Home Ogólnie Tak naprawdę nie stało się nic czyli zwierz gorzko o finale How I Met Your Mother

Tak naprawdę nie stało się nic czyli zwierz gorzko o finale How I Met Your Mother

autor Zwierz

Hej

Zwierz nie był pewien czy napisze o finale How I Met Your Moth­er osob­ny wpis, ale przekon­ał go do tego ciąg pytań na plat­formie ask.fm jaki zalał skrzynkę zwierza wieczór przed emisją. Jak wiado­mo użytkown­i­cy tej plat­formy są od zwierza nieco młod­si, czy­ta­jąc ich pyta­nia zwierz zdał sobie sprawę, że być może pier­wszy raz w życiu pewnej grupie osób kończy się sit­com. Może­cie się uśmi­ać, ale jest coś takiego w przeży­wa­niu zakończeń wielo­let­nich sit­comów, co stanowi moment graniczny w odbiera­niu pop­kul­tu­ry. Dla wielu jest to moment, w którym po raz pier­wszy ori­en­tu­ją się jak bard­zo oglą­danie jakiegoś seri­alu zgrało się z ich życiem. Zwierz pisze od sit­co­mach, bo to one zazwyczaj baw­iąc nas przez kil­ka lat wytarza­ją poczu­cie upły­wu cza­su i zmi­an. Seri­ale dra­maty­czne nie są tak bliskie naszej codzi­en­noś­ci, tak spoko­jnie w niej obec­ne – ich zakończenia częs­to nam umyka­ją, bo znudzil­iśmy się for­mułą kil­ka lat wcześniej. Ale sit­co­mom jesteśmy bardziej wierni, więcej im wybacza­my a przede wszys­tkim – chęt­niej do nich wracamy. Zakończe­nie sit­co­mu – nawet marne pozostaw­ia nas z pewnym charak­terysty­cznym dla odbioru pop­kul­tu­ry poczu­ciem pust­ki, bez którego nasze zasi­adanie przed telewiz­orem przez lata nie było­by pełne. To napi­sawszy zwierz musi powiedzieć, że finał HIMYM raczej nie jest jego zdaniem tym, który pozostaw­ił widzów z poczu­ciem nos­tal­gii. Raczej przyniósł zawód. Zdaniem zwierza zaś ujawnił najwięk­szy prob­lem tego chy­ba jed­nak zbyt długiego seri­alu (poniżej oczy­wiste spoil­ery do finałowych odcinków).

Zwierz nie twierdzi, że  w ostat­nim odcinku nie zdarzyło się nic dobrego, ale czu­je że autorzy nie zrozu­mieli zmi­an jakie zaszły przez te dziewięć lat w ich seri­alu. (gif stąd)

 

Widzi­cie zwierz, mimo, że cza­sem się na How I Met Your Moth­er obrażał (i to bard­zo) lubił ser­i­al za pewne proste, ale silne przesłanie. Ludzie naprawdę się zmieni­a­ją i dojrze­wa­ją i nie jest to ani złe ani straszne. W seri­alu zmieni­ały się właś­ci­wie wszys­tkie posta­cie w tym chy­ba najbardziej główny bohater. Ted zaczy­nał od bez­nadziejnego roman­ty­ka, mimo że pozostał roman­ty­czny to jed­nak do jego wiz­ji przyszłoś­ci każdy sezon dodawał kole­jną poprawkę. Ale Ted wcale nie był tym prz­er­ażony czy zas­mu­cony uczył się, że w życiu jest inaczej niż sobie wymarzymy. W prze­ci­wieńst­wie do wielu seri­alowych bohaterów dojrze­wał sta­ją się chy­ba ciekawszą postacią niż był na początku, (mimo, że trochę stracił zain­tere­sowanie fanów na rzec Barney’a). Sami sce­narzyś­ci zdawali się przede wszys­tkim snuć his­torię alter­naty­wnego pode­jś­cia do wielkiej miłoś­ci. Wbrew Hol­ly­woodzkim stan­dar­d­om nie miała ona zdarzyć się od razu, od pier­wszego spo­jrzenia na śliczną dziew­czynę w barze. Trze­ba było trochę poczekać, pocier­pieć, nauczyć się czegoś o świecie i sobie samym by w końcu poz­nać dziew­czynę z marzeń w chwili, kiedy powoli rozu­miemy, że nie ma co des­per­acko szukać drugiej połów­ki. Zwierz lubił to przesłanie – wydawało mu się, zaskaku­ją­co mądrą odtrutką na pewną abso­lut­ną wiz­ję miłoś­ci ide­al­nej, jaką ser­wu­je nam pop­kul­tura. Szuka­ją­cy miłoś­ci Ted był mimo swoich sza­lonych przygód całkiem blisko prawdzi­wego życia, gdzie ukochana nie jest zesłana przez los, ale po pros­tu pojaw­ia się które­goś dnia dość przy­pad­kowo w życiu człowieka. Jej mijanie przez tyle lat wyszło Tedowi na dobre, bo kiedy ją spotkał­by już na ten nad­chodzą­cy związek naprawdę gotowy. Fakt, że ser­i­al w ostat­nich min­u­tach mówi coś wręcz prze­ci­wnego, staw­ia­jąc nacisk właśnie na ten wyide­al­i­zowany sce­nar­iusz gdzie ważne jest to pier­wsze spo­jrze­nie i ten pier­wszy roman­ty­czny gest, a wszys­tko inne to tylko per­tur­bac­je – trochę zru­jnowali całkiem ciekawą wiz­ję tego jak układać się może uczu­ciowe życie człowieka. To chy­ba najwięk­szy zarzut, jaki zwierz ma do tego zakończenia (stąd jest na początku). Zwierz z radoś­cią oglą­dał film o tym, że wiel­ka miłość z filmów nie ist­nieje, jest za to cno­ta w czeka­niu. Tu zaś dostał sce­nar­iusz, który wraca do pewnego banału.

Autorzy przez lata pokazy­wali nam że bohaterowie seri­alu zmie­nili się nie tylko fizy­cznie. Ale w ostat­nim odcinku nieste­ty porzu­cili  te budowane przez lata zmiany.

 Dru­gi prob­lem, jaki zwierz ma z finałowym odcinkiem, to fakt, że sce­narzyś­ci nie poradzili sobie z roz­bieżnoś­cią upły­wu cza­su w seri­alu i w rzeczy­wis­toś­ci. Pewnym ele­mentem w przemi­an­ie Teda był chy­ba najlep­szy odcinek 9 sezonu, – czyli Sun­rise, gdzie Ted dając Robin ode­jść od innego żeg­nał się właśnie z takim wyide­al­i­zowanym dawnym związkiem. Robin dosłown­ie odlatu­je zabier­a­jąc ze sobą jego pielęg­nowane przez lata (może trochę wymyślone) wielkie uczu­cie. Ponown­ie był to odcinek doskon­ały, bo pokazy­wał, że nie trze­ba się trzy­mać przeszłoś­ci, wręcz prze­ci­wnie moż­na poz­wolić sobie na to by domknąć pewne rozdzi­ały i rozliczyć się z emoc­ja­mi.  Robin odchodz­iła do innego dając naresz­cie Tedowi możli­wość otworzenia się na nowe uczu­cia i związ­ki – w tym ten najważniejszy.  Wid­zowie podob­nie jak Ted odłożyli w tym odcinku na bok pewną wiz­ję związku bohaterów, dys­tan­su­jąc się do wielkiej roman­ty­cznej pary Robin i Ted. Gdy tylko to zro­bią Robin wraca, jako ukochana bohat­era (a przy­na­jm­niej oso­ba bohat­era pożą­da­ją­ca).  Oczy­wiś­cie sce­narzyś­ci przekonu­ją nas, że od oglą­danych w Sun­rise wydarzeń minęło kilka­naś­cie lat. Ale tylko na papierze. Dla widza Ted dał Robin ode­jść zaled­wie chwilę temu, co więcej tydzień temu wszyscy kibi­cow­al­iśmy mu kiedy przekony­wał Robin, że wcale nie jest dla niej odpowied­nim facetem. Ter­az zaś obo­je mają się ponown­ie zejść.  To poważny sce­nar­ius­zowy błąd, który spraw­ia, że roman­ty­czne zakończe­nie przyj­mu­je­my ze wzrusze­niem ramion, pod­czas kiedy melan­choli­jne rozs­tanie sprzed kilku tygod­ni spraw­iło, że pokochal­iśmy ser­i­al na nowo. Cóż, że mówią, iż jesteśmy kilka­naś­cie lat do przo­du – dla nas miesiąc temu bohaterowie naresz­cie przestali coś dla siebie znaczyć. Kazanie ter­az im się zejść jest dla nas zupełnie niewiary­godne.  To chy­ba najwięk­szy błąd sce­narzys­tów, który spraw­ił, że zwierz naty­ch­mi­ast pomyślał o Har­rym Potterze.

  Po trzec­im sezonie ludzie by płakali. Ter­az część widzów o Niebieskim rogu nawet zapom­i­nała i nie ma z nim jakichś więk­szych emocjon­al­nych związków

Tak moi drodzy jak może wiecie (lub nie wiecie) Rowl­ing napisała ostat­ni rozdzi­ał Har­rego Pot­tera bard­zo wcześnie w toku pisa­nia powieś­ci. I nigdy go nie zmieniła. Jeśli czy­tal­iś­cie książ­ki dostrzeże­cie to bez prob­le­mu. Ten rozdzi­ał doskonale pasu­je do pier­wszych tomów opowieś­ci, ale wyraźnie odsta­je od ostat­nich. Bohaterowie, o których Rowl­ing pisała ten ostat­ni rozdzi­ał, rozwinęli się przez lata i stali się kimś zupełnie innym.  Zwierz zawsze rozu­mi­ał sen­ty­ment autor­ki do pewnych rozwiązań a jed­nocześnie miał wraże­nie, że za bard­zo przyzwycza­iła się do pewnej wiz­ji, która nie miała już racji bytu. Tak jest z najlep­szy­mi książka­mi i seri­ala­mi – bohaterowie wcale nie pod­da­ją się woli sce­narzys­tów sta­jąc się kimś odrobinę innym niż początkowo zakładano.  Dokład­nie tak samo jest w przy­pad­ku How I Met Your MOth­er. Zwierz da głowę, że sce­narzyś­ci napisali końcówkę bard­zo wcześnie być może nie zmie­nili jej od pier­wszego sezonu. Wtedy główny­mi bohat­era­mi seri­alu był Ted i Robin. Wtedy Bar­ney był jedynie zabawnym dodatkiem a Mar­shall i Lil­ly posta­ci­a­mi w tle. Taki był układ wtedy i do niego naw­iązu­je zakończe­nie, na które zde­cy­dowano się po dziewię­ciu lat­ach emisji seri­alu. Prob­lem w tym, że tak naprawdę układ między posta­ci­a­mi się zmienił podob­nie jak uczu­cia widzów i w końcu same posta­cie (także pod wpły­wem aktorów) .

Widzi­cie cały czas oglą­da­jąc finał zwierz miał uczu­cie, że oglą­da wer­sję sce­nar­iusza z 2006 roku zami­ast takiego napisanego w 2014.

Najlepiej pokazu­je to regres­ja w roz­wo­ju postaci Barney’a. Bohater powraca­ją­cy do zal­icza­nia jed­nej dziew­czyny na jeden dzień miesią­ca już nie bawi. Przez ostat­nie kil­ka sezonów obser­wowal­iśmy jak bohater doras­ta pokazu­je nam swo­ją inną stronę, sta­je się kimś zde­cy­dowanie więcej niż podrywaczem. Co więcej stał się dla wielu widzów ciekawszy niż Ted, a obser­wowanie jego przemi­any – bardziej emocjon­alne niż kole­jne ser­cowe poraż­ki głównego bohat­era. Miłość Barney’a do Robin ponown­ie pokazy­wała, że w człowieku jest potenc­jał do zmi­an, że wszyscy może­my dojrzeć, i że nie ma w tych zmi­anach nic złego. Ponown­ie – jed­nym z najważniejszych momen­tów dla widzów ostat­niego sezonu był ten, kiedy Bar­ney przekazu­je „Play­book” nowe­mu pokole­niu, zry­wa­jąc z dawnym życiem. Wzrusza­ją­cy sposób kończąc pewną przemi­anę, która zaczęła się kil­ka sezonów wcześniej. Takie pogodze­nie się z doras­taniem to coś, co stanow­iło jeden z ciekawszych wątków HIMYM. Nawet, jeśli zwierz może uwierzyć, że jego związek z Robin nie przetr­wał, (co jest gorzką, ale ciekawą puen­tą sezonu poświę­conego ślubowi, choć zwierz nie wie, że czy aż tak potrzeb­ną) to jakoś trud­no mu uwierzyć w taki krok w tył tej postaci.  Zwierz jest przeko­nany, że zakończe­nie napisano dla Barney’a z pier­wszych sezonów i kazano je zagrać zupełnie innemu bohaterowi z sezonów ostat­nich. Zresztą najlep­szym przykła­dem niech będzie fakt, że Neil Patrick Har­ris ukradł finałowy odcinek wszys­tkim aktorom sceną z nowo nar­o­d­zoną córeczką. To sce­na wspani­ała, doskonale zagrana niesamowicie sen­ty­men­tal­na – i pasu­ją­ca do nowego Barney’a nie tego starego. Trze­ba tu przyz­nać przy okazji, że sce­na ta pokazu­je, że aktorsko Neil Patrick Har­ris naprawdę prze­bi­ja sporo obsady i nie dzi­wi, że to jemu ser­i­al przyniósł najwięk­szą sławę.

  Zdaniem zwierza jeśli to jest najbardziej emocjon­al­na sce­na w odcinku seri­alu o czymś zupełnie innym to o czymś to świadczy.

Podob­ny prob­lem zwierz ma z Mar­shallem i Lil­ly. Nudne niepowodzenia Teda z kole­jny­mi dziew­czy­na­mi spraw­iły, że spo­jrzeliśmy na tą ciekawą ide­al­ną parę innym okiem. Jed­nak w finale właś­ci­wie ich nie ma. Mają kole­jne dzieci i Mar­shall zdoby­wa kole­jne stanowiska zawodowe, ale chci­ało­by się czegoś więcej. To dwój­ka najsym­pa­ty­czniejszych osób jakie są w telewiz­ji i pomysł by znów sprowadz­ić ich do roli uroczej pary w tle moc­no zwierza ziry­tował. Co więcej zwierz ma wraże­nie, że sce­narzyś­ci syp­ią­cy trage­di­a­mi na lewo i na pra­wo, uczynili ich tak ide­al­ny­mi, że nie dostali oni naprawdę odpowied­niego zakończenia. Zwierz nie życzy im źle, ale to ich wyide­al­i­zowane życie zda­je się być napisane na odw­al się. Być może trze­ba było im zafun­dować naprawdę wielką zmi­anę w życiu. Coś, co by nadało ich wątkowi jakiegokol­wiek charak­teru. Na sam koniec pozosta­je Robin. Zdaniem zwierza wiz­ja Robin podróżu­jącej, zdoby­wa­jącej kole­jne reporter­skie szli­fy ale odd­alonej od grupy i od Teda, jest zgod­na z tym jak postać prowad­zono wcześniej. Ale ona też się zmieniła. Im więcej się o niej dowiady­wal­iśmy tym trud­niej uwierzyć, że porzu­ciła­by przy­jaciół. Życie oczy­wiś­cie różnie się ukła­da, ale ten dys­tans nie pasu­je po dziewię­ciu lat­ach. No i jeszcze jed­nego nauczyły nas ostat­nie sezony — Robin nie pasu­je do Teda. Ich związek nie pow­iódł się nie, dlat­ego, że cza­sy były złe, ale dlat­ego że tak napisano te posta­cie. Zresztą prowadząc do związku Bar­neya z Robin tak pisano ich obo­je, że Ted wydał się na ich tle mało ciekawą i na pewno niepa­su­jącą do Robin postacią. O ile Robin i Ted z pier­wszych sezonów mogli się wydać ide­al­nie to obec­nie te posta­cie naprawdę niewiele łączy. Zwierz jest pewien, że gdy­by ser­i­al skończył się po trzec­im sezonie ludzie piszczeli­by przed telewiz­o­ra­mi widząc niebies­ki instru­ment i Teda pod oknem Robin. Ter­az wzruszyli ramion­a­mi. How I Met Your Moth­er od tak daw­na nie było his­torią miłoś­ci Robin i Teda, że ich zejś­cie się pod koniec okaza­ło się chy­bione. Przy­na­jm­niej po dziewię­ciu sezonach.  Najlep­szy przykład? Człowiek kom­plet­nie nie jest ciekawy jak im się tam dalej powiedzie. Jacyś ludzie, w jakichś związkach, nic o czym moż­na by było myśleć po zakończe­niu seansu.

  Zwierz nie rozu­mie dlaczego w seri­alu o piątce przy­jaciół dwójce z nich właś­ci­wie nie dano żad­nego ciekawego wątku w finale

Sce­narzyś­ci nie pomogli sobie też przed­staw­ia­jąc Matkę kil­ka odcinków wcześniej. Chemia między nią a Tedem jest niesamowi­ta (serio bra­wo dla oso­by robiącej cast­ing). Sce­na pier­wszego spotka­nia dwój­ki, – mimo, że nie kończy seri­alu (a właś­ci­wie powin­na) jest doskon­ała. Choć wiemy, co będzie dalej oglą­damy ją oczarowani. Czuć, że to para która powin­na być ze sobą na całe życie. Takich scen z Robin nigdy nie było a przy­na­jm­niej nie w ostat­nich sezonach. Ta wyide­al­i­zowana cud­ow­na mat­ka z opowieś­ci rzeczy­wiś­cie w tej sce­nie sta­je przed oczy­ma Teda i wszys­t­kich widzów. Gdy­by tu się ser­i­al skończył, gdy­by wid­zowie oglą­dali tą scenę jako ostat­nią wiedząc, że mat­ka nie żyje – wtedy cały ser­i­al stał­by się słod­ko gorzkim epitafi­um. Nie tylko za matką, ale za pewną swo­bodą radoś­cią i cza­sa­mi jakie minęły. Zwierz nadal był­by scep­ty­czny, co do zakończenia (czy naprawdę ser­i­al kome­diowy potrze­bu­je smut­nego plot twistu? Zwierz ma wraże­nie, ze to wcale nie jest aż tak konieczne, życie już zad­ba o smutne plot twisty) ale uznał­by je w pewnym stop­niu za poe­t­y­ck­ie. Dopisanie następ­nych scen spraw­ia, że wid­zowie właś­ci­wie nie mają cza­su na żałobę po postaci – naty­ch­mi­ast zosta­je ona zastą­pi­ona inną. Tylko, że Mat­ka wzbudz­iła w nas pozy­ty­wne uczu­cia a do Robin kazano nam się zaled­wie kil­ka tygod­ni wcześniej zdys­tan­sować, co zro­bil­iśmy bez trudu, bo ona i Bar­ney naprawdę stanow­ili fan­tasty­czną parę.  I tak sce­narzyś­ci przez dziewięć lat budowali napię­cie, które naty­ch­mi­ast zmarnowali jeszcze w tym samym odcinku. To jed­nak trze­ba umieć.

  Nie ma wąt­pli­woś­ci że gdy­by ta sce­na kończyła nawet smut­ny ser­i­al to wid­zowie byli­by zach­wyceni. Sce­na jest doskon­ała. Tylko źle umiejs­cowiona w odcinku.

Po emisji seri­alu zwierz zas­tanaw­iał się czy wró­cił­by do How I Met Your Moth­er wiedząc jak się kończy. I doszedł do wniosku, że nie. Nie dlat­ego, że mat­ka umiera (choć serio zdaniem zwierza sit­comy nie powin­ny się źle kończyć). Ale dlat­ego, że cala ta his­to­ria o wewnętrznej przemi­an­ie bohaterów okaza­ła się tylko złudą. Tak naprawdę ser­i­al jest o tym, że ślicz­na dziew­czy­na poz­nana w barze, w której zakochu­jesz się od pier­wszego wejrzenia to ta jedy­na, a wszys­tko, co dzieje się po drodze, jest mniej lub bardziej roman­ty­cznym prz­ery­wnikiem w tej his­torii. Że łga­ją­cy podrywacz nigdy się nie zmieni i nie zostanie kocha­ją­cym mężem gotowym w jed­nej chwili pogodz­ić się z bezpłod­noś­cią ukochanej, (co robiło z niego tak cud­own­ie pozy­ty­wną postać w tym względzie). Cała ta his­to­ria o tym, że młodość to cza­sy, kiedy się zmieni­amy i doras­tamy ucząc się być kimś nieco innym niż wydawało nam się, że będziemy, kończy się powrotem do punk­tu gdzie his­to­ria się zaczęła. Może są dzieci, nowa pra­ca, lep­sze zarob­ki, ale wszyscy wciąż pozosta­ją tacy sami, uwikłani w takie same relac­je. Zwierz tego nie kupu­je. Co więcej jest mu smut­no, że w tych dwudzi­es­tu min­u­tach nie zde­cy­dowano nam się opowiedzieć his­torii może nieco nud­niejszej, ale takiej bardziej życiowej. Bo cóż z tego, że dziś toczymy długie roz­mowy, sko­ro to zakończe­nie nie będzie takim, do którego się wraca z przy­jem­noś­cią. Nie, dlat­ego, że umiera mat­ka, ale dlat­ego, że  finał przekreśla to co  ser­i­al pokazał wcześniej.

  Nazwi­j­cie zwierza staroświeckim ale właś­ci­wie co jest złego w tym by sit­com kończył się dobrze? Czy nie po to oglą­damy komedie?

Zwierz nie uważa by koniec How I Met Your Moth­er naprawdę był takim przełomem. O ile Przy­ja­ciele kończyli pewien fenomen o tyle HIMYM zjadło po drodze swój potenc­jał. Zach­wyty nad seri­alem zdążyły wygas­nąć i ostat­nie sezony oglą­dali tylko fani i ludzie mają­cy prob­le­my z odci­naniem się od pro­dukcji. HIMYM wypadło z tych entuz­jasty­cznych wpisów o nowym poziomie seri­ali czy o przełomie w świecie sit­comów. Choć wczo­ra­jszy wpis zwierza był zmyślonym od A do Z żartem to jed­nak wyda­je się, że jeden z pomysłów zwierza miał ręce i nogi. Gdy­by HIMYM kończyło się po pią­tym sezonie, uczu­cia był­by inne. Pożeg­nanie seri­alu przy­wiało­by przed ekrany nie 13 mil­ionów widzów, ale dwa razy tyle. Może mówił­by o tym nie tylko Inter­net, ale i uli­ca. Tajem­nicą powodzenia seri­alu, naprawdę dobrego seri­alu jest opowiedze­nie jakiejś his­torii tak by widz miał poczu­cie, ze nie stracił cza­su wysłuchu­jąc kole­jnych jej rozdzi­ałów. Zakończe­nie Friends może się wydawać bła­he, ale dla widza ma sens – inwest­ował w bohaterów, którzy ostate­cznie dorośli i byli gotowi na następ­ny etap życia. Nawet złe zakończe­nie może nieść satys­fakcję, czego przykła­dem jest Break­ing Bad. Ale chwila, w której widz kończy oglą­dać ser­i­al i choć przez chwilę myśli, że ktoś zmarnował jego czas – to ser­i­al, który poniósł klęskę. Zwierz obe­jrzał finał HIMYM, wzruszył ramion­a­mi, poszedł dalej. Przykro mi Ted, straciłam czas na tej kanapie.

Ps: Zwierz obiecał, ze skrob­nie dwa słowa o Muszki­eter­ach ale to też musi przełożyć na nieco dal­szy ter­min bo jutro chci­ał­by wam napisać o Wężach – nagrodzie za naj­gorszy pol­s­ki film, których roz­danie widzi­ał wczoraj.

Ps2: Zwierz pow­tarza – wczo­ra­jszy wpis był zmyślony. Dla malkon­tentów – pier­wszy kwiet­nia nie powinien pole­gać na opowiada­niu żartów ale na wymyśla­niu alter­naty­wnej wer­sji rzeczy­wis­toś­ci, którą jed­nak da się rozszyfrować choć prze­cież zwodzi się czytel­ni­ka.  Zadaniem nabier­a­jącego jest tak wymieszać prawdę z fikcją by było jak najtrud­niej się zori­en­tować. Ale by jed­nak dało się zori­en­tować. To taka gra, którą zwierz lubi bo uwiel­bia zmyślać. Zresztą wczo­ra­jszy dzień i roz­mowy o Bar­manie i Rabinie pokaza­ły, że zwierz nie jest w swoim umiłowa­niu do wymyśla­nia alter­naty­wnych fabuł osamotniony.

63 komentarze
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online