Home Ogólnie Zwierz nie poznał kultury bo zmieniła rękawiczki czyli na co nie wydawać 70 złotych

Zwierz nie poznał kultury bo zmieniła rękawiczki czyli na co nie wydawać 70 złotych

autor Zwierz

 

Hej

 

DZIŚ WPIS WYJĄTKOWY, NIEPOWTARZALNY I NIEZAPOWIEDZIANY WYNIKAJĄCY Z GŁĘBOKIEJ TRAUMY KULTURALNEJ JAKĄ PRZEŻYŁ ZWIERZ. WPIS ZAPOWIEDZIANY JUTRO.

 

        Ktoś zarzu­cił nie tak dawno zwier­zowi, że nie obcu­je z kul­turą wyższą tylko cią­gle pisze o fil­mach i seri­alach. Zwierz nie zawa­hał się więc i postanow­ił udowod­nić, że słowo kul­tur­al­ny w nazwie “zwierz pop­kul­tur­al­ny” nie znalazło się przy­pad­kowo. Zwłaszcza, że zdarzyła się dobra okaz­ja,  bo oto w Fil­har­monii Nar­o­dowej — przy­bytku sztu­ki najwyższej z wyso­kich, wys­taw­iano właśnie operetkę. I to nie byle jaką bo Paganiniego Fran­za Lehara czyli tego samego kom­pozy­to­ra który obdarzył nas Wesołą Wdówką. Co więcej tej operet­ki nie gra­no w Polsce od przed­wo­jny więc naprawdę jak moż­na było takie wydarze­nie prze­gapić. Co praw­da zwierz powinien pamię­tać, że dawny­mi cza­sy  postaw­ił olbrzymiego minusa przy Mazowieckim Teatrze Muzy­cznym ale czegóż się nie robi dla kul­tu­ry, muzy­ki i męża, który nie poz­nał żony bo ta zmieniła rękawiczki.

 

        Pier­wszym znakiem, że coś może być nie tak,  była konieczność wyprzedzenia wyciecz­ki przy­wiezionej auto­busem pod samo wejś­cie Fil­har­monii. Zwierz nic nie ma prze­ci­wko wycieczkom,  ale miał dzi­wne wraże­nie,  że wiz­y­ta w przy­bytku sztu­ki jest jedynie dodatkiem i atrakcją dla zain­tere­sowanych,  w cza­sie jakiegoś więk­szego objaz­du po stol­i­cy.  Co więcej pub­liczność wyglą­dała na bard­zo jed­norod­ną. Zwierz przyzwycza­ił się już, że na więk­szoś­ci kon­certów nieco zaniża wiek wid­owni, ale tym razem miał wraże­nie, że wśród pub­licznoś­ci znaleźli się wyłącznie ludzie, którzy pamię­ta­ją przed­wo­jen­ną pre­mierę. Jak się miało okazać w trak­cie przed­staw­ienia zwierz był w błędzie,  na sali zna­j­dowało się bowiem jeszcze dziecię na oko poniżej piątego roku życia, które poza rados­nym naślad­owaniem gestów dyry­gen­ta miało też w zwycza­ju  wdawać się w dyskusję z nar­ra­torem. Choć trze­ba przyz­nać, że chy­ba słuchało się dziecię­cia od nar­ra­to­ra nieco lepiej.

 

       Tak, drodzy czytel­ni­cy, twór­cy spek­tak­lu stwierdzili, że zwykłe wys­taw­ie­nie kon­cer­towe gdzie ludzie po pros­tu siedzą na krze­sełkach i wsta­ją kiedy jest ich kolej, jest nieco zbyt proza­iczne zwłaszcza w przy­pad­ku dzieła tak wielkiego jak Pagani­ni. Przyjęli więc oto nie spo­tykaną for­mułę, wprowad­zony  nar­ra­tor opowia­da to co jest pomiędzy ari­a­mi żebyśmy nic z osza­łami­a­jącej akcji nie prze­gapili. Wszys­tko by jeszcze uszło ( choć tylko przy mak­si­mum dobrej woli bo libret­to jak to libret­to operetek głup­sze niż głupie) gdy­by nie dwie kwest­ie. Po pier­wsze rolę nar­ra­to­ra odgry­wał Vadim Brod­s­ki — Brod­s­ki to znakomi­ty skrzypek ( o jego roli jako wirtuoza jeszcze będzie), ale jest taki jeden drob­ny maleń­ki prob­lem. Nie mówi dobrze po pol­sku. Widzi­cie,  zazwyczaj zwierz napisał­by, że Brod­s­ki mówi świet­nie po pol­sku, poza drob­nym akcen­tem. Ale zwierz był lekko zaniepoko­jony kiedy odkrył, że zda­nia w języku pol­skim intonu­je się następu­ją­co — pier­wsze dwa słowa głośno,  wszys­tkie następ­ne cicho przy czym raz na jak­iś czas końców­ki doda­je się przy­pad­kowo zaś słowa trudne mam­rocze się w sposób niezrozu­mi­ały. Zwierz zig­norował­by ten dro­bi­azg — gdy­by tekst czy­tany ( ucze­nie skrzyp­ka tek­stu na pamięć nie ma sen­su, więc niech chodzi po sce­nie z zeszytem marnie ukry­tym w czymś co uda­je książkę) olśnił go swo­ją treś­cią. Nieste­ty tek­sty czy­tany przez skrzyp­ka ( który dla zain­tere­sowanych nie posi­adł tal­en­tu aktorskiego ) zaw­ier­ał coś więcej niż streszcze­nie libret­ta operet­ki. Moi drodzy czytel­ni­cy,  ów tekst zaw­ier­ał dow­ci­pasy. Dow­ci­pasy to taki rodzaj dow­cipów, które nie są śmieszne, które są żenu­jące i których miejsce jest mniej więcej pod koniec wys­tąpi­enia pana wodzire­ja w cza­sie zabawy z okazji dnia kaszan­ki.  Pojaw­ie­nie się takiego humoru — połąc­zonego ze zde­cy­dowanie marnym wyko­naniem, plus dodatkiem egzal­towanych zdań typu ” Pagani­ni ma już jed­nak drugą kochankę. Tą pier­wszą i prawdzi­wą. Sztukę” uczyniło z czy­tanych prz­ery­wników coś na ksz­tałt sean­su wsty­du. Zwierz siedzi­ał i się wsty­dz­ił, zwłaszcza wtedy kiedy pub­liczność się śmi­ała ( dow­cipy o rogaczach zawsze są śmieszne zwłaszcza jeśli nar­ra­tor kon­fer­an­sjer pokaże rogi  palcami!). 

 

        Ogól­nie w prze­ci­wieńst­wie do zwierza pub­liczność wydawała się dobrze baw­ić. Pan obok zwierza poza tym, że wionął czosnkiem, wyjął radośnie dyk­ta­fon ( wiecie zaraz po tym komu­nika­cie by wyłączyć tele­fony i nie nagry­wać) wys­taw­ił lekko rękę przed siebie i zaczął nagry­wać. Zwierz być może zwró­cił­by mu uwagę, ale pow­strzy­mał się gdy dostrzegł, że pan wyłącza dyk­ta­fon, ilekroć zaczy­na mówić skrzypek, obsad­zony w roli kon­fer­an­sjera. Za tą odrobinę gus­tu zwierz był gotowy wybaczyć wiele. Mniej szczęś­cia miał pan siedzą­cy dwa miejs­ca od zwierza, który przyszedł na wejś­ciówkę.  Miejsce trafiło mu się niby dobre, ale jed­nocześnie bard­zo złe. Dobre bo blisko sce­ny  ( zwierz nieco tego żałował bo by zwiał przed końcem ale głu­pio biec przez  środek wid­owni) złe ponieważ przed pewną panią. Owa Pani poin­for­mowała dość głośno Pana, który wszedł na wejś­ciówkę, że jej zasła­nia i że jak się ma taką głowę to się nie chodzi do Fil­har­monii. Gdy Pan próbował coś odpowiedzieć został poin­for­mowany, że oprócz dużej głowy jest jeszcze wyszczekany. Zwierz poczekał do prz­er­wy nad­staw­ia­jąc ucha, o czym Pani będzie roz­maw­iać  gdy uci­ch­nie muzy­ka. Dzię­ki temu wysłuchał dwudziesto min­u­towej opowieś­ci o kanapce z musz­tardą. Zwierz jest zaskoc­zony, że temu tem­atowi moż­na tyle poświę­cić. Poza tym pub­liczność cier­pi­ała na wyjątkowo ostry przy­padek gruźl­i­cy fil­har­moni­jnej. Gruźli­ca fil­har­moni­j­na to powszech­nie znana choro­ba, na którą cier­pi całe społeczeńst­wo. Pole­ga na tym, że ilekroć w kon­cer­cie jest chwila ciszy wszyscy zaczy­na­ją kas­zleć. Tym razem jed­nak przy­padek był na tyle groźny, że wid­ow­n­ia kas­zlała cały czas łącznie z tymi momen­ta­mi kiedy ktoś śpiewał. Udało się dzię­ki temu wzbo­gacić arię miłos­ną Paganiniego o ele­men­ty przy­wodzące na myśl raczej koniec Travi­aty kiedy bohater­ka umiera na suchoty.

 

       A co do tego, że była to aria miłos­na zwierz domyśla się z pro­gra­mu (  taka szum­ną nazwę nosiła złożona kart­ka for­mat A4, kolor — koszt 2 zł) gdzie po raz kole­jny streszc­zono mu treść Operet­ki ( bez­cenne to dzieło jak widać). Gdy­by miał się tego domyślić ze śpiewu miał­by drob­ną trud­ność. Ale bowiem   śpiewanie po pol­s­ki i śpiewanie wyraźnie, wyda­je się być zadaniem zde­cy­dowanie zbyt skom­p­likowanym. Siedząc blisko i maksy­mal­nie wytęża­jąc słuch, zwierz rozu­mi­ał może 30% tek­stu i to najczęś­ciej tylko począt­ki zdań,  bo potem znacze­nie słów jakoś nie przedzier­ało się przez wysok­ie nuty.  Wykon­aw­cy, w ogóle wydawali się dobrani wedle dzi­wnego klucza — wykon­aw­ca roli Paganiniego został do niej wybrany chy­ba przede wszys­tkim ze wzglę­du na długie włosy, nato­mi­ast zwierz nie ma poję­cia wedle jakiego klucza wybra­no odtwór­czynię roli pri­madon­ny Bel­li — śpiewacz­ka, która ją śpiewała osiągnęła niesamow­ity sukces — zwierz nie zrozu­mi­ał ani słowa jakie wydobyło się z jej gardła, nato­mi­ast otrzy­mał od niej poglą­dową lekcję jak wyglą­da zła ekspres­ja scenicz­na — zła to znaczy taka, że człowiek zas­tanaw­ia się czy to na pewno nie na poważnie. Co praw­da nie moż­na zwalać całej winy na śpiewaków, którzy robili co mogli by było ich sły­chać, przy zde­cy­dowanie za głośno gra­jącej orkiestrze i  chórze ( który też utrzymy­wał w tajem­ni­cy znacze­nie swoich kwestii) zwłaszcza kiedy wszyscy są ściśnię­ci na małej powierzch­ni bo musi się zmieś­cić jeszcze coś na ksz­tałt deko­racji (oczy­wiś­cie zupełnie bez związku wstaw­iono na scenę dwa jak­by okna i barokowe jak­by fontan­ny ale takie małe — coś z cyk­lu ozdób z nad zachod­niej grani­cy). Zwierz z cyk­lu narzekań na wykon­aw­ców chci­ał­by wyłączyć Woj­ciecha Gier­lacha — dobrego śpiewa­ka, którego zwierz doskonale zrozu­mi­ał, i który zaśpiewał w całej operetce trzy zda­nia, po czym siedzi­ał z miną wskazu­jącą na to, że  jest tu tylko po to by opłacić rachunki.

 

       Oczy­wiś­cie, sko­ro operetka jest o wirtuozie skrzy­p­iec, a na sce­nie ma się świet­nego skrzyp­ka, które­mu z niewiadomych przy­czyn kazano brać udzi­ał w akcji ” Czy­taj pub­licznoś­ci fil­har­monii dwie godziny dzi­en­nie” to moż­na dać mu zagrać. Brod­s­ki zagrał oczy­wiś­cie bard­zo dobrze — i nawet ład­nie się by złożyło bo prze­cież w libettcie ( zwierz zna je już praw­ie na pamięć) stoi jak byk że Pagani­ni gra świet­nie. Ale pub­liczność niezrażona tym, że jest coś jeszcze do zagra­nia i zaśpiewa­nia zażą­dała bisu. Zażą­dała bisu naty­ch­mi­ast radośnie zamieni­a­jąc klaskanie,  w niemal sku­mu­lowany nacisk na wykon­aw­cę. Wykony­wanie bisów w środ­ku przed­staw­ienia jest pewną nowoś­cią, no ale cóż zro­bić, kiedy wid­ow­n­ia nie odpuszcza. Brod­s­ki wykon­ał bis,  zaś dyry­gent prak­ty­cznie nie pozostaw­ił miejs­ca na brawa, pewnie w obaw­ie, że nie uda się ode­grać operet­ki do koń­ca. Z resztą im bliżej koń­ca tym atmos­fera gęst­ni­ała,  bo więcej było czy­ta­nia a mniej śpiewa­nia, co praw­da udało się zapewnić obu śpiewaczkom zmi­any garder­o­by ( jed­nej trzy!),  to jed­nak nie moż­na było pub­licznoś­ci już dłużej trzy­mać na miejs­cu ( zwłaszcza, że kasłanie stawało się co raz głośniejsze, zaś dziecię na balkonie co raz roz­mown­iejsze) i trze­ba było zakończyć.  Zwłaszcza, że przy trzec­im akcie pub­liczność zapom­ni­ała nagrodz­ić jed­nej arii brawa­mi ( wiado­mo klaszcze się po każdej arii) co wprowadz­iło w kon­ster­nację i orkiestrę i śpiewaczkę.

 

       Zwierz rzad­ko odczuwa radość pod koniec kon­certów. Jeśli już jest to albo smutek,  że coś fajnego się skończyło, albo ulga, że moż­na już pod­dać się zmęcze­niu. Tu jed­nak koniec kon­cer­tu zwierz pow­itał z entuz­jazmem — gdy­by nie odrobi­na przyz­woitoś­ci wybiegł­by w chwili, w której ukłonił się dyry­gent. Nie mniej jed­nak zwierz pok­laskał trochę ( bard­zo mało entuz­jasty­cznie) i zde­cy­dował się rzu­cić do drzwi dopiero wtedy kiedy pub­liczność wstała do owacji na sto­ją­co. Wtedy zwierz z niespo­tykanym u niego zapałem oraz ignoru­jąc wszelkie zasady dobrego wychowa­nia, szy­bkim krok­iem udał się ku wyjś­ciu mając nadzieję, że przy­na­jm­niej nie będzie stał w kole­jce po płaszcz. Miał rację — swo­ją kurtkę ode­brał pier­wszy a kiedy wychodz­ił z fil­har­monii słyszał jeszcze jak z głośników zamieszc­zonych w holu doby­wa się dźwięk nie usta­ją­cych braw. Braw, które po raz kole­jny przekon­ały zwierza, że Pol­s­ka to może kraj malkon­tentów nato­mi­ast niezwyk­le życ­zli­wych melo­manów, którzy są w stanie nagrodz­ić owacją na sto­ją­co dosłown­ie wszystko.

 

      Zwierz prag­nie dodać, że za ową przy­jem­ność zapłacił 70 zło­tych co stanowi ekwi­wa­lent zakupu dwóch książek, jed­nej dobrej pły­ty DVD, i około czterech biletów do kina. Zwierz prag­nie jed­nocześnie dodać, że nawet gdy­by wydał wszys­tkie te pieniądze na misie żel­ki była­by to lep­sza inwest­y­c­ja w kul­turę.  Ogól­nie wydanie tych pieniędzy na cokol­wiek innego było by lep­szą inwest­y­cją. Zwierz prag­nie was także zapewnić, że minus jaki zwierz tym razem postaw­ił przy Mazowieckim Teatrze Muzy­cznym roz­cią­ga się jak stąd do Luk­ki, w której roz­gry­wa się akc­ja Paganiniego. Oraz jak ktoś mu jeszcze raz zarzu­ci brak uczest­nict­wa w kul­turze wyższej to zwierz wydłu­bie mu serce łyżeczką. 

 

PS: A tak przy okazji Inwest­y­cji — zna­jomy zwierza poin­for­mował go, że Teatr Wiel­ki — Opera Nar­o­dowa, wydał właśnie 155 tys. zło­tych na pro­mocję opery Woj­na i Pokój. Wszys­tko było by pięknie, ale wszys­tkie bile­ty na ten spek­takl zostały już wyprzedane ( w tym zwier­zowi). Zwierz ma nadzieję, że świet­ny tekst zna­jomego zostanie opub­likowany i będziemy mieli prawdzi­wą rados­ny skandal.??

 

ps2: Wszyscy, którzy czeka­ją na tekst zwierza o Wsty­dzie doczeka­ją się go w wyda­niu — zwierz pisze pod włas­nym imie­niem i nazwiskiem.

 

0 komentarz
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online