Home Ogólnie Zwierz podróżny, wpis pierwszy progamowy.

Zwierz podróżny, wpis pierwszy progamowy.

autor Zwierz

?

Cześć,

 

Obiecałam wam dziennik z podróży. Widzicie, dotychczas pisałam do was jako zwierz, z przymusu wynikającego z faktu, że nie mówiłam ja tylko moja skrywana przed niektórymi a naturalna dla innych zwierzowa osobowość. Jednak dziennik z podróży to coś osobistego, coś gdzie nie sposób zasłaniać się trzecią osobą liczby pojedynczej i udawać, że przemawia kto inny. Stąd też przez najbliższe dni będę się do was zwracać tak jak Pan Bóg przykazał czyli w pierwszej osobie. Oczywiście, znając zwierza będzie się czasem pojawiał w tekście – pięć lat pisania takim szykiem robią swoje. Ale jednak przez tydzień utknęliście ze mną. Zobaczymy jak ten eksperyment się wam spodoba.

 

 

Zastanawiacie się pewnie dlaczego ta notka powstała teraz. Po pierwsze uświadomiłam sobie, że to najlepsze rozwiązanie z punktu widzenia moich stały czytelników.  Piątkowy wpis podróżniczy pojawi się zapewne późnym wieczorem lub dopiero w sobotę a ja nie chcę was zostawiać bez tekstu. Z drugiej strony skoro ma to być dziennik nie chce was oszukiwać podrzucając notkę napisaną wcześniej. A tak kiedy część z was czyta te słowa, w czwartek w nocy, część w piątek o przyzwoitej godzinie, wszyscy są zadowoleni. Czy można pisać o podróży, siedząc nad wybebeszoną walizką, w środku własnego miasta? Czy to nie za wcześnie? Moja wielka teoria wyjazdu mówi, że tak naprawdę zaczyna się on w chwili, kiedy zdajemy sobie sprawę, że to już nie odwołalne. Bilety zarezerwowane, adresy zapisane, walizki spakowane, dokumenty wyciągnięte z tajnych zakamarków szuflad. Nie ma odwrotu, nie ma wymówki, trzeba jechać.

 

No właśnie, jechać. Od dzieciństwa byłam wychowywana wedle zasady „Ruch jest wszystkim, cel jest niczym”, którą mój szlachetny ojciec wypowiadał, kiedy zmienialiśmy po raz piąty środek lokomocji jednego dnia. Samochody, pociągi, pociążki, autokary, autostopy – byle do przodu, najlepiej poza granice kraju, niekoniecznie z zapewnionym noclegiem, niekoniecznie z jasno ustalonym planem. Bez informacji ile drogi trzeba będzie przejść na piechotę z plecakiem,  bo stacja autobusowa jest dokładnie na drugim końcu miasta, w stosunku do stacji kolejowej. Były to podróże męczące, nie koniecznie przynoszące wszystkim równą radość, ale dające jedną wielką, trochę już zapomnianą przyjemność samego przemieszczania się. Nawet jeśli klęłam i stawałam na środku miasta oświadczając, że jeśli natychmiast nie zostanie mi załatwiony nocleg, to ja się nie ruszam, to pozostała we mnie miłość do opuszczania czterech ścian własnego kraju. Tylko, że w przeciwieństwie do wielkich podróżników nigdy nie ciągnęło mnie od egzotyki. Być może, skrzywiona swoim wykształceniem, zdecydowanie bardziej wolę miejsca pozornie kulturowo bliskie, gdzie można na przykładzie drobnych różnic obserwować jak różne są od siebie społeczeństwa. W miastach wypełnionych zabytkami, najszczęśliwsza jestem w kawiarnianym ogródku przed, którym paradują spokojnie tubylcy, nie zdając sobie sprawy, że ich wygląd, ruchy i zachowania są przeze mnie baczenie obserwowane, z nie mniejszą przyjemnością od tej, którą daje zwiedzanie kościołów czy galerii. Choć też trzeba mi przyznać, że mimo zapewnień i rzucanych zaklęć, niemal w każdym odwiedzanym mieście, nagle ku własnemu zdumieniu odkrywam, że znów stoję w jakimś muzeum, przed jakimś obrazem i nie mogę wyjść z podziwu.

 

Trzeba zresztą powiedzieć, że zawsze czułam dojmujący brak słowa, na kogoś pomiędzy przedzierającym się przez niezbadane szlaki podróżnikiem, a wydeptującym znane ścieżki turystą. Słowa, w którym mieściłaby się moja wielka miłość do przemieszczania się po ziemi, a nie nad ziemią (latanie to takie trochę oszustwo, kto by pomyślał by budzić się w jednym kraju a sypiać w innym, na dodatek rozdzielonymi połową kontynentu) – nie ze strachu ale z absolutnej miłości jakąś darzę sytuację podróży. Kiedy się jedzie, leci albo płynie wszystko nagle wydaje się ważne. Każde doświadczenie zaczyna sprawiać wrażenie istotnego i wartego zapamiętania. I choć zazwyczaj nie dzieje się nic ciekawego, uwielbiam ten stan koncentracji na tym co tu i teraz, zamiast wybiegania myślą do przodu. Kto wie, może tylko wyjeżdżając czuję się naprawdę sobą, bo przecież mogę przez kilka dni ograniczać swoją perspektywę zmartwień , trosk i rozmyślań tylko do ostatniej daty wyjazdu. Tak jakby pakując walizkę zostawić samego siebie w domu i zwiać od swojej nudnej osoby, choćby na chwilkę.

 

Ale żeby nie było różowo. Podróże budzą we mnie też zawsze tą samą smutną refleksję.  Kiedy jestem przez kilka miesięcy, dość beznadziejnie uwięziona w Warszawie, lubię udawać, że innych miast nie ma. Staram się odsunąć od siebie wizję, o tych wszystkich miejscach, w których nie jestem. Głównie dlatego, że czuję jakąś straszną życiową niesprawiedliwość wynikającą z tego faktu. Inne miasta stają się wtedy równie prawdziwe co filmowe plany, nie zmienia się w nich pogoda, nie zachodzi słońce, są tylko hasłami, pocztówkami w mojej głowie, ilustracjami w przewodniku. Gorzej kiedy już wyruszam i wszystkie  miasta, nagle nabierają ponownie realnego kształtu. W Londynie pada, słońce zachodzi nad Paryżem, w Wiedniu korki w centrum. Wszystko nabiera kształtów, a świat otwiera tyle możliwości.  Trochę tak jak wtedy, kiedy stoi się przed tablicą odlotów na lotnisku – wszystko jest w zasięgu ręki, wystarczyłoby tylko kupić bilet, nadać bagaż i już można być zupełnie gdzie indziej. Takie to wszystko proste i nie skomplikowane.  Sporo czasu potrzeba by przekonać samych siebie, że jednak musimy siedzieć w Warszawie, karmić szczury, ciąć gazety, pisać bloga.  Trzeba się znowu pogodzić z tym, że nie można być wszędzie, że to nie rozsądne, szalone i prawie niemożliwe.  Przekonywanie siebie samego, trwa trochę i zawsze kończy się smutną konstatacją, że nie można być jednocześnie kłamcą i okłamywanym.

 

Na te nieco bardziej melancholijne uczucia przyjdzie jeszcze czas. Na razie mam wrażenie, że oddycham Warszawskim powietrzem już tylko jednym płucem, że już powoli jestem w pod Londyńskim niebem. A tam przez kilka dni będę tylko tam a nie wszędzie tam gdzie chciałabym być (ok to zdanie nie jest najpiękniej skonstruowane). I to jest chyba przyczyna, dla której tak strasznie lubię wyjeżdżać.  Nie bójcie się, że wszystkie wpisy będą takie – to tylko ten jeden jedyny, można powiedzieć programowy, poczyniony między szukaniem dowodu osobistego, przegrywaniem książek na Kindle i szukaniem odpowiedzi na trudne pytanie gdzie jest mój parasol. Ale pakowanie się to najlepszy przykład, że diabeł istnieje i mieszka w każdej walizce.

0 komentarz
0

Powiązane wpisy

slot
slot online
slot gacor
judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online