O cudowny dniu. Matka co prawda budzi zwierza skoro świt (niszcząc jego piękny sen o układaniu nowej obsady Bonda) ale zwierz już wie, że dziś choćby chciało nie będzie pod górę. Oto bowiem matka zwierza lustrując z niechęcią czerwień jego łydek stwierdziła, że czas na dzień wybitnie niziny. Przynajmniej do czasu kiedy zwierz odzyska utraconą w czasie urlopu wypoczynkowego zdolność zginania nóg bez syczenia z bólu. Bo jak wiadomo, odpoczynek służy głównie wzmocnieniu ciała.
Odpowiednia perspekytwa do oglądania Nowego Targu w taki upał
Zamiast wycieczki górskiej decydujemy się na mało skomplikowaną wyprawę autobusową do Nowego Targu. Zwierz co prawda wiele razy w Nowy Targu był ale kiedy autobus zajechał na nowiutki dworzec autobusowy zwierz zdał sobie sprawę, że cały czas miał w głowie jako stację docelową Nowy Sącz a nie Nowy Targ. Nie śmiejcie się ze zwierza – połowę nazwy zapamiętał dobrze! W każdym razie Nowy Targ okazał się dla zwierza miejscem które jakoś nieszczególnie zapisało się w jego pamięci bo po wyjściu z autobusu nie miał pojęcia gdzie się udać. Na całe szczęście krótkie pytanie pozwoliło zwierzowi zanurzyć się w plątaninę niewielkich ulic prowadzących do ryku. W Nowym Targu jak w wielu mniejszych polskich miejscowościach byłoby naprawdę całkiem ładnie i przyjemnie gdyby nie powszechna skłonność do działań marketingowych. Tak jak zwierz jest w stanie przetrwać wielkoformatowe Warszawskie reklamy i zupełnie mu nie przeszkadzają billboardy to kiedy idzie ulicą gdzie każdy sklep ma co najmniej cztery szyldy i pięć informacji o promocji to czuje się nieco komercyjnie zaszczuty. Choć z drugiej strony – wydaje się, że zwierz poddał się tej presji biorąc pod uwagę ile rzeczy kupił i zmierzył.
Żeby nie było – będąc w mieście widziałyśmy jakiś kościół co oznacza że miasto zostało zwiedzone
Możecie się śmiać ze zwierza, ale uwielbia on robić zakupy w mniejszych miejscowościach. Nie chodzi tylko o ceny (sporo niższe) ale też o to, że tu gdy zwierz wchodzi do sklepu sprzedawcy chcą mu coś sprzedać. W Warszawie taką obsługę znajdzie się najczęściej w sklepach gdzie nawet chusteczki do nosa są dla zwierza za drogie. Tu wystarczy wejść do sklepu z sukienkami by donoszono wciąż nowe modele, dobierano pasujący do kreacji stanik i znoszono buty by sprawdzić jak całość sprawdzi się przy obcasach. Wszystko zaś raczej z uśmiechem i ochotą. I oczywiście jest to biznes ale zwierz zdecydowanie chętniej kupuje w sklepach gdzie przy kasie ma pewność, że kupił dokładnie to co powinien a nie to co mniej więcej się układa. Do tego w mniejszych miejscowościach spomiędzy tandety często można wyłuskać rzeczy ładne i stylowe które w większym mieście znikłyby z wieszaków w błyskawicznym tempie. Zresztą chyba powoli zienia się krajobraz polskiej mody. Kiedyś przyjeżdżając do mniejszych miejscowości na pierwszy rzut oka widziało się że moda nie dociera tu równie szybko co do stolicy. Dziś – zdecydowanie trudniej dostrzec te oczywiste kiedyś różnice.
Choć zwierz rozumie weselny kontekst natychmiast pomyślał o tych wszystkich kościołach samochodach i dorożkach które po porstu chcą być piękne.
Nowy Targ nie oferuje niesamowitych atrakcji choć popijanie cydru przy odnowionym rynku czy konsumpcja tradycyjnych miejscowych lodów (które smakują cudownie i co najważniejsze dostępne są w tylko kilku podstawowych smakach co ułatwia wybór) jest rzeczą niesłychanie przyjemną. Jednak dopiero idąc (bardzo powoli) po płaskim zwierz zdał sobie sprawę jak niesamowicie bolą go nogi oraz… jak bardzo jest gorąco. Pogoda jaka dziś była w Nowym Targu (a potem w Zakopanem) powinna być zabroniona i to na zawsze. Kto wie może szacowna matka specjalnie tak to ustaliła by spiekająca się zwierzo skwarka zdała sobie sprawę, że jedyne miejsce gdzie może znaleźć odrobinę ochłodzenia i ucieczki przed tą paskudną pogodą. Ogólnie zwierz w czasie tej wyprawy zwierz zaczął podejrzewać, że wszystkie działania matki mają na celu przekonanie zwierza że schodzenie do dolin i siedzib ludzkich to śmierć i zgroza.
Na równi krupowej w czasie targów regionalnych najlepsze są hiszpańskie wina
A jeśli już przy modzie jesteśmy. Zwierz od kilku dni z uporem lepszej sprawy czyta niemal wszystkie napisy na koszulkach mijających go ludzi. Zgodnie z obowiązującą modą niemal każdy nosi dziś na piersi jakieś hasło czy wezwanie. Sam zwierz zapewniał w tym tygodniu że jest zdecydowanie ciekawszy w internecie czy że jego plany podbicia świata zostały chwilowo odłożone na jutro. Nie mniej większość osób ma przede wszystkim hasła motywacyjne, pełne nadziei zachęcające by się nie poddawać, walczyć o swoje lub też – najczęściej – cieszyć się życiem. I nie ma w tym nic złego, nawet anglojęzyczność tych haseł nikomu szczególnie nie przeszkadza. Jedyne co zwierza w przypadku tych koszulek uderza to niesamowity kontrast pomiędzy ich radosnym czy wręcz entuzjastycznym tonem a twarzami i zachowaniem mijających go ludzi. Ci wszyscy zmachani piechurzy, wściekli na dzieci rodzicie czy po prostu zmęczeni turyści biegający w koszulkach motywacyjnych tworzą jakiś przedziwny obraz w którym rzeczywistość w żaden sposób nie chce nadążyć za modą. Kto wie może to po prostu próba nadrobienia zachodniego optymizmu. A może nikogo jakoś tak szczególnie nie obchodzi co ma napisane na koszulce. A może zdanie „Życie jest niesprawiedliwie i wszyscy umrzemy” jest trochę zbyt banalne.
A zwierz ma sukienkę w liski!
Co nie zmienia faktu, że po powrocie do Zakopanego podreptałyśmy na targ produktów regionalnych. Wielce zabawna to impreza gdzie obok siebie sprzedaje się oscypki i sery lokalnego wyrobu (które sprzedawcy zachwalają językiem największych znawców kulinarnych trendów) i wina zdecydowanie nie regionalnego wyrobu (choć kto wie może klimat przy tych upałach tak się zmienił że powrócą do nas winnice nie tylko w okolicach Zielonej Góry). Co prawda na scenie tańczy zespół ludowy ale zdecydowanie lepiej słychać popową muzykę a największe kolejki ustawiają się do stoiska z egzotycznymi przyprawami i świeżo paloną kawą. Z boku stoi ubrana w strój ludowy góralka która odpowiednio posługując się gwarą wygłasza podziękowania dla sponsorów. Zwierz postanowił wpasować się w tą synkretyczną atmosferę święta i kupił sobie piękne sutaszowe kolczyki. Z kotwicami.
W knajpie wieczorem dostajemy za darmo duże piwo. Ktoś przegrał zakład. Zwierz nie przepada za piwem ale cieszy go że ludzie robią jeszcze takie zakłady
Nad gazetką (kawa i gazeta powinny być obowiązkową częścią każdego urlopu) matka z absolutnym obrzydzeniem stwierdza, że licznik wskazuje tylko 7 kilometrów. Taka potwarz nawet w dniu relaksu i regeneracji – siedem kilometrów to jak po bułki. Zwierz wzdycha ciężko (wszak ma plecak pełen łupów) ale daje się przekonać krótkim odpoczynkiem do kontynuowania spaceru. Zwłaszcza że matka ma podstępny plan – prowadząc zwierza pozornie w dół podprowadza go pod początek ulicy Chałubińskiego. Turystów tu nie ma, podobnie jak sklepów. Są za to piękne domy. Zwierz nie ma pojęcia kiedy je zbudowano ale przyglądając się ich architekturze i poczerniałemu już nieco drewnu stawia, że musiało być to w latach kiedy do Zakopanego przyjeżdżało zdecydowanie mniej ludzi a nie wszystkie szlaki w Tatrach były już wytyczone. Idąc wyżej znajdzie się po prostu sporo ładnej zakopiańskiej architektury i kilka zupełnie nie pasujących do krajobrazu bloków. Zwierz który do bloków nic nie ma zawsze zastanawiał się jak mieszka się w bloku w miejscu gdzie wszędzie z okien widać spadziste dachy domków jednorodzinnych. Latem może się zazdrości ale zimą można z satysfakcją spoglądać na tych wszystkich posiadaczy odśnieżających podjazd. Kiedy wieczorem siadamy na kolację (ku naszemu zaskoczeniu mniejsza ilość ruchu zaowocowała większym głodem. Na całe szczęście zupa dnia to pomidorowa) wskaźnik aktywności pokazuje że dziś przebyłyśmy kilometrów czternaście. Zwierz co raz częściej myśli o dniu wyjazdu zastanawiając się w jakim stanie będzie opuszczał Zakopane. Jeśli poziom kontuzji zwierza będzie się utrzymywał zwierz będzie potrzebował jakiegoś długiego odpoczynku po tym urlopie. Spoglądając na swoją matkę zwierz ponownie ma wrażenie, że to był plan od początku. Wszak co to za urlop po którym nie wraca się absolutnie skonanym do domu z jednym marzeniem. Nie wyrobić dziennej normy kroków.
Ps: Zwierz mierzył dziś ubrania w rozmiarach od 44 do 40 mieszcząc się w nich w sposób absolutnie losowy. można wobec tego wysnuć prawo o dziennej fluktuacji zwierza która jednak jest trudna do ustalenia. W każdym razie zwierz ma chwilowo aż trzy numery i chyba będzie się oficjalnie chwalił tym najniższym. Zresztą zwierz jest modowo i tak upośledzony bo na większość ubrań jest po prosto za niski. Najładniejsza spódnica kończyła się dwadzieścia centymetrów po zakończeniu zwierza. Zwierznie ma pojęcia jak się ubiera szacowna matka, krótsza o całe sześć centymetrów od zwierza.
Ps2: Zwierz myśli o jutrzejszej wycieczce w góry z lekkim entuzjazmem. Na pomoc