Hej
Wczoraj minęło 25 lat od śmierci Laurence Oliviera, być może najsławniejszego brytyjskiego aktora XX wieku. Olivier to postać w historii kinematografii niespotykanie ciekawa. Człowiek który w film nie wierzył i go nie lubił a jednak potrafił się nim posługiwać lepiej niż niejeden wielbiciel X muzy (postawa Oliviera zmieniała się przez lata ale zaczęło się od dość klasycznej nieufności). Ale nie chodzi jedynie o jego osiągnięcia reżyserskie. Olivier to aktor którego prawdziwego talentu nigdy nie poznaliśmy. Jakkolwiek na ekranie potrafił być absolutnie doskonały tak naprawdę rozkwitał na scenie o czym pisali wszyscy którym przyszło go znać. Jednocześnie mimo, że na temat jego talentu mamy dane fragmentaryczne, recenzje, doniesienia, wspomnienia aktorów nie ma wątpliwości, że Oliver był jednym z niewielu aktorów otoczonych legendą. Kiedy szuka się w głowie nazwiska aktora powszechnie poważanego, wszechstronnego, którego znaczenia nie podważa się nawet przez moment Laurence Olivier od razu przychodzi do głowy. Zaraz potem przychodzi zaś myśl że takich aktorów już nie ma. I nie chodzi jedynie o talent ale o pewien rodzaj artystycznej wolności i wszechstronności której dziś się już nie uprawia. Chodzi o bycie aktorem nie tylko z powołania ale i z zawodu. O nienaruszalny status naczelnego aktora kraju, który nie koniecznie przekłada się na status zamożnej pozbawionej zmartwień gwiazd. Aktorzy nadal są i nadal są doskonali. Ale oni już tylko dostają Oliviery. Nie są Olivierem.
Jeśli kiedyś postanowicie przejrzeć encyklopedyczne hasło dotyczące Oliviera nie znajdziecie tam dość charakterystycznego dla wielu aktorów przebiegu kariery. Widzicie wielu aktorów doskonale się zapowiada, świetnie gra, dostaje rolę za rolą ale w pewnym momencie krytyka jest znudzona, widownia niknie, a aktor powoli odsuwa się w cień niezależnie od tego jak dobry kiedyś był. Niektórym zdarza się to w środku kariery po doskonałym początku, innym pod koniec, są przypadki kiedy właściwie nie da się dokładni wyjaśnić co się stało ale nagle krzesła są puste a nazwisko aktora blednie. Zwierz nie będzie was przekonywał, że wszystko w czym zagrał Olivier było genialne – pod koniec kariery zaniepokojony faktem, że może nie pozostawić swojej rodzinie zbyt wiele majątku do odziedziczenia rzucił się na liczne produkcje telewizyjne – przy których oficjalnie przyznawał się że gra dla pieniędzy. Ale nawet wtedy kiedy filmy nie zawsze trafiały już do kanonu Olivier dostawał dobre nagrody i nominacje. Bo taka była jego kariera – nawet tam gdzie pojawiały się niepowodzenia i trudności wciąż mógł być pewny że w ostatecznym rozrachunku krytyka i publika nadal będzie go uwielbiać. Choć trzeba tu przyznać, że wszyscy którzy widzieli Oliviera na scenie i w kinie zawsze powtarzali, że nie ma porównania. I rzeczywiście Olivier na ekranie często jest zbyt teatralny, tak jakby jego początkowa niechęć do nowego medium nie była podyktowana niechęcią ale świadomością. że nie jest to medium dla niego. Jakoś łatwo nam zapomnieć, że nie wszyscy aktorzy są stworzeni do kina. Niektórym jest potrzebna widownia, próby i coś jeszcze – brak dubli i fakt, że sztuka każdego wieczoru jest nieco inna.
O Olivierze mówi się przede wszystkim jako aktorze Szekspirowskim choć kiedy pojawiał się na scenie razem z Johnem Gielgudem to ten drugi dostawał lepsze recenzje. Ale Oliviera wyróżniał zdecydowanie większy talent. Nie chodziło bowiem tylko o samą grę – ale o samą koncepcję sztuki. To Olivier pokazał widzom swojego Hamleta w którym polityka niewiele znaczyła za to duński książę zdawał się mieć kompleks Edypa. To od czasów Oliviera sceny w sypialni Gertrudy nabrały tego niepokojącego seksualnego napięcia które zostało tam już na zawsze bo kiedy raz zobaczy się scenę w sypialni Gertrudy w ten sposób to trudno potem wrócić do wcześniejszych Interpretacji. Co więcej nagradzany Hamlet Oliviera jest w istocie jedynie cieniem tego co aktor zrobił na scenie. Choć teoretycznie mamy do czynienia z tym samym reżyserem to jednak jak zwierz już wspomniał Olivier był zwierzęciem scenicznym. Choć jego filmowy Hamlet jest niepokojący, symboliczny i w sumie dzięki swojej teatralności ponadczasowy to jak głosi wieść gminna jest tylko cieniem wystąpienia scenicznego. Jego Henryk V kręcony w 1944 roku był jednym z najciekawszych zabiegów propagandowych jaki można sobie wyobrazić. Nie trzeba wiele zmieniać w Szekspirze by nagle wojna przeciwko Francuzom stała się wojnom przeciwko Niemcom. By słowa „We few we happy few we band of brothers” stały się ponadczasowym nawoływaniem do walki. Średniowieczna miniatura Oliviera w której aktor dzielnie grający z fryzurą z epoki , wzywał anglików do walki, była przykładem na to, że wybitna kinematografia i propaganda mieszały się ze sobą nie tylko w Niemczech. Najgorzej przyjęto jego Ryszarda III dziś zapewne z punktu widzenia wielu kinomanów staroświeckiego (zwłaszcza po genialnej roli Iana McKellena) ale przecież wciąż doskonałego. Dlaczego? Bo Olivier miał siłę przyciągania uwagi widza. Gdy raz spojrzeliśmy w oczy jego Ryszarda zostawaliśmy natychmiast (zgodnie z założeniem sztuki) jego widownią, jego słuchaczami, jego ludźmi. Co ciekawe Oliviera mimo jego niewątpliwego geniuszu spotkała kara która wcześniej czy później dopada chyba wszystkich szekspirowskich reżyserów. Ryszard III nie odniósł sukcesu kasowego (przynajmniej nie na początku kiedy pokazano go w amerykańskich kinach ponownie w 1966 roku zyskał sporą popularność) i zamknął Olivierowi szanse na nakręcenie Makbeta. Olivier nie nakręcił potem żadnego Szekspirowskiego filmu co każe żałować. Z drugiej strony – nie zrezygnował z ról szekspirowskich występując jeszcze w roli Otella. To jest rola niesłychanie ciekawa bo dziś właściwie już niemożliwa do zagrania. W latach 60 Olivier mógł na scenie zagrać rolę podwójną – z jednej strony grał Otella z drugiej jednak była to rola wymagająca od białego aktora transformacji w postać czarnoskórą. I Olivier robił to doskonale – zwłaszcza sposobem mówienia i głosem – ale i ruchem. Zwierz nie chce być źle zrozumiany – jak najbardziej rozumie wszystkich którzy z dzisiejszej perspektywy krzywią się na taki sposób potraktowania roli. Ale z drugiej strony aktorsko ta transformacja jest fascynująca. Co więcej wszyscy którzy widzieli tego Otella i porównywali go z wersją sceniczną wypowiadali się bardzo surowo. Że to rola przeszarżowana w porównaniu z tym co Olivier pokazał na scenie.
Dla współczesnego widza ten Ryszard może być zbyt klasyczny i dosłowny. Ale czy na pewno tak jest? Po chwili należymy do tego Richarda nie mniej niż do Franka Underwooda.
Jednak kariera aktor nie była tylko związana ze sztukami Szekspira czy filmami o nie opartymi. Jeśli przyjrzymy się jego karierze okażą się dwie rzeczy. Pierwsza dość oczywista – Olivier grał w swojej karierze właściwie każdy rodzaj ról. Na początku Hollywood widziało go w rolach mniej Lu bardziej romantycznych kochanków. Grał Heathcliffa w Wichrowych Wzgórzach o mało nie doprowadzając do rozpaczy reżysera. Olivier nie miał wówczas dużego doświadczenia filmowego, nienawidził aktorki z którą grał i gardził dublami. Obok Wichrowych Wzgórz Hollywood widziało go też w Dumie i Uprzedzeniu. Och jak śmiesznie jest obserwować Oliviera w tym filmie który wydaje się być zawieszony między oryginalną historią wyobrażeniami Hollywoodzkich producentów i dwoma zupełnie różnymi stylami gry aktorów. Olivier gra teatralnie swobodnie z setką gestów, podczas kiedy Ekranowa Elizabeth prawie się nie rusza i wydaje się zapominać o mimice. Po tych mniej lub bardziej udanych rolach z początku filmowej kariery i po wielkiej przygodzie z Szekspirem Olivier pojawił się w wielu filmach, choć co ciekawe najlepiej pamięta się po pierwsze jego klęskę jaką był Książę i Aktoreczka (film który zmęczył chyba wszystkich którzy go robili) i z ról które grał już po swojej teatralnej emeryturze. Przede wszystkim zaś większość współczesnych widzów kojarzy go z Maratończyka. Co ciekawe – Gdy dziś przygląda się filmowej karierze Oliviera mało w niej filmów do których się wraca i wraca. Nie oznacza że brak w niej filmów wybitnych (jak Spartakus i Rebeka) ale wiele z nich pozostało produkcjami swoich czasów, za które w ciągu swojej kariery Olivier dostał aż 12 nominacji do Oscarów.
Olivier nie był wybitnym Panem Darcy ale mimo to ma wrażenie że kilku odtwórców tej roli potem sobie trochę od niego pożyczało
Ale nie ten aspekt kariery Oliviera był najciekawszy. Poza talentem aktorskim i reżyserskim miał on jeszcze talent organizacyjny. Zanim jeszcze rozpoczął triumfalny pochód National Theatre do stania się jedną z najlepszych scen na świecie Olivier był członkiem i założycielem grup teatralnych które przyczyniły się tuż przed wojną i w czasie wojny do niespotykanego wcześniej rozwoju brytyjskiego teatru. Grano dużo, sale były pełne, krytycy zadowoleni a brytyjski teatr stawał się synonimem talentu nie do podrobnienia. Olivier był przy tym – jak wskazują wspomnienia pracujących z nim aktorów (jak np. Dereka Jacobiego) doskonałym dyrektorem, sprawnym organizatorem ( jednym z jego pomysłów na zebranie pieniędzy na budynek teatru było tourne po Nowej Zelandii i Australii z przedstawieniami przywiezionymi z Londynu) i człowiekiem z pomysłem, który potrafił jednego dnia pokazać widzom tragedie Sofoklesa by zaraz potem pokazać XVIII wieczną komedię. Pomysł który nie każdemu przychodził do głowy. Co więcej wbrew temu co mówiono kiedy Olivier odchodził z National Theatre wcale nie był tak samolubny w przyznawaniu ról. Choć skarżono się że nie dopuszcza do grania min. Johna Gielguda to jednak to za jego dyrekcji swoje przełomowe role dostała grupka mało znanych młodych aktorów. Zwierz wymieni ich nazwiska by pokazać wam jakiego nosa miała dyrekcja ówczesnego National Theatre byli to bowiem min. Maggie Smith ( której ponoć Olivier nie lubił bo kradła mu sceny), Michel Gambon, Drek Jacobi czy Anthony Hopkins. Jakby nie patrzeć to nie jest lista świadcząca o tym, że Olivier nie chciał dopuszczać zdolnych aktorów do grania.
Ponoć Olivier za Maggie Smith nie przepadał, jej Desdemona była za bardzo niezależna, zbyt charyzmatyczna a sama aktorka miała za wiele pomysłów
O wielu aktorach mówi się przez pryzmat ich życia osobistego ale w przypadku Oliviera fascynujące jest jak interpretowano jego związek z Vivien Leigh. Oboje byli z całą pewnością doskonali aktorsko choć zupełnie od siebie inni. Leigh wyróżniała się na tle innych aktorek swojego pokolenia – grała nowocześniej, chyba bardziej intuicyjnie, ale nie była łatwa we współpracy. To z kolei był wynik choroby – ataków furii, depresji, kolejnych załamań. W sumie patrząc na jej karierę nie sposób się nadziwić jak osoba której tak trudno było współpracować z innymi udało się nakręcić tyle dobrych filmów (choć z bardzo wielu musiała zrezygnować). Dla niektórych małżeństwo Leigh i Oliviera było dowodem na to, że dwoje wielkich aktorów nie może być razem. Pojawia się zazdrość o recenzje, role i wyróżnienia. Zwłaszcza że Leigh po swojej roli w Przeminęło z Wiatrem stała się aktorką zdecydowanie bardziej rozpoznawalną i nagradzaną niż Olivier. Z drugiej strony pojawiają się też sugestie, że wcale nie chodziło o zazdrość wręcz przeciwnie. Olivier wcale nie był zazdrosny o sukcesy żony ale oboje się męczyli razem ciągnąc się wzajemnie w dół. Po ich wspólnych występach w teatrze – gdy Leigh miała gorszy okres pojawiły się sugestie, że Olivier specjalnie dostosowuje się do niedysponowanej żony obniżając nieco poziom gry. Sugestie które jeśli odpowiednio je odczytamy zadawały by kłam wizji rywalizującego małżeństwa. Wydaje się że rzeczywiście ta pokusa grania razem trochę parę ograniczała. A jednocześnie męczyła- w końcu Vivien była najzwyczajniej w świecie chora i powinna odpocząć zamiast wybierać się na wielką trasę po Australii. Ale co mógłby pewnie zrozumieć mąż nie było do zaakceptowania dla szefa teatralnego zespołu który musiał na siebie zarobić. Ostatecznie przyglądając się całej historii małżeństwa trzeba dojść do wniosku, że zwykle tak bywa gdy spotykają się dwie niesłychanie ambitne osoby, że koniec końców coś musi je poróżnić. Z drugiej strony jednak nie wydaje się byśmy naprawdę mogli powiedzieć kto tu odpowiadał za ciężkie lata wspólnego życia – ambicja czy choroba. Zwierz mimo wszystko stawiałby na chorobę. Są jeszcze na koniec tacy którzy twierdzą. że pomimo posiadania trzech żon Olvier był homoseksualistą albo biseksualistą. Nikt nigdy plotek nie potwierdził, zaś jedynym śladem był sposób odnoszenia się Oliviera do innych aktorów i jego styl bycia. Zdaniem zwierza trudno w ogóle takie podejrzenia w ogóle traktować jak jakiś zarzut, bo w sumie w brytyjskim teatrze to raczej nikogo by nie zdziwiło. Wręcz przeciwnie. Ale zwierz podejrzewa raczej – przyglądając się tym plotkom – że raczej myli się pewien sposób zachowania się aktorów z jednej trupy z orientacją seksualną. Zwierz przywołuje to dlatego, że co ciekawe to była jeden z tych najbardziej dyskutowanych fragmentów biografii Oliviera w ostatnich latach. Bardziej nawet niż podejrzenia że był brytyjskim agentem w czasie II wojny światowej (w to nikt nie uwierzył).
Jednak zwierz musi wam przyznać, że Olivier fascynuje go z zupełnie innego powodu. Jeśli wygrzebiecie na youtube program Great Acting (cudownie stary program telewizyjny gdzie np. jeden z rozmówców pali papierosa) zobaczycie coś niesamowitego. Wielki Olivier ze sceny to całkiem sympatyczny człowiek, który częściej patrzy w dół niż do kamery, na którego twarzy widać raczej życzliwy uśmiech, zaś ręka mimowolnie co chwila poprawia okulary. Jak zwierz mniema to właśnie Larry – bo tak Olivier kazał o sobie mówić wszystkim znajomym (nie lubił swojego bardzo wcześnie uzyskanego tytułu Sir)- człowiek jak się zdaje dość świadomy swoich wad, śmiejący się z siebie, entuzjastyczny ale jakby nieco niepewny. Nawet wtedy kiedy mówi o pewności która towarzyszyła mu prawie od zawsze – pewności że będzie dobrym aktorem. Zwierza ten kontrast fascynuje, zwłaszcza gdy zestawi się go ze wszystkim co o aktorstwie Oliviera wiemy z filmów czy też z przekazów dotyczących gry Oliviera na scenie. Bo tam był zawsze w centrum, charyzmatyczny, przyciągający wzrok. Kiedy podczas kręcenia Maratończyka był już bardzo ciężko chory w czasie rozmowy z Dustinem Hoffmanem gdy młody wówczas aktor zapytał go dlaczego właściwie aktorzy grają Olivier pochylił się nad stołem spojrzał Hoffmanowi w oczy i powtórzy kilkakrotnie „Look at me”. Mając w pamięci te słowa oglądając role Oliviera czuje się właśnie dokładnie to – konieczność patrzenia na aktora, niemożność odwrócenia wzroku. Taki jest Olivier w najlepszych i gorszych rolach. I właśnie ten kontrast pomiędzy tym człowiekiem w okularach a Ryszardem III wciągającym co raz bardziej w knowania angielskiego dworu leży u podstaw fascynacji zwierza. Co takiego jest w ludziach, w talencie, w tej konieczności grania, że ten miękki głos uprzejmego anglika zamienia się w głos który może w sposób fascynujący przeczytać Biblię. Gdzie jest ta iskra, skąd się bierze i dlaczego w niektórych płonie o tyle jaśniej. To jest dokładnie to pytanie które zadaje sobie zwierz ilekroć ogląda wielkich aktorów. Jeśli chcecie się dowiedzieć dlaczego zwierz czyta i pamięta to odpowiedź jest prosta. Bo nie rozumie. Nie rozumie jak to jest być Olivierem. A tak strasznie by chciał.
Jedno z najbardziej wciągających słuchowisk jakie zwierz zna.
Ps: Jak wam się takie wpisy podobają? Bo zwierz nie wie czy pisze o takich rzeczach wiadomych (właściwie wszystkie informacje można znaleźć w necie) czy wam się takie teksty podobają tzn. taka właściwie biograficzna notka z uwagami na marginesie
Ps2: Rozwiązanie konkursu: Książki wygrywają : Martyna Konikiewicz za lęk przed glonojadem (zwierz niestety radośnie śmiał się z twych lęków), raklubiretro za swoją niesamowitą historię lęku przed okrutnym światem dżdżownic, ostatni zestaw dostaje Jenota za cudowny opis lęków przed własnymi dziećmi. Koniecznie prześlijcie zwierzowi adres i imię i nazwisko na mail ratyzbona@gazeta.pl. Zwierz łka rzewnymi łzami że nie może nagrodzić jeszcze innych fantastycznych lęków przed absolutnie wszystkim ale pamiętajcie że do jutra trwa promocja w sklepie Internetowym Znaku więc jak nie wygraliście możecie złapać jeszcze książkę po promocyjnej cenie