Hej
Zwierz raz na jakiś czas łapie się na tym, że uważa coś za oczywiste, co oczywistym nie jest. To paskudna cecha, która często – zwłaszcza w przypadkach kulturalnych czyni ze zwierza kogoś, kto brzmi jak straszny arogant. Ponieważ zwierz ma z natury raczej dobry charakter (a przynajmniej ma taką nadzieję), stara się popełniać ten błąd jak najrzadziej. No, ale nie zawsze udaje się go uniknąć. Jednym z najczęściej robionych przez zwierza założeń jest wniosek, że ludzie oglądają stare filmy. Przy czym przez stare filmy zwierz wcale nie rozumie kinematografii przedwojennej (tą nie wszyscy muszą lubić, zresztą wcale nie produkowano wtedy samych znakomitych filmów), ale tej, które mogą wyprzedzać datę naszych urodzin o zaledwie jedną czy dwie dekady. Zwierz zawsze oglądał stare filmy z przekonaniem, że istnieje jakiś takie przymus by dowiedzieć się, co było wcześniej. Tak, więc cała filmowa edukacja zwierza zawsze polegała na oglądaniu na przemian nowych i starych produkcji. Zwierz nie będzie wam kłamał, że udało mu się obejrzeć wszystko, co powinien, bo czasem zwierzowi też się nie chce, ale nie wyobraża sobie odcinania się od kinematografii starszej i szukania ciekawych filmów tylko wśród najnowszych produkcji. Ale ostatnio okazało się, ze całkiem sporo osób tak właśnie podchodzi do kinematografii. Dlatego zwierz postanowił w dziesięciu punktach przekonać nieprzekonanych, dlaczego warto oglądać nie tylko nowe, ale i starsze produkcje.
Podstawowy odsiew już zrobiony – to chyba największa zachęta – podchodząc do nowszych produkcji strasznie trudno powiedzieć, co tak naprawdę jest dobre a co tylko bardzo dobrze reklamowane. Tymczasem w przypadku selekcje zrobił już czas. Jeśli jakiś film przetrwał w pamięci, jako dobry przez tyle lat to oczywiście nie ma 100% pewności, ale jest zdecydowanie większe prawdopodobieństwo, że film będzie naprawdę godny obejrzenia. Czas potrafi wykosić mnóstwo średnich produkcji, do których nikomu nie chciało się potem wracać. Między innymi właśnie, dlatego, część osób jest przekonana, że kiedyś kręcono lepsze filmy. Wyobraźcie sobie, co by było gdyby z ostatniej filmowej dekady pozostało z każdego roku kilka – kilkanaście najlepszych produkcji bez całego tego marnego środka, na który napotykamy się w kinie, kiedy chcemy ominąć najsłabsze produkcje. To jedna z najbardziej zachęcających zwierza rzeczy. A co jeśli film jest marny? Wtedy można się zastanawiać, dlaczego tak długo przetrwał w zbiorowej wyobraźni, jako dobry.
A jeśli coś cię denerwuje – zwierz często czyta opinie osób, które denerwują efekty specjalne, 3D czy nowinki techniczne. Sporo osób uważa, że filmy są obecnie zdecydowanie za szybko montowane. Wystarczy po prostu zajrzeć do czasów, kiedy denerwujących nas elementów nie było. Filmy akcji są za szybkie i nie wiemy, kto jest kto? Nie trzeba się daleko cofać – jedna czy dwie dekady do tył i już okaże się, że denerwujące niektórych szybkie tempo czy nadmiar efektów specjalnych znika jak za dotknięciem magicznej różdżki. Oczywiście czasem okazuje się, że to, co nas denerwuje może się czasem przydać, (choć niektórzy bronić będą strych dobrych efektów specjalnych sprzed ery komputerów). Ale już na przykład tempo filmów może niektórym nareszcie pozwolić załapać, kto kogo i dlaczego. Zresztą zwierz ma wrażenie, że starsze kino pozwala uciec od bardzo wielu denerwujących cech kina nowoczesnego – i to właśnie nie w zakresie tematyki czy sposobu gry, ale techniki produkcji. Zwierz niedawno dowiedział się, że nie wszyscy nadrabiają starsze animacje Disneya i był w szoku, – bo możliwość obserwowania różnych stylów i etapów w historii Disnejowskiej animacji to niekiedy przyjemność większa niż poznanie historii kolejnej księżniczki i jej księcia.
Między nawiązaniem a przypadkiem – skąd wiedzieć czy twórca świadomie do czegoś nawiązuje czy też nawiązanie wyszło mu przypadkowo. Jak w ogóle je znaleźć? Jak dostrzec czy twórca kogoś cytuje? I jak potem móc powiedzieć wszystkim, że ten krytyk jest idiota, bo nie dostrzegł czegoś, co jest oczywiste? Nie uda nam się w pełni cieszyć kinematografią, jeśli nie znamy tych dzieł, do których odwołują się mniej lub bardziej świadomie twórcy kina. Trochę jak z literaturą – tu wszyscy nas zmuszają byśmy nadrobili to, co jest konieczne by potem mieć pewność, ze wszystko po drodze wyłapiemy. Nie wszystkim się to podoba i jest trochę nudne, ale jak natrafiacie na motyw, że życie to sen to wiecie, że twórca, który wpada na to w XXI wieku jakoś szczególnie oryginalny nie jest. Z kinem jest podobnie – twórcy nawiązują do przeszłości, wykorzystują znane już wątki, czasem powtarzają niemal krok po kroku sceny, które już były. Żeby naprawdę dobrze się bawić warto zadać sobie odrobinę trudno by znać przynajmniej podstawy. Bo potem człowiek ogląda np. Prometeusza gdzie android w kółko ogląda Lawrence z Arabii i nie do końca wiadomo jak to odczytać i co to w ogóle znaczy.
Gatunki, których już nie ma – kiedyś robiono inne filmy. Nie chodzi o to czy lepsze czy gorsze, po prostu inne. Dziś już właściwie nie kręci się klasycznych Westernów. Oczywiście w tych Westernach są treści, które by już dziś nie przeszły, ale są też produkcje, które jak najbardziej przetrwały próbę czasu. Zmieniło się nasze podejście do melodramatu – dziś, co raz rzadziej dostajemy melodramaty, zwłaszcza te wielkie na tle historycznych wydarzeń. Podobnie jak filmy o starożytności – zwierz nie mówi, że Kleopatra czy Upadek Cesarstwa Rzymskiego były filmami znakomitymi, ale takich się już nie robi – oczywiście zamiast tego mamy przecudownie umięśnionych panów w 300 czy Jona Snow z kaloryferem (pun intended) w Pompejach, ale to nie ten sam rodzaj kina. Podobnie gdzieś po drodze zgubiły się nam takie klasyczne musicale gdzie koniecznie musimy mieć dwunastominutowy przerywnik taneczny. Nie wszyscy okażą się fanami takich filmów, ale warto zajrzeć do naszej filmowej przeszłości. Może okaże się, że przegapiliśmy nasz ulubiony gatunek filmowy, który się gdzieś tam zapodział w historii kina.
Więcej niż jedna historia – oglądanie starszych filmów ma jeszcze jedną dodatkową zaletę. Oglądając starsze filmy możemy największą radochę czerpać z codzienności, którą widzimy na ekranie. W Starych filmach zwierz uwielbia oglądać zwłaszcza kuchnie, nowoczesne wówczas wynalazki i modę. Do tego jeszcze filmy pokazują nam jak strasznie dużo się zmieniło. Chociażby taki Wielki Sen, – kiedy ogląda się te wszystkie drugoplanowe bohaterki, które po zamienieniu dwóch słów z Bogartem wręcz się na niego rzucają pokazują nam jak bardzo zmienił się sposób pisania niektórych scen, że jednak postacie kobiece, mimo, że wciąż często pisane marnie i schematycznie to jednak nie aż tak bardzo schematycznie. Plus można sobie popatrzeć na miasta w kształcie, który już dawno utraciły (pod tym względem fascynujące są filmy, które rozgrywają się w przestrzeniach, które dobrze znamy, – czyli np. w przypadku zwierza w Warszawie). Zresztą w przypadku niektórych zmian np. pokazywania mniejszości seksualnych wcale nie trzeba się cofać bardzo daleko. Na przykład oglądając taką przełomową kiedyś Filadelfię można mieć kilka ciekawych refleksji nad tym jak wtedy i dziś pokazano by ten temat. Im więcej jest tych różnic tym więcej treści nabiera film i czasem może się okazać, że dziś ogląda się produkcję o czymś zupełnie innym niż był kilka dekad temu.
Talent się nie starzeje – dobre aktorstwo nie zna upływu czasu. Jeśli widzieliście Tramwaj zwany Pożądaniem to dostaniecie najlepszy tego przykład. Cóż z tego, że wokół wszyscy grają z lekko teatralną manierą skoro Brando jest jak najbardziej współczesny, niepokojący i ech… strasznie przystojny. No dobra, ale jeśli nie macie jak zwierz słabości do Brando to przyjrzyjcie się chociażby Jamesowi Deanowi w Olbrzymie. Filmie, w którym Dean jest fascynujący i magnetyczny i ponownie – jego gra nie zestarzała się ani trochę. Albo Cybulski właściwie we wszystkich swoich rolach – wymieniać można długo, ale jedno pozostaje niezmienne. Nawet, jeśli wydaje się wam, że sztuka filmowa się starzeje i nie sposób z przyjemnością spojrzeć w przeszłość to właściwie w każdej dekadzie kina znajdowali się ludzie, którzy grali tak, że czas i miejsce powstania filmu wcale nie ma znaczenia. Byłoby przykro przegapić doskonałych aktorów i doskonałe występy tylko, dlatego, że powstały przed naszym urodzeniem.
Tak się już nie kręci– nikt już nie kręci filmów gdzie bohater nieironicznie dzielnie broni w Waszyngtonie amerykańskiej demokracji, nikt nie daje nam długich ujęć biegnących ku sobie zakochanych, nie da się nakręcić sceny pocałunku w filmie tak by nie wyglądała jak największy kicz, nie da się już nakręcić sceny, w której klienci kawiarni zaczynają w oporze przed niemiecką piosenką ze łzami oczach śpiewać hymn narodowy. Takich scen, których się już nie da na poważnie nakręcić jest sporo. Czy znaczy to, że nie da się ich oglądać? To już zupełnie inna kwestia. Bo tak naprawdę wcale się aż tak bardzo nie zmieniliśmy. Nadal potrafimy się takimi klasycznie przedstawionymi scenami wzruszać, ale kino już nam ich nie dostarcza. Oczywiście jak w przypadku wszystkiego znajdą się tacy, którzy takich właśnie retro scen nie są w stanie znieść, ale jest też całkiem sporo widzów, którzy trochę za takimi scenami tęskną. Może warto sprawdzić, w której kategorii się znajdujecie.
Wszystko już było – jak właściwie dowiedzieć się, co jest nowatorskie a co wtórne? Nie ma innego sposobu – trzeba przysiąść i sprawdzić empirycznie oglądając odpowiednią ilość filmów. Wtedy może się okazać, że wszystko już było. Z jednej strony – rzeczywiście odbiera to trochę frajdy – z drugiej – wtedy, kiedy trafimy na coś nowatorskiego i pomysłowego, naprawdę mamy dużo większą frajdę. Zresztą całkiem sporo filmów odniosło sukces, bo były remakami filmów, które ludzie słabiej znali lub o nich zapomnieli. Pamiętacie komedię romantyczną Masz Wiadomość? Niby wszyscy wiedzą, ze to jest uwspółcześniony remake filmu Sklepu na Rogu, ale powiedzcie ile z was zdecydowało się obejrzeć film ze Stewartem? Tymczasem oryginał jest absolutnie przeuroczy i pod wieloma względami przewyższa remake. Sporo jest zresztą przypadków, że oglądając starszy film orientujemy się, że scenarzyści nowszej produkcji dość bezczelnie z niego zżynali. Oczywiście nie zawsze to rozstrzygnięcie działa na korzyść starszych filmów, ale zawsze na korzyść tych oryginalnych.
Gwiazdy już tak nie świecą– zwierz pisał o talencie, który nie przemijał, ale to zupełnie, co innego niż obserwowanie wielkich gwiazd Hollywood w ich najważniejszych filmach. Wszyscy wiemy, kim jest Audrey Hepburn. Marylin Monroe, Charlie Chaplin czy John Wayne. Ale ile osób może z ręką na sercu powiedzieć, że poczyniło kroki by naprawdę poznać ich filmografie. Oglądanie na ekranie Elizabeth Taylor, młodego Paula Newmana, Cary Granta czy Doris Day – te gwiazdy wyglądały, zachowywały się i grały zupełnie inaczej niż znani nam dziś aktorzy. Zwierz zawsze znajdował sporo przyjemności w oglądaniu tych wielkich gwiazd na ekranie. Dlaczego? Po pierwsze nie zawsze fajnie zweryfikować czy legendarna gwiazda rzeczywiście jest taka dobra, taka piękna, czy może miała tak dobry PR., Ale nie chodzi jedynie o weryfikowanie Legend – ważne jest też zadanie sobie pytania, dlaczego akurat te nazwiska powtarza się z nabożną czcią. Przy czym równie ciekawe jest obserwowanie pod tym względem legend kina Hollywoodzkiego, Europejskiego (zdaniem zwierza nie było i nie będzie bardziej „aktorskiego” aktora niż Marcello Mastroianni) czy krajowego (można sobie zdać pytanie czy Łomnicki to rzeczywiście był nasz najlepszy aktor). Patrząc na te zweryfikowane przez czas legendy kina możemy sobie zadać pytanie, co decyduje o tym, że ktoś zostanie w naszej pamięci. Talent, uroda, a może jeszcze coś, co w każdym pokoleniu aktorów charakteryzuje tylko kilku. No i zagrać w ulubioną grę zwierza. Kto z dzisiejszych aktorów przetrwa ten wielki odsiew.
Dobre filmy po prostu są dobre – to jest ostatni punkt, bez którego trudno w ogóle mówić o nadrabianiu jakichkolwiek filmów. Widzicie zwierz lubi nadrabiać filmy z przeszłości, bo przez ponad 100 lat od czasu, kiedy wymyśliliśmy kinematograf nakręcono więcej niż kilka dobrych filmów. Więcej nakręcono cale mnóstwo dobrych i doskonałych filmów. Przegapić je tylko, dlatego, że nakręcono je dawno – to dopiero kretyńska i niepotrzebna strata. No i tu wracamy trochę do punktu pierwszego, bo te dobre filmy naprawdę łatwo znaleźć – są na wyciagnięcie ręki. Nic tylko oglądać. Widzicie może nie trafią do was te argumenty. Może powiecie – zwierz skąd wziąć czas, możecie zadeklarować brak czasu albo chęci by zanurzać się w historie kina. Prawda jest taka, że nikomu się za bardzo nie chce metodycznie nadrabiać wszystkiego, czego nie widział. W szkole zmuszają nas byśmy w ten sposób zapoznali się z literaturą, ale kino pozostaje wyłącznie naszym wyborem. Tymczasem tak jak w przypadku literatury czasem, która z lektur obowiązkowych może zmienić nasze życie (niech podniesie ten, kogo Mistrz i Małgorzata nie ruszył) tak i wśród filmów, które powinniśmy nadrobić sporo jest tytułów, po których nasze oglądanie filmów nie będzie takie samo. Zwierz wie, że każdy film, który „trzeba” obejrzeć ogląda się inaczej. Bardziej krytycznie, często z nastawieniem, że zweryfikuje się jego legendę czy „obowiązkowość”. Ale zwierz zawsze do filmów podchodzi z takim samym czystym sercem – pragnąć przede wszystkim ciekawej historii, dobrego aktorstwa i przeżyć, których nie zagwarantuje codzienna egzystencja. Nie dajcie sobie ograniczyć tej przyjemności tylko, dlatego, że film jest starszy. To byłoby naprawdę głupie.
Ps: Zwierz przeprasza za jakieś ewentualnie niespójności w tekście, ale pisał go bardzo długo z wielką przerwą na rozmowę o zaletach i wadach Berlina, więc trochę stracił klarowność wywodu.
Ps2: Zwierz obiecuje, że przyśpieszy oglądanie House of Cards i już niedługo refleksje po sezonie 2.