Nie wiem czy wam się to też zdarza, ale raz na jakiś czas łapię się na tym, że jestem uprzedzona wobec serialu zanim zacznę go oglądać. Trudno powiedzieć z czego to wynika – moim zdaniem jest to zwykle kwestia niekoniecznie dobrej akcji promocyjnej, a czasem po prostu jesteśmy uprzedzeni od pierwszego wejrzenia. Tak miałam z serialem „Special” na Netflix, byłam absolutnie pewna, że go nie obejrzę. Dzięki Bogu w czasie długiej jazdy pociągiem doszłam do wniosku, że jednak spróbuję. I tak odkryłam prawdziwą perełkę.
Special to – oparty o autobiograficzną książkę Ryana O’Connella (który w produkcji gra główną rolę i jest autorem scenariusza) historia dwudziestoparoletniego chłopaka z porażeniem mózgowym, który właśnie zaczyna staż w nowej firmie, a co za tym idzie, po raz pierwszy ma znajomych z pracy, trochę niezależności i pragnienie by wyrwać się z domu rodzinnego, gdzie żyje z nieco nadopiekuńczą matką. Dodatkowo nasz bohater Ryan jest homoseksualistą, więc próbuje nawigować w skompilowanym świecie randkowania i seksu w gejowskiej społeczności Los Angeles. Zdobywana przez bohatera niezależność jest tematem centralnym ale nie jedynym. Równie ważna wydaje się niezależność jaką po wyprowadzeniu się syna zdobywa jego matka, która dotychczas zajmowała się głównie Ryanem.
Na papierze brzmi to trochę jak przykład serialu, który ma sprawić, że widzowie, którzy na mniejszości patrzą z boku poczują się lepiej. Co pewien czas pojawiają się takie produkcje, które zamiast pokazywać nam bohaterów z krwi i kości pokazują nam raczej sprawę do rozwiązania. Wszystko jest niesamowicie poważne, albo robione tak by broń boże nie potraktować bohaterów z mniejszości jak prawdziwych ludzi – znaczy takich którzy co pewien czas zachowują się paskudnie, egoistycznie i wcale nie są wobec siebie i innych do końca uczciwi. Ale „Special” to nie jest taki serial. Po pierwsze jest po prostu bardzo zabawny. Zwłaszcza w tych momentach kiedy nie koncentruje się nawet na samych przeżyciach bohaterów ale na tym jak współczesna kultura internetowa, kocha teksty w których ludzie ujawniają swoje najgłębsze traumy – najczęściej tylko po to by zebrać jak najwięcej klików. I w chwili kiedy wydaje się, że może to nie jest takie złe, okazuje się, że być może z tymi wszystkimi tekstami nie identyfikują się dokładnie te osoby do których powinny dotrzeć. W każdym razie – wszystko – od problemów na jakie napotykają osoby z mniejszości, po szukanie życiowej samodzielności, przez uczenie się żyć bez dziecka którym opiekowało się prawie przez trzy dekady ujęte jest w taki sympatyczny, trochę komediowy nawias.
Dlaczego „Special” jest takie dobre? Po pierwsze ma tą niesamowitą zaletę, że jest to serial w pewnym stopniu autobiograficzny. Twórca nie wyobraża sobie jak to byłoby być młodym homoseksualistą z porażeniem mózgowym tylko czerpie ze swojego doświadczenia. A to pozwala na wprowadzenie do produkcji wątków nieco bardziej skomplikowanych. Np. bohater zdaje sobie sprawę, że jego niepełnosprawność nie jest tak dotkliwa jak np. osoby poruszającej się na wózku. Sam przyznaje, że ten przywilej stawia go trochę pomiędzy dwiema grupami. I trochę narzeka, że np. nie jest bardziej niepełnosprawny. To takie zdanie które ma w sobie sporo prawdy, która prawdopodobnie twórcy sprawnemu zupełnie by umknęła. Doskonałe jest też pokazanie jak chętnie bohater ucieka przed samym określeniem porażenie mózgowe – chętnie przedstawiając się jako ofiara wypadku samochodowego. Posiadanie wrodzonej niepełnosprawności jest czymś zupełnie innym niż utrata sprawności na skutek wypadku. Ponownie to taka różnica którą podskórnie wyczuwamy ale pewnie większość z nas nigdy nie poświęciła temu większej refleksji.
Do tego „Special” doskonale pokazuje jak bardzo skomplikowane potrafią być relacje dorosłych dzieci z niepełnosprawnością i ich rodziców. Postać matki bohatera jest jedną z najciekawszych w całym serialu. Z jednej strony wydaje się nam nadmiernie opiekuńcza i skoncentrowana na synu. Ale jednocześnie serial pokazuje też jej osamotnienie, frustracje, poczucie tego, że nikt jej do końca nie widzi i w sumie jej syn traktuje ją nie jako osobę o której uczucia powinien zadbać. To jest naprawdę doskonały wątek, bo ostatecznie – widzimy jak taka nadmierna opiekuńczość nie tylko pozbawia czegoś syna z niepełnosprawnością, ale też jego matkę. Syn jest dużo mniej zaradny niżby mógł być, ale jest też – co serial niejednokrotnie pokazuje – strasznie samolubnym dupkiem. Co jest ogólnie genialnym wątkiem bo nareszcie oglądając produkcję miałam poczucie, że bohater z niepełnosprawnością jest po prostu dwudziesto paroletnim facetem, który myśli głownie osobie. I choć niepełnosprawność odgrywa w tym jakąś rolę, to jednak nie zupełnie definiuje jego charakter.
Podoba mi się też odwaga, a może bardziej naturalność z jaką serial podchodzi do kwestii cielesności bohatera. Produkcje o osobach z niepełnosprawnościami albo fiksują się na ciele albo udają że bohaterowie są zupełnie bezcieleśni. W „Special” wypada to jakoś zupełnie naturalnie. Bohater się rozbiera, ale kamera nie ma jakiegoś fetyszu by przejechać po każdej jego bliźnie, każdym napiętym mięśniu. Jednocześnie kiedy mamy sceny seksu nie ma jakiegoś grzecznego spoglądania w bok żeby pokazać firanki. Ostatecznie wszystko wypada zupełnie normalnie i naturalnie. Do tego stopnia, że człowiek zaczyna się denerwować że wszyscy chodzą wokół tego na palcach a tu proszę można i jakoś nie czuje się ani dyskomfortu ani poczucia, że przekroczono tabu. A przecież jak na popularną produkcję jest to stosunkowo odważne podejście.
W produkcji pojawia się drugoplanowa – bardzo fajna postać znajomej z pracy Kim – która pisze artykuły o tym jak pokochać własne ciało. Pomijając fakt, że każdy chyba chciałby mieć taką przyjaciółkę jak Kim (ja z pewnością), jej bohaterka jest bardzo dobrze napisanym komentarzem dotyczącym całego ruchu kochania samego siebie i własnego ciała. Kim wydaje się niezniszczalna, pewna siebie i do tego – otwarta by pokazać innym jak pokochać w sobie swoje ciało. Nie boi się paradować w kostiumie kąpielowym i zawsze ma najładniejszą kieckę w biurze. Jednak serial pokazuje też taką smutną prawdę, że pewność siebie kosztuje, że niezależnie od tego jak bardzo kocha się samego siebie – zawsze są jakieś dodatki drobnym druczkiem, które sprawiają, że wielu osobom jest po prostu trudniej żyć w świecie. Choć co ciekawe, serial często podkreśla, że sporo trudności bierze się z naszych założeń dotyczących świata. I czasem jest trochę lepiej niż się nam wydaje. Przy czym muszę powiedzieć, że w tym serialu naprawdę drugoplanowe postacie są fenomenalnie napisane, i nawet jeśli mają mało scen to łatwo je polubić albo przynajmniej poznać.
Autor serialu Ryan O’Connell jest scenarzystą który ma na swoim koncie prace nad takimi serialami jak Awkward (bardzo dobra produkcja MTV z takich czasów kiedy MTV miało jedne z najlepszych młodzieżowych seriali jakie można było oglądać) czy Will and Grace. I wiecie co – to po „Special” widać, bo jest to produkcja po prostu bardzo dobrze napisana. Do tego, co osobiście mnie zaintrygowało – serial ma format typowy dla produkcji internetowych – odcinki trwają zaledwie kwadrans. Widziałam sporo seriali internetowych, które miały taki czas trwania odcinka ale nie widziałam tego jeszcze w serialach aktorskich na Netflix. Tymczasem to jest naprawdę bardzo ciekawy format, bo odcinki są odrobinę krótsze od standardowego odcinka sitcomu (który plasuje się tak w okolicach 19-20 minut) więc obejrzenie całego serialu nie zajmuje więcej niż obejrzenie filmu fabularnego. Ale dzięki temu, że to serial może sobie pozwolić na dużo bardziej epizodyczną fabułę. Pod pewnymi względami oglądając „Special” miałam podobne wrażenia jak kiedy oglądałam któreś z moich ulubionych „web series”. Jestem ciekawa czy to zabieg specjalny – jeśli tak, to bardzo trafiony.
Wiem, że trochę się powtarzam ale moim zdaniem ten serial jest idealnym przykładem na to o ile ciekawsza jest rozrywka i w ogóle kultura kiedy głos zabierają osoby z różnych grup. Bo ja już widziałam mnóstwo filmów o sprawnych hetero chłopakach i dziewczynach. A o bohaterze z porażeniem mózgowym który próbuje sobie znaleźć chłopaka w Los Angeles jeszcze nie serialu nie widziałam. I co więcej – w jego doświadczeniu znajduję trochę swoich przemyśleń, ale też wiele spraw o których nie miałam pojęcia. I to jest po prostu ciekawe, zabawne, otwierające oczy. Co więcej wiem, że taki scenarzysta pokaże mi wątki, których inni scenarzyści pewnie by sobie nie wymyślili. Wiem, że jego bohaterowie powiedzą rzeczy, które pewnie w innym przypadku uznano by za przesadzone, niewłaściwe czy nieprawdopodobne. Może dlatego Special mnie tak ucieszył – bo jest w nim cudowny powiew świeżości. I taką świeżość możemy mieć na co dzień. Wystarczy że zaprosimy do opowiadania swoich historii więcej osób. I wcale nie poczujemy się wykluczeni. Poczujemy się zaproszeni do innej opowieści.
Ps: BTW oglądając serial natknęłam się na aktora który gra główną role w doskonałym serialu sieciowym The Gay and Wondrous Life of Caleb Gallo. Jeśli go nie widzieliście (ma już kilka lat) to musicie zobaczyć. Jest za darmo na YT. Serio cudo.