Hej
Ostatnio męscy czytelnicy zwierza podnieśli larum. Zwierz bowiem nie tylko okazał się kobietą ale na dodatek kobietą paskudnie heteronormatywną to znaczy taką co to gotowa jest wzdychać godzinami nad urodą męską (talentem też) do kobiet zaś odnoszącą się z lekkim dystansem. Choć zwierz przyznaje się do olbrzymiej sympatii jaką darzy Rebeccę Hall, Kat Dennings czy przewspaniałą Ruth Wilson ale gdzie zwierzowym zachwytom do wpisów które poświęca zazwyczaj aktorom męskim. Dziś jednak zwierz zwróci się ku swojemu czytelnikowi spragnionemu rozważań o aktorkach. Bo zwierz nie napisze o jednej ale o dwóch karierach i ich zaskakująco różnej recepcji. Oto będzie o dwóch aktorkach żydowskiego pochodzenia, które grać zaczęły jako dzieci, mają na swoim kącie udziały w filmach Woodego Allena, produkcjach niskobudżetowych, wielkich komercyjnych hitach z efektami specjalnymi, kilka kampanii reklamowych na końcu i bardzo wyraźnie angażujących sie w kwestie polityczne. Obie zagrały w ekranizacjach komiksów Marvela. A przy tym sa postrzegane zupełnie inaczej. Tak zwierz ma wam zamiar udowodnić że zestawianie kariery Natalie Portman i Scarlett Johansson wcale nie jest takie szalone i kto wie może przypominać zestawianie karier Audrey Hepburn i Marylin Monroe (zanim zaczniecie przewracać oczyma zwierz uprzedza, że to dalekie porównanie zwłaszcza że porównujemy kariery jeszcze nie zakończone).
Zacznijmy od tego, że kariera obu aktorek zaczyna się wcześnie – Natalie Portman podbiła widownię swoją rolą w Leonie Zawodowcu. Powiedzmy sobie szczerze, niezależnie od genialnych ról Jeana Reno i Garego Oldmana ten film nie udałby się gdyby nie wspaniała rola Portman jako Matyldy. I to nie dlatego, że dziewczyna okazała się po prostu bardzo dobrą aktorką, w tym balansującym jednak na granicy tego co dopuszczalne (uczucia ojcowskie) i tego co prowokujące (uczucia romantyczne) potrzebna była aktorka, której niewinność nie będzie budziła naszych zastrzeżeń i która nawet grając lolitkę nigdy nią na ekranie nie będzie. I to się sprawdziło, film stał się dziełem absolutnie kultowym (na którym opiera się właściwie całe współczesne zaufanie do Luca Bessona) zaś Natalie Portman stała się młodą aktorką która wzbudziła wielkie nadzieje. Mało kto pamięta że podobnie wielkie nadzieje wzbudziła na samym początku swojej kariery kiedy zagrała dziewczynkę, która w wypadku straciła nogę i musi się na nowo nauczyć nie tylko chodzić ale także pogodzić się z nową sytuacją. Choć Zaklinaczowi Koni było bardzo daleko do wspaniałej cudowności Leona ale młoda Scarlett Johansson trafiła na listę dziecięcych gwiazd do obserwowania.
I tu pojawia się pierwsza zbieżność. Obie aktorki właściwie ominęły klasyczny rozwój kariery aktorskiej która zaczyna się w dzieciństwie. Obie właściwie od razu przeskoczyły etap kina typowo dziecięcego i wskoczyły w granie młodych czy młodocianych bohaterek w filmach dorosłych (znakomita rola Scarlett Johansson w Gosth Word i w Człowieku którego nie było, oraz dwie sympatyczne role Portman w Wszyscy Mówią Kocham cię i w Pięknych dziewczynach). Tym samym ominęło je to co staje się udziałem wielu zaczynających młodo aktorek w Hollywood czyli niekończąca się parada ról w familijnych produkcjach, które nie zapadają w pamięć, są pogardzane przez krytyków. Ten przeskok sprawił, że obie aktorki choć relatywnie młode (Portman ma 31 zaś Scarlett Johansson 27 lat) wydają się być obecne na naszych ekranach w dorosłych rolach od bardzo dawna.
W przypadku Natalie Portman przejście od roli młodzieżowych w dorosłych filmach do ról dorosłych właściwie rozpoczęło się od Gwiezdnych Wojen – trzeba powiedzieć że to ciekawe jak dobrze rozpoznawalną (przynajmniej dla zwierza) aktorką była Portman w chwili, w której Lucas wybrał ją na Amidalę. Teoretycznie aktorka sporo ryzykowała – wiadomo przecież że nad produkcjami Lucasa wisi swego rodzaju klątwa mówiąca, że często stają się one końcem a nie początkiem kariery aktorów (na całych Gwiezdnych Wojnach dobrze wyszedł tak naprawdę tylko Harrison Ford). Choć widownia nowych gwiezdnych wojen nie pokochała to Natalie Portman ów brak miłości do nowej sagi nie zaszkodził. Z resztą zaszkodzić za bardzo nie mógł bo i tak aktorka wycofała się nieco z gry (przez kilka lat grała tylko mniejsze role) bo zajęła się studiowaniem na Harvardzie. Wydaje się z resztą że to właśnie to studiowanie na Harvardzie uczyniło z niej dla wielu widzów aktorką z założenia intelektualną nawet jeśli nie koniecznie przemawiały za tym produkcje w których występowała – nie mniej studiujący aktorzy o rozpoznawalnych twarzach zawsze budzą podziw.
Scarlett na studia nie poszła ale za to zagrała w dwóch znakomitych filmach – po pierwsze w Dziewczynie z Perłą gdzie wbrew temu co mówi wielu krytyków (o których zaraz) idealnie oddała postać skromnej dziewczyny, którą do wielkiego Vermeera zbliża podobna wrażliwość w postrzeganiu otaczającego ją świata. Co więcej w tym filmie jeszcze nie zdecydowano się grać jej seksualnością (bardziej podobieństwem do sportretowanej na obrazie dziewczyny) więc nie mamy jeszcze do czynienia z tym aktorskim emploi w której wpychać ją będą potem reżyserzy. Druga rola to kochane przez zwierza Lost in translation, film który jest zdaniem zwierza jednym z najwybitniejszych przykładów kinematografii amerykańskiej pierwszej dekady XX wieku. Scarlett jest tam po prostu młodą dwudziestoparoletnią dziewczyną w obcym mieście, która nie ma romansu z Bille Murraye’m. Zdaniem zwierza jest w tym filmie tyle pięknych scen że można było by nimi obsypać kilka filmów. I choć pierwsze ujęcie filmu ukazuje bohaterkę w samej prześwitującej bieliźnie to w tym filmie aktorka zdecydowanie nie epatuje seksualnością co pokazuje, że nie jest to jakiś element jej ekranowego zachowania, bez którego nie jest w stanie grać.
Zwierz opisuje ten moment w karierze obu aktorek bo właściwie to dość ciekawy paradoks – mieliśmy występującą w filmie sf aktorkę uważaną za intelektualistkę i dziewczynę występującą w bardzo inteligentnych filmach, którą co raz częściej postrzegano głownie jako kolejną ładną twarz (i figurę) w fabryce snów. Co ciekawe w przeciągu kilku lat role się nieco odwróciły, by potem spotkać się w tym samym miejscu dosłownie i metaforycznie.
Po pierwsze Kiedy Natalie Portman skończyła studia stało się jasne, ze jej powrót do aktorstwa nie ograniczy się do zakończenia sagi Gwiezdnych Wojen (która aktorsko nie miała jej nic do zaoferowania) – choć w Cold Mountain pojawiła się na sekundkę, zaś w Garden State grała Manic pixie Dream Girl to już w Closer jej rola była na tyle dobra i wyraźna by zapewnić jej nominację do Oscara ( z resztą zasłużoną), zaś nakręcone dwa lata później V jak Vendetta do którego zgoliła włosy (co udowodniło, że ładnemu we wszystkim ładnie bo Natalie z ogoloną głową wyglądała prześlicznie) co dla wielu jest oznaką że ma się do czynienia z prawdziwą aktorką bo przecież gwiazdka do roli się nie oszpeci. I choć kolejne role Portman nie do końca były udane (Duchy Goi to jeden wielki zawód, My Blueberry Nights to film, który zdecydowanie nie wyszedł a Pana Magorium Cudowne Emporium to jedna z tych produkcji o których chce się zapomnieć) to jednak pozycja Portman jako aktorki kina inteligentnego się umacniała. Zwierz musi powiedzieć, że z tego okresu lubi tylko jedną jej rolę a mianowicie w krótkometrażowym Hotelu Chevalier Wesa Andersona, gdzie jest koszmarną kobietą, która łamie serce a na dodatek rozbiera się do naga co z perspektywy purytańskiego kina amerykańskiego zawsze stanowi niesamowity przełom w karierze aktorki, bo właściwie wpisuje ją na tą samą listę na którą wpisuje się aktorki europejskie. Przy czym zwierz podkreśla, że nie jest to osąd zwierza jeno sposób funkcjonowania nagości w Hollywood.
W tym samym okresie Scarlett weszła w najlepszy i jednocześnie najgorszy okres swojej kariery. Z jednej strony zagrała w kilku produkcjach o których zdecydowanie należałoby zapomnieć (bardzo nieudane w Doborowym Towarzystwie, kretyńska Wyspa czy Dziennik Niani, który jest filmem zaskakująco o niczym). Z drugiej strony w jej życiu pojawił się Woody Allen. Ten sam Allen który kilka lat wcześniej zatrudnił Natalie Portman do grania rezolutnej nastolatki w Scarlett dostrzegł ikonę seksu. I tak ją przedstawił na ekranie. Mówiąca chrapliwym głosem, promieniująca seksualną energią bohaterka Scarlett we Wszystko Gra okazała się być rolą która z jednej strony sprawiła, ze jej nazwisko stało się jednym z najczęściej odmienianych w Hollywood z drugiej raz na zawsze utrwaliły w głowach widzów jej wizerunek jako istoty kruchej słabej a jednocześnie wręcz niesamowicie pociągającej. Z typu że mężczyźni chcieliby się z nią zaopiekować i z nią przespać tylko nie mogą zdecydować w jakiej kolejności. I choć w następnym filmie Allen próbował przedstawić ją jako chłopczycę (Scoop) to raz stworzony wizerunek przyległ do niej na stałe, a pogłębiły go jeszcze role w Czarnej Dalii czy w Prestiżu gdzie ponownie spoglądała jedynie na bohaterów głownie zajmując się ładnym wyglądaniem na drugim planie.
To w sumie ciekawe że tak różnie rozwijające się kariery mają punkt styczny. The Other Bolyen Girl to jedno z największych rozczarowań filmowych zwierza w historii. Po pierwsze scenarzyści uznali, że nie dostrzeżemy iż dwie filmowe siostry które grają Scarlett i Natalie są do siebie zupełnie nie podobne. Do tego z nieznanych zwierzowi przyczyn ktoś uznał, że Eric Bana będzie dobrym Henrykiem VIII . No więc nie jest, zwierz próbował się do filmu przekonać wiele razy (zwłaszcza, że rolę męża Scarlett gra tam a jakże Benedict Cumberbatch i grał ją tam jeszcze zanim zwierz to dostrzegał) ale nic nie pomoże. Jest to po prostu film zły, źle zagrany i pokazujący zdaniem zwierza, że obie aktorki wcale nie różnią się bardzo skalą talentu – obie jeśli nie są dobrze prowadzone gubią się w swoich rolach i kończą robiąc dość głupie miny.
Po tym zdecydowanie nieudany projekcie obie wróciły do tego co znały najlepiej – Natalie Portman wystąpiła w kilku niszowych filmach (reżyserując dodatkowo sekwencję filmu New York I Love You) i w końcu swoim występem w Black Swan zapewniła sobie w 2011 roku Oscara za najlepszą rolę żeńską – zdaniem wielu krytyków absolutnie bezdyskusyjnego i nieco dla tej aktorki wyczekiwanego choć tak właściwie w jej filmografii nie ma wielu wielkich ról. Co ciekawe zaraz po otrzymaniu nagrody, aktorka zagrała w dwóch koszmarnych filmach (przygłupie Your Higness i zupełnie nie zabawne No strings Attached oba sprawiające wrażenie jakby aktorka chciała jak najwięcej pobiegać po ekranie zanim urodzi dziecko i pójdzie na urlop macierzyński) by w końcu przed odejściem na urlop macierzyński pojawić się w Thorze, które to pojawienie się jest usprawiedliwione między innymi tym, że Thora jak wiadomo reżyserował Kenneth Branagh co pozwala każdemu aktorowi tłumaczyć że wcale nie grał w ekranizacji komiksu tylko w filmie Branagha.
Z kolei Scarlett zagrała jeszcze jedną role u Allena ( zwierz lubi Vicky Christina Barcelona ale ponownie jako dziewczę niepewne tego co chce w życiu była nieco za bardzo skłonna rzucać się w męskie ramiona – czemu się zwierz nie dziwi bo to były ramiona Javiera Bardema – by zerwać z wizerunkiem słodkiej napędzanej pożądaniem istotki). Spirt w którym zagrała (mając zapewne nadzieje że będzie to coś na kształt Sin City) niestety nie został zrozumiany przez widownię (która najwyraźniej nie wiedziała że to nie mogło być podobne do Sin City skoro komiks na podstawie którego powstało był niepoważny) a potem znów zagrała uwodzicielkę w He’s Just Not That Into You. Ale w końcu podobnie jak Natalie Portman bezpiecznie wylądowała w świecie Marvela grając Czarną Wdowę w Iron Manie 2 i Avengersach. Po drodze nie zdobyła Oscara ale za to dostała Tony za swój powszechnie chwalony występ na Broadwayu. Niczego też nie wyreżyserowała ale nagrała płytę z piosenkami Toma Waitsa. Niezbyt dobrą ale zwierz szanuje wybór utworów.
I tak dochodzimy do dnia dzisiejszego, który zastaje Natalie i Scarlett w zaskakująco podobnym momencie kariery. Obie aktorki mają ambitne plany na przyszłość – Portman właśnie kręci nowy film Terrenca Malika, który może będzie okropny ale nikt go nie przegapi. Scarlett pojawi się jako Janet Leight w filmie o Hitchocku który niedługo pojawi się na ekranach. Obie też co warto zauważyć nie spowodowały w swojej karierze żadnego wielkiego skandalu towarzyskiego – Portman grzecznie wzięła ślub z francuskim baletmistrzem, a Scarlett co prawda rozwiodła się z Ryanem Raynoldsem ale trzeba przyznać, że było to wyjątkowo nie dostarczające plotek małżeństwo od swojego początku do końca. Co prawda pojawiła się afera z prywatnymi zdjęciami aktorki które wyciekły do sieci ale ponieważ stało się to na skutek ataku hackerskiego nie za bardzo zmieniło wizerunek gwiazdy (nie wrzucała ich do sieci sama co się jednak aktorom i aktorkom zdarza)
Przyglądając się tym dwóm aktorskim biografiom nie sposób dojść do wniosku, że postrzeganie obu aktorek ukształtowało coś innego niż jakość filmów w których występowały, a nawet nie koniecznie role w jakich były obsadzane. Tak właściwie zwierz ma przerażające wrażenie że o tym jak się je postrzega zadecydował ich wygląd. Hollywood zdecydowało że Scarlett Johansson będzie reinkarnacją Marylin Monroe i tak ją też postrzega. Kolejne stylizowane nieco na tą gwiazdę sesje zdjęciowe tylko zdają się to potwierdzać (choć warto zaznaczyć, że głównie na taki jej wizerunek decydują się firmy z którymi współpracuje takie jak Dolce &Gabbana). I to nie jest tak, że aktorka bardzo ten wizerunek napędza – tak prawda jest że u Allena zagrała postać wybitnie seksualną ale właściwie w pozostałych swoich rolach już tak świadomie seksualnością nie epatuje – no chyba że nieświadomie bo przecież nie jest jej wina że ma zdecydowanie bujniejszą niż większość współczesnych aktorek figurę, wydatne usta i ten niski chrapliwy głos. Tak wygląda i nic z tym nie zrobi. Oczywiście mogłaby nie biegać w super obcisłym kostiumie po planie Avengersów ale wtedy przyszłoby jej pewnie zrezygnować z całej, bardzo fajniej roli bo wiadomo, ze w filmach tego typu wszystkie kobiety biegają w bardzo obcisłych strojach.
Z kolei Natalie Portman jest tą aktorką, którą zawsze chwali się za piękne klasyczne ubrania, która reklamuje co prawda perfumy Diora nago ale raczej urokiem a nie seksem i która zawsze ma coś ciekawego do powiedzenia i to w kilku językach którymi włada, która zasiada w Jury festiwalu w Cannes i wybiera ciekawe niszowe projekty (nawet jeśli kilka jej ostatnich filmów nie miało z niszowością nic wspólnego). Wszystko zaś doprawione raczej przekonaniem, że mamy do czynienia z aktorką bardzo piękną która przywodzi na myśl wielkie gwiazdy Hollywood. Nie budzi wielkich emocji przez co budzi sporą sympatię. Stawia się ją często jako przeciwwagę do pustych gwiazdek, które niczym sobą nie reprezentują podczas gdy ona oprócz dyplomu z Harvardu i publikowanych artykułów naukowych, wspiera liczne organizacje międzynarodowe, partie demokratyczną (choć nie tak wytrwale jak Scarlett) i dodatkowo jeszcze jest weganką.
Nie trudno dostrzec, że te dwa odmienne wizerunki właściwie zasadzają się na czymś dalekim od filmowej kariery. Zwierz wbrew temu co twierdzi wiele osób, nie uważa by Scarlett Johansson była złą aktorką. Wręcz przeciwnie zdaniem zwierza ma naprawdę spory potencjał ale jest to jedna z tych aktorek, które potrzebują dobrego reżysera. Zresztą to samo tyczy się Natalie Portman, która mimo Oscara w kieszeni potrafi grać bardzo marnie jeśli film jest marny (serio No Strings Attached nie jest popisem jej zdolności aktorskich). Ale obie aktorki dzieli morze jeśli chodzi o opinie widzów. Zdaniem zwierza wpływa na to jeszcze jeden czynnik. Czynnik o którym zwierz musi napisać nawet jeśli zostanie posądzony o przesadę czy seksizm.
Kobiety nienawidzą Scarlett Johansson. Zwierz wie, że to brzmi idiotycznie. Ale zwierz dostrzegł, że ilość kobiet które nie mogą znieść aktorki na ekranie jest olbrzymia. Zwierz słyszał pod jej adresem najgorsze wyzwiska które zawsze padały z ust kobiet niezwykle rzadko zaś z ust mężczyzn. Zwierz nie wie dlaczego tak jest. Może Scarlett należy do tego typu aktorek które po prostu podobają się mężczyznom a nie podobają się kobietom. Podobnie jak wiele kobiet bardzo lubi Natalie Portman (choć tu raczej ogólnie wszyscy lubią Natalie Portman). Nie mniej zwierz ma wrażenie, że niechęć jaką kobiety czują do Scarlett jest jednym z najbardziej szkodzących jej karierze czynników na który aktorka nie ma wpływu. Bo ona nie gra dużo gorzej od wielu innych młodych aktorek, wybiera ciekawe role, ba nawet role w filmach które kobiety kochają ale wciąż nie może podbić serc kobiecej widowni. I tu właśnie wracamy do wspomnianej wcześniej Marylin i Hepburn. nie chodzi bowiem jedynie o pewne fizyczne podobieństwo Scarlett do ikony kina. Chodzi też o myśl, która podsunęła zwierzowi Ninedin – niewielu mężczyzn stwierdzi, że ich ukochaną gwiazdą kina jest Audrey Hepburn ale za to plakaty z nią znajdziemy w wielu kobiecych pokojach (w tym zwierzowym). Troszkę podobnie jest z Natalie Portman za którą wiele kobiet przepada właśnie nie ze względu na jej rolę, ale na jakiś taki unoszące się nad nią wrażenie postaci inteligentnej. Z takim emploi Scarlett nie ma żadnych szans.
Możecie dość słusznie spytać dlaczego zwierz w ogóle snuje te rozważania (poza wypełnieniem woli męskiej widowni i pokazaniem że zwierz pisze także o aktorkach). Otóż zwierz ma wrażenie, że w przypadku aktorek – zwłaszcza takich jak Scarlett zdecydowanie za dużą rolę gra to jak wyglądają. A może jeszcze bardziej – to jak każe się nam ich wygląd interpretować. choć zachwycamy się urodą męską rzadko zdarza się by aktor który jest (uwaga pojęcie którego zwierz nienawidzi !) 'ciachem” nie mógł się zupełnie z tego emploi wyrwać – spójrzcie na Zaca Efrona bożyszcze nastolatek którego chwali się za występy w Paperboy, na biednego Pattinsona którego do dość w sumie nieatrakcyjnej roli zatrudnia Cronenberg. Zwierz każe wam w serca spojrzeć i zapytać – dokąd ma uciec Scarlett – do kuszących nią widzów reżyserów takich jak Woody Allen czy w przylegający kostium Czarnej Wdowy. Bo nie może jak Natalie Portman zagrać naukowca. Nie wygląda.
Ps: Zwierz prosiłby by w komentarzach nawet jeśli nie lubicie Scarlett czy Natalie Portman to jednak powstrzymać się od komentarzy jakoś szczególnie nie miłych. Zwierz ma wrażenie że niechęć do aktorek często przeradza się w jakąś formę agresji której zwierz nigdy nie umiał zrozumieć.??