Hej
Zwierz z rzadka komentuje skandale, o których donoszą pudelki, plotki i inne plotkarskie czasopisma ale tym razem spór wydaje się zwierzowi szczególnie ciekawy. Jak może wiecie Jan Englert wyrzucił Grażynę Szapołowską z Teatru Narodowego. Dlaczego? Otóż aktorka nie posiadłszy umiejętności bilokacji nie pojawiła się na przedstawieniu Tanga w Narodowym zamiast tego pojawiając się w telewizyjnym show Bitwa na Głosy. Przedstawienie nie doszło do skutku zaś aktorka musiała się pożegnać z miejscem w obsadzie i w teatrze. Skandal jeszcze się nie zakończył bo aktorka zapowiedziała że kolegę po fachu i szefa zarazem pozwie do sądu pracy.
Podzielił się też internet – niektórzy użytkownicy twierdzą że Englert postąpił zbyt surowo zwalniając b. dobrą aktorkę z powodu jednorazowej nieobecności na spektaklu. Inni z kolei uważają że Szapołowska olała widownię i powinna zostać zwolniona nie tyle dlatego że nie przyszła na przedstawienie ale dlatego że zachowała się jak diva. Zwierz przygląda się tym sporom z olbrzymim zainteresowaniem.
Tak naprawdę bowiem nie kłócimy się o to czy Englert powinien zwolnić Szapołowską czy Szapołowska miała prawo nie przyjść. Kłócimy się tak naprawdę o to czy bycie aktorem to zawód jak każdy inny czy też raczej status człowieka – coś niekoniecznie związanego z umowami, zarobkami, godzinami pracy i sądami pracowniczymi. Zwierz musi przyznać, że jeśli sam miałby decydować to stwierdziłby, że bycie aktorem to zawód pełna gębą podobny prędzej do pana z elektrowni, który musi się stawić w pracy świątek piątek czy niedziela niż posada wybrańca muz. Nawet jeśli z daleka wydaje się że aktorzy tylko stąpają po chmurach i ambrozji to przecież to zawód – może i niekiedy straszliwie przeceniany ( nikt nie powinien zarabiać tyle ile zarabiają najlepsi aktorzy choć to bardzo subiektywne zdanie zwierza) ale w sumie ciężki.
Po pierwsze aktorzy nigdy nie pracują sami – od ich pojawienia się czy nie pojawienia się na scenie zależy praca mnóstwa innych aktorów, oświetleniowców, kostiumologów, reżyserów, scenarzystów i techników którzy poruszają rzeczami na scenie. Ten argument może was jednak nie przekonać – bądź co bądź mówimy o scenie a nie o taśmie produkcyjnej- jeśli się na przedstawienie nie przyjdzie to najwyżej spektakl się nie odbędzie a gospodarka światowa nadal będzie funkcjonować.
Z drugiej strony kiedy zwierz ma gorszy dzień w pracy oceniać może go najwyżej dwie do trzech osób zaś miejsce zatrudnienia zwierza raczej niewiele na tym straci. Tymczasem niedyspozycja aktora to strata dla całego teatru a jeśli nie daj boże aktor ma gorszy dzień a na sali siedzi krytyk – może to zaważyć na ocenie całego spektaklu a co za tym idzie może się realnie przełożyć na wpływy teatru. Z resztą tego że granie bywa niekiedy zupełnie sprzeczne z aktualnym stanem ducha czy chęcią bycia zupełnie gdzie indziej – najlepszym przykładem była chyba Krystyna Janda która w dniu śmierci swojego męża przyszła do teatru i zagrała w Boskiej czyli w komedii w której musi ludzi bawić. Z reszta jak sama przyznała potem nie ma zielonego pojęcia dlaczego wtedy to zrobiła i jak w ogóle jej się to udało. Nie mniej do teatru przyszła i zagrała.
Dlaczego – być może dlatego że zrywanie przedstawienia to jedna z tych rzeczy których się po prostu nie robi – jest to sprzeczne z pewną etyka a także odpowiedzialnością. Z resztą każdy zawód niesie za sobą pewne obciążenia – piekarze muszą wstawać rano, nauczyciele wracać wcześniej z wakacji, historycy wdychać kurz w archiwach, a aktorzy muszą grać nawet jeśli w telewizji płacą lepiej i przynosi to popularność nieporównywalną z pojawieniem się na scenie.
Dobrze wszystkie te argumenty brzmią racjonalnie ale nadal myślimy o aktorach w innych kategoriach niż o piekarzach. Dlaczego? Cóż wydaje się że lubimy mieć taką wizję ludzi twórczych, która nie wiąże się z żadnymi nakazami, zakazami próbami, wypłatami i podległością służbową. Oglądając filmy zapominamy, że niekiedy ich nakręcenie bywa koszmarem i ciężką pracą ( ok. może rzeczywiście aktorom za coś się płaci), czekamy na następny odcinek serialu nie myśląc, że jeśli co tydzień mamy następny odcinek aktorzy muszą kręcić w szalonym tempie z kolei w teatrze dość szybko zapominamy o próbach na których trzeba się pojawiać by wszystko zagrało. Z resztą taki sposób myślenia przekłada się na wszystkie inne artystyczne zawody – iluż z nas żyje w przekonaniu że napisanie książki jest bardziej kwestią pomysłu niż ciężkiej pracy, że poezję dyktują muzy i wszyscy muzycy niczym Mozart zapisują gotowe partytury. Być może ta nasza potrzeba by nie dostrzegać tych wszystkich przyziemnych elementów wynika z faktu, że aktorów podziwiamy a nawet bywamy fanami ( zwierz z rzadka osobiście ale rozumie zjawisko)i jakoś nie chce nam się szczególnie myśleć o tym że ich zawód podlega tym samym co nasz tylko kiedy my przekładamy papiery i pomstujemy na szefa to oni robią mniej więcej to samo – przekładają strony scenariusza i pomstują na reżysera.
A jak się zwierz ma do całej sprawy która wstrząsa internetem? Cóż zdaniem zwierza skoro nauczyciel akademicki musi pojawiać się na swoich zajęciach nawet jeśli na prywatnej uczelni płacą mu lepiej to to samo jest obowiązkiem aktora. A to czy profesor jest wybitny a aktor bardzo dobry nie ma tu nic do rzeczy.