Home Ogólnie To nie musical ale pośpiewać mogę czyli w każdym filmie powinna być piosenka

To nie musical ale pośpiewać mogę czyli w każdym filmie powinna być piosenka

autor Zwierz

?

Hej

Pier­wszy film dźwiękowy — Śpiewak z Jazzban­du nie rozpoczął jedynie okre­su w his­torii kine­matografii w której słyszymy dialo­gi i muzykę. Jako, że w pier­wszych lat­ach ist­nienia filmów dźwiękowych “mówiące obrazy” wciąż były nowoś­cią (nie przez wszys­t­kich przyj­mowaną entuz­jasty­cznie) i atrakcją stara­no się dać wid­owni coś czego nie miała wcześniej. I tak nar­o­dz­ił się pomysł by wstaw­iać do filmów fab­u­larnych piosen­ki. Przez pewien czas nie mógł się bez nich obe­jść prak­ty­cznie żaden film. Dopiero kiedy wynalazek okrzepł pojaw­iło się dość silne rozróżnie­nie na filmy z piosenka­mi czyli musi­cale i filmy gdzie co praw­da jest muzy­ka ale nikt nie śpiewa. Podzi­ał ten utr­wal­ił się dość moc­no i dziś kiedy idziemy do kina  raczej nie spodziewamy się, że ktoś zacznie nam z ekranu śpiewać. Tym­cza­sem zdaniem zwierza, sce­ny muzy­czne czy po pros­tu sce­ny gdzie ktoś śpiewa, wcale nie straciły na swo­jej atrak­cyjnoś­ci — wręcz prze­ci­wnie — zwierz uwiel­bia kiedy w filmie fab­u­larnym nagle pojaw­ia się sce­na śpiewana — bo powiedzmy sobie szcz­erze — faj­na muzy­ka wywołu­je w nas bard­zo sym­pa­ty­czne emoc­je (zwierz właśnie wró­cił z fil­har­monii gdzie zagrali mu jeden z jego ulu­bionych muzy­cznych kawałków więc wie co mówi). Z tego to powodu zwierz postanow­ił wymienić wam kil­ka swoich ulu­bionych scen z filmów nie muzy­cznych (i nie rysunkowych!) gdzie mamy do czynienia z prz­ery­wnikiem na piosenkę. Zwierz z góry zaz­nacza, że to wybór zupełnie subiek­ty­wny i w żad­nym wypad­ku nie pełny.

Mój chłopak się żeni — zwierz musi wam z góry powiedzieć, że nie przepa­da za tą pro­dukcją — teo­re­ty­cznie miało być uroc­zo — Julia Roberts w roli dziew­czyny, której dłu­go­let­ni przy­ja­ciel postanaw­ia wziąć ślub. Julia leci więc przekony­wać go, że winien się związać z nią a nie z niewin­nym dziew­czę­ciem granym przez Cameron Diaz. Zwierz, który nie cier­pi filmów, w których bohaterowie niszczą­cy cud­ze ślu­by w imię włas­nego szczęś­cia jakoś nie umi­ał kibi­cow­ać bohater­ce. Ale film widzi­ał kil­ka razy bo w roli obow­iązkowego przy­ja­ciela geja udziela­jącego Julii dobrych rad i uda­jącego nawet jej narzec­zonego wys­tąpił Rupert Everett. No i właśnie z jego obec­noś­cią wiąże się ślicz­na sce­na, w której “narzec­zony” wraz z całą rodz­iną i daleki­mi krewny­mi śpiewa w barze ” I say a lit­tle pray for you”. Dlaczego zwierz lubi scenę? Po pier­wsze dlat­ego, że nie wszyscy ide­al­nie śpiewa­ją, po drugie dlat­ego, że zwierz lubi tą piosenkę  no i po trze­cie ponieważ jest coś takiego w sce­nach gdzie jed­na oso­ba zaczy­na śpiewać a resz­ta się dołącza co spraw­ia, że zwierz daje się porwać.

Przed zacho­dem słoń­ca — kon­tynu­ac­ja Przed wscho­dem słoń­ca to jeden z ulu­bionych filmów zwierza. Oto kil­ka lat po tym jak dwój­ka niez­na­jomych spędz­iła noc w Wied­niu gada­jąc i spaceru­jąc, spo­tyka­ją się ponown­ie tym razem jedynie na pół­torej godziny w Paryżu. Nie widzieli się od tamtej nocy ani razu, ale obo­je doskonale zda­ją sobie sprawę, że było to przeży­cie niezwykłe. Przez cały czas roz­maw­ia­ją o wszys­tkim i o niczym, dzielą się tym co wydarzyło się w ich życiu, trochę kłamią, trochę wspom­i­na­ją. Przez więk­szość filmów nie wiado­mo co tak naprawdę z tego wszys­tkiego zostało między nimi. Aż w końcu lądu­ją w jej mieszka­niu (on nie ma za wiele cza­su spieszy się na samolot) a ona śpiewa mu włas­ny mały wal­czyk który skom­ponowała na pamiątkę tamtej nocy. Zwierz lubi tą scenę bo aktor­ka nie tylko sama napisała piosenkę, którą wykonu­je ale jeszcze śpiewa ją dokład­nie tak jak oso­ba, która nie będąc pro­fesjon­al­istą chce zagrać komuś coś na gitarze. Poza tym cud­owne jest to, że zna­jąc his­to­rie bohaterów, ten pozornie prosty tekś­cik zamienia się w wielkie wyz­nanie miłoś­ci, niosące nadzieje — także wid­zom, że może jeszcze coś z tego wszys­tkiego będzie.

Śni­adanie u Tiffanego —  zwierz ma prob­lem z tym filmem, jak wielu widzów, którzy nasłuchali się o nim tak dużo przed seansem, że potem sam film mógł ich tylko zaw­ieść. His­to­ria ślicznej pozornie beztroskiej i niekon­wencjon­al­nej Hol­ly nigdy jakość szczegól­nie nie przy­padła zwier­zowi do gus­tu zwłaszcza, że książ­ka na pod­staw­ie, której nakrę­cono film jest bez porów­na­nia lep­sza. Nie mniej nawet zwierz ma sen­ty­ment do jed­nej małej sce­ny gdzie, Hol­ly siedzi na schodach prze­ci­w­pożarowych swo­jego mieszka­nia i śpiewa “Moon­riv­er” akom­pa­ni­u­jąc sobie na ukulele (choć to chy­ba jest na ukulele trochę za duże). Audrey Hep­burn nie miała wielkiego gło­su (bard­zo chci­ała sama śpiewać w My Fair Lady ale po długiej i dość  nieprzy­jem­nej jak donoszą źródła roz­mowie na planie zgodz­iła się, by jej śpiewanie dub­bin­gowano) ale do tej piosen­ki nada­je się ide­al­nie. Do tego nie mamy wąt­pli­woś­ci, że taka właśnie beztros­ka dziew­czy­na, śpiewa­ją­ca sobie w słoneczny dzień bez trudu skradła serce fac­eta mieszka­jącego nieco wyżej, który przyglą­da się jej przez okno. Piosen­ka stała się sym­bol­em fil­mu a sama sce­na, choć właś­ci­wie  nie posuwa akcji do przo­du pokazu­je, że cza­sem taka pozornie niepotrzeb­na wkład­ka może powiedzieć o postaci więcej niż nieje­den dialog.

Casablan­ka -  W his­torii bied­nego Ric­ka który chci­ał mieć tylko bar i świę­ty spokój a tym­cza­sem los zwal­ił mu na głowę ukochaną z bohater­skim i nieste­ty żywym mężem są aż dwie takie sce­ny. Pier­wsza to słynne wyko­nanie “As Time Go By”- wzrusza­jące nie tylko dlat­ego, że to świet­na piosen­ka ale też dlat­ego, że emoc­je naszych bohaterów są tu zupełnie na wierzchu —  nic dzi­wnego, że utwór przeszedł do his­torii kina. Jed­na piosen­ka załatwia tu tony ekspozy­cji i dia­logu. Dru­ga sce­na — nie mniej przez zwierza lubiana to chwila w której dziel­ny mąż bohater­ki, najdziel­niejszy z dziel­nych słysząc Niem­ców śpiewa­ją­cych własne piosen­ki podry­wa dość niem­rawych i obo­jęt­nych bywal­ców baru w Casablance by razem z nim zaśpiewali Mar­syliankę. Zwierz zapew­nia was że pod­czas tej sce­ny każdy czu­je się fran­cuzem. Zwierz uważa, że obie sce­ny są jed­nym z najlep­szych w filmie — być może więc Casablan­ka to najlep­szy musi­cal jakiego nie ma.

Beetle­juice- jeśli ludzie twierdzą przy każdym kole­jnym filmie, że Tim Bur­ton się skończył to robią to między inny­mi dlat­ego, że reżyser zaczął lep­iej niż inni. Najlep­szym przykła­dem jest Beetle­juice prześmieszny film o domu w którym spoko­jnie miesz­ka sobie para duchów póki nie przeprowadzą się do niego kosz­marni nowobo­gac­cy z depresyjną córką. Na cale szczęś­cie zawsze moż­na wezwać pomoc. Sce­na w której niesły­chanie “dystyn­gowani” nowi właś­ci­ciele domu oraz ich goś­cie zosta­ją zmuszeni do odśpiewa­nia i odtańczenia “Banana Boat Song” jest jed­ną z zabawniejszych scen jakie zwierz zna — przy­na­jm­niej z tych, które uwzględ­ni­a­ją rzu­canie klątw i tym podob­ne. Sce­na jest tym śmieszniejsza że bard­zo wyraźnie w niej widać jak aktorzy śpiewać i tańczyć nie chcą a muszą — bra­wo dla obsady. W każdym razie Bur­ton dawno takiej sce­ny nie nakrę­cił i może czas wró­cić do korzeni J

Pół Żartem Pół serio — reży­serzy, którzy mieli w obsadzie Marylin Mon­roe musieli się naprawdę pow­strzymy­wać by nie dawać jej śpiewać a przy­na­jm­niej dawać jej śpiewać w sen­sownych momen­tach. Tu sprawa jest pros­ta bo his­to­ria opowia­da prze­cież o dwójce muzyków, którzy w kobiecych prze­bra­ni­ach zwiewa­ją z damską orkiestrą. Sce­ny muzy­czne są dwie — w pier­wszej w pociągu mamy popis aktors­ki Jac­ka Lem­mona (to w ogóle jego film), który hmm. zachowu­je się nie do koń­ca jak absol­wen­t­ka kon­ser­wa­to­ri­um muzy­cznego, dru­ga sce­na to po pros­tu Marylin śpiewa­ją­ca bard­zo ład­ną piosenkę (choć sce­na ma śmieszną puen­tę). Zdaniem zwierza aktor­ka nie miała wielkiego gło­su ale miała głos, którego bard­zo miło się słucha. Zwierz bard­zo lubi obie te sce­ny i bard­zo lubi obie te piosen­ki. A film to już tak lubi, ze nie jest w stanie w słowach tego wyrazić.

Bra­cie gdzie jesteś? — zwierz uwiel­bia ten film (w ramach naw­iąza­nia do wczo­ra­jszego pos­tu zwierz zacz­erp­nął z niego “Suseł­ka?”) i uwiel­bia wątek wielkiego hitu jaki zupełnie przy­pad­kiem nagrało trzech zbiegów z więzienia. Choć główną sceną “muzy­czną” jest moment nagry­wa­nia piosen­ki w małym studiu gdzieś w środ­ku niczego (tak właśnie nagry­wano pier­wsze blue­sowe kawał­ki co zwierza, który miał cały semes­tral­ny wykład o blue­sie zawsze bard­zo wzrusza­ło) to jed­nak wszys­tko prze­bi­ja wys­tęp zespołu na imprezie zor­ga­ni­zowanej dla miejs­cowego poli­ty­ka. Oprócz naprawdę wpada­jącej w ucho piosen­ki mamy bowiem jeszcze popis zdol­noś­ci chore­ograficznych Geor­ga Clooneya, który odstaw­ia tu swój autors­ki taniec na kur­cza­ka (przyz­na­je się ofic­jal­nie do tego, że nie było go zaplanowanego w sce­nar­iuszu). Jedyne co nieco psu­je wraże­nie, to fakt że piosen­ki nie śpiewa­ją sami aktorzy — Clooney wielokrot­nie stwierdzał, że bard­zo chci­ał ją sam nagrać ale okaza­ło się, że po pros­tu nie potrafi dobrze śpiewać. Sko­ro otwar­cie o tym mówi to plamy na hon­orze nie ma jest za to świet­na sce­na w cud­ownym filmie.

Wstyd - odchodząc od tem­aty­ki kome­diowej czas prze­jść do piosen­ki, która w kon­tekś­cie fil­mu naprawdę coś znaczy. New York New York piosen­ka najlepiej znana w wyko­na­niu Sina­try ma szczęś­cie do filmów. Pier­wszy był Scors­ese, który wyko­rzys­tał ją w swoim filmie pod tym samym tytułem (który właś­ci­wie nie jest musi­calem a filmem  z piosenka­mi) — tam jako pieśń tri­um­fal­ną i pełną nadziei śpiewała ją niez­wod­na Liza Minel­li. We Wsty­dzie McQueena śpiewa ją w zupełnie innym kon­tekś­cie Carey Mul­li­gan gra­ją­ca zagu­bioną siostrę głównego bohat­era. W wyko­na­niu Mul­li­gan piosen­ka wcale nie jest optymisty­cz­na, wręcz prze­ci­wnie zaczy­na się wydawać że Nowy Jork to nie miejsce,  w którym wszys­tko się uda, ale miejsce ostat­niej szan­sy — jeśli nie tam to już nigdzie. Głos Mul­li­gan lekko drży a i oczy słucha­jącego jej Fass­ben­dera robią się szk­liste (aktor słyszał ją wów­czas po raz pier­wszy i nie miał poję­cia co i jak zaśpiewa). Piosen­ka się kończy a widz nie ma wąt­pli­woś­ci, że znalazł się w świecie ludzi zagu­bionych, mają­cych prob­le­my z uczu­ci­a­mi, emoc­ja­mi i nie mają­cych zielonego poję­cia co ze sobą zro­bić w tym Nowym Jorku. Parafrazu­jąc, takie rzeczy tylko dzię­ki muzyce.

Imperi­um Słoń­ca — ostat­nio bry­tyjskie cza­sopis­mo Empire prowadz­iło sporą kam­panię na rzecz przy­pom­nienia jak dobrym filmem jest Imperi­um Słoń­ca Spiel­ber­ga.  Zdaniem zwierza jest to miejs­ca­mi film nieco za dłu­gi ale rzeczy­wiś­cie na tle dzisiejszych pro­dukcji reży­sera to pereł­ka. Jed­ną z najbardziej zapada­ją­cych w pamięć scen jest ta, w której nasz bohater — chło­piec prze­by­wa­ją­cy w obozie jenieckim obser­wu­je przez płot szyku­ją­cych się do wylo­tu pilotów kamikaze i salu­tu­jąc zaczy­na śpiewać wyuc­zoną w bry­tyjskiej szkole wal­i­jską kołysankę. Zestaw­ie­nie tych scen z czystym chłopię­cym głosem (kto by pomyślał wtedy, że taki ład­ny i słod­ki Chris­t­ian Bale wyrośnie by zostać Bat­manem) robi piorunu­jące wraże­nie. Tym bardziej piorunu­jące, ze wyko­nanie nie jest per­fek­cyjne co nada­je całoś­ci aut­en­ty­cznoś­ci. Ogól­nie to jest świet­na sce­na, w której jest wszys­tko to za co kocha się Spiel­ber­ga — mnóst­wo uczuć i pros­ta do zrozu­mienia symbolika

Blue Vel­vet — zwierz musi powiedzieć, ze ma z Davi­dem Lynchem i jego fil­ma­mi pewien kłopot — niek­tóre uważa za świetne i naprawdę je uwiel­bia z kolei inne pro­dukc­je uważa za kos­micznie porąbane i nawet nie jest pewien czy chce je kiedykol­wiek więcej widzieć. W każdym razie Blue Vel­vet należy do tej pier­wszej kat­e­gorii. Sce­na o której mowa to oczy­wiś­cie wyko­nanie przez bohaterkę graną przez Isabel­lę Rosselli­ni tytułowej piosen­ki czyli Blue Vel­vet. Zaz­naczmy od razu nie jest to wyko­nanie per­fek­cyjne ale prze­cież to jest film Lyn­cha — trochę niebieskiego światła tu, czer­wonej kur­tyny tam, zbliże­nia i słucha­ją­cy (i przy okazji wpada­ją­cy po uszy) bohater grany przez nie odłącznego Kyle Maclach­lana tworzą nas­trój jakoś dzi­wnie niepoko­ją­cy. Ogól­nie zan­im bohater­ka skończy śpiewać widz nie ma wąt­pli­woś­ci, że jakikol­wiek obrót przyjmą zdarzenia to będzie w nich coś niepoko­jącego. Może to subiek­ty­w­na wiz­ja ale z drugiej strony nie był­by to pier­wszy raz kiedy Lynch abso­lut­nie min­i­mal­ny­mi środ­ka­mi wzbudza w człowieku olbrzymie pokłady niepoko­ju. Tego z pewnoś­cią jest mistrzem.

500 dni miłoś­ci — dobra niekoniecznie nasz bohater śpiewa sam ale w filmie gdzie chłopak spo­ty­ka dziew­czynę i zad­owolony z nowego związku idzie przez mias­to mamy prawdzi­wy numer musicalowy. Jest więc wszys­tko czego trze­ba łącznie z tancerza­mi i tłumem, który nagle zaczy­na odstaw­iać dokład­nie tą samą chore­ografię. Zwierz nie jest wielkim fanem fil­mu, ale ta sce­na po pros­tu zawsze go wzrusza bo odd­a­je bard­zo dobrze jak czu­je się bard­zo zad­owolony człowiek idą­cy przez mias­to. Poza tym moment, w którym nasz bohater  przeglą­da się w lus­terku i widzi tam nie swo­je odbi­cie tylko uśmiech­niętego Hana Solo dobrze odd­a­je jak chce się czuć każdy facet kiedy jest szczęśli­wy. Nie mniej jeśli zwierz może się tu przyz­nać, nigdy nie pojął fenomenu tego fil­mu. Szko­da bo zostaw­ia to zwierza na jakimś mar­gin­e­sie pop­kul­tur­al­nych fascynacji.

Trio z Bel­lville — zwierz miał ominąć filmy rysunkowe — z racji tego, że więk­szość z nich ma charak­ter musi­calu ale doszedł do wniosku, ze nie jest w stanie prze­jść obo­jęt­nie obok tej cud­ownej fran­cuskiej ani­macji, o kolarst­wie i miłoś­ci. Tu bab­cia podąża do amery­ki by ura­tować swo­jego wnucz­ka kolarza por­wanego do niele­gal­nych wyś­cigów (to ani­mac­ja w której nie sposób się nie zakochać) po drodze spo­ty­ka trzy panie, które kiedyś były wielki­mi gwiaz­da­mi ter­az zabi­ja­ją żaby na kolac­je rzu­ca­jąc granaty do rze­ki. Ich wys­tęp — przy akom­pa­ni­a­men­cie bard­zo ciekawych instru­men­tów jest jed­ną z najład­niejszych scen fil­mu i zdaniem zwierza trze­ba nie mieć kine­matograficznego ser­ca by się choć na chwilę nie uśmiech­nąć czy to z radoś­ci czy z zach­wytu nad pomysłowoś­cią ani­ma­to­ra czy po pros­tu bo widzi się dobry film.

Fer­ris bueller’s day off /EasyA/10 things I hate about you — zwierz wrzu­ca te trzy sce­ny do jed­nego wor­ka bo to tak naprawdę ta słyn­na nie uza­sad­niona sce­na musicalowa która musi być w każdym filmie młodzieżowym. Zaczął Fer­ris Bueller w Easy A mamy po pros­tu hołd dla tego typu kina zaś w 10 things I hate about you piosenkę — nie do koń­ca czys­to- wykonu­je młody i śliczny Heath Ledger, który nieste­ty już nie żyje. We wszys­t­kich przy­pad­kach piosen­ki równie dobrze mogło­by w fab­ule nie być ale jest, bo wyglą­da na to, ze każdy film młodzieżowy jest lep­szy z jakąś piosenką nie stąd ni z owąd ale trze­ba uważać bo jak się prze­sadzi to się dostanie High School Musi­cal a jak się prze­sadzi w dwój­nasób to się dostanie Glee.

Dobra koniec to jeden z dłuższych wpisów jakie zwierz popełnił i musi się pow­strzy­mać by nie pisać dalej. Ogól­nie może­cie chy­ba zauważyć, że zwierz takie sce­ny aut­en­ty­cznie uwiel­bia. Stąd pytanie do was  czy wy też macie takie sce­ny, bo to, że zwierz nie wymienia wszys­t­kich jest oczy­wiste. Na przykład zwier­zowi nigdy nie leżały dwie śpiewane sce­ny we Wład­cy Pierś­cieni ale wie, że mają one fanów. A może zwier­zowi umknęło coś pod­sta­wowego. Daj­cie zwier­zowi odrobinę szczęś­cia i jak coś pamię­ta­j­cie to przypomnijcie.

Ps: Jutro tego tygod­niowe zach­wyty seri­alowe plus kil­ka obserwacji poczynionych dzię­ki HBO GO, w którym zwierz już się poważnie zakochał i nie wie co zro­bi za 12 dni kiedy mu je odetną.

0 komentarz
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online