Home Film Szukając Henryka czyli zwierz o „The King”

Szukając Henryka czyli zwierz o „The King”

autor Zwierz
Szukając Henryka czyli zwierz o „The King”

Musimy porozmawiać o Henryku V. No dobra wcale nie musimy, ale możemy. Zwłaszcza, że jest ku temu doskonała okazja bo na Netflixa właśnie wszedł „The King” film Daviad Michoda z pięknym Timothee Chalamet w roli głównej. I to jest film, który tak bardzo, na wielu poziomach jest moim zdaniem wart rozmowy, że wam nie odpuszczę.

 

Zacznijmy od samego pomysłu. Pomysł jest taki – bierzemy narrację ze sztuk Szekspira (końcówki Henryka IV i całego Henryka V) i robimy na ich podstawie film, nie korzystając z tego co Szekspir napisał – czyli nie ma ani odrobiny szekspirowskiego wersu. Do tego mamy tu pewne zmiany fabularne np. Henry początkowo odrzuca Falstaffa ale ostatecznie ten staje się jego zaufanym doradzą, a Katarzyna, księżniczka francuska, nie tylko flirtuje w sposób który był zabawny w czasach elżbietańskich, ale ma własną niewielką, ale znaczącą fabularnie rolę, w której jawi się jako niesłychanie inteligentna młoda kobieta, która lepiej od swojego królewskiego narzeczonego rozumie mechanizmy rządzące światem polityki. Wciąż jednak twórcy idąc szlakiem Szekspira w najważniejszych elementach – pokazując utracjuszowskie zachowanie księcia Hala, pokazując jego dojrzewanie do roli władcy, stawiając zjednoczenie Anglii na pierwszym miejscu, czy korzystając z elementów drugoplanowych jak chociażby – element przesłania piłek w podarku od króla Francji jako momentu zaostrzenia konfliktu, czy wprowadzając w ogóle postać Delfina Francji na polu bitwy (wcale go tam nie było i nie dowodził on francuskimi wojskami).

 

 

Ten Szekspir bez Szekspira to w moim odczuciu największy problem całego filmu. Szekspir nie pisał historii, był dramatopisarzem doskonale zdającym sobie sprawę ze swoich politycznych zależności – jeśli wybierał dawnych królów i fragmenty historii Anglii to głównie by powiedzieć coś o współczesnej polityce i współczesnym sobie rządzącym. Stąd jego sztuki historyczne wybierają z dziejów te wątki, które były istotne w jego czasach, on sam zaś traktuje historie selektywnie, biorąc z niej to co jest najważniejsze, dodając postacie i rysując konflikty tak jak rysuje je dramatopisarz – odrzucając to co by nie pasowało. Oczywiście, w dramatach Szekspira można znaleźć całe mnóstwo nowych treści – Laurence Olivier znalazł w tej fabule doskonały materiał na produkcję propagandową, zagrzewającą brytyjską widownię do wysiłku wojennego i przypominającą wielkie zwycięstwa odnoszone mimo przeważającej siły wroga. Branagh swoją ekranizację kręcił w latach osiemdziesiątych stąd jego bitwa pod Azincourt jest już w błocie i brudzie a heroizm staje się sprawą drugorzędną wobec straty życia. To jest nieco bardziej przygnębiająca wizja w świecie bardziej przygnębiających i bardziej bezsensownych konfliktów (jak np. Konflikt o Falklandy). Wciąż jednak – nad wszystkim unosi się duch tego Henryka którego opisał Szekspir.

 

Problem w tym, że narracja Szekspira nie jest jedyną która się Henrykowi V należy. Spokojnie można byłoby tą historię opowiedzieć zupełnie inaczej, bez oglądania się na sztuki barda. Henryk V spokojnie wypadłby ciekawie, w historii bazującej bardziej na historycznych przekazach – nie byłoby to mniej dramatyczne, ale byłoby inne – dodawałoby coś do naszego zrozumienia króla, konfliktu i w ogóle pozwalałoby wyrwać tą postać historyczną z jednoznacznej narracji narzuconej mu kilka wielków później. Skoro i tak twórcy nie mają zamiaru trzymać się Szekspirowskiego wersu to po co iść jego drogą? To jest mój problem. Kręcenie sztuki Szekspira bez Szekspira wydaje mi się działaniem w pewien sposób pustym a właściwie, nie wykorzystaniem szansy na opowiedzenie historii może nie tyle bardziej prawdziwie (a właściwie bliżej faktów) ale po prostu zupełnie inaczej – nawet z zamierzeniem w ciekawej kontrze do tego co pamiętamy, czy wydaje nam się że pamiętamy. Nie ukrywam, że bardzo żałuję, że twórcy po prostu nie wyrzucili całego Szekspira przez okno (skoro i tak nie potrzebowali jego słów) i nie zaczęli od nowa, bez dopisanych wątków, ozdobników i tych klasycznych elementów Szekspirowskiej opowieści (np. wygląda na to, że wcale książę Hal nie miał burzliwej, pijackiej młodości – był zaangażowany politycznie i militarnie – ale Szekspir potrzebował tej transformacji do konstrukcji swojej postaci i refleksji nad tym co oznacza bycie królem).

 

Mój kolejny problem może się wydawać zupełnie drugoplanowy ale nie ukrywam – pokazuje moim zdaniem problem z pewnymi założeniami tej produkcji. Otóż bohaterowie tego filmu mówią po angielsku całkiem współcześnie co pewien czas dodając jakąś archaizowany zwrot czy słowo – wszystko by brzmieli bardziej „średniowiecznie”, z drugiej strony korzystają ze słów czy określeń które są tak współczesne jak tylko się da. I to jest totalnie bez sensu. Taki językowy kostium historyczny, który z jednej strony ma sugerować, że oddajemy sposób mówienia w dawnych wiekach, z drugiej ma zupełnie gdzieś to że język bohaterów absolutnie nie oddaje tego jak się mówiło i myślało o rzeczywistości. O ile w umownym świecie sztuki Szekspira zupełnie mi to nie przeszkadza, o tyle w tym filmie, który bardzo próbuje stawiać na realizm (na reszcie ktoś ma fryzurę spod garnka!) to sztuczne archaizowanie języka jest irytujące. Spokojnie można byłoby to porzucić i uznać, że skoro i tak bohaterowie nie będą mówić językiem który byśmy zrozumieli niech po prostu mówią współcześnie. Ten element umowności, bez zbędnej stylizacji zrobiłby dużo dobrego dla filmu i jego potencjalnej interpretacji (co ciekawe, w tej potencjalnie umownej produkcji, najbardziej brakuje umowności).

 

Mój kolejny problem to kwestia tego co właściwie twórcy chcą powiedzieć o młodym władcy. Szekspir dość dobrze wiedział kim jest jego Henryk uwikłany w konflikt pomiędzy heroiczną wizją monarchii a realiami polityki, która wymaga działań Machiawelicznych. Jednocześnie – co jest wątkiem który przewija się przez wiele interpretacji – Henryk jest tym wyobrażeniem zwycięskiego władcy prowadzącego Anglików do niemożliwego triumfu. Henryk jest postacią, nierozłącznie związaną z brytyjskim patriotyzmem. Nie chodzi o zwycięstwo nad Francuzami, chodzi o zwycięstwo anglików nad kimkolwiek w jakimkolwiek konflikcie, w którym nikt nie dawał im szans. Może to być zwycięstwo gorzkie ale wciąż, jest tam element patriotyczny. Widać, że twórcy „The King” trochę chcieli do tego nawiązać ( Henryk wygłasza a właściwie wykrzykuję mowę, która ma zastąpić mowę w dniu św. Krystiana gdzie tłumaczy swoim żołnierzom że są tkanką Anglii i jednocześnie – nie ukrywam, Szekspir to to nie jest – wręcz jest to moment w którym twórcom najbardziej chyba geniuszu Szekspira brakuje, bo jednak „We few, we happy few, we band of brothers” to jest naprawdę doskonała poezja) ale jednocześnie – bardzo chcieliby mieć swojego Henryka jako jednostkę której osobistym decyzjom się przyglądają. Ostatecznie ich Henryk jest taką zagubioną postacią, mam poczucie, że chcą powiedzieć o nim wszystko na raz, często popadając w banał. Do tego film próbuje nam pokazać dworskie spiski w duchu trochę mafijnym, ale prawdę powiedziawszy – mam wrażenie że wpadają tu w hollywoodzkie klisze (tak ludzie na dworach spiskowali, ale wszyscy byli tym mniej zaskoczeni). Można się też zastanawiać, czy australijski reżyser zastanawiał się nad współczesną Anglią i jej wojną z Europą i czy wziął pod uwagę jak jego film wpisze się w historię tego nowego konfliktu (niewielka Anglia kontra cała Unia). Prawdę powiedziawszy czytanie filmu w tym kontekście wydaje się trochę prostackie, z drugiej – nie ma Henryka od Szekspira ( w odróżnieniu od Henryka historycznego) zupełnie bez kontekstu politycznego. Po to on został stworzony i tak funkcjonuje.

 

 

Zresztą skoro przy Hollywoodzkich motywach opowiadania jesteśmy to przyjrzyjmy się postaci Falstaffa – w sztukach Szekspira to jedna z najciekawszych postaci – jeśli szukacie interpretacji sztuk z jego punktu widzenia polecam Wellesa i jego doskonałe „Chimnes at Midnight” (jakie to jest doskonałe!). W tej wersji Falstaff istnieje (jest to postać bazująca na realnym szlachcicu ale jednak jego interpretacja jest Szekspirowska) i znajduje się nawet na polu bitwy, jako jeden z najważniejszych dowódców i przede wszystkim – architekt zwycięstwa pod Azincourt. No i cała ta postać grana przez Joela Egertona jest tak bardzo wpisana we współczesny schemat opowieści o odkupieniu i poświęceniu. W niektórych miejscach można odnieść wrażenie że Falstaff interesuje twórców bardziej niż młody król. I nie ma w tym nic złego chociaż wciąż mam wrażenie, że Falstaff tak napisany wpisuje się w taki dość zużyty wątek starca po którym nikt niczego się nie spodziewa, a on okazuje się najlepszym doradzą, najbardziej zaufanym przyjacielem i człowiekiem który poświęca najwięcej. W tym wątku nie ma nic czego by nie było wcześniej. W sumie takie napisanie Falstaffa ponownie – osłabia refleksje nad młodym królem. A właściwie sprowadza go bardziej do jednostki która reaguje na działania innych (w sumie Henrykowi wszytko w tym filmie załatwiają inni – najpierw Falstaff przedstawia mu plan bitwy, potem Katarzyna tłumaczy co się naprawdę wydarzyło – co jest elementem który można interpretować jako pewną wizję monarchii i władcy, ale wciąż mam wrażenie że wypada to bardzo płasko).

 

 

Na koniec wizualnie film jest moim zdaniem taką przedziwną mieszanką całkiem nieźle odwzorowanych realiów (np. wnętrza są bardzo ładnie pomyślane, podobnie jak część strojów czy wspomniane niesłychanie twarzowe fryzury) z elementami, które moim zdaniem przywodzą na myśl fascynację „Grą o Tron”. Najlepiej to widać w samych scenach bitewnych, które moim zdaniem zostały nakręcone ze świadomością, że widz ma w głowie jako punkt odniesienia bitew średniowiecznych np. Bitwę Bękartów z Gry o Tron (niektóre kadry przypominają to niemal jeden do jednego). Poza tym bawi mnie że wciąż wierzymy Szekspirowi i współczesnym Henrykowi kronikarzom brytyjskim w opisie nierówności armii. Prawda jest taka, że wcale nie jest powiedziane że Francuzów było tam o tylu więcej, im bardziej się liczy tym bardziej wynika, że jednak dobra propaganda, z roku na rok dodawała francuzom kolejne tysiące zbrojnych. Było ich więcej, ale zapewne nie o tyle więcej (choć historycy się o to wciąż spierają, więc pewnie nigdy się na pewno nie dowiemy). Ogólnie ja nie lubię filmowych przestawień średniowiecznych konfliktów, bo mam wrażenie, że jak to bywa we wszystkich produkcjach historycznych – najwięcej to mówi o naszym współczesnym poczuciu estetyki i tego co chcemy uznawać za realistyczne i średniowieczne. Jest to do pewnego stopnia ciekawe, ale też jakoś męczące, zwłaszcza kiedy sprzedajemy kolejne estetyki w opakowaniu „dokładnie tak było naprawdę”.

 

Wiele osób pisało, że ten film jest nudny. Osobiście nie uważam go za nudny, ale być może dlatego, że jest to jedna z tych produkcji przy której przez cały film myśli się głównie o tropach interpretacyjnych czy o konkretnych decyzjach reżyserskich. Na przykład wydaje mi się to bardzo ciekawe, że współcześni twórcy zrezygnowali z gorzkiego Szekspirowskiego zakończenia, w którym przypominał on, że król zmarł niedługo po swoim triumfie, zostawiając niepewną przyszłość swojemu małemu synowi i żonie. Wydawać by się mogło, że taki gorzki kontrapunkt byłby atrakcyjny dla współczesnych – przypominając, że nawet wielkie zwycięstwo nie oznacza, że kurs historii nie może się nagle zmienić. Tymczasem „The King” kończy się w momencie triumfalnym. Widziałam nie jeden Tweet nieco zaskoczonych widzów (nie znających Szekspira i tego fragmentu historii), którzy z Wikipedii dowiadywali się jak szybko skończyło się po zwycięstwie życie Henryka. Jeśli myśli się o takich elementach i decyzjach – wtedy film jest fascynujący. Jeśli jednak się tego nie ma – zostaje się zamkniętym w takiej dość powolnej fabule szekspirowskiej, minus poezja. Dla niektórych to atrakcyjne, dla niektórych – trochę nie do wytrzymania. Oczywiście to też pytanie jak dobrze się zna Szekspira – jeśli słabiej to może to być zupełnie nowa historia. Kilka razy w czasie filmu zastanawiałam się czy twórcy nie kierują swojego filmu do widza młodego którego szekspirowski wers pewnie by znudził i odstraszył.

 

Nie ma co ukrywać, tak powszechne zainteresowanie filmem o Henryku V wynika bardziej z fascynacji pięknym młodzieńcem współczesnego kina Timothee Chalametem niż refleksji nad tym jak współcześnie patrzą na szekspirowskiego bohatera. Tu muszę powiedzieć, że co zaskakujące – Timothee najsłabiej sprawdza się tam gdzie powinien sprawdzać się najlepiej – jego książę Hal, jest moim zdaniem trochę za bardzo tym współczesnym zblazowanym chłopakiem, który na stop procent pali papierosy za szkołą. Jednocześnie – och jakim on jest cudownym wizualnym przedstawieniem ideału młodzieńca. Nie chłopaka, nie mężczyzny tylko właśnie młodzieńca. Ogólnie chcę napisać cały wpis o tym jak bardzo Timothee stał się we współczesnej kinematografii odwzorowaniem pewnego ideału bardzo konkretnego przedstawienia męskości więc nie będę się rozpisywać. Nie mniej tym co Timothee robi najlepszego jako Hal, to po prostu bycie. Jako Henryk aktor radzi sobie lepiej. Widać jego zawziętość i pragnienie podejmowania dobrych decyzji. Jego konflikt – jest to król młody, niechętny konfliktowi, prześladowany przez to kim być powinien, zwłaszcza w oczach swojego ojca. Nie da się ukryć, aktor niesie ten film i niezależnie od zastrzeżeń – jest to rola ciekawa, przemyślana i spójna – przynajmniej w środkach aktoskich. Może trochę brakuje tu odrobiny lekkości, bo to ciągłe napięcie na twarzy Timothee staje się w pewnym momencie niezamierzenie komiczne. Przy czym oczywiście – młodość aktora ponownie – utwierdza pewną naszą wizję przeszłości, gdzie mamy króla młodzieńca, zdecydowanie chłopaka a nie mężczyznę. Tymczasem w czasie swojej kampanii francuskiej Henryk miał 28 lat i wcale nie był dzieciakiem czy nawet młodzieńcem tylko po prostu mężczyzną  w dość normalnym wieku (choć rzeczywiście umarł młodo i niespodziewanie). Biorąc pod uwagę jak młodo wygląda Chalamet to film jeszcze bardziej utwierdza wizję chłopaka na czele wojska. Jednocześnie muszę zaznaczyć, że jakoś zirytowała mnie potencjalnie najbardziej aktorsko dramatyczna scena w całej roli – kiedy król krzyczy do swoich żołnierzy. Miałam cały czas wrażenie, że aktor i reżyser próbują zakrzyczeć fakt, że widzowie w tej scenie mają w głowie słowa napisane przez Szekspira. Poza tym miałam takie wrażenie, że wszyscy starają się zrobić Braveharta.

 

 

Natomiast film absolutnie zjada na śniadanie Robert Pattinson jako Delfin Francji. Och jakaż to jest cudowna rola. W całym tym niesłychanie poważnym filmie Pattinson wchodzi z humorem, dziwnym akcentem (trudno określić czy ten akcent jest specjalnie tak karykaturalnie zły czy aktor się bawi a może idzie za sugestiami reżysera) i koszmarną peruką i po prostu wygrywa każdą scenę. Jednocześnie spuszcza powietrze z całej opowieści i w pewien sposób ujawnia słabość tej śmiertelnie poważnej kreacji Chalameta. Oczywiście można to interpretować na wiele sposobów – ot np. Jako symboliczne przekazanie symbolu młodzieńczej męskości od jednego idola nastolatek do drugiego. Wciąż jednak nie ukrywam – jest to rola absolutnie przepyszna i te piętnaście minut kiedy Pattinson jest na ekranie są ciekawsze od wszystkich chmurnych spojrzeń Timothee spod jego wiernej historycznie grzywki. Natomiast nie ukrywam że Joel Egerton chyba nigdy mnie nie kupi. To jest taki aktor który nawet jak gra dobrze jakoś mnie męczy. Mam wrażenie, że wszyscy jego bohaterowie są jakąś wariacją na temat cnoty prawdziwego mężczyzny i to zaczyna mnie męczyć. Ale dla niektórych może być atrakcyjne. Jednocześnie biorąc pod uwagę, że Egerton był współautorem scenariusza, cały czas miałam wrażenie, że to jest taka trochę próżna rola. Jakby Egerton bardzo chciał mieć bohatera który będzie niemal tak atrakcyjny jak zwycięski młody król. Przy czym jestem wdzięczna twórcom za jedną scenę z Lilly Rose-Depp (w roli Katarzyny) – udało im się to właściwie jedyną postać żeńską (poza niesamowicie schematyczną siostrą Henryka) wyposażyć w ciekawy charakter i przede wszystkim inteligencję. Szkoda tylko, że ponownie – zmuszeni do pożądania za narracją Szekspira mieli dla niej tylko jedną scenę na koniec.

 

 

Przeczytałam wiele zachwyconych recenzji „The King” i mniej więcej drugie tyle wynudzonych. Dla mnie przede wszystkim ten film to zmarnowana szansa. Z tą obsadą i z tym reżyserem można było nakręcić naprawdę doskonały film, który nie miałby nic wspólnego z Szekspirem. Który nie przypominałby widzowi (który być może zna dobrze sztukę) że jednak dialogi twórców filmu są słabsze od tego co napisał angielski dramaturg. To film w którym Szekspira jest jednocześnie za mało i za dużo. Pomyślcie o ile fajniej byłoby obejrzeć tą historię naprawdę zupełnie inaczej. Zwłaszcza patrząc na scenę z Katarzyną – napisaną właściwie zupełnie na nowo, widać że scenarzyści mieliby pomysł na inną dynamikę pomiędzy bohaterami. Nawet jeśli denerwuje mnie Hollywoodzki Falstaff to jest on lepszy niż Henryk zawieszony pomiędzy tym co chciał powiedzieć Szekspir a tym co myślą o nim scenarzyści. Nigdy nie przypuszczałam, że będę krzyczeć „Mniej Szekspira” ale dokładnie to wyrywa się z mojej piersi. W takim kształcie w jakim film powstał jest tak bardzo zawieszony między różnymi tradycjami, że wydaje mi się w tym pogubiony. Jest Henryk bez Szekspira i najwyższy czas go odnaleźć.

Ps: Widzicie, są takie filmy które mimo, że mi się nie podobają mają swoją zaletę – dają coś o czym da sie porozmawiać „The King” zdecydowanie takim filmem jest – większość moich rozmów o nim była taką przyjemną wymianą różnych postaw wobec opowiadania historii czy refleksji nad tym ile z historii zostało u Szekspira. Co sprawia, że pojawia się we mnie refleksja, że jednak odległość emocjonalna od materiału źródłowego sporo daje. W końcu nikt z nas nie poczuje się oburzony tym, że ktoś ma inne spojrzenie na znaczenie Henryka V dla budowania angielskiej pamięci historycznej.

Ps2: Moim zdaniem film jest najciekawszy jeśli się do tego obejrzy trzy filmowe interpretacje Henryka V i koniecznie film Wellesa – bo wtedy fajnie się go ogląda w dyskusji ze wcześniejszymi interpretacjami. Przy czym chyba nic nie będzie nudniejsze niż Henryk V z serii Hollow Crown (w przeciwieństwie do Henryka IV z tego samego serialu, który jest fantastyczny).

0 komentarz
0

Powiązane wpisy

slot
slot online
slot gacor
judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online