Wczoraj zwierz zafundował wam krótkie bezspoilerowe uwagi do Rogue One a dziś – ponieważ już najwięksi fani są po pierwszych pokazach chciałby się zwierz odnieść do kilku konkretnych kwestii. Jest to więc tekst pełen spoilerów. Tak pełen że nie powinniście go czytać jeśli nie lubicie spoilerów i nie chcecie nic wiedzieć. Ale jak obejrzeliście proszę bardzo.
Zwierz pisał już wczoraj, że jego zdaniem Rogue One to film raczej udany. Na pewno dobrze wybrnął z tego, że opowiada historię którą wszyscy doskonale znamy – bo jest to ni mniej ni więcej tylko historia wykradzenia planów Gwiazdy Śmierci. Ten temat od dość dawna leżał i aż prosił się o odpowiedzenie – co zresztą często pojawiało się w fanowskich rozważaniach nad Gwiezdnymi Wojnami. Poza tym – wiemy, że większość z nich powinna zginąć, bo inaczej pojawiliby się w Nowej Nadziei. I chyba największą zaletą filmu jest fakt, że pozwala nam o tym zapomnieć. Oglądając finał cały czas możemy się zastanawiać czy twórcy zdecydują się na zakończenie logiczne czy też na takie jakie kocha Hollywood. I zwierz powie szczerze, jest zdania że fakt iż nasi bohaterowie nie dożywają końca opowieści jest największą zaletą filmu. Bo kiedy stajemy się zbyt pewni dobrego zakończenia to trudno o emocjonalne zaangażowanie. Jednocześnie film podąża takim tropem – wspomnianej wcześniej Parszywej Dwunastki, w którym heroiczna śmierć jest wpisana w schemat.
Kolejna zaleta o której należałoby napisać dokładniej to sposób pokazania Rebelii. Dotychczas Rebelia jawiła się jako nieskalana dobra siła we wszechświecie, złożona ze szlachetnych bohaterów i ludzi pragnących wolności. W Rogue One Rebelia przestaje być nieskalana. Staje się zdecydowanie bardziej realistyczną stroną konfliktu. Ma frakcje, ma swoich ekstremistów, ma podziały. Jednocześnie – twórcy dość dobrze pokazali że problemy które trawiły pod koniec swego istnienia Republikę trawią też Rebelię. Doskonała jest rada na której wyraźnie widać, że polityka nie umarła i że różne planety i stronnictwa mają różne cele. Zwierza rozbawił ostry sprzeciw bohatera granego przez aktora który w Sherlocku gra Andersona bo jest taki cudy cytat na to jak ten aktor mówi na ekranie głupie rzeczy. Podobnie zwierzowi bardzo podoba się taka krótka wymiana zdań odnośnie życia pod Imperialnym nadzorem – która przypomina coś co można zaobserwować na świecie – że ludzie są w stanie żyć w bardzo niedemokratycznych i opresyjnych systemach nastawiając się nie na walkę a na przeżycie. Zdanie o powiewających flagach których nie widać jeśli nie podnosi się głowy doskonale streszcza pewną postawę życiową. Zresztą zdaniem zwierza pod względem pokazywania sytuacji politycznej to chyba film najdojrzalszy z nakręconych, najbardziej odbiegający od „bardzo dobrzy dobrzy” i „bardzo źli źli”.
Z tego niejasnego podziału świata wychodzą najlepsze postacie filmu. Zdaniem zwierza poza doskonałym robotem (który brzmi trochę jakby R2D2 mówił a nie tylko piszczał) film kradnie postać grana przez Diego Lunę. Cassian Andor, to taki rebeliant o którym nie chcemy myśleć – mordujący swojego informatora, gotowy kłamać i stać się narzędziem wykonującym rozkazy z którym niekoniecznie się zgadza. Jednocześnie jest świadom, że nie raz podejmował decyzje niepewne moralnie – wszystko w imię Rebelii w której walczył od dzieciństwa. To ciekawa postać bo pokazująca że nie ma takiej sprawy w imię której nie czyniłoby się rzeczy złych czy paskudnych. Jednocześnie też pokazuje, że nie ma takiej strony konfliktu która nie wydawałaby swoim żołnierzom złych rozkazów. Cassian to bohater o dużo ciekawszych motywacjach i biografii niż inni napotkani w kanonie Rebelianci. Zwierz cieszy się że taka postać się pojawiła – bo w sumie Cassian jest w równym stopniu bojownikiem co ofiarą konfliktu. Szkoda że nie poświęcono mu w filmie nieco więcej czasu.
No dobra ale zwierz ma kilka uwag – może nie czysto krytycznych ale budzących jego wątpliwości. Najważniejsza dotyczy całego planu i historii Galena Erso (czy oni im te imiona wybierają przy pomocy kota biegającego po klawiaturze?). Sam pomysł na postać – jest zdaniem zwierza bardzo dobry. Prawdę powiedziawszy – tu też kryje się niezły film o wysoko postawionym Imperialnym inżynierze którego rusza sumienie. Zwierz chętnie by zobaczył taki film z Mikkelsenem. Ogólnie jednak taki postawiony przed niemożliwym wyborem konstruktor czy naukowiec to postać dość dobrze znana z historii. Dylemat czy współpracować z systemem na własnych zasadach czy dopuści do współpracy kogoś naprawdę zaangażowanego pojawiał się w kwestiach związanych z budową broni w czasie II wojny światowej. Galen jest więc sam w sobie postacią ciekawą, a pomysł by naszą bohaterką była jego córka – doskonale pokazuje problem biografii niejednoznacznych. Zresztą zwierz cały czas myślał sobie że zupełnie przypadkiem film wpisuje się w naszą nową manię grzebania w biografiach i uznawania wyborów rodziców za równoznaczne z wyborami dzieci. No ale wróćmy do Gwiezdnych Wojen. Otóż zwierz ma problem z tym jak historia Galena łączy się z Nową Nadzieją.
Nie klucząc dalej – zwierz nie jest pewny co sądzić o pomyśle by ta osławiona słabość stacji kosmicznej była zaplanowana. Z jednej strony – to doskonały sposób by załatać jedną z najczęściej wyśmiewanych wad rozwiązania Nowej Nadziei – to znaczy jak to właściwie się stało, że zaprojektowano tak wielką stację kosmiczną z tak przedziwną wadą. Zwierz wielokrotnie czytał wielbicieli Gwiezdnych Wojen rozmawiających o tej kwestii i rozumie, że kusiło by tak ładnie powiązać nowy film z oryginalna trylogią. Jednocześnie – zwierz ma problem kiedy po czasie zmienia się ustalony kanon – zwierz nie jest pewny czy to wychodzi na dobre znanym już historiom. Zwłaszcza, że zwierz zaczął się zastanawiać nad tym, czy przypadkiem tam nie wychodzą jakieś dziury, czy na pewno wszystko się dobrze składa i czy bohaterowie są tam gdzie być powinni. Zresztą tak jak już mamy rozmawiać o tej zaplanowanej wadzie – to jednak Erso zrobił taki trik że właściwie bez człowieka obdarzonego mocą by się Gwiazdy Śmierci rozwalić nie udało. Co z kolei każe się zastanawiać czy na pewno jego pomysł był tak genialny. Zwierz wolałby obejrzeć historię niejednoznacznego odkupienia bez tak wyraźnego powiązania Rogue One z nową trylogią. Zresztą podobny problem zwierz ma z samym zakończeniem – bo wydaje się, że tak ścisłe połączenie jednej opowieści z drugą stawia nas przed pewnymi problemami. Jak np. czy rebelianci rzeczywiście tak mało wiedzieliby o działaniu Gwiazdy Śmierci i dlaczego nie wspomniano o żadnych zniszczonych już celach.
Kolejny problem to kwestia dwóch bohaterów związanych z Imperium. Grany przez Bena Mendelsohna Orson Krennic to taka postać której wcześniejsza kariera wydaje się dużo ciekawsza niż jej późniejszy koniec. Zwierz miał wrażenie, że twórcy pragnęli stworzyć takiego Tarkina z nieco większym czasem ekranowym ale nie do końca im wyszło. Ostatecznie z postaci która w pierwszych scenach (doskonałej pierwszej scenie) jawi się jako doskonałe wcielenie wysokiego urzędnika Imperium dostajemy bohatera którego główną cechą charakteru jest fakt, że ma ładniejszą pelerynkę niż wszyscy inni. To zwierza trochę martwi bo byłby z niego fenomenalny charakter. Inna sprawa to pojawienie się w filmie samego Tarkina. Jak wiemy odgrywający tą rolę fenomenalny Peter Cushing zmarł w 1994 roku. Twórcy filmu zdecydowali się jednak powołać Tarkina komputerowego. I tu są dwa problemy. Pierwszy – no niestety strasznie widać komputerowość bohatera – wydaje się, że o ile Hollywood nauczyło się już doskonale odmładzać aktorów (widać to bardzo dobrze w scenie z księżniczką Leią) o tyle nie umie przywrócić do życia tych którzy odeszli – nawet mając niesamowity materiał jakim są role filmowe aktora. Komputerowość filmowego Tarkina przeszkadza – zwłaszcza, że ma on jedne z lepszych scen – pokazujących sposób działania Imperium (zresztą ładnie pokazujący że przy takiej ilości osobistych ambicji i animozji to i bez Rebelii Imperium by się rozpadło). Zwierz ma jednak wątpliwość natury już nieco bardziej ogólniej. Otóż pytanie czy można uznać, że śmierć nie jest warunkiem do zaprzestania pracy. Cushing zgodził się zagrać w Nowej Nadziei i jej użyczył swojej twarzy i wyglądu. Czy można tak po śmierci kogoś zatrudnić do kolejnego projektu? To pytanie natury nieco filozoficznej ale ta rola sprawiła, że zwierz zaczął się nad tym intensywnie zastanawiać i ma sporo wątpliwości.
Z uwag szczegółowych to zwierz musi przyznać, że uważa za cudowne, iż generalicję i admiralicję Rebelii najwyraźniej stanowią przedstawiciele tej samej rybiej rasy. Zwierza fascynuje, czy to taka tradycja czy po prostu te oczy wokół głowy są przydatne. Zresztą sama walka była naprawdę doskonała i chyba udało się w niej osiągnąć to co nie wychodziło w prequelach. Z jednej strony jesteśmy w środku walki z drugiej – jest na tyle dużo dystansu by doskonale zorientować się kto kogo i dlaczego w danej chwili niszczy. Jedyne co zwierzowi nieco przeszkadza to fakt, że pod koniec filmu czas się nieco wydłuża by bohaterowie na pewno zdążyli się ze sobą pożegnać. Nie mniej – zaoszczędzono nam wyznań miłości i pocałunków co przeważyłoby w tych ostatnich momentach szalę ze smutnej zadumy na trudny do zniesienia kiczyk. Natomiast wielu chyba zgodzi się ze zwierzem, że niespodziewanie najmocniejszym elementem ostatnich minut filmu jest pojawienie się Vadera. Vader jest takim bohaterem w którego moc musimy trochę wierzyć na słowo. A przynajmniej musieliśmy bo tak sekwencja doskonale pokazuje dlaczego wszyscy tak bardzo się go lękają.
Zwierza rozbawiła część komentarzy w których pewni siebie znawcy twierdzili, że autor Roue One pokazał Abramsowi jak się robi filmy ze świata Gwiezdnych Wojen. Bo prawda jest taka, że oba filmy są z premedytacją zupełnie inne. Wyraźnie widać, że w przypadku Przebudzenia Mocy celem było stworzenie film który odtworzy radosną atmosferę wokół Gwiezdnych Wojen i przy okazji pozwoli na przyciągnięcie do filmu młodszego pokolenia. Z kolei Rogue One to film już dal widzów nieco starszych, który nie tyle ma tworzyć radosną atmosferę co udowodnić, że w świecie Gwiezdnych Wojen jest miejsce na bardzo różne historie i stylistyki. Osobiście uważam że nakręcenie Przebudzenia Mocy w stylu Rogue One byłoby błędem, podobnie jak nakręcenie Rogue One w radosnych tonach (bo jednak takie jest Przebudzenie) filmu z trylogii na niewiele się zdało. Być może czas byśmy zaczęli naprawdę traktować filmy ze świata Gwiezdnych Wojen niezależnie od siebie, bez konieczności robienia rankingu. Zwłaszcza, że wyraźnie twórcy bardzo starają się zróżnicować publiczność i gatunki filmowe. I dobrze bo ile razy można kręcić dokładnie te same filmy. W każdym razie nie wydaje mi się, że aby polubić Rogue One trzeba się odciąć od Przebudzenia Mocy. Jakoś nie mam w ogóle problemu z tym, że te filmy są od siebie bardzo inne. Z drugiej strony – w ogóle jakoś nie przepadam za taką krytyką negatywną – bo w sumie zwykle niewiele to mówi o jakimkolwiek z filmów.
Skoro przy komentarzach jesteśmy – w kilku zwierz spotkał się ze swoistym zarzutem, że film robi się zdecydowanie lepszy pod koniec niż jest na początku. Zdaniem zwierza film trzyma w całości podobny poziom tylko po prostu – strasznie dużo filmów ma zmarnowane końcówki. Podczas kiedy ostateczna konfrontacja w Rogue One jest wciągająca, to w wielu filmach – jest bardzo średnia. Tu dostajemy odpowiednio poprowadzoną akcję, przeplatające się sceny z różnych wątków i nie mamy tego jednoznacznego „człowiek kontra wielka dziura w niebie”, co ostatnimi czasy (o czym zwierz pisał) kończy niemal wszystkie filmy. Co w sumie jest ciekawe bo w Rogue One dosłownie chodzi o dziurę w niebie. Ale jeśli widzieliście film to rozumiecie o co zwierzowi chodzi. Natomiast początek filmu zwierzowi się podobał głównie dlatego, że udało się dość organicznie pokazać kolejnych bohaterów i jednocześnie – choć trochę zarysować ich backstory i motywacje. Zresztą skoro już przy bohaterach jesteśmy to chyba pod tym względem największym problemem jest nagłe nawrócenie się Jyn na stronę Rebelii. Zdaniem zwierza brakowało tam jednej sceny która jakoś lepiej tłumaczyłaby jak dziewczyna z przekonanej o tym, że Rebelia ja porzuciła zamieniła się w gorącą orędowniczkę nadziei. O ile chęć znalezienia ojca jest zrozumiałą motywacją to trudno dokładnie powiedzieć dlaczego Jyn w pewnym momencie wygłasza teksty których nie powstydziłby się Luke Skywalker.
Wypadałoby powiedzieć kilka słów o obsadzie. Zwierz właściwie aktorsko nikomu nie ma nic do zarzucenia ani do jakiegoś niesamowitego wyróżnienia – wszyscy grają poprawnie, dokładnie to co mieli zagrać. Zresztą wydaje się, że dobre GW to takie gdzie widzimy postacie a nie aktorów. Zwierz musi jednak powiedzieć, że podoba mu się pomysł by w tak wielkim i zróżnicowanym świecie jakim jest przestrzeń Gwiezdnych Wojen dobierać aktorów o bardzo różnym pochodzeniu, kolorze skóry i narodowości. Dzięki temu udaje się nawet w tej ludzkiej obsadzie oddać zróżnicowanie galaktyki. Zresztą wydaje się to dość naturalne. Zwierz musi powiedzieć że jedyne przy czym ma pewne wątpliwości to niewidomy mnich (czy jak możemy się domyślać były Jedi) walczący kijem. To jest odwołanie do pewnego strasznie popularnego schematu w kulturze – niewidomy samuraj. Zwierz wie, że to pewnie było przemyślane (w końcu Jedi mają tam kilka podobnych cech do samurajów) ale miał wrażenie takiej postaci trochę kupionej w pakiecie. Natomiast jak wiecie zwierz jest wielkim fanem niskich aktorów z Meksyku więc uważa że Diego Luna powinien grać we wszystkim w czym nie gra Gael Garcia Bernal (ewentualnie jako przyjaciele powinni grać razem). Tyle z inteligentnych komentarzy.
Filmy ze świata Gwiezdnych Wojen ogląda się nieco inaczej. Na przykład ludzie zwracają większą uwagę na to jak dokładnie zachowują się Niszczyciele Imperium i gdzie wchodzi się w nadprzestrzeń. Zadają sobie całkiem sporo pytań o fizykę świata i o postęp technologiczny (zwierz tu o tym nie pisał ale w bezspoilerowej recenzji jest dość duży akapit o tym jak bardzo istotne dla fabuły jest to, że nie ma w świecie GW szybkiego łącza i Internetu). To wszystko sprawia, że łatwo zająć się dyskusjami nad szczegółami. Jednak jak poważne by nasze dyskusje nie były to warto przypomnieć sobie jak daleko zaszły GW od prostej podróży bohatera i kosmicznej bajki jaką była Nowa Nadzieja. Zestawienie Rogue One z epizodem IV doskonale pokazuje jak bardzo zmieniło się nasze postrzeganie tego świata. Zwierz ponownie nie jest w stanie powiedzieć czy to jednoznacznie dobry wybór – w końcu taka baśniowa opowieść porwała nasze serca nie bez powodu. Do nowego filmu już wprowadzające baśniowe „dawno, dawno temu” pasuje zdecydowanie mniej. Dorośliśmy a wraz z nami filmy. I to jest z jednej strony ciekawe, z drugiej – zwierz wcale nie jest pewien czy to jednoznacznie lepsza droga. W każdym razie to co na pewno zwierza cieszy to fakt, że wygląda na to, że da się po prostu rzucić w świat Gwiezdnych Wojen i nakręcić coś osobnego. I na takie filmy zwierz też będzie czekał. Bo tam jest cała galaktyka pomysłów.
Ps: Zwierz nie umieścił w tym poście rozwiązania konkursu bo to byłoby paskudne – będzie jutro.