaniem zwierza Pulp Fiction jest genialne ale stało się ofiarą własnego geniuszu. Tarantino wprowadził do kina narrację która stała się tak popularna, że trzeba długiego wstępu przed filmem by dostrzec, że poza tym jaki jest zabawny i ciekawy jest też nowoczesny. Dziś produkcję ogląda się po prostu zupełnie inaczej. Natomiast Bękarty Wojny to film który po pierwsze doskonale gra z pewnymi filmowymi tropami (zwłaszcza westernowymi), po drugie każe sobie zadawać pytanie gdzie są grancie ingerencji reżysera w rzeczywistość. Dla zwierza Bękarty Wojny to film przede wszystkim o potędze kina i filmu – zarówno w dosłownym (do ostatecznej konfrontacji dochodzi w kinie) jak i przenośnym (kino jako miejsce poprawiania rzeczywistości) znaczeniu. Zdaniem zwierza to doskonały punkt wyjścia do rozmowy czy refleksji nad tym do jakiego stopnia kino musi odzwierciedlać rzeczywistość a do jakiego może pójść w kierunku które wyznaczy reżyser. Jednocześnie to po prostu doskonały film z pierwszorzędnymi rolami i niesłychanie zabawnymi scenami. Oczywiście by w pełni się nim cieszyć wypadałoby znać trochę klasycznego kina wojennego i westernów ale nawet bez wcześniej nabytych kompetencji filmowych to doskonały punkt wyjścia do rozmowy gdzie zaczyna się kino a kończy się prawda.
Trantino cudownie gra z pytaniem co tak naprawdę wolno twórcy filmowemu
Genialny Klan – zwierz wybrał swój ukochany film Andersona dlatego, że nie chciał wybierać Grand Budapest Hotel bo wyszłoby, ze zwierz ma absolutnego fioła na punkcie filmów odnoszących się do wojny. Tymczasem Genialny Klan wydaje się zwierzowi wartościowy z kilku powodów. Po pierwsze to film, który jest – jak wszystkie filmy Andersona – kompletną wizją wykreowaną przez reżysera. Nic co widz widzi w kadrze nie znajduje się tam przypadkowo, cały świat podporządkowany jest określonej stylistyce – od obrazów na ścianach przez stroje aktorów, po ich sposób mówienia i sposób obrazowania. Anderson ma bardzo charakterystyczny sposób prowadzenia narracji – wyczuwalny od pierwszych scen – co doskonale pozwala pokazać na czym polega kino autorskie. Jednocześnie sentymentalno-dowcipny wydźwięk jego filmów sprawia, że są one bardzo przystępne, i ogląda się kino niezależne bez poczucia, że wybieramy się w świat sztuki bardzo wysokiej gdzie tylko nieliczni mają wstęp. Po drugie Genialny Klan to ekranizacja nie istniejącej książki – przyjęcie struktury książki, wprowadzenie narratora, retrospekcji, wizualnych skrótów – wszystko to pokazuje ile reżyser ma w kieszeni tricków pozwalających na poprowadzenie historii w taki a nie inny sposób. Przy czym choć jest to film z bardzo jasnym przesłaniem i bardzo czytelny to też pozwala sobie zadawać pytania – szukać nawiązań wizualnych, odkrywać znaczenie poszczególnych elementów umieszczonych w kadrze. No i jest to – jak wszystkie filmy Andersona – film absolutnie przepiękny co także zdaniem zwierza ma znaczenie.
Anderson to kwintesencja przystępnego kina autorskiego
Fight Club – istnieje niewiele filmów które trzeba zobaczyć dwa razy i Fight Club jest jednym z nich. Zakładając że ktoś nie ma pojęcia jaki jest koniec historii może to być jedno z największych przeżyć filmowych – bo pokazuje jak bardzo zwodnicza jest narracja filmowa. Przy czym jest to film perfekcyjny – co widz dostrzega dopiero za drugim razem gdy widzi cały ten balet aktorów, wszystkie zabiegi mające na celu przekonania nas, że oglądamy historię opowiadaną przez zaangażowanego ale wiernego obserwatora. Poza tym Fincher jest reżyserem w którego filmach nie ma scen przypadkowych, zaś obrazy na długo zostają w pamięci. Jasne kręci głównie filmy które są wrzucane do przegródki „dobre kino popularne” ale właśnie z dobrego kina popularnego składa się zbiorowa pamięć filmowa ludzi. Do tego jest to ciekawy przypadek anarchistycznego antykonsumpcyjnego filmu, który jednocześnie odniósł olbrzymi sukces kasowy. No i oczywiście można wskazywać w czasie oglądania widzom te cudowne pomysły reżysera jak umieszczenie w każdym kadrze kubeczka ze Starbucksa. Ale najważniejsze w Fight Club jest to co czujemy kiedy orientujemy się na czym polega film i kiedy natychmiast chcemy go zobaczyć po raz drugi.
Fight Club trzeba obejrzeć dwa razy – i na tym polega jego absolutny geniusz
Dzień Świstaka – jakoś tak ciężko w tym zestawieniu więc zwierz postanowił dorzucić film który ciężki nie jest. Dlaczego? Z formalnego punktu widzenia ten film jest idealny do pokazania jak można oprzeć film na powtarzaniu w kółko tych samych wydarzeń gdzie nic poza reakcjami bohatera nie ulega zmianie. Od tamtego czasu nakręcono sporo filmów według tej formuły ale żaden nie udał się tak dobrze. Ale nie tylko o to chodzi. Widzicie zwierz ma pewną tajemnicę. Jego zdaniem Dzień Świstaka to jeden z najlepszych filmów jaki nakręcono. Robicie się bladzi? Badacie sobie puls? Nie trzeba – zwierz jest po prostu przekonany, że filmy należy porównywać przede wszystkim w ramach gatunku jaki reprezentują. Dzień Świstaka konkuruje z innymi komediami i choć zwierz przyzna że na liście doskonałych komedii jest sporo filmów to ten plasuje się wysoko. Nie tylko ze względu na dobry pomysł ale też dlatego, że bohater reaguje na zmiany (a właściwie na brak zmian) wokół niego całym spektrum zachowań od tych dowcipnych przez wredne po wzruszające. Przy czym zdaniem zwierza to co sprawia, że komedia jest naprawdę dobra to kryjąca się w niej pewna tajemnica – nikt nie wie dlaczego bohater musi od nowa przeżywać w kółko ten sam dzień – co sprawia, że cała historia staje się raczej dowcipną przypowieścią niż po prostu komedią nastawiona tylko na to by nas rozśmieszyć. I żeby nie było – zwierz uwielbia komedie nastawione tylko na to by go rozśmieszyć ale jak w ramach gatunku dostaje coś więcej to czuje się szczęśliwy z takiego bonusu.
Wiele jest dobrych komedii ale takie które bawią ilekroć się je ogląda – bardzo niewiele
Okruchy Dnia – zwierz uznaje że czasem opłaca się obejrzeć tylko jeden film z całego gatunku by wiedzieć o co tak właściwie w pewnym rodzaju filmów chodzi. Okruchy Dnia to idealny przedstawicie angielskiego kina obyczajowego z akcją obowiązkowo dziejącą się w przeszłości gdzie nic się tak naprawdę nie dzieje. Zwierz zdaje sobie sprawę, że tylko część widzów lubi tego typu produkcje podczas kiedy większość raczej ziewa i szuka jakieś miękkiej części fotela by sobie przysnąć. Ale z drugiej strony – nigdy z góry nie wiemy komu – taka narracja oparta o powolne studium ludzkich emocji się spodoba. Przy czym zdaniem zwierza Okruchy Dnia są o tyle dobre że tam uczucia bohaterów są dla nas dość jasne, zaś niemożność ich bezpośredniego wyrażenia budzi frustrację (nie tylko bohaterów ale też samego widza). To zaś powoduje, że w sumie ogląda się ten film niekiedy z całkiem silnymi emocjami – i ma się ochotę raz na jakiś czas rzucić kapciem w telewizor. Poza tym nie ukrywajmy to jest jeden z tych filmów gdzie wszystko jest zapięte na ostatni guzik – od miejsca gdzie rozgrywa się akcja, po sposób jego kręcenia i wreszcie – doskonałe aktorstwo – co też jest jednym z tych elementów filmów na które powinniśmy się „wystawiać”.
Każdy choć raz powinien zobaczyć film w ktorym ma ochotę przyłożyć kapciem bohaterowi a jednocześnie strasznie mu go żal
Fanny i Aleksander – zwierz musi powiedzieć, że to jest jeden z najwspanialszych filmów jakie kiedykolwiek oglądał, który pokazywałby wszystkim którzy boją się Bergmana. Bo serio to jest film który w żadnym momencie nie jest dla widza nieprzystępny – wręcz przeciwnie nie jest nam trudno dostrzec silny wizualny kontrast między radosnym domem rodzinnym dzieci – pełnym aktorów, zabaw i szczęścia a zimnymi komnatami domu ich ojczyma gdzie trafiają po tym jak matka związała się z surowym pastorem. Ten kontrast jest niesłychanie wyraźny, łatwy do odczytania i daje widzowi poczucie, że rozumie co dzieje się na ekranie. Oczywiście to tylko część urody filmu i uroku narracji ale sprawia, że przestajemy myśleć „Bergman jest tak wyrafinowany że nic nie zrozumiem”. Poza tym to film przecudowny – doskonale oddający perspektywę dzieci przyglądających się wydarzeniom jakie się rozgrywają wokół nich. A jednocześnie – ileż w nim jest ciepła i zrozumienia wobec bohaterów – którzy są nie pozbawieni wad a przez to ludzcy i nam bliscy. No i niejeden widz może być zaskoczony kiedy pojawiają się w filmie elementy magiczne – i to ze źródła którego pewnie nie jeden siadający do filmu Bergmana by się nie spodziewał. Zwierz pamiętał że oglądał ten film z mieszanką zachwytu i złości. Zachwytu bo film mu się niesamowicie podobał i złości na samego siebie bo przez lata odrzucał seans bo to „Bergman” a potem ojciec zmusił w końcu zwierza by ten obejrzał jeden z jego ulubionych filmów i tak zwierz dowiedział się, że nie ma nic gorszego niż czynić wyjściowe założenia odnośnie jakiejś produkcji.
Zwierz pokazywałby film by przekonać, że nie ma się co bać filmów Bergmana
Lawrence z Arabii – zdaniem zwierza każdy powinien choć raz w życiu zobaczyć jakiejś wielkie Hollywoodzkie widowisko które powstało przed czasami komputerowych efektów specjalnych. Dlaczego? Bo dopiero wtedy człowiek rozumie jak fenomenalnie wyglądają wielkie produkcje w których wszystko co zrobiono – nawet jeśli skorzystano z efektów specjalnych – jest mniej lub bardziej rzeczywiste. To sprawia, że na efekty komputerowe spoglądamy zupełnie inaczej – niekiedy widząc że nie są nam wcale potrzebne by stworzyć na ekranie wrażenie, że oglądamy przedsięwzięcie o gigantycznej skali. Poza tym te starsze wielkie filmy – trwające zawsze strasznie długo, z wielkimi scenami, wspaniałymi obrazami i postaciami które albo się natychmiast lubi albo się ich nienawidzi pokazują czym właściwie może być kino. Bo to jest jedna z najwspanialszych rzeczy w kinematografii – ten brak ograniczeń w skali obrazu, te powolne historie które wciągają na długie godziny a potem człowiek musi wrócić do rzeczywistości taki trochę zagubiony faktem, że tu nie ma żadnego piasku.
Choć raz trzeba zobaczyć wielkie widowisko starego Hollywood a nie było większego do Lawrence z Arabii
Dobra to moja dziesiątka – ponieważ nikt nie czyta wstępów do wpisów to zwierz pragnie przypomnieć, że to nie jest dziesięć najlepszych filmów jakie powstało zdaniem zwierza – raczej tak eklektycznie wybrane dziesięć filmów które każdemu by polecił. Jednocześnie odpowiadając z góry na pytanie – zwierz jest przekonany, że nie istnieje dzieło filmowe które muszą zobaczyć wszyscy, podobnie jak nie istnieje książka którą wszyscy muszą przeczytać. Choć to jest temat na inną dyskusję. Zwierz mówił że umawiał się z innymi blogerami więc ma nadzieję że podejmą oni wyzwanie. Jeśli to zrobią to zwierz obiecuje zlinkować wszystkie ich wypowiedzi – chociażby po to by oprócz szerzenie pomysłu oglądania fajnych filmów lansować też dobrych blogerów.
PS: Zwierz obejrzał wczoraj odcinek polskiego serialu – było to przeżycie lekko traumatyczne – głównie dlatego, że nie było w odcinku tego dzieła żadnego zdania powiedzianego po polsku – wszystko jakaś serialową odmianą naszego języka. Kiedy twórcy zaczną w końcu słuchać tego jak ludzie mówią a nie kreować alternatywnej wersji rzeczywistości? Przy czym dodatkowo serial wzbogacał brak jakichkolwiek wydarzeń co było ciekawe bo odcinek trwał prawie godzinę.
PS2: Na stronie wydarzenia Secret Santa znajdziecie zdjęcia z Poznańskiego spotkania czytelników zwierza.