Powiedzmy sobie szczerze kiedy na światło dzienne wychodzą kolejne niemoralne zachowania gwiazd kina czy telewizji, większość z nas po pierwszym oburzeniu zadaje sobie pytanie: I co teraz? Bojkotować? Niestety odpowiedź na nie wcale nie jest prosta. I chyba nie zmieści się w treści tego posta.
Zacznijmy od tego, że zwierz ma zamiar pisać o problemie ze zjawiskiem bojkotu w kwestii kinematografii i telewizji. Nie ma zamiaru opisywać np. bojkotu firm czy produktów. W przypadku kiedy jeden produkt można prosto zastąpić innym problemu nie ma. Mając do wyboru dwadzieścia firm produkujących buty możemy wybrać adidasy innego producenta. Będą wyglądały inaczej ale w sumie nie będą zupełnie czym innym. To znaczy wciąż będziemy mieli na nogach buty, które będą spełniały swoją podstawową funkcję – będą chroniły nasze stopy przed dotykaniem podłoża. Kupowanie innych butów jest wyborem konsumenckim, może być wyborem etycznym ale zasadniczo rzecz biorąc ogranicza nasz wybór marek które produkują w sumie identyczne rzeczy. Póki ktoś nie wymyśli nowych butów które sprawiają ze latamy w powietrzu, bojkot nie jest aż taki trudny czy bolesny.
W przypadku kultury sprawa jest bardziej skomplikowana. Jeden film nie jest tym samym co drugi, podobnie jak serial czy książka. Jeśli ktoś np. chce przeczytać Władcę Pierścieni a wy podsuniecie mu 50 Twarzy Greya to choć obie rzeczy są książkami to jednak nie są tym samym. Więcej nawet jeśli wielbicielowi Władcy Pierścieni podsuniecie inną powieść fantasy to nadal to nie będzie to samo. To między innymi z tego powodu zwierz zawsze uważał, że wszelkie porównania przyrównujące piractwo internetowe do kradzieży są zupełnie bezsensowne. Bo jasne – jak cię nie stać na drogie buty to kupisz tańsze i nadal będziesz mieć coś na nogach. Jak obejrzysz inny film to nie poznasz tej samej historii tylko taniej. Teoretycznie jednak możemy założyć, że bojkot powinien wiązać się z poświęceniem i nie ma tu mowy o tym by uznać, że można bojkotować bezstratnie. Skoro nie chcemy oglądać jakiegoś aktora musimy się raz na zawsze pogodzić z tym, że wszystkie jego filmy – nawet te które lubimy czy te które są wybitne zostają skreślone z naszego spisu filmów do oglądania. Pod tym względem bojkot byłby moralnym pożegnaniem się z własnym przywilejem widza na rzecz swoistej kosmicznej sprawiedliwości. Bo przecież nie oglądając starszych produkcji z jakimś aktorem w żaden sposób nie wpływamy na jego obecne zarobki.
Druga sprawa – dużo bardziej skomplikowana to kwestia natury filmu i serialu. O ile w przypadku książek dość prosto bojkotować jednego autora bo to on napisał. Podobnie w przypadku muzyka. Z filmem czy serialem jest gorzej. Mało kto przecież gra w monodramach. No i teraz pojawia się ten naprawdę kluczowy problem. Czy aby na pewno konsekwencji naszego bojkotu nie ponoszą ludzie którzy niczym nam nie zawinili? Zwierz ostatnio rozmyślał o Morderstwie w Orient Expressie. Z jednej strony – w filmie gra Johnny Depp – człowiek który od dłuższego czasu wywołuje w zwierzu głównie obrzydzenie ze względu na jego zachowanie względem drugiej żony. Ale jednocześnie jest to film w którym gra i który reżyseruje mój ulubiony reżyser i aktor czyli Kenneth Branagh. Jeśli uznałaby że bojkotuję Deppa to niższe zyski miałby twórca którego lubię i cenię i chcę by mógł tworzyć jak najwięcej – a to zależy też od przychodu z biletów. Reszta obsady filmu to też ludzie przeze mnie lubiani i poważani którzy niekoniecznie czymkolwiek się narazili. Co więcej, inni aktorzy jeszcze mniej niż reżyser są odpowiedzialni a to kto jeszcze gra w filmie.
Dobrym przykładem jest też House of Cards. Zwierz nie będzie przed wami ukrywał – decyzję Netflixa o zakończeniu serialu przyjął ze entuzjazmem. I to nie ze względu na Kevina Spacey ale dlatego, że ten serial zdecydowanie powinien się już skończyć. Ale już pozbawienie serialu puenty nie tylko jest pewnym zawodem ale przede wszystkim – nie daje szansy innym aktorom – którzy przez lata tworzyli swoje role – zamknąć tego rozdziału. Odpowiedzialność zbiorowa nigdy nie jest dobrym wyjściem. Zwierz zastanawia się co biedna Robin Wright zawiniła zachowaniu Kevina Spacey, a przecież ona za to zapłaci. Zwłaszcza, że kolejny sezon zdecydowanie będzie należał aktorsko do niej. Tu wchodzimy właśnie w ten dość niebezpieczny grunt gdzie chęć wielkich stacji czy wytwórni filmowych do uniknięcia kontrowersji prowadzi do tego, że lądujemy z odpowiedzialnością zbiorową.
No dobra to co wobec tego? Udawać, że nic się nie stało? Z jednej strony to trudne do wyobrażenia. Z drugiej automatyczna reakcja – karząca wszystkich pracujących nad jakimś projektem nie wydaje się szczególnie sprawiedliwa. Zwierz ma kilka wizji – pierwsza jest taka, że jeśli już mamy film nakręcony z udziałem osoby która gdzieś po drodze spotkała się z oskarżeniami czy nawet z wyrokiem to powinien on zostać wypuszczony do kin ale bez nazwiska danej osoby na plakacie i bez jej obecności w trakcie promocji filmu. Tak by została tylko jej postać ale nie człowiek który ją odgrywa. Można byłoby też w takim przypadku uznać że taka rola – niezależnie jak dobra nie jest brana pod uwagę przy rozdawaniu nagród. Co do seriali – zwierz poważnie się zastanawia – jasne są role które jacyś aktorzy stworzyli w sposób wybitny ale też nie ukrywajmy – seriale widziały już podmianki aktorów. Zwierz zastanawia się czy nakręcenie kolejnego sezonu House of Cards z innym odtwórcą głównej roli nie byłoby dobrym pomysłem. Zwłaszcza że zwierz nie ma wrażenia, by nie było żadnego aktora pod słońcem który mógłby zagrać Underwooda. Może Gary Oldman ma wolne kilka miesięcy? Największą zemstą byłoby udowodnienie że produkcja wcale nie potrzebuje swojej skompromitowanej gwiazdy i da sobie radę sama.
Bojkot to sprawa bardzo osobista. Tak naprawdę – jeśli mówimy o bojkocie jednostek – nie sposób oceniać jej w sposób racjonalny. Bo też nie musi być racjonalny. Jeśli ktoś czuje, że z jego punktu widzenia dana osoba, wydarzenie czy produkt jest niedopuszczalny to może zdecydować się na bojkot nawet jeśli to niewiele zmieni. Jednym z najbardziej irytujących argumentów odnośnie bojkotów jest mówienie ludziom że one nie działają. Jakby nie bojkotuje się wyłącznie żeby doprowadzić firmę do bankructwa. Chodzi także o zwykłą ludzką przyzwoitość. Przyzwoite zachowanie nie zawsze coś zmienia ale jest ważne dla tych którzy mają jakiś taki swój kompas moralny. Zwierz np. nie ogląda filmów z Melem Gibsonem. Jakiś czas temu zdecydował i tak robi (choć prawda jest taka, że obejrzał Przełęcz Ocalonych i niestety mu się podobała). Oczywiście można powiedzieć że Gibsonowi już Zwierz bardziej nie zaszkodzi no ale tu sytuacja jest taka, że Zwierz bardzo aktora lubił a potem aktor stał się znany z antysemickich wypowiedzi i zwierza to osobiście ubodło. Więc go bojkotował, mimo, że to nic nie zmieni.
Natomiast jak zwierz pisał powyżej – bycie porządnym w opinii zwierz znaczy też kierowanie swojego gniewu tam gdzie powinien być skierowany. Wolałabym, żeby zamiast bojkotowania filmów w których aktor (czy aktorka) już wcześniej zagrał – co niszczy pracę wielu osób które niczemu nie są winne, wywierać presję na producentów by może nie zatrudniali go w kolejnych. Nienawidzę odpowiedzialności zbiorowej – i uważam ją za jedno ze zjawisk które najbardziej podważa wiarę w sprawiedliwość. Stąd moje problemy z uznaniem, że obsada całego serialu straci pracę bo jedna osoba zachowała się niewłaściwie. Wolę rozwiązanie w którym ta jednostka traci pracę a reszta wciąż ją ma. Choć pewnie to rozwiązanie dla idealnego świata.
Chyba w ostatecznym rozrachunku dochodzimy do tego co zawsze wiedzieliśmy ale jakoś nie zawsze był czas by się nad tym zastanawiać. Otóż zachowanie się w danej sytuacji porządnie nie zawsze jest łatwe. Nie zawsze jest też proste. A jednocześnie – warto się nad tym poważnie zastanowić. Jasne w przypadku takich doniesień jakie mieliśmy ostatnio zawsze pierwsze skrzypce będą grały emocje. Trudno, żeby tak się nie stało. Ale emocje nie są najlepszymi przyjaciółmi refleksji. Ostatecznie każdy postępuje jak chce, zgodnie z własnym sumieniem. Nie mniej Zwierz chciałby znaleźć sposób by wyrazić swoje oburzenie, nie skrzywdzić nikogo komu się to nie należy a jednocześnie – i to chyba najważniejsze, mieć poczucie, że jednak coś zmieniamy. Bo prawda jest taka, że w sumie wiele się zmienia ale wciąż wszystko pozostaje takie samo.
Ps: Ponieważ dziś środa to oczywiście mamy dla was nowy odcinek Czytu-Czytu, podcastu o książkach i literaturze. W najnowszym odcinku omawiamy – nie bez emocji – książkę Dana Browna „Początek”.