Co roku jest dokładnie tak samo. Siedzę przy stoliku nad kawą, herbatą albo butelką cydru i myślę, że nikt nie przyjdzie. Siedzę tak i układam w głowie co powiem ludziom od których wynajęłam salę, co napiszę czytelnikom i jak przyznam sama przed sobą że nie wyszło. A potem ludzie przychodzą. A zwierz co roku nie może uwierzyć.
’
Ten post publikowany co roku jest trochę jak nasza mała świąteczna tradycja. Zwierz niczym senior rodu gładzi się po brodzie i opowiada jak to drzewiej było. Jak wymyślił pierwsze Secret Santa i zajął jeden stolik w knajpie a potem prawie zabrakło krzeseł a obsługa spoglądała na zwierza spojrzeniem zabójczym. A potem te drugie które odbywały się w knajpie zwanej mordownią gdzie w półmroku ludzie nawiązywali nowe znajomości a zwierz łamiącym głosem oświadczał wszystkim że jedzie obejrzeć Benedicta Cumberbatcha na żywo. I te które zorganizował zwierz nie patrząc na kalendarz w dniu zapalenia światełek na Krakowskim Przedmieściu i wszyscy łącznie ze zwierzem się spóźnili bo spadł śnieg i w ogóle cała Warszawa wyległa na ulicę. Albo jak pierwszy raz zwierz zdecydował się że prezenty rozda Mikołaj i temu zwierzowi w stroju Mikołaja pękły spodnie przy pierwszym ruchu więc resztę prezentów rozdawał nieco nieruchomo. Tam moi drodzy to już piąty raz rozdajemy prezenty i piąty raz zwierz nie może do końca uwierzyć. Jak to się stało, że to już tyle trwa. Stare zdjęcia nie kłamią, są na nich prezenty, uczestnicy, uśmiechy i zwierz z głupią miną przyglądający się temu wszystkiemu co się wokół niego dzieje.
Bo kiedy już zwierz ułoży sobie w głowie taki tekst w którym pisze że bardzo mu przykro i że w ogóle szkoda, że się nie udaje wtedy zaczynają przychodzić ludzie. Może trochę speszeni na początku, ale potem jakoś z każdą minutą coraz bardziej swobodni. Potem się nagle okazuje, że część uczestników uznała, że ubraniem obowiązkowym na takie spotkanie są świąteczne swetry w różnym stopniu przypominające urocze wdzianko Marka Darcy z Bridget Jones. A potem jest już nie kilka osób ( w głowie zwierza zawsze będzie ich zaledwie osiem max dziewięć) i nie kilkanaście ale cała gwarna sala w której właśnie zabrakło krzeseł i stolików i wszyscy doskonale się dogadują ze sobą mimo, że siedzący u szczytu stołu zwierz z niektórymi osobami zdołał się tylko przywitać. Ale zwierz jakoś dziwnie nie jest potrzebny bo ludzie nie tylko doskonale się dogadują ale jeszcze ktoś ma przy sobie świecące rogi renifera i nagle zwierz czuje się najmniej przygotowanym do prowadzenia świątecznej imprezy blogerem w historii.
Oczywiście największe wzruszenie w serduszku zwierza zawsze budzi moment kiedy Mikołaj rozdaje prezenty a uczestnicy pokazują co dostali. I cóż z tego, że tegoroczny Mikołaj kupił strój nie sprawdzając dokładnie czy są w nim spodnie (nie było) i ganiał w długim płaszczu który z trudem przytrzymywał jedną ręką by jednak Mikołaj zachował trochę tajemniczości (ponieważ pod płaszczem własnych spodni nie miał). Co roku zwierz nie jest się w stanie nadziwić ile w te prezenty wkłada się serca, uwagi, precyzji i pomysłowości. Dlatego co roku zwierz nalega by nie były to rzeczy kupione ale by włożyć w nie jak najwięcej własnego wysiłku. By przypomnieć sobie jak miło jest coś robić z myślą o przyjemności drugiej osoby. Oraz by przypomnieć sobie ile sami potrafimy. Wśród deklarujących brak uzdolnień czytelników nagle znaleźli się tacy którzy potrafią uszyć, wyszydełkować, wykleić, wylepić czy namalować rzeczy o których można tylko marzyć. Ale nawet nie o to chodzi że poziom prezentów z roku na rok idzie w górę przeskakując swobodnie nad wszystkim co można kupić. Kiedy zwierz patrzy na te prezenty widzi olbrzymi potencjał jak w nas siedzi. Kreatywności, życzliwości czy zwykłej dobroci. Zwierz jest przekonany, że nic tak nie motywuje do robienia wspaniałych rzeczy jak myślenie o drugiej osobie. Nawet jeśli zna się tylko jej imię, nazwisko i preferencje prezentowe.
Jednocześnie kiedy zwierz słyszy jak kolejne osoby dziękują za zorganizowanie wydarzenia to jest dumny ale wie że w sumie nie zasługuje na jakieś wielkie pochwały. Cała impreza jest przecież prosta od strony organizacyjnej. Losowanie, zapisy, koszmarna wysyłka maili – to wszystko jest czasochłonne ale proste. Zorganizowanie imprezy – wynajem sali i zakup stroju Mikołaja. Imprezy w innych miastach czytelnicy organizują sami. Jedyne co trzeba dać to sygnał. Nawet nie jakiś szczególnie głośny – od pierwszej edycji ludzie zgłaszają się chętnie sami, nie ważne czy zwierz reklamuje imprezę czy nie. Fakt, że to spotyka się z takim odzewem wcale nie świadczy jakoś bardzo o zdolnościach organizacyjnych zwierza. Raczej o tym, że naprawdę chcemy się spotykać, wymieniać prezentami, być dla siebie mili. Jedyne czego potrzebujemy to takiego małego pchnięcia. Zwierz zrobił je bo jak może zauważyliście, ma problemy z tym małym czerwonym guzkiem w głowie który powinien się naciskać ilekroć ma się jakiś szalony pomysł. U zwierza guzik nie działa. Dlatego jest mu zdecydowanie łatwiej.
Choć bawiliśmy się po raz piąty tym co zwierza uderzyło w zgromadzonym tłumie to ilość nowych osób. Nawet nie wiecie jak bardzo cieszy informacja, że ktoś się bał przyjść ale się przełamał i oto jest. Po pierwsze dlatego, że zwierz nigdy nie chciał by Secret Santa stało się zabawą tylko dla wybranych czytelników. Po drugie – zwierz który sam nie ma problemu z kontaktami międzyludzkimi wie jak trudno się przełamać i przyjść. Zwłaszcza na spotkanie organizowane przez ludzi z Internetu. Dlatego kiedy okazuje się, że stał się dla kogoś powodem by przełamać opór cieszy się podwójnie. Nie dlatego, że chce byście wszyscy zostali zwierzami imprezowymi, ale dlatego, że ma nadzieję iż jest to przejaw wiary w to że będzie na takiej imprezie miło. Zwierz ma nadzieję, że to się nigdy nie zmieni. Co to za impreza świąteczna na której ktoś się czuje niechciany.
Zwierz powie wam szczerze. W tym roku mu się nie chciało. Może był zbyt zajęty przeprowadzką i wgapianiem się w swój pierścionek zaręczynowy. Może za bardzo zmartwiły go wybory w Stanach. Chciał się zaszyć w swoim prywatnym życiu i nic nie robić. Ale w pewnym momencie zdał sobie sprawę, że od dawna nie jest w tym samym, że jego coroczny sygnał nie jest dla przyjemności zwierza czy bloga tylko dla przyjemności i radości uczestników. Było to mniej więcej w tym momencie kiedy ktoś napisał u siebie na tablicy, że czeka. Jedna osoba uświadomiła zwierzowi, że bycie odpowiedzialnym za taką imprezę to przecież taki mały zaszczyt. A dawanie ludziom czegoś na co można czekać to największy przywilej. I nie należy się go łatwo pozbywać. Zwłaszcza, że tego wieczora naprawdę trudno było się martwić sprawami świata. Natomiast łatwo sobie przypomnieć, tego osławionego ducha świąt, który ponoć kompletnie padł przygnieciony stosem bombek i świątecznych promocji. Poza tym – cała impreza jest dla was. Dla zwierza jest ten moment kiedy zaczynają schodzić się pierwsi goście, kiedy siadają, rozmawiają, dobrze się bawią. A zwierz może sobie popatrzeć na długi stół pełen zadowolonych ludzi i pomyśleć że miał udział w tym, że znaleźli się razem w zimy grudniowy wieczór. I lepszego prezentu moi drodzy, nie można sobie wyobrazić.
Ps: Zwierz najbliższe dwa dni spędzi w Szczecinie podziwiając miasto i odbierając nagrody. Wpisy będą jeśli uda się je napisać.