Hej
Niektórzy są skłonni uznać, że filmy zasadniczo można podzielić na dwie kategorie – dobre i złe. I rzeczywiście jest w tym sporo prawdy. Ale nie cała prawda. Filmy dobre dzielą się na dobre w swoim gatunku, dobre na pewną okazję, dobre z powodu aktorów, dobre z powodu scenariusza, świetne, wybitne, arcydzieła i miliony podkategorii. Podobnie filmy złe, dzielą się na takie, które są tak złe, że aż śmieszne, na fatalnie zrealizowane, nudne, banalne, głupie i koszmarne. Istnieje jednak kategoria filmów, która mieści się pomiędzy jedną a drugą – siedzi tam irytując zarówno tych, którzy chcieliby napisać o niej same złe rzeczy, jak i tych którzy chcieli by wychwalać produkcje pod niebiosa. Są to filmy zmarnowane i do takiej kategorii filmów należy ” Połów szczęścia w Jemienie”
Przez pierwsze pół godziny film jest świetny – mamy oto bardzo dowcipną angielską komedię o biednym lekko znudzonym życiem naukowcu z wydziału rybołówstwa, przed którym stawia się zadanie tak surrealistyczne, że aż możliwe. Sprowadzenie do Jemenu łososi. Pomysł ów jest inicjatywą bardzo zamożnego szejka a ponieważ rząd na gwałt potrzebuje jakiejkolwiek dobrej wiadomości z bliskiego wschodu właściwie szantażem zmusza naszego naukowca do prób podjęcia tego przedsięwzięcia. W tej części filmu wszystko gra. Ewan McGregor jest cudownie złośliwy, grająca uroczą asystentkę Emily Blunt miła i pomocna ( ogólnie Emilz Blunt idealnie nadaje się do grania łatwych do polubienia postaci. Zdaniem zwierza aktorka ma bardzo przyjemną twarz). Szejk okazuje się być wcieleniem mądrości wschodu, zaś szefowa PR premiera grana przez genialną w tym filmie Kristin Scott-Thomas jest postacią równie bezwzględną co sympatyczną. Komedia wyśmiewa biurokrację , działania PRowe, ale także to w jaki sposób nikogo tak naprawdę nie obchodzi czy da się te biedne łososie przetransportować na drugi koniec globu bo chodzi jedynie o wizerunek rządu. Ta komedia jest zdecydowanie nie banalna, ma inny pomysł i co najważniejsze śmieszy. Zwierz już zaczynał pisać w głowie absolutnie pozytywną recenzję kiedy filmowi coś się stało.
Do póki film rozgrywa się w zimnych biurowcach Londynu a bohater jest uwikłanym w kretyński i szalony pomysł naukowcem film ogląda się świetnie a akcja toczy sie wartko
Mniej więcej po pół godzinie seansu film nagle zmienia ton. Nie jest już po prostu komedią o łososiach, szejkach i urzędnikach ale staje się kolejną komedią romantyczną. Co więcej komedią zaskakująco banalną i w sumie mało ciekawą. Ewan McGregor który świetnie nadawał się do roli lekko speszonego ale mimo wszystko złośliwego naukowca, zupełnie nie pasuje do roli nieśmiałego czy nawet lekko autystycznego zakochanego mężczyzny w średnim wieku. Nie pasuje z wielu powodów. Pierwszy jest taki, że nie wygląda na faceta który mógłby przeżywać kryzys wieku średniego. Być może jeśli spojrzy mu się do metryki to można zauważyć, że ma odpowiednią ilość lat na karku ale na ekranie nie widać tej różnicy wieku między nim a Emily Blunt. Różnica jest nawet spora ( on ma 42 ona 28) tylko w świecie gdzie aktorki zawsze są kilkanaście lat młodsze od i tak młodo wyglądających aktorów widz po prostu tego nie zauważy. Po drugie – ponownie próbuje się traktować widza jak idiotę. Czy producenci naprawdę wierzą że jak wcisną przystojnego faceta w sweterek, zapną mu kołnierzyk pod szyją i przyliżą grzywkę to widownia naprawdę się nie zorientuje, że to ten sam facet, którego widzieli w charyzmatycznych rolach w innych filmach? Najwyraźniej scenarzyści wyszli z założenia, że jednak jesteśmy idiotami, w związku z tym przez cały film „rozbierają” bohatera z jego brzydoty czy przeciętności, by na końcu z miną niewiniątka pokazać nam, że to przecież nasz przystojny Ewan – no serio w życiu byśmy się nie domyślili. Z reszta nawet jeśli wybrano by innego aktora – bohater filmu nagle zmienia w nim charakter – w jednej scenie jest po prostu skoncentrowanym na pracy naukowcem w drugiej nagle ma syndrom Aspergera i ma problemy z okazywaniem uczuć. Dlaczego? Chyba dlatego, że inaczej nie da się zupełnie wytłumaczyć dlaczego przez pierwsze półgodziny filmu aktorzy grają w zupełnie innej produkcji. Z resztą zwierz musi szczerze powiedzieć, że ma dosyć kiedy każdy nieśmiały bohater ma ostatnio w filmie syndrom Aspergera. To już nie ma na świecie nieśmiałych czy formalistów?
No tak bohater zapiął sweter – to musi być jakiś nieciekawy szaraczek a nie Obi -Wan Kenobi
Z resztą zmiana konwencji sprawia, że postacie dopuszczalne w komedii nagle stają się denerwujące i pretensjonalne. Przede wszystkim Szejk, który w komediowej konwencji bawił ( na zasadzie utożsamiania wszystkiego czym wyobrażany Arab nie jest) w konwencji romantycznej zaczyna koszmarnie irytować – w pewnym momencie postać jest tak sztuczna, że sprawia wrażenie jakby wstawili ją do środka jacyś spece od pozytywnego wizerunku Arabów w filmach zachodnich. Serio facet jest chodzącym zrozumieniem, miłością, mądrością i przebaczeniem – a wszystko w regionalnych ciuchach. Gdyby grający do aktor nie był bardzo przystojny nie dałoby się na tą postać patrzeć. Z resztą zwierz musi przyznać, że nawet mu brakuje w filmach większej ilości pozytywnych arabskich bohaterów. Zwierz z natury kibicuje przystojnym bohaterom, a że uroda wschodnia zdecydowanie się zwierzowi podoba najczęściej kończy kibicując terrorystom. Ze względu na samego zwierza powinno się wprowadzić do kina więcej pozytywnych Arabów. I co ważne – żeby nie ginęli na końcu.
Zwierz nie ma nic przeciwko przystojnym arabskim szejkom gdyby jeszcze tacy bohaterowie mówili cokolwiek innego niż straszne banały
Najgorsze jednak jest to, że wraz z pojawieniem się romansowej konwencji z pierwszego planu znikają interesujące ryby, świetna Scott-Thomas czy dowcipy na temat tego jak niebezpieczną organizacją jest Szkocki związek wędkarzy. Zamiast tego dostajemy znaną nam już z tylu innych filmów komedię romantyczną, obsadzoną aktorami między, którymi nie ma zbyt wielkiej chemii jest za to mnóstwo banałów i scen, które widzieliśmy w wielu innych filmach. Trochę tak jakby producenci nie byli w stanie wytrzymać i mając na ekranie dwójkę atrakcyjnych ludzi po prostu musieli zamienić film w romans. Tymczasem nie trzeba bardzo główkować by dostrzec, że wątek romansowy da się przeprowadzić „bokiem” bez poświęcania mu tylu scen – ba wtedy zwierz mógłby nawet uznać, że jest to dobre i logiczne dopełnienie fabuły. Tak zaś cały czas zwierz miał wrażenie, że do gotowego scenariusza komedii o rybach ktoś na siłę dopisał romans i jako taki film postanowił sprzedawać. A szkoda bo romansów na ekranach co miesiąc jeden czy dwa a filmów o rybach – zdecydowanie mniej.
Genialna postać szefowej PR premiera to temat na osobny film – może w nim nie grać nikt inny – tylko Kristin Scott Thomas i jej laptop
Z reszta oglądając ten film zwierz zdał sobie sprawę na czym polega największy problem ze współczesnymi komediami romantycznymi. Otóż komedia romantyczna ma tylko jedno możliwe zakończenie. Bohaterowie muszą być razem. Jeśli nie są razem film nie jest komedią romantyczną ale melodramatem lub filmem obyczajowym. Ten zaś dostarcza większej ilości rozwiązań. Jeśli jednak film decyduje się na dowcipny romans to oznacza to, że nie interesuje nas już to czy bohaterowie pokonają trudności ale jak to zrobią. Ale z drugiej strony ponieważ doskonale wiemy, że trudności muszą zostać przezwyciężone, to co raz mniej interesuje nas jak to bohaterowie zrobią. W sumie już w chwili, w której zaczynamy oglądać filmy doskonale wiemy jak się skończy. Taka konstrukcja fabuły chcąc nie chcąc wprowadza element nudy. Zwłaszcza, kiedy dodamy do tego pewien konieczny komponent scen obowiązkowych spośród których możemy wybrać. Będzie więc – spotkanie i wzajemna niechęć, nagłe zbliżenie bez podtekstów seksualnych, szczera rozmowa połączona z bolesnym wyznaniem, przejaw czułości którejś ze stron, scena bólu, wściekłości czy zazdrości ( w zależności od charakteru przeciwności losu jaki postawi się na ich drodze), scena namiętna, i oczywiste romantyczne zakończenie koniecznie w formie przemowy i dialogu. Z tych i z kilku innych scen ( za długo by wymieniać) złożona jest narracja komedii romantycznej. O tym czy sceny kupimy czy będziemy się nudzić decydują właściwie tylko dwie rzeczy – pierwsza to chemia między bohaterami. Bo czasem na ekranie tak iskrzy, że nawet na największy banał spogląda się z przyjemnością, druga to poziom dialogu i dowcipu – i ponownie wszystko można przełknąć jeśli jest dowcipnie, inteligentnie czy inaczej. Jeśli jednak tych elementów brakuje, to ogląda się film bez emocji – i tak właśnie jest w przypadku ” Połowu Szczęścia w Jemenie”.
Najbardziej bohaterom na drodze do szczęścia stoi bardzo marny scenariusz ich miłości
Przy czym jak zwierz już pisał – chyba nie można za bardzo winić aktorów. Jeśli zapisali się do pracy w tych świetnych komediowych kawałkach o rybach to swoją pracę wykonali naprawdę dobrze, gorzej jeśli naprawdę chcieli opowiedzieć romantyczną historię – bo wtedy przegrali z kretesem. Z resztą ten film uczy, że tym czego obecnie w kinach najbardziej brakuje to gatunek czysty – czyli właśnie nie zapaskudzona żadną akcją, czy romansem komedia. Przypomnijcie sobie kiedy ostatnim razem byliście w kinie na prawdziwej komedii, gdzie dowcip wynikał z tego co mówią bohaterowie, a nie z tego, że wymiotują albo wypili za dużo? Prawda – trudno sobie przypomnieć. Komedia oparta na słowach zawsze była trudnym gatunkiem, tym smutniejsze jest kiedy tak dobrze zaczynająca się komediowa opowieść, nie dostaje odpowiedniego rozwinięcia. Zapewne ze strachu, że jeśli będziemy się tylko śmiać to może zapomnimy, że naszym głównym i jedynym celem w życiu ma być odnalezienie miłości. A jeśli jeszcze tego nie zrobiliśmy to natychmiast mamy iść do kina spoglądać jak zakochują się inni.
Zwierz naprawdę chętnie obejrzałby komedię o wędkowaniu. Niestety łososia z filmu praktycznie wyrzucono a w Polsce wypadł nawet z tytułu. Może słusznie po co widza oszukiwac
Na sam koniec zwierz musi jednak dodać, że nawet tak boleśnie nie udany film warto obejrzeć ( choć tylko raz) dla wspaniałej roli Kristin Scott – Thomas jak przyznawali się twórcy filmu ponoć jej rola miała przypaść mężczyźnie, ale aktorka przekonała ich, że będzie w tej roli lepsza. I jest lepsza, dowcipniejsza i w ogóle wspanialsza od wszystkich tych smętnych ludzi błąkających się po ekranie. W sumie zwierz obejrzałby film tylko o jej postaci, która jest naprawdę genialna, i nie ma w tym filmie ani jednej złej, marnej czy słabej sceny. Tak więc dla jej roli warto mimo wszystko wydać parę złotych i pójść do kina.
Ps: No jest jeszcze jeden powód. Nasz bohater mówi ze szkockim akcentem. Jak wiecie niedawnego posta zwierza jest to zdecydowany wabik dla ucha zwierza. Nie mniej przykre, że jego akcent ma w jakiś sposób bohatera ośmieszać. Cóż dla zwierza to raczej kolejny argument za atrakcyjnością ” nie atrakcyjnego” bohatera
Ps2: Jeśli posiadacie jakiekolwiek uprzedzenia względem wizyty w Bydgoszczy natychmiast je porzućcie bo miasto jest ładne, przyjazne, dają dobrze jeść i w ogóle zwierz z całego serca poleca udanie się tam z wycieczką.??