Cinema City Unlimted robi zwierzowi straszne rzeczy. Ten niegdyś szanujący się blog w którym zwierz analizował popkulturalne tropy stał się ostatnio miejscem na które możecie pielgrzymować by przeczytać recenzję złego filmu. To wszystko przez ten nieograniczony dostęp do filmów i brak guziczka w głowie który mów że skoro nie trzeba płacić nie znaczy, że trzeba oglądać. Dlatego dziś zwierz zaprasza na Londyn w Ogniu. Czyli film dla wielbicieli Gerarda Butlera i joggingu.
Widzicie kilka lat temu na naszych ekranach mieliśmy ciekawy zbieg okoliczności ale bowiem terroryści dwukrotnie zaatakowali Biały dom – raz mierzyli się z Gerardem Butlerem raz z Channingiem Tatumem. O ile dla Tatuma była to jednorazowa akcja w świat ratowania prezydenta o tyle Butler postanowił się tym zająć zawodowo. Dla zwierza tamten tytuł Olimp w Ogniu jest o tyle ciekawy, że był to pierwszy raz od … odkąd zwierz pamięta kiedy cała jego rodzina była razem w kinie. Zwierz nie do końca rozumie jakim cudem udało się wszystkich zwierzowych rodziców i braci zebrać w kinie akurat na produkcji w której Gerard Butler w pojedynkę rozprawia się z zastępami Koreańczyków ale tak właśnie było. I dlatego film ten pozostanie na zawsze w mojej ciepłej pamięci, jako osobliwy przykład na to, że człowiek nigdy nie wie jaki film pozostanie w jego ciepłej pamięci.
Zwierz jest zawiedziony tym, że w filmie nikt nie wspomina, że to się dzieje już drugi raz
Przejdźmy jednak od Olimpu w Ogniu do Londynu w Ogniu. O ile atak terrorystów na Biały Dom to w kinematografii Amerykańskiej wydarzenie wręcz cykliczne to rozwalanie Londynu… nie zaraz co zwierz plecie, przecież widok rozpadającego się Big Bena albo London Eye też serwuje się nam dość często – a to w arcydziełach takich jak G.J Joe (chyba w pierwszym) czy Fantastycznej Czwórce, parlament wybuchał też z bardziej lokalnych powodów w V jak Vendetta czy nie tak dawno temu w Sherlocku. W każdym razie tym razem Londyn w licznych miejscach wysadzają terroryści, którzy rzecz jasna nie robią tego dla czystej rozrywki ale dlatego, że chcą wykończyć wszystkich przywódców świata zachodniego (którzy właśnie zjechali się na pogrzeb premiera Wielkiej Brytanii) z prezydentem Stanów Zjednoczonych na czele. Założenie w zamiarze twórców filmu rozrywkowe jest takim jednak tylko do pewnego stopnia – choć zwierz zaraz opisze wam dzielne i szlachetne czyny Gerarda Butlera to jednak nie ulega wątpliwości, że w ostatnich miesiącach trudno na działania terrorystów w stolicy europejskiej patrzeć wyłącznie jako na rozrywkę. Choć zwierz zaliczyłby film do kategorii „oswajanie demonów” (jeśli pokażemy coś w filmie to na pewno się nie zdarzy) to jednak scenarzyści i producenci muszą czuć że coś jest na rzeczy. Premierę przesunięto z października na marzec a i tak zwierz ma wątpliwości czy aby na pewno dobrze zrobiono w ogóle dając film do dystrybucji kinowej w Europie. No ale to zwierz.
Dzielny prezydent i ochroniarz głównie biegają
Wróćmy do Gerarda Butlera który tym razem gra dzielnego ochroniarza. Dzielny ochroniarz już raz uratował prezydenta Stanów Zjednoczonych (sam jeden w pojedynkę) a teraz trzy lata później, najwyraźniej nikt o tym nie pamięta. To znaczy nikt przez cały film nie nawiązuje do tego, że biednego prezydenta już drugi raz w czasie jednej prezydentury ktoś próbuje w bardzo skomplikowany sposób zapić. Serio, jakim cudem nikt nie zaczął jeszcze o wszystko podejrzewać Morgana Freemana który gra tu wiceprezydenta. Gdyby ktokolwiek w tym świecie oglądał House of Cards wiedziałby, że takie rzeczy nie zdarzają się przypadkiem. Jak wszyscy wiemy Morgan Freeman w obsadzie filmu o ludziach w Białym Domu oznacza koniec świata albo przynajmniej terrorystów. Dlaczego jeszcze nikt go nie podejrzewa? To pewnie przez ten głos. Ale serio to jest naprawdę podejrzane. Ile razy zupełnie bezbarwny prezydent może stać się ofiarą ataku w czasie jednej kadencji?
Dlaczego nikt nie podejrzewa Morgana Freemana?
Wróćmy jeszcze do naszego zdemolowanego Londynu z którego kompletnie wywiało miliony ludzi. W przeciągu jednego dnia udało się ograniczyć liczbę ludzi na ulicach miasta do prezydenta, jego ochroniarza i terrorystów. Przy czym prezydent i ochroniarz uciekają dzielnie bo najpierw samochodem, potem helikopterem a potem na piechotę. Przy czym zwierz podziwia ich nabytą w przeciągu dwóch filmów niezniszczalność. Nie pokona ich ani wypadek samochodowy, ani spadający helikopter (na którego pokładzie się znajdują) ani nawet fakt, że spadli kilka pięter w dół szybem windy płonącego wieżowca. Są stworzeni z najbardziej niezniszczalnego tworzywa które pozwala na wystawianie ich na coraz większe przeciwności losu bez lęku, że prezydent wykituje a nasz bohater nigdy nie zobaczy swego jeszcze nienarodzonego dziecięcia (ale bowiem żona jego jest w ciąży bo to jest jeden z nielicznych ale zawsze pewnych gwarantów że bohaterowi na pewno nic się nie stanie choćby nie wiadomo co).
W pewnym momencie trochę żal terrorystów.
I tu właściwie fabuła filmu się trochę kończy, głównie dlatego, że nasi bohaterowie grają bardzo fair. Wiedząc że na ulicach są tylko oni i przebrani za policjantów czy przedstawicieli innych służb terroryści, nigdy nie próbują się zakamuflować czy ukryć. Ukraść strój policjanta od obezwładnionego terrorysty? To byłoby niegrzeczne. Lepiej ganiać po mieście w wyjściowym garniturze i niewygodnych butach dzięki czemu terroryści nie będą mieli najmniejszej wątpliwości, że to właśnie mija ich prezydent Stanów Zjednoczonych ze swoim wiernym wściekłym Szkotem (zdaniem zwierza największą wadą filmu jest fakt, że Gerard Butler nie gra ze swoim naturalnym akcentem bo przecież nic nie działa lepiej niż wściekły Szkot w Londynie). Do tego bohaterowie są tak dalece zafiksowaniu na grze fair, że zamiast udać się do jakiejkolwiek bratniej ambasady (zwierz polecałby np. Kanadyjską) bieżą ku ambasadzie amerykańskiej choć wiedzą, że będzie tam mnóstwo terrorystów. Wyraźnie mają nadzieję, że terroryści nie są aż tak zdeterminowani by naprawdę ich powstrzymać.
Najbardziej w tym filmie brakuje szkockiego akcentu aktora
Potem oczywiście znajdziemy się w jakimś budynku gdzie Gerard Butler potnie wszystkich na kawałki ze sprawnością znaną tylko wściekłym szkotom, którzy uważają, że dźganie ludzi jeden po drugim jest zdecydowanie lepsze i bardziej wyrafinowane niż strzelanie. W tym samym czasie prezydent Stanów Zjednoczonych już po raz drugi w ciągu swojej politycznej kariery będzie musiał zapewniać terrorystów, że jak bardzo by mu nie grozili on nie zdradzi Stanów Zjednoczonych. O ile pierwsi terroryści mogli mieć jeszcze nadzieję, że polityk się ugnie to drudzy powinny uważniej oglądać wiadomości. No ale w tym filmie wszyscy zachowują się trochę tak jakby udany zamach terrorystyczny na amerykańskiego prezydenta to była jedna z tych rzeczy które zdarzają się cyklicznie i nie ma się co za bardzo przejmować.
Panowie grają fair więc np. nie przebierają się przez cały film
Zwierz nie będzie przed wami ukrywał. Jest to film tak bardzo pozbawiony charakteru, że nawet trudno się z niego naśmiewać. O ile jedynka była klasycznym – filmem gdzie przypadkowy bohater ratował wszystkich i wszystko to druga odsłona historii jest raczej nudnym powtórzeniem schematu. Jednocześnie to co dało się jakoś przeżyć w przypadku pierwszego filmu, który dział się w jednym zamkniętym budynku o tyle wizja że da się podobną formułę powtórzyć w mieście świadczy o tym, że scenarzyści pragną byśmy raz na zawsze porzucili jakiekolwiek pretensje do logiki. Zresztą próba odrealnienia Londynu jest tu olbrzymia – widać że twórcom zależy na tym by broń boże nikt postronny nie został postrzelony przez naszego dzielnego bohatera. Co ciekawe film podejmuje trochę na marginesie rzecz raczej kontrowersyjną to znaczy akcje USA podejmowane przy pomocy samolotów bezzałogowych czy dronów. Jak wiadomo w takim przypadku ktoś bezpiecznie siedzi w jednym miejscu, a ktoś umiera w drugim. Czasem udaje się trafić wyłącznie w terrorystę i przestępcę, czasem pojawiają się dodatkowe ofiary. Twórcy filmu przechodzą nad tym do porządku dziennego bo jasne że sprzedawcy broni jest przykro że zginęła jego niewinna córka ale nie powinien wysadzać połowy Londynu. Co ciekawe film pokazuje, że niewiele się nasi dzielni amerykańscy wojacy nauczyli bo kiedy chcą ostatecznie zakończy problem terrorystów… tak sięgają po dokładnie te same środki co na początku. Tylko tym razem Morgan Freeman mówi nam, że to wszystko w obronie amerykańskiej demokracji i wartości a przecież wiadomo, że jak Morgan Freeman coś mówi to musi to być prawda.
Na koniec Morgan Freeman coś mówi, więc wszystko będzie dobrze
Na koniec zwierz musi się z wami podzielić smutną refleksją. Refleksja ta dotyczy Gerarda Butlera, którego zwierz miał okazję oglądać w tym sezonie jako wściekłego szkota, udającego wściekłego spartanina, udającego wściekłego egipskiego boga, oraz jako wściekłego szkota udającego wściekłego Amerykanina. Otóż zwierz widział kilka filmów z Butlerem które powstały jeszcze zanim wszyscy odkryli jak cudownie potrafi się wściekać na ekranie – były to produkcje ze zdecydowanie mniejszym budżetem i bez wybuchów. Ale jakoś zwierz wolał aktora w tamtych rolach. Choć Butler jest niezłym aktorem kina akcji to jednak zwierz ma wrażenie, że mógłby zagrać coś więcej – bez większego wysiłku. Trochę szkoda że tak doskonale sprawdził się jako Leonidas, na zawsze chyba zamykając się w szufladzie pełnej bardzo wściekłych ludzi. Z bronią. W Londynie. Albo okolicach.
PS: Okej zwierz nie widział ostatnio więcej złych filmów s kinie więc przez kilka dni jesteście bezpieczni
Ps2: Jak chcecie możecie wejść na twittera zwierza gdzie wczoraj zwierz oglądał i komentował na żywo Crimson Peak które właśnie wyszło na DVD.