Home Film „Szukać, znajdować,wędrować bez końca”* czyli co zrobić z Bondem w świecie bez szpiegów

„Szukać, znajdować,wędrować bez końca”* czyli co zrobić z Bondem w świecie bez szpiegów

autor Zwierz
„Szukać, znajdować,wędrować bez końca”* czyli co zrobić z Bondem w świecie bez szpiegów

Hej

Proszę usiąść wygodnie, przybliżyć twarz do monitora i przyglądać się jak zwierz będzie próbował dokonać magicznej sztuczki czyli napisać recenzję Bonda nie zdradzając za wiele i nie wdając się w szczegóły. Zwierz od razu zaznacza, że to sztuczka bardzo trudna, wykonywana bezbłędnie jedynie przez najlepszych (dlatego odradza czytanie recenzji w Co jest Grane) i zwierz nie da głowy czy mu się uda. Jeśli jednak osiągnie sukces liczy na prawa, owacje a sam wyjdzie do ukłonów. Dlaczego zwierz nie idzie zwykłym tropem deklarowania, że ma gdzieś wasz lęk przed spoilerami? Z prostego powodu po raz pierwszy od dość dawna w filmie o Bondzie nie można ze stuprocentową pewnością przewidzieć co będzie dalej. Co jest w sumie miłą odmianą.

 Oglądając nowego Bonda trzeba zadać sobie pytanie – co jest ważne – postać czy  wszystko co ją otacza. To kluczowe pytanie, które zadecyduje o pozytywnej lub negatywnej ocenie filmu.

Zacznijmy od tego, że to tak właściwie dwa w jednym. Z jednej strony serwuje nam się dokładnie tego Bonda, którego znamy. Są więc egzotyczne miasta, kasyna, smokingi i te istniejące jedynie w filmach kobiety, które  noszą swobodnie długie suknie bez pleców i palą papierosy bez strzepywania popiołu. Tą część filmu ogląda się bardzo przyjemnie z takim znanym każdemu widzowi filmów o Bondzie poczuciem, że zna się poszczególne elementy i tylko czeka w jaki sposób zostaną one tym razem zestawione. Tak więc nie wierzcie tym recenzentom, którzy sugerują wam, że jakiekolwiek uwagi na temat wieku naszego Agenta czy jego problemy z ewentualną sprawnością (psychologiczną i fizyczną) są czymś nowym. Zwierz nigdy nie zapomni jednej z pierwszych scen w Doktorze No. kiedy Bond z trudem rozstawał się ze swoja ukochaną berettą. Już wtedy  w pierwszym filmie sugerowano, że jest nieco staroświecki ale jak wszyscy wiemy – młodzi to se mogą biegać po dachach jak Bourne my potrzebujemy agenta skrojonego z nieco innego materiału. Zwłaszcza, że cały ten wątek nieco blednie kiedy sobie na Bonda popatrzymy. Widzicie zwierz nie jest wielkim fanem urody Daniela Craiga, ale podobnie jak reżyser Sam Mendes podziela sympatię do jego niesamowitej sylwetki, do sposobu w jaki się rusza, jak podąża za nim kamera. Kiedy tak  Craig przechadza się w co trzeciej scenie bez koszuli to wierzymy, że może wszystko. Co prawda zły stan psychiczny ma nam sugerować broda (ha! Teoria smutnej brody psychologicznego załamania się sprawdza), ale w przypadku zwierza działa to odwrotnie bo  Craiga z brodą zwierz toleruje bardziej niż bez.

 Choć tu uwaga, ciekawa i zarazem dająca do myślenia – reżyserowi wyszedł film bardzo grzeczny obyczajowo i zaskakująco niewiele jest seksu. Ale  z drugiej strony to dobrze (wiem jak to brzmi) – seks sprzedaje ale tragicznie spowalnia niekiedy akcję (zwłaszcza, że tym razem nie udało się nigdzie znaleźć ciekawej dziewczyny dla Bonda). Z resztą zwierz pragnie tu stwierdzić, że ma wrażenie iż seria bondowska dokonała wolty. Pozostała serią seksistowską, ale na odwrót. Kiedyś chodziło o piękne kobiety, dziś tym co jest najbardziej pokazywane jako przedmiot pożądania to sam Bond. I to bardzo cieleśnie (innymi słowy jak zwierz już zauważył – koszula jest stroje opcjonalnym). Zdaniem zwierza wiąże się to z faktem, że tak naprawdę Bond od pewnego czasu jest serią dla kobiet a nie dla mężczyzn. Niech was nie zmylą szybkie samochody i kolejne kochanki, Bond zdaniem zwierza to film stworzony wręcz by cieszyć kobiety. Przynajmniej można odnieść wrażenie, że za takim głównym odbiorcą rozglądają się twórcy. Kto wie, może to po prostu kwestia zmiana głównego producenta na główną producentkę.W każdym razie (odchodząc od zdecydowanie nie profesjonalnego tonu) przez pewien czas mamy wrażenie, że będzie dokładnie tak samo jak zwykle.

 

 Nie jest przypadkiem, że to jest ten film w którym mężczyznę rozbiera się częściej i chętniej niż kobiety.

I wtedy następuje zmiana. Problem polega na tym, że to jak odbierzemy drugą część filmu właściwie zależy od tego jak postrzegamy Bonda. Jeśli Bond jest dla nas postacią, którą określają z góry rozpisane zadania, gadżety i sytuacje – wtedy srogo się zawiedziemy. Jeśli jednak macie podobnie jak zwierz poczucie, że Bond to już coś więcej niż filmowy bohater, ale raczej jedna z tych kanonicznych postaci naszej kultury popularnej, która fascynuje nas niezależnie od tego w jakiej sytuacji się znajdzie (sytuacja nie ma bowiem znaczenia, znaczenie ma jedynie reakcja bohatera na sytuację), wtedy podobnie jak zwierz będziecie się świetnie bawić.  Tak moi drodzy, mimo, że zwierz wyszedł z seansu niesamowicie zadowolony (czego nie może powiedzieć o dwóch ostatnich Bondach), to jednak rozumie trochę tych, którzy kręcą nosem. Bo prawdą jest to co twierdzą niezadowoleni, że z takim zupełnie klasycznym filmem bondowskim to nie ma wiele wspólnego. Z drugiej jednak strony zwierz musi zaznaczyć, że udało się coś co nie udało się ani Casino Royale ani koszmarnemu pół produktowi jakim było Quantum of Solace) – otóż nie zrobiono kolejnego Bourna. Sam Mendes nie dostał tej karteczki rozesłanej do wszystkich reżyserów kina akcji, że wszystko ma być cięte jak najszybciej, kamera ma być rozchwiana a jeśli nie daj Boże  pokazujecie scenę walki to widz nie ma prawa się zorientować kto właśnie wygrywa. Pod tym względem Skyfall przenosi nas do wspaniałych czasów kiedy mieliśmy mniej niż ułamek sekundy na przypatrzenie się scenie przed kolejnym cięciem. Zwierz nie dostrzegł też, tak szeroko opisywanych nawiązań do serii Noalana o Batmanie. Niektórzy twierdzą, że podobny do niego jest Bardem w swojej roli „tego złego” ale zwierz musi powiedzieć, że ma wrażenie, że to brzmi wyłącznie jak obraza zarówno dla Ledgera jak i dla Bardema bo ich role nie są do siebie zupełnie podobne. Ogólnie wielu krytyków stwierdza, że ten film wpisuje się w ostatnią modę na „złamanego bohatera” ale zwierz ma wrażenie, że to bardziej poza filmu niż jego właściwie treść. Bond ma się dobrze, wierzcie zwierzowi.

 Co prawda jak się ma takie oczy w kadrze, to takie ujęcie wręcz się samo narzuca, ale wydaje się, że Craiga stać na coś więcej.

No właśnie skoro przy obsadzie jesteśmy. Jak wiecie zwierz nie jest wielkim fanem  Craiga jako Bonda i trzeba przyznać, że w tej części gdzie ma być klasycznie bondowski jest koszmarnie sztuczny. Tak to prawda, że garnitury się na nim ładnie układają i że ma te oczęta niebieskie tak że aż się chce zrobić ujęcie po linii lufy, ale prawda jest taka, że Bonda w nim za grosz. Być może dlatego, w drugiej mniej klasycznej części filmu gwałtownie ożywa i pokazuje, że naprawdę jest świetnym aktorem, który ma tą zaletę, że potrafi wypowiedzieć nawet najbardziej sztuczne zdanie (niestety trochę ich w filmie jest – i czasem dialogi szeleszczą scenariuszowym papierem) tak, że brzmi mniej więcej naturalnie. Zwierz nie będzie się jednak na  Craigem pastwił, bo to nie jest kwestia, którą można rozstrzygnąć arbitralnie. Albo kupujecie tego bohatera w tym wydaniu albo nie. Tak jak się kłócić który Doktor z Doktora Who jest najlepszy (jasne że 10).

 Jak widać na załączonym obrazku, autorzy filmu nie zapomnieli, że to 50 lecie serii i dorzucili kilka ukłonów w kierunku klasyki.

Natomiast nie da się ukryć, że Skyfall to film ukradziony scena po scenie przez pozostałych aktorów. Sam Mendes to reżyser, który mając na pokładzie Judi Dench nie pozwoli jej stać w kącie i prawie nic nie mówić. Jej rozbudowana w tej części rola to jedna z tych rzeczy na którą w filmie spogląda się najchętniej. Nawet przez moment nie widać rysy na tej niesłychanie ciekawej postaci jaką jest M (pal sześć Bonda zwierz chce poznać jej historię). Oczywiście poważni recenzenci twierdzą, że M zostaje zredukowana do roli toksycznej matki głównego bohatera, ale powiedzmy sobie szczerze – nawet jeśli tak jest to oglądanie toksycznej matki w wykonaniu Judi Dench to czysta przyjemność.  Znakomicie sprawuje się też wymieniony nie dawno przez zwierza Ben Whishaw jako Q.  Zwierz nie pamięta kiedy tak szybko zapałał bezgraniczną sympatia dla postaci i zapragnął by porzucić Bonda i zająć się tylko nim. Z resztą trzeba przyznać, że aktorska chemia między nim a  Craigem jest tak dobra, że zwierz chciałby zobaczyć w następnym odcinku sekwencję – 007 i Q ratują świat, albo jeszcze lepiej idą do baru. I ponownie Whishaw błysnął zwierzowi po oczach talentem bo jest zupełnie inny niż w tych produkcjach z których zwierz go kojarzy a jednocześnie jego Q ma tą charakterystyczną miękkość czy lekka ospałość, która jest tak wspaniale filmowa. Kolejnym złodziejem jest też Ralph Fiennes. Początkowo zwierzowi wydawało się, że to najbardziej nie wykorzystana postać (to znaczy od pierwszej sceny widzimy, ze to raczej przedstawienie postaci niż stworzenie nowego bohatera), ale jedna scena (zwierz nie zdradzi, która co może wam nieco utrudnić sprawę) przekonała zwierza, że nie tylko wybrano dobrze ale też, że Ralph Fiennes to rzadki przykład aktora, który potrafi grać urzędasa tak, że ani przez chwilę nie mamy wątpliwości, że nie został stworzony do siedzenia za biurkiem mimo, że to lubi.

 Nowy Q podbija serce widza mniej w 30 sekund. Jest cudownie zagrany zapisany i ma fajny kubeczek.

Na sam koniec dwa słowa o roli Bardema. Widzicie pierwsza scena w której się pojawia to jedna z najlepszych scen w całym filmie. Nareszcie wydaje się, że po tylu różnych chybionych pomysłach (znalezienie złego do Bonda zawsze jest problematyczne bo wiadomo, ze zły musi być obcokrajowcem a skoro Amerykanie zatrudniają Brytyjczyków to kogo mają zatrudnić Brytyjczycy?) trafił się zły niemal idealny. Pierwsza rozmowa  Craiga i Bardema jest dokładnie taka jaka powinna być,  teoretycznie swobodna i zabawna ale podszyta też uczuciem zagrożenia. Niestety w każdej kolejnej scenie Bardem co raz bardziej idzie w kierunku przerysowania swojej roli (może to ta koszmarna fryzura go do tego skłoniła, bo wygląda naprawdę koszmarnie, a to w sumie przystojny mężczyzna) tak, że w pewnym momencie traci grunt pod nogami. A szkoda bo gdyby reżyser kazał mu wrócić do charakteru, który gra na początku mielibyśmy złola z prawdziwego zdarzenia.

Nie mniej jeśli boicie się, że jakiekolwiek nie bondowskie wątki oznaczają głębokie zmiany to w sumie nie ma się czego lękać. W ostatecznym rozrachunku, na co by naszego bohatera nie wystawiono, okazuje się być dokładnie tym kim był zawsze – może w nieco innych warunkach i z inną twarzą ale  typ człowieka, który musi działać bo bez działania jest nikim pozostaje nie zmieniony. Co zresztą ciekawe poruszany w filmie wątek – czy w ogóle potrzebni nam są jeszcze agenci znajduje największego sprzymierzeńca w samej formule filmu. Przyglądając się Skyfall trudno bowiem nie odnieść wrażenia, że co raz trudniej i trudniej nakręcić film szpiegowski. Że rzeczywiście wielkie czasy szpiegów już się skończyły (choć oczywiście nie do końca). Być może właśnie dlatego, ten Bond jest taki inny – szukający jakiejś konstrukcji, która pozwoli dać widzowi całą radość filmu szpiegowskiego w świecie gdzie co raz trudniej wyjaśnić po co ten facet w garniturze (przy okazji zwierz zwrócił uwagę na wspaniałe kroje ubrań w tym Bondzie po czym dowiedział się, że np. koszule  Craiga są od Toma Forda i zrozumiał dlaczego mu się tak podobało) gania po świecie z pistoletem.  Na koniec zwierz musi lekko zaspoilerować (no widzicie sztuczka się nie uda) ale pomysł by większość akcji działa się w Wielkiej Brytanii strasznie przypadł zwierzowi do gustu. Oczywiście kiedyś podróżowanie z Bondem po całym świecie było egzotyczną przygodą, ale dziś zwierz zdecydowanie woli widzieć jak biega po ulicach Londynu. Po pierwsze – bo nareszcie ma jakiś kontekst związany z jego własnym doświadczeniem i znajomością miasta. Po drugie – bo egzotyka dominuje dziś we wszystkich filmach (np. ostatni Bourne) a swojskość kraju cywilizowanego stała się czymś rzadkim i paradoksalnie dużo bardziej egzotycznym.

 Zwierz zmęczony bezimienną egzotyką z radością powitał powrót w znajome progi londyńskich ulic.

Na pewno  jeśli usiądziecie i zaczniecie czytać recenzje przeczytacie mnóstwo głosów za filmem i mnóstwo głosów twierdzących, że to chała. Ale to niesamowita okazja by nareszcie uwolnić się od całego recenzenckiego bełkotu i pójść na film z czystym sercem. Zwierz tak zrobił bo jedyna recenzją jaką przeczytał była ta z CJG (serio nie czytajcie jej). I wiecie co, zwierz może wam powiedzieć, że ona sam jeden pojedynczy świetnie się bawił. Nawet mimo wszystkich zastrzeżeń i uwag. Spędził super dwie godziny z kawałkiem, kiedy wcale nie pisał recenzji w głowie (ma wrażenie, że niektórzy komentatorzy siedzieli na widowni z notatnikiem co i zwierzowi się zdarza ale rzadko odbija się pozytywnie na recenzji ) co więcej wychodząc pomyślał, że  Craig  Craigem, ale bardzo chętnie zobaczyłby następnego Bonda. I chciałby na niego czekać zdecydowanie krócej niż 4 lata. Poza tym, jeśli chodzi o zmiany i odstępstwa od klasycznej sztancy, to  jak to było – Wszystko płynie? Bo jeśli tak to Bond nawet pływa.

  Chłopcy przychodzą i odchodzą, Judi Dench gra w filmach o Bondzie od 17 lat, ten jest jej 7. To powinno nam wszystkim dać do myślenia.

Ps: Jak wiadomo to pięćdziesięciolecie Bonda więc jest w nim sporo historycznych smaczków. I trzeba stwierdzić, że zaserwowano je zdecydowanie lepiej niż w Śmierć nadejdzie Jutro, który był 20 Bondem z serii. No i zwierz ma gdzieś malkontentów – piosenka Adele do czołówki jest tak dobra, że nawet nie do końca spójna grafika jest do obejrzenia tylko po to by wysłuchać jej do końca.

Ps2: Zwierz się lekko kłania bo chyba nie za wiele zdradził, ale prosi czytelników by także – nawet jeśli już widzieli film to uszanowali prawo każdego widza do suspensu i nie zdradzali szczegółów fabuły. To utrudnia dyskusję, ale spamowanie w komentarzach to jak czytanie na głos ostatniej strony kryminału, komuś kto właśnie zaczął pierwszy rozdział. Nie jest karalne.Ale zdecydowanie powinno być.?

* Cytat w tytule z tłumaczenia wiersza Tennysona „Ulisses” ( w oryginale :To strive, to seek, to find, and not to yield.) w tłumaczeniu Zygmunta Kubiaka. Jak możecie się domyślać słowa te padają w filmie.?

0 komentarz
0

Powiązane wpisy

slot
slot online
slot gacor
judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online