Home Seriale To nie grzech czyli Bill i Frank nie będą ofiarami

To nie grzech czyli Bill i Frank nie będą ofiarami

autor Zwierz
To nie grzech czyli Bill i Frank nie będą ofiarami

Dla wielu osób, w tym dla mnie jed­nym z najważniejszych filmów jakie widzi­ałam jako mło­da oso­ba była „Filadelfia”. Osad­zony w świecie epi­demii AIDS dra­mat, o umier­a­ją­cym prawniku wzy­wał świat do współczu­cia. Oto dobrzy ludzie, umier­ali i nikt nie był w stanie im pomóc. Wiele lat minęło, wiele nar­racji się zmieniło, ale ta o AIDS wciąż powracała — czy to w „Nor­mal Heart” czy to w „It’s a Sin”. Choć wielu reży­serów nieza­leżnych wal­czyło z tą wiz­ją łączącą gejów z trag­iczną śmier­cią od niez­nanej choro­by, to w kul­turze pop­u­larnej — geje jako bezbronne ofi­ary wciąż pozostawali w cen­trum. Któż­by przy­puszczał, że jed­ną z najważniejszych nar­racji, pod­waża­ją­cych ten przyję­ty schemat stanie się we współczes­nej pop­kul­turze odcinek seri­alu na pod­staw­ie gry komputerowej.

 

Wpis zaw­iera spoil­ery do 3 odcin­ka 1 sezonu The Last of US

 

 

Bohaterowie odcin­ka Bill i Frank nie są ofi­ara­mi zarazy. Wręcz prze­ci­wnie — sta­ją się jej niespodziewany­mi benefic­jen­ta­mi. Gdy­by nie ona, nigdy by się nie spotkali, nigdy by się nie pokochali i nie uwili gni­azd­ka w środ­ku koń­ca świa­ta. A jed­nak im się to uda­je. Spotkanie jest przy­pad­kowe, ale zaz­nac­zone tym co deter­min­u­je wszys­tko inne. Po pier­wsze — obaj są zdrowi — czego nie moż­na powiedzieć o więk­szoś­ci społeczeńst­wa, po drugie — obaj są gotowi dać szan­sę czemuś co może być tylko jed­no­ra­zowym numerkiem a kończy się wielo­let­nim związkiem. Żaden z nich nie jest spec­jal­nie młody. Gdy zaczy­na się his­to­ria ich zapuszc­zone z koniecznoś­ci brody już przyprószyła siwiz­na. Pozostanie im jedynie razem się starzeć.

 

Choć cza­sy się zmieni­a­ją i pamięć o tym jak gejowską społeczność Stanów Zjed­noc­zonych spus­toszyła pod koniec lat osiemdziesią­tych i dziewięćdziesią­tych pan­demia AIDS, to jed­no pozosta­je prawdzi­we. W pokole­ni­ach amerykańs­kich osób queerowych jest wyr­wa. Wyr­wa, która wciąż przy­pom­i­na, jak wyso­ki był wskaźnik śmiertel­noś­ci w pier­wszych lat­ach pojaw­ienia się zarazy. Stąd też, wiele nar­racji o gejach opowia­da o osobach młodych — zarówno wtedy — w lat­ach osiemdziesią­tych, jak i ter­az. Opowieś­ci o gejach w śred­nim wieku zaczy­na­ją w kul­turze pop­u­larnej dopiero się pojaw­iać, częs­to ujęte w ramy kome­diowe czy też — późnego com­ing outu. Fakt, że opowieść w tym trzec­im odcinku „The Last of Us” kon­cen­tru­je się na mężczyz­nach w śred­nim wieku, jest pier­wszym odwróce­niem moty­wu klasy­cznej pan­demicznej opowieś­ci gejowskiej. Oto sku­pi­amy się na ludzi­ach, którzy swo­je już przeżyli i widzieli (jeśli dobrze policzymy to zarówno Bill i Frank musieli być świad­ka­mi epi­demii AIDS, bo w 2003 mają koło czter­dzi­est­ki) a także — swo­je przetrwali.

 

 

Tu prze­chodz­imy do kole­jnego wątku. Bohaterowie nar­racji są geja­mi, ale ser­i­al nie idzie spec­jal­nie w ich queerowość. Jasne syg­nal­izu­je nam, że jest kod, który pozwala się obu rozpoz­nać (umiejęt­ność dobra­nia wina do posiłku, słabość do określonych wykon­aw­ców, pew­na wrażli­wość) ale nie gramy tu żad­nym typowym sche­matem przed­staw­ia­nia gejów w pop­kul­turze.  Jest to klasy­czny melo­dra­maty­czny zabieg — miłość Bil­la i Fran­ka nie jest w isto­cie miłoś­cią dwóch mężczyzn, jest metaforą miłoś­ci jako ele­men­tu nada­jącego życiu wartoś­ci. Jak mówi w jed­nej sce­nie Bill — nigdy niczego się nie bał, póki nie poz­nał Fran­ka. To ten ele­ment, który moc­no prze­maw­ia za uznanie ich miłoś­ci jako sym­bolu uczu­cia jako takiego. Ostate­cznie, każdy wie, że za miłość — nie tylko roman­ty­czną, płaci się zwyk­le lękiem o dobro i zdrowie kochanej osoby.

 

Wciąż jed­nak — przy­go­towany na każdą okoliczność Bill, jest do koń­ca świa­ta przy­go­towany lep­iej niż jakikol­wiek z jego sąsi­adów, czy nawet ataku­ją­cych niewielką uliczkę łupieżców. Bill nie ufał światu, gdy ten funkcjonował nor­mal­nie i ter­az zbie­ga owoce tej nieufnoś­ci. Co ciekawe twór­cy cicho pod­powiada­ją nam, że jego wyco­fanie się ze świa­ta było też gdzieś pokłosiem ukry­wa­nia swo­jej tożsamoś­ci. To co w nor­mal­nym 2003 roku zapewne utrud­ni­ało życie, po przyjś­ciu grzy­bowych zom­bie stało się szan­są na przetr­wanie. Nagle bycie w grupie wyk­luc­zonej — przy­na­jm­niej to doświad­cze­nie nieufnoś­ci — być może ratu­je życie. Tu z resztą moż­na do tej roman­ty­cznej his­torii dopisać jeszcze jeden ele­ment pewnego snu o pojed­na­niu — prze­cież Frank i Bill w świecie sprzed morder­czego grzy­ba nigdy by się nie spotkali i nie dogadali. Ich poglądy by ich podzieliły. Ale pod koniec świa­ta pod jed­nym dachem mogą żyć zgod­nie wiel­bi­ciel teorii spiskowych z małego miastecz­ka i racjon­al­ny, a zapewne też lib­er­al­ny mieszkaniec dużego mias­ta. I może przed wspól­nym domem powiewać amerykańs­ka flaga.

 

 

Jed­nak tym co decy­du­je o sile tej his­torii jest jej zakończe­nie. Frank i Bill żyją razem pon­ad dwadzieś­cia lat. Kłócą się, wścieka­ją, trza­ska­ją drzwia­mi, ale też — opieku­ją się sobą, tak jak każ­da starze­ją­ca się para, bie­ga­ją, goszczą nielicznych zna­jomych i hodu­ją truskaw­ki. Gdy przy­chodzi czas — żaden z nich nie zosta­je ukąs­zony czy zarażony. Pan­demia nie ma do nich wstępu, są od niej odd­zie­leni nie tylko elek­trycznym płotem — twór­cy jas­no dają nam do zrozu­mienia, że zbu­dowali sobie świat bez­pieczny, ostrożny, ale wypełniony miłoś­cią. Kiedy decy­du­ją się umrzeć robią to na włas­nych warunk­ach — razem, bez cier­pi­enia, ale też — z poczu­ciem satys­fakcji i spełnienia. To właśnie poz­wole­nie bohaterom na poczu­cie spełnienia, jest chy­ba najwięk­szym odżeg­naniem się o nar­racji o gejach w cza­sie pan­demii czy kole­jnego koń­ca świa­ta. Oto nic nie zosta­je tu przed­w­cześnie i trag­icznie urwane, his­to­ria nie zosta­je niedopowiedziana. Fank i Bill zro­bili w życiu dokład­nie to co chcieli i mogli zro­bić — dobre jedze­nie, wino, truskaw­ki i seks — nie naj­gorzej jak na świat po apokalip­sie. Po dwóch odcinkach, w których oglą­dal­iśmy obraz destrukcji cywiliza­cji i jej rozkładu — życie Bil­la i Fran­ka wyda­je się być szczytem tego o czym moż­na marzyć. A ich śmierć — ostate­cznym dowo­dem na to, że nigdy nie byli ofiarami.

 

Jasne — odcinek posługu­je się sche­matem melo­dra­matu. Jak nie raz pisałam — queerowe his­to­rie to jeden z ostat­nich ele­men­tów naszej kul­tu­ry w których wciąż kusi nas melo­dra­maty­czność. O ile przes­tały nas wzruszać dawniej obec­ne w melo­dra­mat­ach podzi­ały kla­sowe, to wciąż ron­imy łzę, gdy melo­dra­maty­czny schemat roz­gry­wa się pomiędzy dwiema queerowy­mi osoba­mi. Nie zmienia to jed­nak fak­tu, że jest to inna melo­dra­maty­czność niż ta, którą znamy ze wspom­ni­anej na początku „Filadelfii” czy nawet późniejszego „Broke­back Moun­tain”. Już nie apelu­ją­ca do nas o zrozu­mie­nie dla cier­pi­enia, już nie nawołu­ją­ca do ruszenia sum­ień, już nie sprowadza­ją­ca bohaterów do ofi­ar. Nie, tym razem nie ma ofi­ar, nie ma niko­go karanego za grzech innej ori­en­tacji,  wręcz prze­ci­wnie nasi bohaterowie to zwycięz­cy w tym roz­da­niu. Są zwycięz­ca­mi, bo pod koniec świa­ta znaleźli miłość.  Mogą być zwycięz­ca­mi, bo obaj pod koniec swo­jego życia wezmą ślub. Bo wiedzą, że ślub brać moż­na, bo nie muszą się ukry­wać, bo nie ma też się przed kim ukry­wać.  Świat, zan­im zgi­nał, zmienił się na tyle by Frank i Bill mogli nawet po apokalip­sie spędz­ić razem najlep­sze lata swo­jego życia. Bo mogli mieć kon­cepcję, że dwóch mężczyzn, może razem spędz­ić razem najlep­sze lata swo­jego życia.

 

 

Niek­tórym może się wydawać, że trag­iczny koniec bohaterów roz­gry­wa po raz kole­jny schemat „bury your gays” — pop­u­larny w pop­kul­turze, w której postaci queerowe nadzwyczaj chęt­nie pozbaw­ia się życia. Ale to wręcz zaprzecze­nie tego moty­wu. Bohaterowie nie giną, ale umier­a­ją, ser­i­al pozwala im się razem żyć, aż do momen­tu, gdy dopad­nie ich nie tyle zaraza, ale najwięk­sza i najpowszech­niejsza kląt­wa całej ludzkoś­ci — starość i idące z nią choro­by. Ich pieprzowe brody pokryją się bielą, twarz poorzą zmarszcz­ki i nie będą już młodzi i sprawni, ale właśnie — dożyją tego luk­susu decy­dowa­nia o samych sobie. Nie będą młody­mi chłopaka­mi wyr­wany­mi przez pan­demię życiu, nie będą ofi­ara­mi, zabrany­mi przez chorobę, której nie da się kon­trolować. Nie pow­strzy­ma ich ani auto­ry­tarny rząd, ani złodzieje, ani morder­czy grzyb. W tej pan­demii geje nie będą bied­ny­mi ofi­ara­mi. Będą memen­to tego co moż­na ocal­ić i dlaczego w ogóle warto apokalip­sę przeżyć. Będą ludź­mi, którzy odchodzą od życia z satys­fakcją, we włas­nym domu, uchy­la­jąc przed śmier­cią okno. Jed­nocześnie, to nie jest his­to­ria, która nic do opowieś­ci nie wnosi. Wręcz prze­ci­wnie, pomi­ja­jąc dobre ustaw­ie­nie motywacji bohaterów (zna­jdź co kochasz, chroń za wszelką cenę), pozwala w jak­iś sposób zre­defin­iować świat tej apokalip­sy. Ta pros­ta opowieść o miłoś­ci — roz­gry­wa­ją­ca się w pewnej kon­trze do obec­nych w pop­kul­turze schematów pod­powia­da, że ten koniec świa­ta jest już inny. Bo świat, który się skończył był inny.

 

To nie są wąt­ki zupełnie nowe, sprze­ciw wobec sprowadza­nia gejów do ofi­ar pan­demii czy ofi­ar prze­mo­cy społecznej pojaw­iał się już wcześniej. Ale zwyk­le w kinie nieza­leżnym, częs­to nie docier­a­ją­cym do sze­rok­iej wid­owni. „The Last of Us” wkłada­jąc tą his­torię pomiędzy jeden a dru­gi odcinek apokalip­ty­cznej epopei, wprowadza inne spo­jrze­nie na salony. Odd­ziela gejów od pan­demii, zmienia nar­rację, każe nam — w bard­zo wzrusza­ją­cy sposób, spo­jrzeć na naszych bohaterów w szer­szym niż doty­chczas kon­tekś­cie. Przyz­nam, że mam wraże­nie, iż ten odcinek jest doskon­ałym przykła­dem na to, jak bard­zo zmieniła się kul­tura pop­u­lar­na przez ostat­nie trzy dekady. Wciąż jest wiele do zro­bi­enia, ale zmi­ana jest widocz­na jak na dłoni. Bo też odbior­ca się zmienił, nieza­leżnie od obur­zonych głosów (które w więk­szoś­ci wynika­ją z tych podzi­ałów, które ist­nieją w amerykańskim społeczeńst­wie ), odcinek ruszył widzów, którzy się w tej opowieś­ci o miłoś­ci zatra­cili. I jeśli kul­tura pop­u­lar­na może nam mówić coś o zmi­an­ie społecznej (a może) to sce­na, w której Frank i Bill, dwóch bro­datych panów we flaneli, cału­je się radośnie, bo po końcu świa­ta udało im się wyhodować truskaw­ki, mówi nam jak daleko odes­zliśmy od smut­nych his­torii o umier­a­ją­cych gejach.  Miejmy nadzieje, że zajdziemy jeszcze dalej i to przed końcem świata.

0 komentarz
22

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online