Jak co roku zwierz daje się podpuścić i ogląda nowe polskie seriale. A właściwie pierwsze odcinki nowych polskich seriali. Wszyscy zwierzowi polecali Prokuratora ale zwierz doszedł do wniosku, że skoro nie lubi seriali takich policyjno / kryminalnych w wydaniu amerykańskim, to dlaczego miałby oglądać w wydaniu polskim. Zwłaszcza, że jakby zwierza nigdy nie bolał brak dobrych polskich seriali kryminalnych (może dlatego, że jest całkiem sporo dobrych), ale nasze problemy gdy próbujemy opowiedzieć o czymkolwiek innym. Zamiast tego zdecydował się na dwie propozycje obyczajowe – Dziewczyny ze Lwowa i Aż po sufit.
Dziewczyny ze Lwowa to w sumie całkiem fajny pomysł na serial
Zacznijmy od tego, że to nie jest tak, że zwierz siada przed ekranem telewizora i postanawia, że nie będzie mu się podobało. Wręcz przeciwnie. Sam pomysł na Dziewczyny ze Lwowa wydaje się całkiem niezły. Rzeczywiście, niemal każdy zna kogoś kto ma panią do sprzątania z Ukrainy, albo opiekunkę z Ukrainy więc właściwie dlaczego by nie zrobić o tym serialu. Pomysł jak najbardziej na czasie i można powiedzieć, że nawet do przeszczepienia na grunt zachodni. Bo niemal każdy kraj ma taką grupę która wykonuje te zawody, których nieco zamożniejsi mieszkańcy Europy wykonywać już nie chcą, albo – co raz częściej – nie potrafią. Mamy więc cztery Lwowskie (żeby nie było że to jakaś taka daleka i zła Ukraina) dziewczyny, które do Polski przyjeżdżają w 2013 – datę poznajemy od razu i zdaniem zwierza to może być zabieg który ma nam pozwolić się śmiać i bawić serialem – nawet przy świadomości, że dziś trochę trudno się dobrze bawić myśląc o Ukrainie. Ogólnie zwierz nie wie – bo nie wie – czy ten serial jest w obecnej sytuacji geopolitycznej taktowny, ale nie ma tu jednoznacznego zdania. Trochę ma wrażenie, że może powinien wylądować na półce, ale pewnie znalazłby argumenty zupełnie przeciwne.
Zwierza przygnębia kiedy widzi produkcję która w ogóle nie ufa że widz się czegokolwiek domyśli czy po prostu pomyśli
Bohaterki są cztery i choć pierwszy odcinek trwa 45 minut to właściwie niewiele można o nich powiedzieć. Jedna jest dobra i rozważna, druga sprytna i zaradna, trzecia młoda i bezmyślna, czwarta odpowiedzialna i romantyczna. Wszystkie jadą do Polski za pieniędzmi zostawiając za sobą dzieci, byłych mężów i ukochanych. Abyśmy nie mieli żadnych wątpliwości że przyjechać muszą dostajemy postać kuriozalnie złego byłego męża i poruszającą do łez scenę sprzedawania skrzypiec. Przy czym niestety – zgodnie z tradycją polskich seriali wszystko jest tu niesłychanie grubo ciosane. Jeśli nasza dobra i grzeczna pani sprzątająca przyjdzie do bogatego domu to Pan domu na pewno będzie ją napastował. Jeśli młoda Ukrainka ma narzeczonego to na pewno będzie to wredny typ wyciągający od niej kasę i poniżający ją przy rodzinie, jeśli były mąż to ostatnia kanalia. Wszystko zaś podane kawa na ławę tak, że nawet trudno jakoś w te problemy i tragedie zainwestować więcej uczuć bo naprawdę wszystkich znamy –złych i dobrych – z wielu innych opowieści. Jednak tym co zwierza zniechęciło do pierwszego odcinka Dziewczyn z Lwowa było tempo. Koszmarnie wolne tempo pierwszego odcinka gdzie bohaterkom zajęło jakieś 40 minut pokazanie się nam, zanim wsiądą do busika. I taka ekspozycja może i byłaby fajna, gdyby nie jej wspomniana łopatologiczność. Ostatecznie kiedy zaczęło się robić odrobinę ciekawie odcinek się skończył. Ale nie by na tyle ciekawy by zwierz rzucił się na odcinek drugi. Jednocześnie zwierz ma takie wrażenie, że od samego początku doskonale wie, jakie wątki twórcy będą chcieli rozwijać i nic go nie zaintrygowało. Trudno to nawet jednoznacznie określić ale przez całe (piekielnie długie tak przy okazji) 45 minut odcinka zwierz nie pomyślał, że nie ma pojęcia co będzie dalej – wręcz przeciwnie miał bardzo jasne poczucie, że doskonale zna kolejne, nie tylko sceny ale i odcinki.
Jeśli chłopak jest zły to pokaże się nam to w trzech scenach – niemal bijąc po głowie – co byśmy na pewno zrozumieli
Jednego jednak nie można Dziewczynom ze Lwowa zarzucić – rzeczywiście dzieją się w Warszawie. To może nie jest jakaś geograficznie poprawna Warszawa ale jednak miasto w którym zwierz bywa i mieszka. Z kolei w Aż po sufit TVN uprawia swoje charakterystyczne poprawianie rzeczywistości. Och jak tam wszystko jest ładne. Ale tak aż do przesytu – wszystkie wnętrza cudownie urządzone, podobnie jak knajpy i nawet dom który od pewnego czasu okupuje dwóch kawalerów choć zabałaganiony lśni od designu. Zwierz ma z tym spory problem, zwłaszcza kiedy opowiedziana historia ma jakoś dotykać problemów współczesnych – a tu mamy problem w postaci dzieci które najpierw wyfrunęły z domów a teraz do nich wracają. Ta piękna Polska (nie Warszawa tym razem Gdynia) jakoś średnio do tego pasuje. No ale t taka uwaga na marginesie, zresztą zwierz niczego innego by się po TVN nie spodziewał.
Aż po sufit TVN kontynuuje tradcyję tych takich cudownie wygładzonych seriali
Inna sprawa to sam komizm i tragizm odcinka które mają się mieszać. I tak jako komizm dostajemy klasyczną historię o panu co tyle się najadł środków na wspomaganie że musiał pojechać do lekarza bo inaczej uszkodziłby sobie istotne części ciała. Boki zrywać. Albo długi monolog dwóch kawalerów o tym, że trzeba przyjąć kobietę jako współlokatorkę bo ona będzie sprzątała i jak będzie sprzątała to nie można się z nią przespać. I choć rzecz jasna to jest takie dowcipne bo panowie pewnie dostaną po nosie to zwierz wcale nie ma ochoty wysłuchiwać nawet w dowcipach takich kretyńskich tez. Zwłaszcza przy świadomości ile osób uzna je za prawdziwe. Co ciekawe w kwestii dramatycznej pojawiają się problemy naprawdę istotne. Ojciec pani domu (narratorki) wdowiec od roku nie może sobie poradzić ze stratą żony, córka ma niby ukochanego ale coś jest nie tak i ostatecznie (SPOILER) stanie na progu rodziców przez faceta pobita. Zresztą tego wątku zwierz jest najbardziej ciekawy, to znaczy – czy twórcy serialu wyciągną jakieś konsekwencje czy nie. Jeśli wyciągną z tej sceny (poza tym że dziewczyna się przeprowadzi do rodziców i ewentualnie nastąpi takaś potencjalnie komiczna vendetta ojca czy brata) jakiś wątek mogłoby być ciekawie i edukacyjnie ale zwierz ma wątpliwości czy tak się stanie. Natomiast reszta wątków teoretycznie niesłychanie dowcipna czy wzruszająca – wypada jakoś płasko. Przy czym zwierz bardzo chciałby nie widzieć straszliwiej i chamskiej reklamy biżuterii firmy APART ale nie mógł. Rzeczywiście zadbano o to by zwierz doskonale wiedział z jakiego sklepu jest nowy naszyjnik bohaterki. W przypadku Aż po sufit trzeba przyznać, że najmniej szwankuje aktorstwo Edyta Olszówka jako pani domu jest całkiem niezła i zabawna, gorzej z Pazurą który chyba nie został dobrze obsadzony. Nieźle grają młodzi aktorzy ale zwierz nie miał wrażenia by napisano im szczególnie ciekawe role.
Edyta Olszówka gra nieźle ale nawet ona nic nie poradzi że w pierwszym odcinku któy ma 45 minut akcji jest na jakieś 20
Ponownie zwierz spędził przed telewizorem jakieś trwające tygodniami czterdzieści minut i w pewnym momencie był bliski odliczania do końca. I nie chodzi o to czy seriale są obiektywnie dobre czy złe. Żadne z tych seriali nie jest wybitnie dobry ani zły. Problem leży raczej w pewnej nijakości. Trudno mi powiedzieć do jakiego stopnia można ją znaleźć w pozostałych polskich produkcjach. Ale te dwie które zwierz obejrzał na początku sezonu po prostu nie wydawały się dobrym magnesem na widza. Czy ludzie to obejrzą – oczywiście – rzeczy które lecą o dobrej godzinie w telewizji zawsze znajdą widownię. Ale z drugiej strony – czy nie dało się zrobić tego serialu o Ukrainkach jakoś inaczej. Zamiast znów robić coś co po chwili zacznie pachnieć wątkami jak z telenoweli. Zwierz ma wrażenie, że sposób myślenia o serialach jest taki, że wystarczy mieć dobry pomysł a reszta jakoś sama pójdzie. Ale przecież serial musi być o czymś, sama historia tych Ukrainek przyjeżdżających do Warszawy na razie jest o niczym. Trudno to nawet jednoznacznie ująć w słowa ale zwierz ma wrażenie że polscy producenci robią seriale ale jakoś za mało jest refleksji nad tym o czym (poza zwykłym streszczeniem fabuły) to właściwie ma być.
Zwierz ma zawsze problem z poczuciem humoru w polskich serialach bo nigdy nie zbiega się z tym co zwierz uznaje za śmieszne
Z kolei Aż po sufit przynajmniej w pierwszym odcinku, strasznie się w sobie zbiera zanim zacznie opowiadać historię. Ponownie – jakby gdzieś tam był brak zaufania, że widz domyśli się co tak właściwie zaraz zajdzie. Zwierz ma jakieś dziwne wrażenie, że wydarzania odcinka spokojnie zmieściłby się w dwudziestu minutach. Ale to ponownie jest to samo – lęk przed przyśpieszeniem czy skróceniem narracji bo nie daj boże się kogoś zgubi. Choć chyba nawet bardziej od żółwiego tempa zwierza denerwowała estetyka. Dlaczego nic w świecie TVN nie może być choć odrobinę podobne do świata rzeczywistego? Skąd u producentów stacji taki lęk przed tym by serial z polski (tzn. on jest na franczyzie) dział się w Polsce. To ogólnie jest szerzy problem bo zwierz ma wrażenie że nic tak w Polsce nie cieszy jak produkcje które przekonują nas że kraj wygląda zupełnie inaczej niż w rzeczywistości a wszyscy mają w mieszkaniach idealnie dobrane kolorystycznie meble.
W serialu nawet biura są odpowiednio wystylizowane i wszędzie są kwiatki
Najgorsze w obu serialach jest to, że nawet nie są złe. Złe seriale fajnie się wyśmiewa (jak Strażaków – to dopiero miało zły pierwszy odcinek) i przynajmniej tyle zostaje z nich satysfakcji. Nie są to też dobre seriale które dają satysfakcję bo się je obejrzało. To taka najgorsza kategoria produkcji wybitnie nijakich. Tworzonych jakby nieco bez ładu i składu, dla jakiegoś wynikłego z badań słupków oglądalności widza. Chwilowo tytułom brakuje ducha, jakiegoś charakterystycznego rysu – czegokolwiek, że co sprawia, że oglądając produkcję zapominamy,że bohaterowie nie istnieją i przeżywamy ich rozterki dylematy i radości. Zwierz wyobraża sobie, że zamiast dawać nam dwie sceny gdzie wprost mówi się widzowi, że narzeczony jednej z Ukrainek jest zły (serio jeśli nie załapaliście w pierwszej to dostaniecie jeszcze w drugiej powtórkę) mamy coś subtelniejszego, co sprawi, że to my będziemy się zastanawiać jak go oceniać a nie podsunie się tam tego pod nos. Fajnie byłoby gdyby w Aż po sufit ludzie którzy znajdują się w trudnej sytuacji finansowej choć trochę na to wyglądali. I tak dalej. W sumie ten brak subtelności sprawia, że zwierz zamiast serialu widzi stojących za nim scenarzystów i producentów a to psuje zabawę.
To nie jest tak, że oba seriale są z natury tragiczne. Raczej oba jakby nie przejmują się tym że dziś w telewizji można snuć historię nieco inaczej
Ktoś może powiedzieć, że seriale obyczajowe rzadko stoją na niesamowicie wysokim poziomie i przecież należało oglądać ten serial kryminalny. Ale problem w tym, że seriale kryminalne to w sumie dość łatwo zrobić. Dziś wystarczy przekonać wszystkich że w Polsce wszyscy są skorumpowani i piją na umór a potem dorzucić do tego przygnębionego policjanta/prokuratora i dostajemy właściwie samograj. W przypadku mądrego serialu obyczajowego teoretycznie możemy porozmawiać o tym jacy jesteśmy, jacy chcemy być, jacy być powinniśmy. Bez tego seriale stają się zwykle dość nużącym zbiorem przygód ludzi którzy zwykle głównie się zakochują. Zwierz wie, że stawia wysokie wymagania. Ale jeśli nie może się śmiać (to w Polskich serialach przepadło dawno) to chciałby chociaż móc pomyśleć.
Ps: Jedno trzeba polskim telewizjom przyznać. Zwierz bez problemu obejrzał oba odcinki w sieci – jeden można było na pewno oglądać przed premierą, drugi w dniu kiedy pojawił się w telewizji. No nie da się ukryć, że to jest rzeczywiście olbrzymi postęp i coś co jednak bardzo pachnie zachodnim podejściem do telewizji.
Ps2: Zwierz nie ma nic przeciwko polskim produkcjom. To znaczy nic z założenia. Zanim ktoś zacznie wyciągać pochopnie takie wnioski.