Zwierz zaczął rok od cudownego i lekkiego Mozart in The Jungle ale od razu został poinformowany, że jeśli chce trochę telewizyjnego dramatu w świecie kultury wyższej to powinien niezwłocznie zobaczyć rozgrywające się w świecie tancerzy baletowych Flesh and Bone (Zwierz sprawdził i polskie tłumaczenie brzmi Pot i Łzy. Niby zamysł podobny a o ile mniej soczyście). Co zwierz niezwłocznie poczynił o czym śpieszy wam donieść.
Zesatwienie z Mozart in The Jungle nie jest zupełnie bez sensu. Jest młoda dziewczyna, w świecie kultury wyższej i problem z finansowaniem. Ale tu właściwie podobieństwa się kończą
Zwierz ma do baletu podejście specyficzne. Zdecydowanie bardziej niż przedstawienia baletowe (które lubi) interesują go filmy dokumentalne rejestrujące życie tancerzy pomiędzy tymi krótkimi chwilami kiedy sprawiają wrażenie jakby tańczenie na czubkach palców i kręcenie piruetów było najzwyklejszą ze wszystkich rzeczy. Filmy dokumentalne jak powszechnie wiadomo, mają w sobie dokładnie tyle dramy ile zaplanuje reżyser, więc niektóre pokazują życie baletowego zespołu jako pełne cierni i pułapek inne jako po prostu śmiertelnie nudną (dla osoby nie tańczącej ) pracę fizyczną połączoną z możliwością ekspresji artystycznej. Zwierz podejrzewa, że pewnie najbliżej temu do treningu sportowców (ewentualnie do pracowników najlepszych restauracji bo jak zwierz rozumie i w balecie i w naprawdę dobrej restauracji prędzej na ciebie nakrzyczą niż powiedzą że zrobiłeś coś dobrze). To zamiłowanie do produkcji dokumentalnych sprawiło jednak, że zwierz utwierdził w sobie przekonanie, że sama rzeczywistość kompanii baletowej jest wystarczająco pasjonująca i pełna niesamowitych zdarzeń by zapełnić dobre parę godzin rozrywki czy refleksji.
NIestety wszystkie postacie z Felsh and Bone skądś znamy – w schematy przypisane bohaterom z innych seriali wpisują się idealnie
Tej wiary nie podzielają jednak scenarzyści Flesh and Bone. Choć zwierz jest zaledwie na półmetku serialu to gdyby miał powiedzieć czego najbardziej mu w serialu brakuje to bez wątpienia stwierdziłby – baletu. To zaskakujące jak mało miejsca zajmuje balet i związane z nim problemy w narracji kolejnych odcinków. Teoretycznie mamy i ekscentrycznego dyrektora artystycznego i naszą bohaterkę – młodą niezwykle zdolną baletnicę i kilka reprezentujących różne typy postaci tancerek. Ale fragmenty ćwiczeń, choreografii czy zwykłego życia tancerzy zajmują stosunkowo mało czasu. Oczywiście podobnie jak w Mozart in The Jungle niesłychanie ważni są sponsorzy i zapewnienie ich finansowania jest kluczowe, jednak nie znajdziemy się na posiedzeniu rady nadzorczej i nie będziemy wysłuchiwać dyskusji o sztuce czy muzyce. Znów będzie chodzić o rzeczy tak proste jak seks i jak zwykle rozwiązanie będzie tak banalne jak tylko się da. Co zwierza też nieco denerwuje bo rzecz jasna zawsze baletnica i jej ciało jest traktowane jako ten lekki i delikatny kwiat co najlepiej wypada w zestawieniu z rzeczami brudnymi czy jakoś odrzucającymi.
W serialu jest dużo seksu. Problem w tym, że o ile seks jest wszędzie to balet nie. I byłoby miło gdyby było nieco więcej baletu
Zwierz przyzna szczerze, że ma z tym problem. Pomysł uczynienia z bohaterki nowicjuszkę w świecie baletu jest dobrym pomysłem. To niemal zawsze się sprawdza. Zwierz ma jednak problemy z tym, że dość szybko – jeśli nie od razu, okazuje się że to istny diament istota o olbrzymim talencie. Zwierz rozumie, że nikt nie chce oglądać bohaterów nie utalentowanych ale czy nie byłoby ciekawej gdyby bohaterka miała do przejścia zdecydowanie dłuższą drogę i nie typowano jej na gwiazdę sezonu od samego początku. Kiedy stawia się bohaterkę w takiej sytuacji natychmiast trafia ona do worka gdzie siedzą już wszystkie te niesłychanie zdolne ale trapione problemami postacie, które wszyscy doskonale znamy. Zwierz ma też pewien problem z jej koleżankami z zespołu. One też zdają się być przypisane do dawna rozłożonego układu – jedna jest wredna ale chyba ma serce, inna jest buntowniczką ale pomocną, primabalerina jest oczywiście wredna i do tego niepewna swojej pozycji. Wszystkie skądś znamy, jak nie z filmów o balecie to z filmów sportowych. Albo jakichkolwiek innych produkcji które opowiadają o grupie osób. Nawet sympatyczna, gruba, ciężarna sekretarka jest naszą starą znajomą.
Jak na razie zwierz nie znalazł żadnego element intrygi któregonie rozpoznałby z innej produkcji. Niekoniecznie o balecie
Skoro balet nie jest źródłem emocji można zapytać – co w takim razie jest? Twórcy zdecydowali że same zmagania z nową choreografią i sponsorami to rzecz nudna. Dlatego odwiedzimy i klub ze striptizem i dowiemy się o mrocznej (nawet jak na produkcje Starz) przeszłości naszej bohaterki, która ją ściga. Do tego rzecz jasna mamy seks. Zwierz przyzna szczerze, nie przepada za tym co robi Starz bo seks jest w ich serialach tak … przewidywalny. To znaczy ponieważ musi być ponuro i dużo bliżej krawędzi niż w przypadku HBO to ostatecznie kończymy na scenach które mamy wrażenie że gdzieś widzieliśmy. Pewnie w poprzednim serialu Starz. Inna sprawa to kwestia nagości. Och ile w tym serialu nagich kobiecych biustów. Część z nich jest dość logiczna bo rzeczywiście trudno oczekiwać by baletnice zastanawiały się dwadzieścia razy zanim zdejmą stanik w szatni. Ale to jest tylko wierzchołek góry lodowej i jeśli przez dziesięć minut nie widzicie biustu to znaczy, że po prostu nie patrzycie dobrze na odcinek. Zwierz przyzna że może jest nieobiektywny (posiadanie własnego biustu czyni oglądanie cudzych nieco mniej ekscytującym zajęciem, choć wszystko jest kwestią upodobań) ale ma wrażenie, że to się staje nudne. To znaczy, nie sposób przy takiej ilości nagości postrzegać ją jako coś istotnego. I choć ma to sens w przebierali bohaterek to nie ma to sensu w licznych scenach łóżkowych (bo tych też jest sporo).
Serial nie oszukuje i do zadań aktorskich zatrudniono prawdziwych tancerzy. To wielki plus
Zwierz nie jest pruderyjny. Choć pewnie wiele osób tak stwierdzi. Po prostu skoro robi się serial o balecie to czy nie można skupić się na … balecie? Zwłaszcza, że choć obiecuje się nam spojrzenie z bliska na straszny i wymagający świat baletu to w sumie operujemy trochę w strefie banału. Tak nikt nie chce dawać kasy na przedstawienia, tak primabalerina zażywa narkotyki tak czasem zdarza się że tancerka ma okres. Człowiek ma nadzieję, że przynajmniej zestawienie tej bolesnej niemal sportowej codzienności ze sztuką i emocjami da jakiś nowy efekt ale właśnie tu serial zawodzi. Wracając do Mozart in the Jungle – tam mimo całego lekkiego podejścia do sprawy wcześniej czy później pojawia się kwestia muzyki, jej znaczenia, tego co znaczy dla bohaterów, dla ludzi którzy jej słuchają. To jest ten element serialu który całą tą zabawą historyjkę czyni jakoś bliską nas i naszych emocji. Strasznie tego zwierzowi brakuje we Flesh and Bone które chce szokować ale jakby zapomina że największym szokiem jest moment kiedy uświadamiamy sobie, ze to są kulisy życia artystycznego. Gdzie oprócz perfekcji ruchu, są jeszcze emocje, myśli i wszystko to co stoi za działalnością artystyczną.
Problem zwierza z produkcją zasadaza się na tym, że jeśli nie podkreśli się bardziej znaczenia baletu to w sumie wszelkie cierpienia i problemy bohaterów są dość mdłe
Przy czym zwierz nie ma wrażenia byśmy mieli do czynienia z produkcją źle zagraną. Sarah Hay która gra główną rolę młodej baletnicy, to nie aktorka ale baletnica z niewielkim filmowym doświadczeniem (grała w tle Czarnego Łabędzia). Widać to na ekranie bo pewnych rzeczy, po prostu zafałszować się nie da. Jednocześnie zwierz przyzna szczerze, że jest pod wrażeniem jak ta w sumie debiutantka gra. Zwłaszcza, że udaje jej się doskonale pokazać na ekranie pewną delikatność czy nawet niedotykalność osoby po ciężkich przeżyciach. Jest w niej coś intrygującego. Zwierzowi bardzo podoba się także Irina Dvorovenko w roli primabaleriny – ponownie to aktorka o niewielkim doświadczeniu ale ma w sobie coś takiego że od razu widzimy, że jest po prostu urodzona do bycia pierwszą baletnicą w zespole. Dobrze sprawdza się też Ben Daniels w roli ekscentrycznego i wymagającego dyrektora artystycznego. Poza tym że widz nie wie czy go kochać czy nienawidzić to jeszcze umie poruszać się tak, że nie ma się najmniejszych wątpliwości, że zanim został dyrektorem był tancerzem. Jest coś takiego w postawie ludzi związanych z baletem co jest nie do pomylenia.
Nawet mający problemy psychiczne drugoplanowy bohater wydaje się naszym starym znajomym z innych produkcji
Zwierz nie chce was do serialu zniechęcać – zwłaszcza że kto wie, może czeka i zwierza niespodziewana puenta. Ale muszę przyznać, że jestem nieco zawiedziona. Głównie tym, że całkiem sporo wątków (jak np. tajemnica głównej bohaterki) jest zupełnie z baletem nie związanych i odciągających od świata teatru i wszystkiego co się z nim wiąże. Jasne nigdy patrząc na serial telewizyjny nie dostajemy prawdziwego czy dokumentalnego obrazu życia jakiejś społeczności, niezależnie czy mówimy o tancerzach czy lekarzach. Ale nie zmienia to faktu, że miło byłoby spędzić nieco więcej czasu w świecie tańca a nieco mniej w świecie striptizu. Zresztą być może to jest jeden z powodów dla których zwierz tak kocha Mozart in The Jungle. Za wiarę że w artystycznych zmaganiach dyrygenta z samym sobą, młodej oboistki z jej karierą i orkiestry z zarządem jest wystarczająco dużo dramy by nie dopisywać za wszelką cenę wątków rozgrywających się zupełnie niezależnie od niewielkiego świata muzyki klasycznej.
Zwierz wyjąłby z serialu połowę „wstrząsających” scen i wsadził doń więcej baletu
Zdaję sobie sprawę, że Flesh and Bone jest nominowane do kilku Złotych Globów i na Imdb ma bardzo wysoką ocenę. Zwierz ma jednak poczucie, że w tym zestawieniu – seks, narkotyki, balet klasyczny za mało jest baletu klasycznego. Co prawda zwierzowi zostało do obejrzenia jeszcze kilka odcinków, i rozumie, że na części widzów może robić wrażenie, że rzeczywiście postanowiono zatrudnić do serialu osoby z doświadczeniem baletowym (co jest olbrzymim plusem) to jednak przynajmniej zdanie zwierza jakoś w tym wszystkim brakuje duszy. Równie dobrze mógłby to być serial o przedstawicielach każdego innego zawodu. Zwierz podejrzewa, że w pewnym stopniu wiąże się to z wyrażanym wielokrotnie przez różnych krytyków czy znawców telewizyjnego tematu zdaniem, że elementy kultury wyższej słabo sprzedają się szerokiej publice (nawet sparowane z seksem i narkotykami) bo widz czuje się w pewien sposób wyłączony i zniechęcony tym, że ma do czynienia z jakąś sferą życia na której się nie zna. Flesh and Bone zdaje się w pewien sposób kłaniać tej wizji widza i choć opowiada niby o balecie to robi wszystko by widz nie poczuł że ogląda serial o balecie. Bo mógłby się poczuć wykluczony. Może jest w tym jakaś prawda ale odbija się to na jakości serialu. Tak więc skończy zwierz ten tekst hasłem dość rzadko formułowanym. Mniej seksu więcej baletu.
Ps: Co dziś jest? Dziś jest dzień w którym wraca Galavant!
Ps2: W końcu zwierz zaczął oglądać drugi sezon Fargo. To jest jeden z najlepszych seriali ostatnich lat jeśli przez ostatnie lata mamy na myśli w ogóle.