Ostatnio na blogu było bardzo filmowo a tymczasem, zwierz z pewnym opóźnieniem chce wam napisać o jednym z najlepszych telewizyjnych seriali jakie widział od lat czyli People v O.J Simpson. Serial, który serce amerykańskiej krytyki podbił już jakiś czas temu, a nie tak dawno temu wylądował na polskim Netflixie.
Sprawa O.J Simpsona jest jednocześnie wydarzeniem z niedawnej przeszłości ale też już kawałkiem historii, zarówno historii mediów jak i amerykańskiego prawodawstwa. O tym jak wielka była to sprawa niech świadczy najlepiej fakt, że nawet mający kilka lat zwierz był świadom, że ów proces się toczy. Więcej zwierz pamiętał jak oglądał słynną ucieczkę Simpsona po amerykańskiej autostradzie i ojca który tłumaczył mu, że skoro Simpson ucieka to zapewne jest winny. Jednak mimo tego, że cała sprawa dość dobrze funkcjonuje w pewnej pamięci społecznej to np. dla zwierza większość jej szczegółów była zupełnie nie znana. Przede wszystkim wszystko to co działo się poza okiem kamer. Pomysł by zrobić serial o procesie, którego wynik wszyscy aż za dobrze znamy, może się wydawać skazany na pewną dramaturgiczną porażkę. Pytanie jakie można sobie zdać to czy będziemy w stanie oglądać proces człowieka wiedząc, że wszelkie zabiegi oskarżenia okażą się chybione a wybiegi obrony trafione. Być może właśnie dlatego, serial tak zachwyca – bo udaje mu się w historii z oczywistym zakończeniem nie tylko utrzymać napięcie ale przede wszystkim opowiedzieć o czymś znacznie więcej niż sam proces o podwójne zabójstwo.
Trzeba bowiem stwierdzić, że serial jest pewną soczewką w której skupiają się problemy nie tylko amerykańskiego systemu prawnego ale i samego społeczeństwa. Zacznijmy od prawa. Obserwowanie przygotowań zastępów prawników wynajętych przez O.J Simpsona pokazuje jak bardzo w prawie amerykańskim liczy się skuteczne opowiadanie historii. Obrona znanego gracza w football amerykański opiera się bowiem przede wszystkim na próbie stworzenia alternatywnych historii, innego niż tego na który wskazują dowody. To fascynujące obserwowanie takiego sposobu podejścia do prawa, które koncentruje się przede wszystkim na oczarowaniu ławy przysięgłych. To zresztą dobrze dobrze pokazuje, jak bardzo w kulturze amerykańskiej zakorzenione jest szukanie opowieści alternatywnej, teorii spiskowej, najprzyjemniejszej dla słuchacza narracji. Jednocześnie obserwujemy tych najlepszych prawników w Stanach którzy walczą nie tylko o dobro swojego klienta ale o własne ego. Każdy z nich tak naprawdę próbuje w sprawie Simpsona ugrać coś dla siebie – prawnik gwiazd nie może sobie pozwolić na przegraną bo cała jego praktyka opiera się na prestiżu, idący ku emeryturze stary wyjadacz chce z kolei udowodnić sobie i innym, że jeszcze się w tych rozgrywkach liczy, czarnoskóry prawnik, celebryta walczy zaś o to by jego postulaty dotyczące postępowania policji i prokuratury względem czarnoskórych podejrzanych zostały usłyszane przez wszystkich.
Proces O.J jest też procesem który – w wydaniu serialowym – pięknie pokazuje jak krucha może być narracja oparta nawet o najlepsze dowody. Proces rozgrywał się w latach 90 gdzie kryminalistyka była już bardzo rozwiniętą nauką i wchodziliśmy w rejon badań DNA. Ale niewiele to zmienia jeśli nie umie się odpowiednio sprzedać historii i zadbać o to by dowody rzeczowe były odpowiednio traktowane. Przyglądając się temu jak kolejne argumenty obrony padają podważone ze względu na sposób przechowywania próbek, czy podważania całej zasady ich pobrania widać że nie ma czegoś takiego jak łatwe śledztwo i łatwy proces. Najbardziej poruszającą sceną – w kontekście dowodów jest tak w której O.J Simpson przymierza słynne rękawiczki odnalezione na miejscu zbrodni i w jego domu. Rękawiczki nie pasują. Ale też oskarżony nie ma powodu by starać się je odpowiednio założyć, rękawiczki były ze skóry, przechowywane długo w zimnie mogły się skurczyć. Teorii jest całe mnóstwo ale nic nie przebije tego show, które w tym momencie rozgrywa się przed oczyma ławy przysięgłych. Ta zresztą dostaje w serialu niemal cały osobny odcinek, który pokazuje jak przedłużający się proces wpłynął na tych w sumie przypadkowych (choć dokładnie dobranych ludzi) którzy ostatecznie mieli podjąć decyzję.
Jednak o ile kwestie procesowe są ciekawe to serial staje się naprawdę fascynujący kiedy dotyka kwestii społecznych. Trzeba od razu zaznaczyć, że czyni to mistrzowsko. Przede wszystkim – twórcy serialu nie mający raczej wątpliwości co do winy O.J ale nie mówiący wprost o jego odpowiedzialności co chwilę zadają nam pytania o to jakie znaczenie miał w procesie wątek rasowy. O.J Simpson nie był zwykłym czarnoskórym przestępcą. Był gwiazdą, mieszkającą w luksusowej, przeważnie białej, dzielnicy Los Angeles. W wielkim domu, który pokazywał jego ambicje wyrwania się do świata wyższych sfer. Mamy więc człowieka który z jednej strony jest czarnoskóry, i jego proces rozgrywa się na tle napięć pomiędzy policją a czarnoskórymi mieszkańcami miasta (serial przypomina nam że niewiele wcześniej miały miejsce zamieszki na tym tle) z drugiej nie ma z większością czarnoskórych amerykanów nic wspólnego. Nie zmienia to faktu, że zarówno prawnicy jak i widzowie muszą zadawać sobie pytanie – czy kolor skóry O.J wpłynął na to jak zbierano informacje, jak go potraktowano przed procesem? Jest w serialu moment kiedy wybierana jest ława przysięgłych i prawnicy rozważają czy fakt, że O.J Simpson miał (i ewentualnie zamordował) białą żonę wpłynie pozytywnie czy negatywnie na opinie czarnoskórych kobiet, które mogą mieć mu za złe że wybrał sobie żonę spoza środowiska. To doskonale pokazuje jak zagmatwany jest tu problem rasowy. Zwłaszcza, że po obu stronach, zarówno obrony jak i oskarżenia mamy czarnoskórych prawników, których głos też odnosi się często do kwestii rasowej.
Ale nie tylko o rasę tu chodzi. Serial skupia się też na kwestii sławy. Na tym jak wielkie znaczenie miała przy aresztowaniu (fakt, że nikt nie zatrzymał O.J Simpsona gdy ten uciekał wynika też z faktu, że nikt nie chciał użyć przemocy wobec niesłychanie znanego gwiazdora), przy tym jak traktowały go media, ludzie, a nawet strażnicy więzienni. To spojrzenie którego zignorować nie można i które wyprowadza nas trochę ze świata tej jednej pojedynczej sprawy o morderstwo i każe zadawać sobie pytania – czy w ogóle da się sprawiedliwie osądzić człowieka sławnego, zwłaszcza kiedy każdy krok śledzą media. Zresztą to jest ciekawe, że sprawa O.J Simpsona jest takim przypadkiem do rozważania celebryctwa, gdyż na drugim planie pojawia się jego – wówczas jeszcze mało znany przyjaciel – Robert Kardashian, którego nazwisko stało się potem synonimem celebryctwa. Warto tu zauważyć, że sam proces istotnie był jedną z najbardziej oglądanych i komentowanych spraw w historii Stanów, gdzie prawnicy czasem dbali bardziej o to by poinformować o czymś prasę niż drugą stronę czy sam sąd. Zresztą serial doskonale sobie radzi z pokazaniem wpływu mediów rekonstruując fragmenty wystąpień telewizyjnych, pokazując okładki czasopism i dobrze tworząc wizję spektaklu rozgrywającego się na oczach całej Ameryki.
Trzeba zauważyć że serial nie stawia w centrum uwagi samego O.J – to wręcz postać drugoplanowa. Najbliżej głównej bohaterki jest tu Marcia Clark występująca z ramienia „Ludzi”. Zdolna prawniczka, w trakcie swojego procesu rozwodowego, musi nie tylko przejść przez najtrudniejszy proces w swoim życiu ale też dać odpór codziennemu seksizmowi. Serial nikogo nie oszczędza – udało się doskonale pokazać taki codzienny, pozornie niewielki ale jednak odczuwalny seksizm jaki otacza bohaterkę. Świetny jest fragment dotyczący fryzury bohaterki – krytykowanej w prasie, jej szef sugeruje by zmieniła uczesanie i ostatecznie nie ma ona wyjścia. Musi wyglądać dobrze przed ławą przysięgłych. Ale fryzura zostanie następnego dnia skrytykowana na pierwszych stron gazet. Przy czym serial pokazuje nam, że Marcia naprawdę była kompetentną osobą, zaplątaną w sprawę, której w takiej atmosferze chyba nie dało się łatwo wygrać. Zresztą serial nie traci z oczu kwestii przemocy wobec kobiet – przypomina że ostatecznie w tej wielkiej medialnej sprawie chodziło o zabicie kobiety, najprawdopodobniej przez zazdrosnego byłego męża. W ogóle serial dobrze radzi sobie z przypominaniem nam, że w tej sprawie są ofiary, które powinny być dużo ważniejsze od popularnego O.J. Co ciekawe, twórcy serialu zdecydowali się na rozegranie w ramach tego prawniczego serialu wątku obyczajowego – Marcia i Christopher Darden – drugi z prawników oskarżenia mieli się ku sobie (co wiemy z ich wspomnień). Serial ładnie rozgrywa ich związek- nie związek przypominając że życie toczyło się także poza salą sądową.
Tu chyba jest dobry moment by napisać dwa słowa o obsadzie. Zwierz nie pamięta kiedy widział lepiej zagrany serial. Serio to jest pod względem aktorskim serial, który dowodzi że nawet słabszy aktor potrafi się znaleźć jeśli ma dobry materiał. Na pierwszy plan wysuwa się fenomenalna Sarah Paulson. Aktorka znana min. z American Horror Story jest jedną z tych telewizyjnych aktorek która rzadko gra słabo, a najczęściej wyśmienicie. Tu w roli Marcii Clark tworzy chyba jedną z najciekawiej napisanych postaci kobiecych jakie ostatnio widzieliśmy w telewizji. Gdyby zwierz miał powiedzieć jakich postaci szuka pewnie wskazałby właśnie na Marcię, która z jednej strony jest postacią kobiecą w tym znaczeniu że serial podnosi kwestię seksizmu i tego jak bycie kobietą w świecie – wówczas- przede wszystkim męskim miało znaczenie dla tego jak ją traktowano. Ale jednocześnie nie jest to ani silna postać kobieca, ani postać rozgrywana tylko w kontekście płci. To po prostu dobrze i wielowymiarowo napisana bohaterka. Doskonały jest też Sterling K.Brown jako wspomniany wcześniej Christopher Darden, z tu z kolei aktor doskonale rozegrał dylematy młodego prokuratora który nie wie czy jego kariera właśnie nabrała tempa ze względu na jego umiejętności czy kolor skóry. Zwierz był miło zaskoczony tym jak dobrze w serialu gra John Travolta, któremu przypadła rola prawnika dla celebrytów – Roberta Shapiro. Travolta okazał się dość niespodziewanie idealnym odtwórcą roli bohatera którego ego powinno mieć osobną wizytówkę ale który bywa zaskakująco skuteczny. Wydaje się zwierzowi, że rolę życia zagrał tu Ross z Przyjaciół czyli David Schwimmer jako Robert Kardashian – jeden z nielicznych bohaterów tego serialu, dla którego sprawa Simpsona ma wymiar osobisty (byli przyjaciółmi) zaś odpowiedź na pytanie kto zabił ma wymiar bardziej moralny niż prawny. Na koniec zwierz musi powiedzieć, że choć Cuba Gooding Jr. sprawdza się nieźle w roli O.J to jednak zdaniem zwierza to jest jedna ze słabszych ról w serialu. Być może dlatego, że twórcy chyba nie darzą swojego bohatera nadmierną sympatią. To oczywiście nie wszyscy aktorzy których znajdziemy w serialu – który ma tak na marginesie naprawdę fenomenalną obsadę – ale ci którzy zrobili na zwierzu szczególnie wrażenie.
Zwierz przyzna, że mógłby wygłosić jeszcze tuzin pochwał pod adresem serialu. Wskazałby jak dobrze udało się oddać w produkcji upływ czasu – tak, że widz ma wyraźne poczucie, że bohaterowie są pod koniec wielomiesięcznego procesu innymi ludźmi niż byli na jego początku. Serial ma przemyślaną strukturę wewnętrzną, dziesięć odcinków (w tym dwa pierwsze trwają półtorej godziny) pomyślano tak, że kiedy widz mógłby już zacząć się nieco nudzić powtarzalnością pewnych motywów dostaje zupełnie inną perspektywę. Tu wybija się na pierwszy plan przede wszystkim odcinek o ławie przysięgłych – doskonale uzupełniający naszą wizję tego co działo się w czasie procesu. Twórcy powstrzymali się też od nadmiernego dydaktyzmu. Proces ostatecznie okazuje się w pewnym stopniu klęską wszystkich zainteresowanych, zaś ci najbardziej pokrzywdzeni – nie dostają żadnego zadośćuczynienia. Kiedy w ostatnim odcinku rodzina zamordowanej żony Simpsona pyta „Co teraz?” uświadamiamy sobie jak niewiele właściwie może zrobić wymiar sprawiedliwości wobec bolesnego faktu, że kogoś już nie ma i nic go do życia nie przywróci. Warto tu dodać, że jest to produkcja która mogłaby stanowić dobre wprowadzenie do wiedzy nie tyle o amerykańskim systemie prawnym ale o amerykańskim społeczeństwie w którym kwestie klasowe, rasowe, płci i pochodzenia mieszają się ze sobą tak zawile, że trudno powiedzieć kto jest krzywdzącym a kto pokrzywdzonym.
The People v O.J Simpson to pierwszy sezon serialu antologii „American Crime Story”. Trudno powiedzieć, czy kolejny (chyba mający dotyczyć procesu po huraganie Kathrina) odniesie podobny sukces. Prawdopodobnie nie bo nic nie budzi w historii amerykańskich procesów takich emocji jak proces Simpsona. Zwłaszcza że przypomniany ostatnio w serialu i dokumencie (nagrodzonym Oscarem) pokazuje, że pewne zjawiska w społeczeństwie amerykańskim możemy obserwować od lat i niewiele się tu zmienia. Zamieszki na ulicach Los Angeles w latach 90 i zamieszki w ostatnich latach miały to samo podłoże – brutalność policji względem czarnoskórych mieszkańców miast, przy jednoczesnym braku zaufania do policji wśród czarnoskórej społeczności. To problem który trawi amerykańskie społeczeństwo od dawna a w kontekście informacji o drastycznej nierówności wyroków zapadających w sprawach białych i czarnoskórych przestępców (różnice w wyrokach są olbrzymie nawet jeśli popełniono to samo wykroczenie) stawia pod znakiem zapytania całą wewnętrzną integrację społeczeństwa. Przy jednoczesnej specyfice procesu w systemie amerykańskim określenie „wymiar sprawiedliwości” wydaje się ironiczne. Nie mniej zwrócenie się akurat ku tej tematyce i entuzjastyczne przyjęcie serialu także przez widownię wskazuje, że jest w społeczeństwie poczucie, że produkcja mówi też coś o współczesności.
Na koniec zwierz poleciłby wam – jeśli jeszcze serialu nie oglądaliście – nie spieszyć się za bardzo. To znaczy to nie jest serial do obejrzenia wszystkich odcinków na raz. Wręcz przeciwnie – może to zdecydowanie działać na jego niekorzyść. Rozłożenie odcinków w czasie to dobry pomysł, zwłaszcza że wtedy trudniej znudzić się tematem a można więcej uwagi poświęcić temu jak doskonała jest to produkcja i jak dobrze rozkłada pewne akcenty nie pozostawiając żadnego argumentu i żadnej perspektywy na uboczu. To jest serial o całej mozaice ludzkich postaw, motywacji i przekonań. A jednocześnie – produkcja jakby w pewnym sprzeciwie wobec tego co się wydarzyło do samego końca nie daje nam jednoznacznej odpowiedzi. Choć widzimy po czyjej stronie stoją filmowcy to sami musimy, niczym nowa rada przysięgłych odpowiedzieć sobie na pytanie, czy mieliśmy do czynienia tylko z genialnym nadużyciem zasad procesu sądowego, nieprzygotowanym oskarżeniem czy presją społeczną. Ostatecznie jednak cały sezon zadaje bardziej przejmujące pytanie – czy sprawiedliwość jest w takim świecie w ogóle możliwa. I tu odpowiedź wydaje się nie tylko nieco bardziej jednoznaczna ale też niepokojąco aktualna.
Ps:Jakby co to zwierz dobrze wie, że to nie jest serial nowy ale akurat w przypadku tej produkcji zupełnie się nie spieszył bo wiedział, że chce ją obejrzeć dopiero po zakończeniu całego sezonu.