Hej
Informacja o planowany przez CBS serialu opowiadającym o współcześnie żyjącym w Nowym Jorku Sherloku Holmsie ( sic!), a także szum wokół amerykańskiego remaku Dziewczyny z Tatuażem, zwierz zaczął się zastanawiać nad problemem przerabiania tego co zagraniczne na amerykańskie. Już podobnie jak dziesiątki blogerów i recenzentów miał podejść do sprawy na zasadzie – oryginał dobry, remake zły, kiedy przypominał sobie, że jest mimo wszystko zwierzem pop kulturalnym, i ma wobec swoich czytelników obowiązek przyjąć inną perspektywę, niż przeciętny pewny swej wyższości recenzent. Tak więc odrzućmy europocentryczny snobizm by zrozumieć widza amerykańskiego.
Zacznijmy od pewnego stwierdzenia, które teoretycznie jest proste, ale nie do końca. Widz amerykański jest zasadniczo inny od europejskiego. Tu zazwyczaj wszyscy zgodnie kiwamy głowami i szeptem dodajemy „głupszy”. Tak przynajmniej skłonnych jest myśleć wielu widzów, którzy nie rozumieją dlaczego amerykanie wszystko koniecznie chcą przerabiać na własne realia. Ale trzeba tu stanąć w obronie widza amerykańskiego. Jest on bowiem wychowany w zupełnie innych realiach. Widz europejski jest przyzwyczajony do obcości. Inny język, napisy w trakcie seansu, aluzje do nie rodzimej kultury, krajobrazy których nigdy nie dostrzeżemy, przeżycia życiowe, które nie są elementem naszych własnych wspomnień. Przez lata oglądania amerykańskich seriali uczymy się jak ważne jest przypięcie dziewczynie kwiatka do sukienki przed balem maturalnym, wiemy, że hierarchia w liceum zależy od posiadania kurtki członka drużyny sportowej, po latach oglądania filmów zdajemy sobie sprawę, że złapać taksówkę w Nowym Jorku jest trudno, że przebyty dystans liczy się tam przecznicami, że Teksańczycy zaciągają i ganiają ze strzelbami, że ludzie na Alasce są pozytywnie kopnięci, że każde dziecko wyprowadza się z domu idąc na studia, a każde małe miasteczko składa się z lodziarni, głównej ulicy i jakiegoś dzieciaka rozwożącego gazety itd. Innymi słowy jest to inność i obcość jakoś oswojona, i dla nas jako widzów zupełnie naturalna. Więcej, jest to dla nas tak naturalne, że gdy aktorzy odezwą się w naszym rodzimym języku nie raz czujemy się dziwnie i oskarżamy zarówno film jak i samych aktorów o sztuczność, jakby nie mogąc się pogodzić z odrealnioną wizją otaczającego nas świata. Z resztą sami po produkcje nie anglojęzyczne sięgamy rzadko najczęściej wychodząc z założenia, że skoro film nie jest amerykański to musi sobą reprezentować coś więcej. Oczywiście często przy tym zapominając, że jeśli jakiś film trafił do nas z Europy to oznacza to, że musiał się spodobać w rodzimym kraju nieco bardziej niż reszta produkcji których dystrybutor nie sprowadził. Tak więc sami powoli aklimatyzujemy się do nie swojej kultury, jednocześnie nie chcąc przed sobą przyznać, że jest nam tam niekiedy zdecydowanie wygodniej niż w kulturze krajów nam geograficznie bliższych.
Taki jest widz europejski. Tymczasem widz amerykański do inności nie jest przyzwyczajony. Wszystko dzieje się w jego dużym kraju, wedle znanego mu kodu kulturowego, odnosząc się do sformułowań, zdarzeń i wspomnień dzielonych przez otaczające go społeczeństwo. Rozumie on wszystkie aluzje, wyczuwa różnice w wysławianiu się, nie musi czytać w kinie co jest dla niego zupełnie naturalne i oczywiste ( w sumie konieczność czytania napisów nie jest żadną cnotą). O ile widz europejski, zalewany produkcjami ze Stanów, zdążył już się nieco rozeznać w tym co powinien o tym kraju wiedzieć Amerykanin niemal zawsze jest na obczyźnie sam. Oglądając film francuski nigdy nie będzie czół się tak dobrze jak francuz oglądając film amerykański, nie mówiąc już o innych krajach jak np. Szwecja czy Niemcy. Europejczycy zwykli przyjmować ten brak zrozumienia innych realiów za ignorancję, ale z drugiej strony – jak wielu z Europejskich widzów potrafi zorientować się w specyfice różnych kultur krajów Ameryki Południowej? Pewnie większość z na nie wyczułaby subtelnych różnic między kinem Ekwadorskim i Wenezuelskim, choć z punktu widzenia tego kontynentu mogą to być kinematografie zupełnie do siebie nie przystające. Jeśli przyjmiemy taką perspektywę, chęć przełożenia historii z języka nie do końca znanej kultury, na język własny wydaje się zdecydowanie bardziej zrozumiałe, zaś fakt, że robią to akurat amerykanie będzie raczej dowodem nie na ignorancję co na większe możliwości finansowe.
Skoro już zwierz w koszmarnie długim akapicie zwierz przedstawił wam powód Dlaczego? Czas przejść do Jak? Tu ponownie kilka słów rozróżnia. Czym innym jest bowiem robienie Remaku serialu, czym innym filmu, czym innym branie się za kino europejskie, czym innym kino np. azjatyckie. Wrzucanie wszystkich opowiadanych na nowo historii do jednego worka podpisanego – Oryginał był lepszy. Bo sprawa w żaden sposób nie chce być taka prosta.
Zacznijmy od telewizji – tu właściwie nie ma jednej zasady. Z jednej strony mamy bowiem dość spektakularne porażki, jak amerykańska wersja brytyjskich Skins która znikła po licznych kontrowersjach z ekranu po pierwszym sezonie mimo, że jej brytyjski odpowiednik doczekał się sześciu sezonów ( premiera najnowszego tuż tuż). Z kolei Life on Mars, które było i nadal jest kultowym serialem brytyjskim nie doczekało się w Stanach nawet drugiej serii. Z resztą te dwa seriale poradziły sobie zdecydowanie lepiej od dziesiątków innych opartych o brytyjskie pomysły, które skasowano po jednym czy dwóch odcinkach. Z drugiej jednak strony nie zawsze pożyczanie pomysłów musi się źle skończyć – amerykańska Brzydula bazująca na wenezuelskiej telenoweli był serialem zdecydowanie lepszym, przy okazji poruszającym problem mniejszości latynoskiej w Stanach, Dochodzenie w wersji amerykańskiej mimo, że przeniesione z ponurej Danii do ponurego Seattle przypadło do gustu krytykom, którzy zgodnie stwierdzili, że dobrze udało się przenieść atmosferę opowieści. Nikt też za bardzo nie pamięta, że In Treatment HBO, które niedawno nakręcona od nowo w Polsce jako Bez Tajemnic, oryginalnie był serialem izraelskim. Zwierz przyglądał się tym przepływom pomysłów starając się znaleźć jakąś prawidłowość, ale musi stwierdzić, że po prostu jej nie ma. Jedyne co się nie sprawdza ( co pokazuje spis seriali, które bardzo szybko skasowano lub ich nie pokazano) to próba przetłumaczenia humoru – genialne brytyjskie IT Crowd miało zostać wyemitowane w Stanach ale zrezygnowano. Zwierz się nie dziwi bo mimo, że to cudowny serial o Geekach jest w nim coś zdecydowanie angielskiego. Ale i tu zwierz nie jest stu procentowo pewny bo np. Office udało się bezboleśnie przenieść z UK do US choć trzeba przyznać, że nieco się ono w czasie swojej przeprowadzki zmieniło. Show Garvaisa ( zwierz jest w trakcie oglądania) był wręcz bolesny do oglądania, czego nie można powiedzieć o nieco oswojonym amerykańskim wydaniu.
Tyle jeśli chodzi o telewizję. Do tego oczywiście pozostaje jeszcze kino. I tu ponownie zwierz pragnie wam zwrócić uwagę, że tak znienawidzone przez większość krytyków ale i widzów ( zwłaszcza tych uważających się za lepiej zorientowanych) remaki amerykańskie nie zawsze kończyły się klapą. Widać to zwłaszcza w przypadku nowej fascynacji japońskimi horrorami. Zwierz musi przyznać, że zapewne to kwestia bardzo indywidualna ale nie miał wątpliwości, że amerykański Ring był straszniejszy od japońskiego. Podobnie film Klątwa zrobił na zwierzu zdecydowanie większe wrażenie w swoim amerykańskim wydaniu. Zwierz nie twierdzi, że każdy japoński horror zyskuje na przerobieniu go na film amerykański – tylko zwraca uwagę, że my i Azjaci straszymy się jednak nieco inaczej, co innego wydaje nam się dziwne i niepokojące. Ale nawet jeśli uważacie że horrory to zły przykład to zwierz od razu może stwierdzić bez wahania że Infiltracja była zdecydowanie lepsza od Infernal Afairs. I to nie chodzi tylko o reżyserię i sposób narracji, ale też o to że zwierz nie zawsze umiał od razu rozpoznać, który bohater jest, który co zdecydowanie nie sprawia mu problemu przy amerykańskiej obsadzi,e a jest dość kluczowe przy oglądaniu tego filmu. Jednak przekładanie kina Japońskiego czy szerzej Azjatyckiego na Amerykańskie choć sporo gubi się w tłumaczeniu, to jednak budzi mniej emocji niż przebadanie kina Europejskiego.
Złą sławą cieszą się przede wszystkim filmy oparte o francuskie odpowiedniki – zwierz nie będzie przed wami odgrywał wszechwiedzącego – i powie, że nie widział każdego filmu w odpowiednim przypisanym mu duecie ( tzn. Remake i oryginał) jednak te, które widział, zazwyczaj potwierdzały smutną tezę , że Francuzi zrobili to lepiej. Nie chodzi nawet o kino artystyczne czy uznane przez krytyków ( choć zwierz z przerażeniem dowiedział się, że amerykanie zrobili w latach 80 remake I Bóg Stworzył Kobietę). Kiedy łupem amerykanów staje się francuskie kino rozrywkowe od razu można zakładać, że coś pójdzie nie tak. Bezpretensjonalna francuska Taxi, która doczekała się nieco mniej zabawnych 4 kontynuacji w wydaniu amerykańskim był nie dość że nie śmieszna to jeszcze strasznie głupia. Oscar – film z Louisem de Funesem, na którym jak głosi legenda rodzinna pradziadek śmiał się tak bardzo, że babcia zwierza bała się, że mu to zaszkodzi w Ameryce został nakręcony ponownie z Sylwestrem Stallone w roli głównej. Sami rozumiecie, że nie ma porównania. Ostatnim przykładem, że nawet dobra obsada nie koniecznie uratuje średnio zrealizowany film był Turysta w którym wszyscy byli piękni, wszystko było pięknie a francuski oryginał i tak oglądało się bez porównania lepiej.
Ale ponownie nie popadajmy w przesadę – niektóre kinematografie mają do takich przekładów nieco więcej szczęścia. Zapach kobiety nie był filmem złym, choć wywodził się przecież od swojego włoskiego poprzednika, zwierz podejrzewa, że bardzo niewielu widzów filmu Victor/Victoria w ogóle wie, że to film bazujący na niemieckim pierwowzorze. Świetna Bezsenność osadzona w realiach zimnej i nieprzyjaznej Alaski jest filmem naprawdę dobrym i zachowującym klimat Norweskiego pierwowzoru, zaś nowe Pozwól mi Wejść będące remakiem filmu Szwedzkiego, podobnie jak Dziewczyna z Tatuażem zyskały sobie przychylność części widowni i wielu widzów przyznaje, że wcale nie są to takie złe filmy, jak się spodziewali ( co jak wiemy jest największym głosem uznania z ust krytyka).
Co właściwie zwierz chce przez swój post powiedzieć? Chyba że tak naprawdę nie ma zasady – niekiedy ktoś bierze cudowne Niebo nad Berlinem i zamienia w koszmarne Miasto Aniołów, albo przerabia intrygujące Otwórz Oczy na pretensjonalne Vanilla Sky. Ale innym razem obyczajowy film Bella Martha świetnie sprawdzi się jako amerykańskie No Reservations, a duński i amerykański Wywiad będą filmami równie intrygującymi. Bo w sumie przekładnie filmów z jednego kraju na drugi, to nie tylko przekładanie języka, czy znajdowanie nowych realiów, ale też całe przekładanie kultury. I o dziwo ten zabieg najlepiej chyba pokazuje w których filmach najbardziej liczyła się sama historia a w których sposób w jaki ją opowiedziano. Tam gdzie historia jest nie rozerwalna ze środowiskiem w którym się toczy, gdzie ważny jest przede wszystkim konkretny kontekst i nastrój – tam opowiedzenie jej jeszcze raz zupełnie gdzie indziej jest praktycznie nie możliwe. Tam jednak gdzie historia jest na tyle ciekawa, że pewne realia można zmienić dużo łatwiej.
Wróćmy jeszcze do naszego amerykańskiego widza i do nas samych. Powiedzmy sobie szczerze wcale się tak bardzo od niego nie różnimy. Lubimy oglądać twarze które już znamy, w realiach które kojarzymy, i miło nam gdy mamy blade pojęcie o czym tak właściwie nasi bohaterowie mówią kiedy odwołują się do kultury. Kwestia polega tylko na tym, że kiedy my nauczyliśmy się po prostu kultury obcej, oni przyswajają naszą. I do póki nie palą kopii pierwowzorów zwierz naprawdę nie jest w stanie dostrzec w tym nic złego. Oczywiście tak długo jak długo nie próbują zrobić współczesnego serialu o Sherlocku Holmsie w Nowym Jorku. Wtedy zwierz jest z założenia przeciwny i nic go nie obchodzi to co przed chwilą napisał
Ps: Zwierz wstrzelił się wczoraj idealnie z notką bo jak na zawołanie FBI zamknęło Megaupload. Ponoć nic na tym świecie nie dzieje się bez przyczyny i teraz tylko zwierz się zastanawia czy był to głos za czy przeciw nowemu ustawodawstwu.
A NA KONIEC ZWIERZ CHCE WSZYSTKIM GŁOSUJĄCYM NA ZWIERZA, I ZNOSZĄCYM JEGO AUTOPROMOCJĘ I AGITACJĘ Z CAŁEGO SERCA PODZIĘKOWAĆ. ZAJĄŁ ON W SWOJEJ KATEGORII ZASZCZYTNE 14 MIEJSCE. CO OZNACZA CZYTELNIKU, ŻE WŁAŚNIE CZYTASZ 14 NAJLEPSZEGO BLOGA KULTURALNEGO W POLSCE. MOGLIŚCIE TRAFIĆ GORZEJ.??