Home Ogólnie To nie przypowieść to bajka czyli Pożegnanie z Paradą.

To nie przypowieść to bajka czyli Pożegnanie z Paradą.

autor Zwierz

 ?

Hej

 

      Stało się, ciągną­ca się lata­mi his­to­ria przyz­woitego mężczyzny, jego dopuszcza­jącej się zdrady żony i młodej sufrażys­t­ki dobiegła koń­ca. Mimo, że opowiada­ją­cy ich losy ser­i­al miał tylko pięć odcinków, zwierz odniósł wraże­nie, jak­by jego bohaterowie rzeczy­wiś­cie przeżyli kil­ka lat, zaś samo opowiadanie tej his­torii zajęło więcej niż pięć tygod­ni. Może to zmi­ana pór roku, która towarzyszyła kole­jnym odcinkom, a może fakt, że to co wydawało się na początku oczeki­wanym dobrym zakończe­niem dziś jest rozwiązaniem, które każe wid­zowi podra­pać się po głowie i zas­tanow­ić się nad tym po co to wszys­tko było.

 

 

 Zwierz po obe­jrze­niu ostat­niego odcin­ka Parade’s End nieco przecier­ał oczy ze zdu­mienia, że tak wspani­ała his­to­ria ma tak banal­ną kon­kluzję (dalej Spoilery)

 

       Ostat­ni odcinek wyda­je się mieć zde­cy­dowanie gorszą struk­turę niż wszys­tkie poprzed­nie — po znakomitej, kam­er­al­nej czwartej częś­ci, kończącej się jed­ną z najlep­szych scen w całym Parade’s End nasz bohater trafia na front. Sce­ny fron­towe mają to do siebie, że z rzad­ka bywa­ją naprawdę ciekawe. Życie w okopach było ciężkie, ludziom naprawdę odbi­jało i jedynie nieliczni byli w stanie zachować odrobinę zdrowego rozsąd­ku. Jed­nak w pięćdziesię­cio min­u­towym odcinku, w którym życie fron­towe zaj­mu­je mniej niż pół­godziny dosta­je­my zestaw trud­nych do ziden­ty­fikowa­nia obrazów. Rzeczy­wiś­cie malarsko  obrazy zarówno okopów jak i zie­mi niczy­jej są zach­wyca­jące — jedne z lep­szych jakie zwierz widzi­ał w telewiz­ji, zupełnie inne od tych wiz­ji, które moż­na zobaczyć np. w War Horse. Ale jeśli chodzi o warst­wę fab­u­larną to zasad­nic­zo rzecz biorąc nic się nie dzieje — te prz­er­aża­jące biurkokraty­czne zakrę­ty wojny obser­wowane przez nas w poprzed­nim odcinku zamieni­a­ją się na fron­towe poty­cz­ki o dowództ­wo — i ponown­ie — trud­no powiedzieć cokol­wiek innego poza tym, że nasz bohater istot­nie wyda­je się być dobrym mate­ri­ałem na dowódzcę. Ale to właś­ci­wie tyle — zwierz nie powie, że to kawałek nud­ny ale niewiele do naszej his­torii wnoszą­cy. Nie wyda­je się, by pobyt na pier­wszej linii fron­tu cokol­wiek w naszym bohaterze zmienił. Co praw­da twór­cy sugeru­ją nam, że jego tęs­kno­ta za mdłą sufrażys­tką zde­cy­dowanie się wzmogła i wykrys­tal­i­zowała ale powiedzmy sobie szcz­erze, zwierz nie może się oprzeć dość nie miłe­mu wraże­niu, że sce­narzys­ta zori­en­tował się, że zapom­ni­ał w trójką­cie napisać jed­nej postaci — w tym przy­pad­ku właśnie młodej i niewin­nej Valen­tine  więc wciska ją wszędzie gdzie się da by widza przekob­nać, że to prawdzi­wa miłość naszego bohatera.

 

 Woj­na zmienia człowieka, front wydoby­wa w ludzi­ach nowe cechy ale praw­da jest taka, że ten kawałek odcin­ka jest najsłab­szy i najbardziej chaotyczny

 

 

        Tym­cza­sem poza fron­tem poraz kole­jny okazu­je się, ze posta­cie Valen­tine i Sylvii napisane są tak różnie, że widz łapie się za głowę na widok takiego braku wyczu­cia jak poprowadz­ić dwie bądź co bądź równorzędne posta­cie. Sylvia wykazu­je postawę dość ciekawą. Z jed­nej strony zda­je sobie sprawę, że prze­grała walkę o męża, co więcej postanaw­ia więcej już nie grać dobrej żony i rzu­ca się w ramiona a jakże swo­jego pier­wszego kochanka, który właś­ci­wie był przy­czyną dla której wyszła dla Christo­phera. Jed­nak nie oznacza to, że całkowicie zrezyg­nowała z wal­ki o męża. To jed­na z jej ciekawszych cech — nawet wtedy kiedy po raz kole­jny zostanie odrzu­cona będzie pocią­gać za sznur­ki, knuć i planować wszys­tko po to by przy­ciągnąć do siebie mężczyznę, o którym wie że jej nie kocha. Nie jest przy tym des­per­ac­ka, wręcz prze­ci­wnie jest coś takiego w jej postępowa­niu co każe jej trochę kibi­cow­ać. Bo w sum­ie przez cały czas kiedy oglą­dal­iśmy jej wspólne życie z Christo­pherem nigdy nie było tak naprawdę szan­sy by obo­je mogli spróbować na nowo w neu­tral­nych warunk­ach. Naprze­ci­wko Sylvii mamy Valen­tine — dziew­czę tak niewinne i ide­al­isty­czne że aż się mdło robi. Do tego, choć mamy ją postrze­gać jako dziew­czynę nowoczes­ną to jed­nak bard­zo ta nowoczes­ność w niej zgrzy­ta. Zwierz nie wie do jakiego stop­nia winić sce­narzys­tę a do jakiego stop­nia auto­ra (zwierz jeszcze nie doczy­tał) ale w dzisiejszych cza­sach strasznie trud­no oglą­da się dziew­czynę, która chce się całkowiecie odd­ać mężczyźnie, porzu­cić za sobą rep­utację, towarzyst­wo i wszelkie życiowe szanse tylko by z nim być. Oczy­wiś­cie, to nie jest postawa całkowicie god­na potępi­enia jeśli wyjdziemy z założe­nia, ze Christo­pher także naraża się na społeczny ostra­cyzm nie roz­wodząc się z żoną tylko ofic­jal­nie prowadząc się z kochanką. Ale jest w Valen­tine za mało charak­teru za dużo chę­ci odd­a­nia się i to dosłownego mężczyźnie. To oczy­wiś­cie jest pewien prob­lem inter­pre­ta­cyjny czy obsad­owy. Być może Valen­tine zagrana nieco inaczej przez mniej bezbar­wną (zwłaszcza na tle Rebec­cy Hall) aktorkę mniej przy­pom­i­nała­by zakochaną pen­sjonarkę  a bardziej śwa­iadomą swoich życiowych wyborów kobi­etę, która ma gdzieś społeczeńst­wo i po pros­tu zro­bi co chce. Nieste­ty gra aktors­ka nie zachę­ca do tej interpretacji.

 

 

 Zwierz uważa, że moż­na nie lubić Sylvii ale trze­ba odd­ać hon­or autorowi czy raczej sce­narzyś­cie (spore zmi­any w sto­sunku do książ­ki), ze napisał postać fas­cynu­jącą, którą Rebec­ca Hall zamieniła w jed­ną z najlep­szych ekra­nowych postaci kobiecych.

 

 

        Tym co ostate­cznie rozwiąże ten straszny klincz będzie moment w którym Sylvia posunie się za daleko. A psounie się za daleko kiedy dołączy tak wyraźnie do ludzi gardzą­cych dawnym życiem Christo­phera i jego zasada­mi. Wyda­je się, że choć nasz bohater jest odmieniony przez wojnę i zaczy­na rozmieć, że nie sposób prowadz­ić życia wedle takich stan­dard­ów moral­nych jakie sobie narz­cił to jed­nak ścię­cie drze­wa sto­jącego od lat przed jego posi­adłoś­cią to o jeden krok za daleko. Ale ponown­ie — zawodzi nas cast­ing. W jed­nej z ostat­nich scen kiedy naresz­cie cała trój­ka spo­ty­ka się na schodach Londyńskiego domu gdzie mogą bez udawa­nia poroz­maw­iać o fak­cie, że oto mamy do czynienia z miłos­nym trójkątem widać to nawyraźniej. Rebec­ca Hall gra Sylvię za dobrze i zaś Bene­dict Cum­ber­batch wyda­je się o tyle bardziej sobą w cza­sie ich wspól­nego dia­logu (oraz po pros­tu kiedy na nią patrzy), że w tej chwili ostate­cznego potępi­enia niewiernej małżon­ki widz ma ochotę paląć czymś bohat­era po łbie i kazać mu zwiać z włas­ną żoną, niż pozostać z mdłym nieco egzal­towanym dziew­czę­ciem. Po pros­tu jak na dłoni widać, że ta dwój­ka wycię­ta jest z tego samego mate­ri­ału, do którego Valen­tine po pros­tu nie pasuje.

 

 Prob­lem poel­ga na tym, że w sojrze­niu Christo­phera na Sylvię…

 

 

          Oczy­wiś­cie, to jest prob­lem raczej widza niż auto­ra opowieś­ci. Ten każe nasze­mu bohaterowi znaleźć w końcu szczęś­cie tam gdzie pewnie przed wojną by się go nie spodziewał. A więc w ramionach młodej ślicznej dziew­czyny, wśród żołnierzy, którzy podle­gali mu na fron­cie i są jak naj­dal­si od tej nadętej londyńskiej soci­ety w której nasz bohater nigdy chy­ba nie czuł się szczegól­nie dobrze, w poko­ju ogrze­wanym przez kominek w którym pali się szcza­pa­mi z drze­wa które lata­mi rosło pod jego domem. Armie rozeszły się do domów, niewierne żony spoglą­da­ją ku Indiom by tam znaleźć nowe życie kto wie czy nie u boku nowego mężczyzny. Wszys­tko się dobrze kończy. Oczy­wiś­cie gdzieś po drodze zapodzi­ał się ten dawny świat, ale czy naprawdę tak bard­zo jest po czym płakać? Przy­ja­ciele, których nasz bohater stracił, chy­ba nie byli do koń­ca war­ci jego uczuć, sko­ro ich najwięk­szym prob­le­mem jest to, że Christop­er wró­cił z jed­nym kawałku z fron­tu i może zażą­dać spłaty swoich długów.

 

 

 i w spo­jrze­niu Sylvii na Christo­phera jest więcej chemii niż w sce­nie miłos­nej z Valen­tine. I to jest prob­lem nie fab­u­larny ale castingowy.

 

 

        Może warto tu — sko­ro kończy się już ser­i­al wspom­nieć dwa słowa o aktorstwie. Zwierz nie jest w stanie zrozu­mieć powodów dla którego zro­biono z włosa­mi i mak­i­jażem Bene­dic­ta Cume­br­batcha to co zro­biono — to znaczy rozu­mie — chciano pod­kreślić jego nie atrak­cyjny wygląd. Ale zami­ast tego stwor­zono postać, która wyglą­da po pros­tu dzi­wnie, zwłaszcza na tle nie ucharak­tery­zowanych w takim stop­niu postaci. Co więcej, owe pod­kład­ki pod policz­ki odbiły się na całym wys­tępie akto­ra bo widać, że zmieniły mu mimikę twarzy, co prowadzi do kilku dość dzi­wacznych momen­tów kiedy postać zde­cy­dowanie ma się cieszyć a twarzy wraża coś na ksz­tałt obrzy­dzenia. Sam Bene­dict ide­al­nie sprawdza się w roli człowieka nie tylko inteligent­niejszego od innych ale i sto­jącego na jakimś moral­nym piedestale — taka wyżs­zość mu pasu­je. Pon­ad to, zwierz oce­nia rolę wysoko bo? jest zagrana inaczej niż poprzed­nia rola w jakiej zwierz widzi­ał Bene­dic­ta mimo pozornego podobieńst­wa — inny­mi słowy jego ofi­cer I wojny z War Horse nie ma nic wspól­nego z jego ofi­cerem z Parade’s End — miło widzieć, że aktor ma na tyle dużo środ­ków w kieszeni by się nie pow­tarzać i nie przy­pom­i­nać siebie samego w każdej pro­dukcji. No ale nie ukry­wa­jmy — ktokol­wiek widzi­ał ten ser­i­al i czy­tał not­ki zwierza, wie że to ser­i­al Rebec­cy Hall, która gra wybit­nie, charyz­maty­cznie i po pros­tu bezczel­nie krad­nie ser­i­al całoś­ci obsady, nie odd­a­jąc ani jed­nej sce­ny. Z odcin­ka na odcinek zmieni­ała się też opinia zwierza o roli Rogera Alla­ma i dziś zwierz bez waha­nia powie, że to trze­cia najlep­sza rola seri­alu — jego gen­er­ał jest kilko­ma posta­ci­a­mi w jed­nej i prawdę powiedzi­awszy speł­nia zde­cy­dowanie ważniejszą rolę w roz­wo­ju fabuły niż się to może wydawać. Nieste­ty do pomyłek trze­ba zal­iczyć wybit­nie nijaką Ade­laide Clemens w roli Valen­tine i co boli zwierza — niewyko­rzys­tanie Ruper­ta Everetta w roli starszego bra­ta. To znaczy jak się ma takiego akto­ra to mu się pisze jaką porząd­ną scenę.

 

 

 Kiedy wró­ci się do zdjęć pro­mo­cyjnych to jak­by tak od razu widać, że jeden ele­ment nie pasu­je do obrazka

 

        His­to­ria ury­wa się dokład­nie tam gdzie urwać się powin­na  by nieść w sum­ie pozy­ty­wny przekaz. Stare cza­sy odchodzą, ale może nie należy się tym aż tak strasznie smu­cić, może jest w tych nowych cza­sach coś nowego, na co warto było czekać. Może dobrze, że pozbędziemy się tej tytułowej “parady” — całej serii pozorów, sym­boli i wzorów zachowań, które nas krępowały. Może świat jest zde­cy­dowanie lep­szy gdy wojsko nie idzie w nogę, tylko roz­chodzi się radośnie do domów w ciepły słoneczny dzień. Ale zwierz jak zwyk­le w takich chwilach patrzy na swoich bohaterów i myśli o tym wszys­tkim co ich jeszcze czeka. I nie widzi w kar­tach ich losu szczegól­nego pocieszenia. Czy rzeczy­wiś­cie Valen­tine i Christo­pher będą ze sobą szczęśli­wi skon­sumowawszy naras­ta­jące przez lata napię­cie i pożą­danie. Czy nie obudzą się pewnego dnia z kon­kluzją, że gdzieś tam wybrali nie do koń­ca dobrze. Ser­i­al robi tu błąd bo na przykład nie uda­je się zaz­naczyć różni­cy intelek­tu­al­nej między Sylvią a Christo­pherem. O ile w książce, Sylvia nie jest dużo inteligent­niejsza (z opisu) od Valen­tine to w seri­alu człowiek aż widzi znud­zonego po pewnym cza­sie Christo­phera, który nie ma za bard­zo o czym roz­maw­iać, z opiekunką dziew­czynek w szkole, która kiedyś była sufrażys­tką ale z tego wyrosła. Ale nawet nie o ten prob­lem chodzi. Bo czy naprawdę moż­na odrzu­cić to w co tak bard­zo się wierzy, tylko dlat­ego, że nie daje nam szczęś­cia? Teo­re­ty­cznie tak, ale prze­cież najwięk­szą bolączką Christo­phera przez te wszys­tkie lata był fakt, że nie miał on innych pod­staw swo­jej wiz­ji świa­ta niż właśnie te zasady. Tu odrzu­ca je lekką ręką, i choć może rzeczy­wiś­cie nie ma za czym tęsknić to co ma wypełnić ta pustkę? Gdy­by tak było czy koniecz­na był­by te wszys­tkie męki przez które prze­chodzi nasz bohater. Inny­mi słowy czy nie jest trochę  w takim rozlicze­niu wiele hała­su o nic (wynika­jące chy­ba z fak­tu, że duchową podróż bohat­era z ostat­niego odcin­ka nieco za bard­zo skom­pre­sowano). No i najważniejsze pytanie — czy moż­na się pozbyć tęs­kno­ty za tym  światem którego już nie ma. Nasz bohater jest tak bard­zo człowiekiem poprzed­niej epo­ki. Czy zawsze będzie się cieszył z następ­nej, w której pociąg nie jeżdżą już tak punk­tu­al­nie (korzys­ta­jąc z tej poe­t­y­ck­iej metafory). Spale­nie trady­cji (dosłowne) następu­je tu szy­bko ale nie oznacza, że przepad­nie też sen­ty­ment. Tego nam oczy­wiś­cie autor nie napisze. Nie napisze nam też, że ów pokój, z którego tak cieszą się bohaterowie to chwilowa prz­er­wa, w grze, której kon­kluzji jak najbardziej mają szanse dożyć (nie jest to wina auto­ra bo powieść pisa­nia była w lat­ach 20). Ale czy nie na tym pole­ga­ją wszys­tkie his­to­rie, których chce­my słuchać. Ury­wa­ją się zan­im zro­bi się prawdziwie.

 

 Wszys­tko pięknie ale woj­na nieco za bard­zo zmienia ludzi by w chwilowym pociesze­niu znaleźć dobre zakończenie.

 

         Pod­sumowu­jąc.  Zwierz nie może się oprzeć wraże­niu, że przez cztery odcin­ki oglą­dał his­torię o człowieku tracą­cym coś w co bard­zo moc­no wierzył, a co nie dawało mu szczęś­cia. W pią­tym odcinku zobaczył, jak lekką ręką odrzu­ca swo­je przeko­na­nia i zna­j­du­je szczęś­cie. I choć teo­re­ty­cznie może się i z tym zgadza, to ta kon­kluz­ja jakoś wybit­nie nie pasu­je do tonu snutej opowieś­ci, a co więcej trud­no znaleźć wystar­cza­ją­co dobrze przed­staw­ioną gwał­towną zmi­anę przekon­ań. Jasne jest, że Christo­pher zmienia się przez wszys­tkie odcin­ki, ale zwier­zowi zabrakło jed­nej czy dwóch scen, w których dostrzegł­by ten ostate­czny przełom pozwala­ją­cy zrozu­mieć, że bohater pogodz­ił się z zachodzą­cy­mi zmi­ana­mi. Przez ser­i­al przewi­ja się motyw pękniętego lus­tra, obrazu podzielonego jak w kale­j­doskopie. Może to jest dają­cy pociesze­nie klucz. Może nie ma jed­nej his­torii, tylko wiele małych, z których może­my sobie wybier­ać. Tak więc zwierz chy­ba będzie przyglą­dał się tej his­torii jako opowieś­ci o kobiecie, która zakochała się za późno w swoim mężu, który nie kochał jej wcale. I która o niego wal­czyła nieucz­ci­wy­mi środ­ka­mi by  prze­sadz­ić, stracić go ale się nie poddać.To zde­cy­dowanie ciekawsza his­to­ria ze zde­cy­dowanie ciekawszą kon­kluzją. Taką, która prowadzi nas jak naj­dalej od dobrych zakończeń, w które trud­no uwierzyć.

 

Ps: Zwierz wyjątkowo nie odpowia­da za obiek­ty­wność swoich sądów bo w przy­pad­ku tego seri­alu odnosi wraże­nie, że jego inter­pre­tac­ja może się bard­zo roz­b­ie­gać z obow­iązu­jącą. Potrak­tu­j­cie więc ten wpis raczej jako luźną impresję.

0 komentarz
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online