Hej
Jak zwykle zwierza do refleksji dość przyziemnych czy nawet dość prostych dochodzi bardzo krętymi drogami ( umysł zwierza nie funkcjonuje do końca normalnie co chyba udało wam się zauważyć). Otóż zwierz oglądał sobie wczoraj dzięki cudownemu wynalazkowi livestreamu koncert będący częścią organizowanej od lat przez BBC akcji ” Children in need”. Powód dla którego zwierz oglądał ów koncert nie powinien być dla uważnych czytelników tajemnicą, zaś nie uważni czytelnicy niech pozostaną nie do informowani – to nie żadna kara tylko naiwność zwierza że uda mu się zachować twarz przed swoimi czytelnikami ( choć chyba staje się to co raz trudniejsze). W każdym razie ma to coś wspólnego z nową obsesją zwierza ( miejmy nadzieje że zwierzowi niedługo przejdzie bo to się zaczyna robić groźne).
Oglądając ów koncert zwierz nie mógł się jednak nie powstrzymać od refleksji dotyczącej sprawy zupełnie nie związanej ani z BBC ani z najnowszą obsesją zwierza. Otóż tym co nie daje zwierzowi spokoju jest kwestia playbacku. Oto pierwszą występującą na koncercie osobą była Lady Gaga która śpiewała swój wielki hit ” Born This Way” ktokolwiek słyszał ów hit zapewne zdaje sobie sprawę że śpiewania w nim tyle co miksu dźwięku. Zwierz nie chce tu jednak wydawać opinii o utworze, który co może niektórych zdziwić nawet zwierz lubi. Nie tym co spowodowało refleksję zwierza jest fakt, że Lady Gaga w połowie jednej ze zwrotek nie zważając na to że w tle leci jej własny głos ( a koncert jest przecież na żywo) zaczęła zachęcać widownię do wzięcia udziału w zbiórce pieniędzy na chore dzieci. Widownia radośnie podskakiwała i śpiewała w takt piosenki jakby zupełnie ignorując fakt, że przecież taki playback jest absolutnie sprzeczny z ideą koncertu. Jednak o tym incydencie nie doniosą gazety, fani nie będą się skarżyć i nikt właściwie tego nie zauważy. Więcej – Lady Gaga nie jest ani pierwszą ani ostatnią osobą która playback wykorzystuje tak swobodnie że niekiedy nawet nie stara się do niego śpiewać. Pozostaje jednak to dręczące zwierza pytanie – jakim cudem dopuściliśmy do takiej sytuacji, i czy naprawdę playback jest taki straszny jak go malują.
Zacznijmy od tego, że jak zwierz wielokrotnie pisał nie do końca rozumie ideę koncertu. Zdaniem zwierza stanie w tłumie podczas gdy ktoś lata po scenie śpiewając i tańcząc jest mniej atrakcyjne niż siedzenie w domu i oglądanie nagrania takiego koncertu a jeszcze lepiej samej płyty gdzie nie ma niepotrzebnych dźwięków i wszystko jest ładnie wyczyszczone. Zwierz może nie jest audiofilem ( kogo zwierz oszukuje – na pewno nie jest audiofilem) ale nie lubi kiedy dźwięki nie brzmią czysto. choć samego zwierza na koncerty nie ciągnie i nigdy ciągnąć nie będzie to jednak z tego co rozumiał fani zespołu czy wykonawcy pielgrzymują na nie z dwóch powodów. Pierwszy to ten sam dla którego zwierz pielgrzymowałby na sztuki znanych z filmu aktorów gdyby tylko mógł – obejrzenie lubianego artysty na żywo to jednak zupełnie co innego niż obejrzenie filmu czy wysłuchanie płyty. tak więc nawet jeśli nieco nas zawodzi ( aktorzy wypadają zdecydowanie lepiej w przedsięwzięciach w których istnieje instytucja drugiego ujęcia) to jednak mamy przynajmniej dowód że nie jest to nie realna istota wykreowana przez speców od marketingu ale prawdziwy człowiek ( bądź ludzie w przypadku zespołu) z krwi i kości. Drugi powód który zwierz już nieco mniej rozumie to przekonanie bardzo wielu fanów że muzyka słyszana na koncercie jest lepsza od tej na płycie. I nie chodzi tu o wspomnianą przez zwierza jakość ale o możliwość improwizacji, interakcję z tłumem, zmianę tekstu, melodii itp. Zwierz kiwa w tym przypadku głową ze zrozumieniem nie mniej bez entuzjazmu ponieważ jako istota muzycznie nie czuła zupełnie nie umie takich elementów docenić. Nie mniej na potrzeby notatki można założyć że wymienione powyżej dwa powody są głównymi dla których ludzie udają się na koncerty.
Wydaje się jednak ze paradoksalnie część wykonawców uważa tą muzyczną motywację za sprawę drugorzędną. Zwierz odstawi tu na bok wszelkich szalonych rockmanów którzy nawet gdyby chcieli nie umieli by dwa razy zagrać tak samo piosenki czy nawet udawać że grają z playbackiem. Zwierzowi chodzi o te gwiazdy które nie podejmują ryzyka stania na scenie i po prostu śpiewania. I nie chodzi zwierzowi o brak talentu ( zwierz uważa że paradoksalnie nie da się zrobić olbrzymiej kariery w muzyce popularnej nie mając zupełnie talentu – konkurencja jest zbyt ostra) ale o przekonanie, że samą swoją obecnością i śpiewaniem nie zadowoli się fanów. Stąd współczesne koncerty już bardzo niewiele mają wspólnego z czymś co można nazwać wykonywaniem utworów muzycznych. Do śpiewania trzeba dodać wiszenie na linach, trzydziestu tancerzy, choreografię lepszą niż w teledyskach, osiemdziesiąt trzy zmiany garderoby, efekty pirotechniczne i całe mnóstwo migających światełek. Nic dziwnego, że ktokolwiek stara się śpiewać bez wsparcia polegnie. Już sam pomysł by wykonawca jednocześnie śpiewał i tańczył wydaje się idiotyczny – są to bowiem dwie czynności które dość trudno powiązać – nawet co na Broadwayu ( którzy mają możliwości przerastające większość gwiazd popu) w pewnym momencie muszą przystanąć bo przecież gdzieś trzeba złapać oddech. A że widowiska co raz bardziej się rozrastają nie dziwi, że wielu piosenkarzy oficjalnie przyznaje się do tego, że nawet nie próbuje śpiewać tylko od razu decyduje się na udawanie. Pół biedy kiedy wykonawcy są gotowi taką iluzję podtrzymywać aż do samego końca – w sumie powiedzmy sobie szczerze – śpiewanie przed tysiącami ludzi to dość stresujący zawód więc może lepiej mieć wspomaganie by na pewno nie wydać z siebie jakiegoś piskliwego dźwięku lub po prostu nie wydać z siebie żadnego dźwięku.
Być może jednak należy przyjąć część odpowiedzialności za to jak dziwnymi stały się w ostatnich latach koncerty ( serio czy fakt że idziemy posłuchać kogoś kto śpiewa na żywo tylko po to by wysłuchać jak udaje że śpiewa na żywo nie jest zupełnie od czapy?), po pierwsze w ciągu ostatnich kilku dekad drastycznie zmieniła się publiczność koncertowa. Kiedyś poza fanami na koncertach pojawiali się ludzie którzy chcieli sprawdzić o co właściwie danemu wykonawcy chodzi. Dziś kiedy przyjdzie nam do głowy sprawdzić o co wykonawcy chodzi siadamy przed komputerem i po pięciu minutach mamy mniej więcej wyrobioną opinię na ten temat. Nikt nie zaciągnie znajomych na koncert tylko po to by im pokazać jakiś zespół – dziś taka inicjacja odbywa się przed komputerem. Podobnie młode zespoły częściej stają się sławne nie dzięki występom w klubach i na koncertach ale właśnie dzięki popularności w Internecie. Ale to nie wszystko. Zwierz myśli, że dziś artyści wychodzący na scenę muszą przeżywać prawdziwy horror. Kiedyś po słabym koncercie piosenkarz mógł się spakować i pojechać do następnego miasta mając nadzieje, że te parę tysięcy osób które zostawił z mieszanymi uczuciami za sobą najwyżej poskarży się swoim znajomym. Dziś jakakolwiek wtopa na koncercie natychmiast zostaje uwieczniona, więcej podłapana przez prasę – marne wykonania piosenek, odrobina fałszu, błąd w choreografii – wszystko zostaje skatalogowane i wrzucone do nieśmiertelnego netu skąd zawsze można coś wyjąć. I nawet jeśli ich płyta świetnie sie sprzedaje to właśnie ta odrobina fałszu zepsuje im prasę. W chwili pisania tej notki zwierz dowiedział się że Rihanna spóźniła się dwie godziny na koncert w Londynie i nawet nie przeprosiła za to fanów. Zwierz nawet nie wiedział że Rihanna gra koncert w Londynie, a gdyby nawet wiedział to by się nie wybierał. Nie mniej właśnie ta informacja do niego trafiła. Gdyby Rihanna przyszła na czas i dała świetny koncert nikt by o tym nie napisał co jest z resztą jasne. Co więcej sami fani zrobili się co raz bardziej wymagający – kiedyś tylko drobna część prawdziwych fanatyków śledziła różne wersje koncertowe i chciała poznać każde wykonanie. Dziś kiedy jest to niesłychanie proste, wielu słuchaczy przychodzi juz na koncert z pewnymi założeniami odnośnie tego co i jak ma brzmieć. Ponownie nie trudno się dziwić, że wykonawcy wolą nie ryzykować, że ich kolejne wykonanie kogoś zawiedzie. Z resztą chyba nigdy wcześniej nie było ludzi tak osłuchanych jak dziś.
Jak sami widzicie zwierz nie jest szalonym przeciwnikiem playbacku jako takiego. Rozumie że współczesny sposób koncertowania właściwie wymusza je na artystach. Z drugiej jednak strony nie sposób oprzeć się wrażeniu że mamy do czynienia z sytuacją naprawdę paranoiczną kiedy przychodzimy by na żywo podziwiać czyjś talent a osoba ta serwuje nam wersję nie na żywo w obawie że nie sprosta naszym oczekiwaniom. My zaś windujemy nasze oczekiwania bo tak naprawdę nie słyszymy jak utwory które znamy po wyczyszczeniu i przepuszczeniu przez dziesiątki mikserów brzmią na żywo. Sytuacja jest tym gorsza że przecież nie można nagle w przejawie dobrej woli zapomnieć co słyszało się wcześniej. Tak więc prawdopodobnie playback czekają cudowne lata. Oczywiście możemy po prostu przyjąć ze koncerty się przeżyły. Do pewnego stopnia to prawda. Ale chyba jednak wciąż za bardzo kochamy owo poczucie wspólnoty jakie daje tłum na koncertach i owo przekonanie że bierzemy w czymś udział na żywo ( fetysz wydarzeń „na żywo” we współczesnej kulturze świadczy o tym jak strasznie brakuje nam nieprzewidywalności i poczucia wyjątkowości – ewidentnie za spokojnie jest ostatnio na świecie ) by dać sobie z tym spokój nawet jeśli to tylko iluzja.
Ps: A juz jutro dowiecie się jak naprawdę dowiedzieć się co jest w danym momencie naprawdę ważne dla ludzkości. Czyli krótki poradnik zwierza jak wydostać się z niewoli mediów :P??