?
Hej
Uważni czytelnicy tego bloga, którzy poza lekturą wpisów zaglądają też od czasu do czasu do komentarzy zapewne wiedzą, że wczoraj spotkała zwierza drobna kompromitacja i miła niespodzianka jednocześnie. Oto poskarżywszy się, że brytyjski mini serial kosztuje na Amazonie 75 funtów został poinformowany, że istotnie jest to cena nadzwyczaj wysoka zwłaszcza, że na polskim Merlinie dostać ten sam film za 24 złote. W chwili kiedy zwierz pisze te słowa zamówiony serial już do niego idzie zamówiona paczka, która nawet nie musi przekraczać mórz i oceanów. Nie mniej ten przypadek sprawił, że zwierz zaczął się nad czymś zastanawiać. Kiedy szukał w sieci możliwości nabycia filmu nawet nie spojrzał na polskie strony. Co więcej nawet nie przyszło mu do głowy, że produkcja ukazał się na DVD w jego kraju. Podobnie kiedy kilka dni temu dostał wiadomość, że premiera Sherlocka na DVD planowana jest za trzy tygodnie przyszło mu do głowy, że to pomyłka bo przecież II sezon serialu już od paru dni stoi u niego na półce. Dopiero potem zwierz zrozumiał, że informacja dotyczyła polskiej edycji pierwszego sezonu. Innymi słowy, zwierz zastanawia się, czy on tu jeszcze w ogóle mieszka
Zacznijmy od podstawowych faktów – zwierz fizycznie nadal przebywa w kraju nad Wisłą, w mieście jeszcze bardziej nad Wisłą, na siódmym piętrze swojego bloku, skąd może podziwiać na nocnym niebie smukłe sylwetki wieżowców i Pałacu Kultury, a w lecie obserwować blask jutrzenki zza bloków po przeciwnej stronie ulicy. Jednak owe fizyczne występowanie zwierza w Polsce, nie kłóci się z tym, że on podobnie jak wielu mu podobnych jest na emigracji. Emigracji o tyle prostej, że poza nauczeniem się języka i posiadaniem łącza internetowego właściwie nie wymaga od emigranta żadnego wysiłku – nie trzeba zmieniać adresu, ani zdobywać karty stałego pobytu, ba nie trzeba nawet ruszać się zza biurka. Nie mniej ta emigracja mimo swojej pozornej tymczasowości nie powinna być traktowana z lekceważeniem, bo z takich emigrantów przybywa, i można bez wahania stwierdzić, że będzie im dużo trudniej powrócić na ojczyzny łono, niż tylko tym którzy wyjechali do innego kraju.
Przyjrzyjmy się nie odosobnionemu przypadkowi zwierza. Pomijając pracę, zwierz spędza 80% swojego czasu w Internecie przeglądając strony, które nie są w jego języku – pozostałe 20% stanowi zaglądanie na serwisy społecznościowe i podrzucanie notek na bloga . Nie mniej poszukując zarówno informacji jak i rozrywki zwierz zwraca się ku stronom międzynarodowym. Po co korzystać z Filmweb czy Stopklatkę ( o innych serwisach już nie wspominając) skoro ma się Internet Movie Data Base. Po co czytać najnowsze plotki na pudelku skoro Internet oferuje dziesiątki stron z plotkami z pierwszej ręki. Kiedy zwierz jest zainteresowany filmem prędzej przeczyta jego recenzje w zagranicznych czasopismach, a nawet dziennikach niż rzuci się na polską gazetę ( zwierz ogranicza się tylko do tych publikowanych w czytanej z nawyku prasie codziennej, ale już nie szuka nowych w sieci). Podobnie ze starą dobrą Wikipedią – zwierz z ręką na sercu może stwierdzić, że nie pamięta kiedy ostatnim razem sprawdził coś nie związanego z historią polski w Polskiej Wikipedii. Ale nawet tam gdzie niekoniecznie chodzi o informacje ( można przyjąć, że zwierz wybiera zachód ze względu na różnice w ilości wiadomości) zwierz decyduje się na oddalenie. Konto na Tumblr czy na Twitterze skłania zwierza do pisania po angielsku, czytania po angielsku ale też uczestniczenia w dość codziennej egzystencji innych użytkowników tych portali. Choć wśród znajomych zwierz ma sporo Polaków to jednak nie zmienia to faktu, że pewne osłabienie w ruchu na wspominanych portalach wprowadza nie sesja zimowa, ale odbywająca się nieco wcześniej runda obowiązkowych egzaminów w angielskich szkołach. A nawet obecność krajan na niewiele się zdaje – soup.io na którym zwierz ma konto znane jest z tego, że to portal na którym Polacy piszą do siebie po angielsku, chętnie nawet podkreślając oddalenie od domu.
Chyba najlepszym przykładem emigracji zwierza jest jego żywot serialowy. Zwierz nie ma pojęcia które sezony jego ulubionych seriali nadaje się obecnie w Polsce. Od kilku lat zwierz żyje według rytmu amerykańskiego, łącznie z tym, że w jego życiu świadomość nadchodzącego dnia niepodległości, rozgrywek Superbowl ( zwierz nawet nie wie na czym polega gra ale wie, że musi czekać na reklamy jakie pojawią się następnego dnia w sieci, które choć dla niego nie przeznaczone są dla niego ważne) czy święta dziękczynienia jest zdecydowanie wyraźniejsza niż pamięć o tym kiedy są Zielone Świątki , że 11 listopada ma wolne ( zwierzowi udało się zapomnieć dwa razy w ciągu ostatnich dwóch lat – nie że jest święto tylko że ma wolne). Co więcej ostatnio zwierz zdał sobie sprawę, że choć potrafi wymienić nagrodzonych w National Television Award przyznawanych w Wielkiej Brytanii, czy podać listę zwycięzców w najważniejszych kategoriach People Choice Awards to nie ma autentycznie zielonego pojęcia kto dostał TeleKamery czy kogo nominowano do Orłów, Złotych Kaczek czy innych polskich nagród filmowych . Więcej – od czasu kiedy zwierz odkrył Digital Theatre repertuar niedawno granych sztuk na scenach Londyńskich jest mu zdecydowanie lepiej znany niż repertuar teatrów w jego własnym mieście.
Oczywiście nie całą kulturę zwierz konsumuje na odległość. Do kina chodzi przecież do swojego multipleksu – ale ponownie – idąc na np. ” Mój weekend z Marylin” 3 lutego ( o ile się uda znaleźć czas) pójdzie na nią już z nieco inna perspektywą. Oto bowiem zdążył już cały ten promocyjny szum wokół produkcji raz przeżyć, kiedy informacje o premierze atakowały go na zagranicznych stronach podobnie jak wywiady, zwiastuny i recenzje. Owo wykreowane na potrzeby filmu zainteresowanie nie tylko produkcją ale i postacią oraz aktorami trafiło w zwierza za wcześnie bo nie wtedy kiedy przewidziano. Co więcej zwierz na widok dziesiątek artykułów jakie zaleją prasę – napisanych na podstawie artykułów, które zwierz już czytał ( międzynarodowy recykling artykułów kulturalnych wydaje się zwierzowi nowym zjawiskiem w świecie dziennikarstwa) poczuje on co najwyżej znużenie a nie zainteresowanie. Podobnie premiery DVD robią na zwierzu co raz mniejsze wrażenie – najczęściej jeśli coś naprawdę, naprawdę chce mieć to kupuje to jeszcze zanim dotrze to na półkę w jego sklepie. To co podziwia w Empiku to najczęściej te filmy, o których już zadecydował czy będzie chciał je posiadać, jednak nie była to absolutna potrzeba.
Rzeczywiście zwierz nadal chodziło Opery czy Filharmonii do siebie ale co ciekawe – biorąc pod uwagę, ze jak wykazuje ekspertyza ( dawna ale słuszna) w Filharmonii Warszawskiej dobrą akustykę ma tylko 165 miejsc ( na 1072 miejsc na widowni) – może lepiej by było gdyby zwierz sobie te wypady darował i siedział z słuchawkami na uszach przy komputerze – choć z drugiej strony zwierz już rozmawiał ze swoim znajomym czy by ze znalezienia tych miejsc z dobrą akustyką nie uczynić swojego celu w życiu. Innymi słowy jedyna kultura z jakiej zwierz korzysta na miejscu jest może i wyższa, ale nie najlepsza – bo nawet przy całym swoim patriotyzmie zwierz nie nazwałby Opery Warszawskiej centrum muzycznego wszechświata.
Można powiedzieć, że na taką emigrację skazuje się prawie każdy użytkownik Internetu. Co więcej wykracza ona dużo dalej poza kwestie czysto kulturalne. Jeśli przeczytacie wpis zwierza od problemach z ustawami regulującymi prawa autorskie więcej niż o ACTA znajdziecie o SOPA – dlaczego? Bo to tą amerykańską ustawą, a nie jej podpisywanym w Europie odpowiednikiem żył Internet, w którym pomieszkiwał zwierz. Zwierz co raz częściej czytuje artykuły poświęcone problemom społecznym czy politycznym nie swojego kraju, ale pisane nie dla obcokrajowców ale dla ludzi stamtąd. Nie tak dawno zwierz zaśmiewał się przed komputerem z przeróbek spotu wyborczego jednego z bardziej konserwatywnych kandydatów na prezydenta USA , i może bez wahania stwierdzić, że wysłuchał ostatnio więcej publicznych wystąpień Obamy niż Komorowskiego. A przecież nie tylko zwierze pop kulturalne są skazane na taką emigrację. Wystarczy tylko na chwilę czymś się zainteresować – klockami lego, grami komputerowymi, czy jak zwierz przypuszcza modelarstwem – a już znajdujemy się w innym świecie – gdzie posługujemy się najczęściej nie swoim językiem, gdzie wraz z pogłębiającą się wiedzą, i zacieśnianymi znajomościami ( np. na forach gdzie niezależnie od tego czego dotyczy forum wcześniej czy później zakłada się pod strony z tym tematem nie mające nic wspólnego) – wszystko to spycha nas ku przestrzeni gdzie ważniejsze jest to co dzieje się od nas w oddaleniu niż blisko.
Oczywiście pytanie, na które trzeba sobie odpowiedzieć to w jakim stopniu emigrujemy i czy da się stamtąd wrócić? Co do stopnia zanurzenia się w ten świat to zwierz nie ma wątpliwości, że on sam jest dość drastycznym ( choć nie najdrastyczniejszym) przypadkiem . Znajomość języka obcego pozwala zwierzowi na swobodną egzystencję poza granicami swojego kraju, nie mniej jednak nie jest tak wysoka by np. zdecydować się na pisanie anglojęzycznego bloga, co by oznaczało całkowite porzucenie swoich korzeni ( zwierz wyobraził sobie właśnie jak wyglądałby jego blog pisany jego angielszczyzną i nieco zbladł przed monitorem). Nie mniej podobnych sobie zwierz zna sporo, ale zna też sporo takich, którzy nie ruszają się poza niewidzialne granice polskiego Internetu. Gorzej z odpowiedzią na pytanie czy da się z takiej kulturalnej emigracji powrócić. Wydaje się bowiem, że tu sprawa jest przegrana. Jedynym zjawiskiem jakie zmusiło by zwierza do mentalnego powrotu było by jednoczesne „dzianie się” kultury we wszystkich krajach świata. Nie jest to jednak możliwe. Stąd zwierz raczej nie widzi dla siebie szans, wręcz przeciwnie obserwuje u siebie raczej efekt przeciwny – kiedyś cieszył się gdy jakieś lubiane przez niego zjawisko docierało do kraju – teraz odczuwa raczej znużenie a niekiedy nawet irytację.
Wróćmy do początku postu. Dowodzi on, że taka kulturalna emigracja ma swoje minusy – można przegapić, że coś na co chciało się polować po najdziwniejszych aukcjach świata jest dostępne w sklepie internetowym pod samym nosem. Z drugiej jednak strony zwierz nie jest w stanie uwierzyć, że jest w tym swojej mentalnej emigracji sam. Wręcz przeciwnie – odnosi wrażenie, że jest członkiem sporej grupy. I tu dochodzimy do problemu najbardziej kluczowego, który właściwie powinien pojawić się wcześniej. Jak się zwracać do takich ludzi? Wciąż bowiem w dziennikarstwie, czy nawet w blogowaniu ( zwierz wie bo sam uskutecznia) panuje przekonanie, że widz nie wie co piszczy w innych telewizjach, serialach czy kinach, że kultura zachodnia pojawia się w jego życiu dopiero kiedy przyjdzie do Polski. Oznacza to, że wszystko tłumaczy się zawsze od początku po kolei, z założeniem że ludzi raczej trzeba oświecać i informować. Z jednej strony to myślenie słuszne, z drugiej jeśli założymy, że zainteresowani tematem pewnie trochę w Internecie siedzą może się okazać że nasze dziennikarstwo kulturalne ogranicza się do opowiadania ludziom o czymś o czym już wiedzą. Może to dlatego zwierz już od bardzo dawna nie przeczytał żadnego dobrego artykułu na kulturalny temat? Dobra tym pytaniem zwierz kończy ten dość nietypowy wpis, który udowadnia, że można zacząć od kompromitacji i skończyć zwalając winę na kogo innego. Jak nic zwierz nadawałby się na polityka. Tylko musi jeszcze wrócić z emigracji. Wielkiej więc tej najlepszej.
Ps: Jutro na wyraźne żądanie fanów będzie o aktorze złożonym z kociąt i gniewu czyli jak dobiera się anglika idealnego.