Hej
Zwierz zorientował się, że nie ma dziś wpisu. To znaczy ma, ale okazało się, że mózg zwierza leci już właściwie na oparach, więc (ponieważ jak wszyscy wiemy zwierz skończył się na KIll Them All) prawie dokonał auto plagiatu. To jeszcze nie koniec tej smutnej historii, bo zwierz napisał w końcu wpis i zorientował się, że on też już kiedyś był. Wiecie tak jest jak wchodzi się powyżej 1700 wpisów i nie chce się ciągle recenzować. W takich sytuacjach zwierz z konieczności zagląda do tych zakątków swojego mózgu gdzie zazwyczaj się nie zapuszcza, bo to straszne i mroczne miejsce. Tam leżą wszystkie tematy, których zwierz nie zrealizował z różnych powodów, w tym tego najważniejszego. Jakiego? Nie przeszły wielkiego testu dziesiątki. CO to jest test dziesiątki? Zwierz już tłumaczył, ale wytłumaczy raz jeszcze. Polega on na tym, że aby zwierz o czymś napisał musi umieć znaleźć bez problemu, co najmniej dziesięć przykładów – jeśli nie umie znaczy, że jakieś zjawisko nie jest aż tak ważne, albo zwierzowi się tylko wydawało, że coś jest powszechne. Nie znaczy to, że zwierz zawsze korzysta z dziesięciu przykładów, ale musi je w głowie mieć. Dziś jednak właśnie będzie taki wpis, do którego zwierz nie znalazł dziesięciu przykładów a i tak o tym napisze. Widzicie zwierz się kończy. A będzie o denerwujących szczegółach. Bardzo denerwujących, bardzo niewielkich szczegółach.
Nie tak dawno oglądając odcinek Ripper Street zwierz nie mógł się skoncentrować. Scena rozgrywała się w Synagodze, którą zbezcześcił jak wszystko wskazywała jakiś mieszkaniec Whitechapel. Wszystko dzieje się pod koniec wieku XIX, a wszystko wskazuje, że synagoga jest zdecydowanie ortodoksyjna. Po środku synagogi stoi nasz dzielny Inspektor Reid i trzyma w ręku kapelusz. Rozmawia z dwoma przedstawicielami społeczności i trzyma w ręku ten cholerny kapelusz. Potem siada i nadal trzyma kapelusz. Zwierz nawet nie do końca pamiętał rozmowę, bo jedyne, o czym myślał to niech mu ktoś ten kapelusz wciśnie na głowę. Możecie w tym momencie się zdziwić, ze zwierza mógł odciągnąć od śledzenie uważnie akcji tak drobny element jak fakt, że bohater stoi w synagodze z odkrytą głową. Zwierza też to zdziwiło, ale faktem jest, że tylko czekał aż scenarzyści każą komuś zwrócić mu uwagę, że to nie kościół. Ale nie Reid grzecznie założył nakrycie głowy dopiero w dalszych scenach dziejących się już zupełnie gdzie indziej. Ta sytuacja sprawiła, że zwierz zaczął myśleć o takich irracjonalnych momentach dekoncentracji w czasie oglądania filmu. Indywidualnie dobranych drobiazgach, które potrafią nas całkowicie wyprowadzić z równowagi, lub zepsuć nam część radości. z oglądania filmu.
W Nine Daniel Day Lewis mówi po angielsku z udawanym obcym akcentem, żeby widzi wiedział, że jego bohater jest Włochem. Jakby był Włochem to by mówi po włosku a skoro mówi po angielsku to po co ten akcent?
Innym takim właśnie zupełnie nie istotnym elementem był swego czasu fakt, że w filmie Nine prawie wszyscy bohaterowie mówili po angielsku z akcentem (oczywiście zwierz mówi tu o tej części obsady, dla której angielski jest językiem pierwszym) by podkreślić, że tak naprawdę bohaterowie są Włochami. Przecież to nie ma sensu, skoro umownym językiem fikcji jest angielski (w tym przypadku) to dlaczegóżby bohater miał mówić z włoskim akcentem. Przecież, jeśli byłby Włochem mówiłby po włosku, jeśli wszyscy mówią po angielsku to niech mówi po angielsku. Zwierza straszliwie to zirytowało, choć prawdę powiedziawszy nie ma to większego wpływu na przebieg fabuły, ale wydało się zwierzowi jakimś straszliwie kretyńskim zabiegiem, który uznaje, że zwierz, jako widz jest zbyt głupi by zrozumieć, że oni naprawdę to nie rozmawialiby po angielsku. Strasznie to skomplikowanie brzmi, ale w istocie to drobiazg z trzeciego planu. Choć nawet gdyby go zmieniono pewnie nie uratowałby w oczach zwierza tego wybitnie nieudanego filmu (zwierz zawsze śmiał się, że na pytanie czy warto iść na Dziewięć trzeba przeczytać tytuł oryginalny z niemiecką intonacją i już ma się odpowiedź)
Zwierzowi nie chodzi o nic wielkiego tylko o tą myśl z tył głowy w czasie oglądania Zgadnij Kto przyjdzie na Obiad, że zaraz kolacja się przypali.
Podobnie jak fakt, że zwierza denerwuje, że w Zgadnij, Kto Przyjdzie na obiad, kiedy już w końcu do tytułowego obiadu dochodzi to bohaterowie zamiast do niego zasiąść prowadzą długie i ważne rozmowy. Zwierz oczywiście film, uwielbia, ale za każdym razem myśli sobie, że ta cholerna kolacja stygnie. Zwierz zawsze ma wrażenie, że to chyba ten moment, kiedy najbardziej widać, że to tak naprawdę fikcja i sztuka teatralna, bo skoro obiad jest już na stole, to ludzie zaczynają się zbierać, a poza tym zastanawia się czy nikt w około nie zastanowiłby się nad tym, że sytuacja jest trochę skomplikowana i ten obiad przygotować tak z piętnaście minut później, aż wszyscy się wygadają. Z punktu widzenia fabularnego nie ma to najmniejszego znaczenia i nawet zwierz zdaje sobie sprawę, że ten stygnący obiad w pokoju obok jest problemem w tym momencie błahych, ale nic nie poradzi, że nie może przestać o tym myśleć. To trochę jak w Nocach i Dniach, kiedy po romantycznej scenie zbierania Lilii w błotnistym stawie, zwierz zastanawiał się tylko, kto te białe spodnie będzie prał.
Do takich drobniutkich szczegółów należał kilka lat temu fakt, że bohaterka Downton Abbey używała elektrycznej lokówki. Zwierzowi wydało się to dziwne, ale bronił twórców, że na pewno wszystko sprawdzili i że nie ma się, czym denerwować. Ale potem nie dał za wygraną i sprawdził i wyszło mu, że rzeczywiście jego pierwotna niedająca mu spokoju intuicja była prawdziwa i nie mogła bohaterka korzystać z lokówki. Widzicie nie ma to żadnego znaczenia i ponieważ to był pierwszy sezon to nawet nie zniechęciło to zwierza, ale zdenerwowało go, bo nagle stracił całą wiarę w to, że dokładnie sprawdza się historyczne realia serialu. Trochę jak w przypadku The Paradise, które zwierz uwielbia, ale zawsze ma problem z faktem, że to serial, który choć rozgrywa się w XIX wieku zupełnie ignoruje fakt, że wówczas ludzie nie całowali się na ulicy. Zwierz nie jest z tych, którzy będą uważać, że do drugiej połowy XX wieku nikt nie okazywał sobie uczuć, ale jednak całowanie się na ulicy jest czymś, co właściwie przestało budzić jakiekolwiek kontrowersje dopiero niedawno. Zwierz ponownie – wie, że nie ma to wpływu na sam serial, ale strasznie zwierza denerwuje, bo odciąga jego uwagę od tego, kto, z kim się całuje a przesuwa ją na rozważania, czy ktoś nie powinien im na tej ulicy zwrócić uwagi.
Zwierz nie jest z tych, którzy wierzą, że w XIX wieku, wszyscy zachowywali się niesłychanie pruderyjnie ale na ulicy to nawet w XX wieku nie wszyscy uznaliby za stosowane się całować.
Przy czym zwierz musi powiedzieć, że nie chodzi mu jedynie o to, że nie zostały zachowane realia historyczne. Paradoksalnie, w przeciwieństwie do większości swoich znajomych zwierz ma w miarę wysoki próg niewybaczalnych odstępstw od realiów historycznych (mniej więcej na poziomie kolorowych soczewek kontaktowych i niepozostawiających śladu operacjach plastycznych w XIX wieku – co mieliśmy w Sherlocku Holmesie 2). Zwierza denerwują na przykład straszliwie wszyscy chorzy na śmiertelnego raka, którzy bez problemu wykonują swoje codzienne czynności nie wyglądając na chorych. Zwierz ostatnio miał taki przykład w bardzo lubianym przez siebie serialu (nie poda, jakim bo może spoiler) i strasznie go to denerwowało. Ludzie, którym pozostaje tylko odrobina czasu najczęściej nie wyglądają już jak okaz zdrowia a przynajmniej pojawiają się u nich obawy. Tymczasem zwierz dostaje szału, gdy nawet na drugim czy trzecim planie pojawia się osoba, której zostały trzy miesiące życia ale wygląda na to, że spędzi je biegając w maratonach. Przy czym ponownie – to może być duży błąd jeśli choroba jest głównym tematem filmu – ale we wspomnianym serialu to nawet nie jest pierwszoplanowy wątek i właściwie można by to było zignorować.
A przy okazji scen które nie mają znaczenia dla akcji ale denerwują. Zwierz miał oglądając filmowego Sherlocka cały czas wrażenie, że dwóch facetów nie ruszyłoby wtedy w tany na przyjęciu. A jeśli już to na pewno zwróciliby na siebie uwagę wszystkich obecnych.
Jak widzicie zwierz nie ma dla was dziesięciu przykładów. Nie bez powodu. Takie rzeczy człowiek widzi, kiedy są na ekranie, zgrzyta zębami, czuje się naprawdę źle (zwierz widział jak źle działają na tych, co widzą suknie ze złej epoki a dodatki z innej) a potem zupełnie o nich zapomina. Zwierz ma tez wrażenie, że nie ma rzeczy powszechnie denerwujących. Wracając do początku – większość widzów pewnie nawet nie zwróciła uwagi na to, że w scenie, w której dzielny inspektor brytyjskiej policji stoi z kapeluszem w ręku coś jest nie tak. Co więcej nie da się tak nakręcić filmu by żaden widz nie znalazł w nim niewielkiego irytującego szczegółu, który odwraca jego uwagę od akcji. Niemniej, kiedy coś takiego się zdarza jest niesłychanie denerwujące. Ale jednocześnie czasem pokazuje nam jak bardzo przeszkadza nam, gdy świat fikcji nie poddaje się naszym subiektywnym prawom odwzorowywania świata przedstawionego. Zwierz jest ciekawy czy wy też tak macie takie drobnostki, rzeczy właściwie nie ważne, które mogą dla was zrujnować scenę albo cały film. Zwierz jest ciekawy czy przypadkiem tylko on tak nie ma. Bo wtedy to chyba trzeba leczyć.
Ps: A dziś zwierz jeszcze ma gościnne występy na cudownym blogu Miasto Książek gdzie wymienia dziesięć książek tego roku. Zwierz zobaczył to zestawienie i doszedł do wniosku że jest straszliwie eklektycznym zwierzem.
Ps2: Bo zwierzowi się wyrzuca że nigdy wam nic nie mówi. To mówi, że w niedzielę jedzie na premierę Sherlocka do Londynu. (mały irytujący szczegół na koniec wpisu)