Hej
Miał być wpis o piszących aktorach ale nie będzie bo zwierzowi wczoraj wieczorem przeznaczenie zajrzało do oczu. Innymi słowy napisał redaktor, że czeka na tekst co to go zwierz pisał i poprawiał tak namiętnie, że już naprawdę nie wypada dłużej. Rzucił się wtedy zwierz do poprawiania (rodzina rzuciła się do wstawiania przecinków) zaś cała koncepcja siedzenia i szukania dla was fajnych przykładów została odłożona na później. Teraz jednak w czasie dwudziestominutowej przerwy spowodowanej koszmarnym bólem głowy ( och ci XIX wieczni socjologowie potrafią człowieka skołować a co dopiero zwierza), zwierz postanowił napisać dla was wpis. Wpis nietypowy bo nie o popkulturze. Zwierz chce się z wami podzielić bolączkami człowieka piszącego.
Zwierz wie, że pisze w wielu przypadkach do ludzi, którzy też należą do tego gatunku. Człowiek piszący charakteryzuje się tym że zawsze ma coś do napisania. Nie to nie jest grafoman, który pisze bo musi, to raczej człowiek piszący zawodowo/kompulsywnie bądź kompulsywnie/zawodowo (spora różnica). W przeciwieństwie do wielu innych typów ludzi, których praca kiedyś się kończy, praca człowieka piszącego zdaje się nigdy nie być skończona. Nawet kiedy już skończy wszystkie obowiązkowe artykuły, książki, recenzje i eseje pojawiają się owe aktywności dodatkowe jak niedokończone wielkie romanse, książki fanatasy, książki w których elfy mają romanse, książki o książkach w których elfy mają romanse, opowiadania dla siebie, opowiadania fan fiction, opowiadania fan fiction pisane dla znajomych, wpisy na bloga, wpisy na drugiego bloga, genialne pomysł na trzeciego bloga, wiersze, poematy, notatki, długie komentarze, pojedyncze myśli, wpisy do dzienników, wpisy do dzienników których nie przekażemy bliskim po śmierci, naprawdę, naprawdę szczere teksty trzymane na komputerze pod nazwą „rozliczenie roczne.dane” aby mieć pewność że nikt nigdy tam nie zajrzy.
Człowiek piszący przypomina trochę Barbarę Niechcic, która zastanawiała się kiedyś „Zaraz, zaraz czym ja się dzisiaj martwię” człowiek piszący zastanawia się „Zaraz zaraz co ja miałem dzisiaj napisać”. Przy czym nie zawsze jest to myśl miła i serce grzejąca, niesłychanie często jest to myśl nie miła natrętna psująca samopoczucie i relacje międzyludzkie. Bo oczywiście zawsze istnieje konflikt między tym co się powinno pisać a tym co się chce pisać – na przykład u zwierza zawsze występuje nie dający się pogodzić konflikt między blogiem, artykułami o kulturze a pracą naukową. Bloga zwierz pisze w 90% z uśmiechem na ustach i chętnie (i jak pewnie zauważyliście codziennie), artykuły o kulturze zwierz pisze klnąc jak szewc, męcząc się niesamowicie ale głównie dlatego, że chce by wypadły jak najlepiej a poza tym musi się zmagać z pisaniem w pierwszej osobie, z kolei praca naukowa sprawia mu olbrzymią frajdę ale żeby do niej usiąść zwierz musi mieć za oknem egipskie ciemności i pewność, że wszyscy normalni obywatele wstający na 7 do pracy śpią. Innymi słowy zwierz cały dzień martwi się tym, że nie pisze.
Jak na razie zwierz nie napisał nic nowego. Prawdę powiedziawszy przez większość swojego życia zwierz przebywał (i nadal przebywa) w towarzystwie osób, które zawsze miały coś do napisania. Wokół zwierza krążyli ludzie, którzy musieli napisać książki, chcieli napisać książki, mieli właśnie świetny pomysł na książkę. W głowie zwierza ukształtowała się wizja, że oto wszyscy zawsze mają coś do napisania co sprawia, że w niedzielne popołudnie nie można im zawracać głowy i należy z pokorą wysłuchiwać jak rozmyślają na głos nad kolejną wersją rozdziału. Dopiero niedawno (serio zwierz rozwija się powoli) zwierz uświadomił sobie, że gdzieś tam istnieje cała grupa ludzi, która nie ma nic do napisania. Że kiedy kończą pracę, wracają do domu i nie krąży nad nimi jak orzeł myśl, że tam gdzieś na komputerze są pliki, których objętość trzeba powiększyć, że gdzieś tam w zeszycie są wiersze którym straszliwie brakuje puenty a plik „rozliczenie roczne. dane” wymaga po ostatnich wydarzeniach natychmiastowej aktualizacji. Zwierz nie wie jak wygląda życie takich ludzie ale musi wam przyznać trochę im zazdrości. Pisanie jest bowiem czynnością, którą zwierz kocha i uprawia namiętnie ale nie ukrywajmy – do najłatwiejszych to ona nie należy. Kiedy zwierz przygląda się naszpikowanym uwagami tekstom, które wyszły spod jego pióra (metaforycznie bo przecież wyszły spod klawiatury) to nie może uwierzyć, że mógł coś takiego zupełnie przytomnie napisać. Z drugiej strony jest absolutnie irracjonalnie wściekły na każą osobę która mu błędy wytyka (poza przecinkami te są osobne od wpisów zwierza). I ponownie rusza wyobraźnia zwierza, w której nie ma tych tekstów. Nikt nie wytyka zwierzowi złych sformułowań, nie każe mu niczego dopowiadać, nie robi sądu nad zwierzową składnią. Czy nie byłoby miło pozbyć się tego straszliwego uczucia kiedy redaktor odsyła tekst i trzeba otworzyć ten załączony do maila plik i stanąć oko w oko ze straszną prawdą, że jednak nie jesteśmy perfekcyjni.
Możecie powiedzieć, że zwierz się kryguje, że tak naprawdę nie umiałby sobie tak bez pisania istnieć i byłoby mu żal że jest taki sobie sam na sam ze wszystkimi swoimi myślami, pomysłami, wizjami i ideami a także niesłychanej wręcz wartości przemyśleniami na temat XIX wiecznych socjologów. Zwierz nawet przyznaje wam rację. Jako prawdziwy przedstawiciel totalnego uzależnienia od snucia opowieści kiedy zapomni z domu książki to jeśli ma przy sobie długopis i kartkę zaczyna pisać opowiadanie, jeśli jej zaś nie ma to sam sobie je opowiada. Z drugiej jednak strony zwierz zastanawia się czy istnieje taka rzeczywistość, w której istota pisząca ma spokój. Bo przecież paradoksalnie nie przychodzi on z chwilą ukazania się artykułu czy książki. O nie, wręcz przeciwnie wtedy w duszy osoby piszącej pojawia się przerażający zimny dreszcz. Bo po pierwsze – w książce mógł się pojawić błąd, idiotyzm czy przeoczenie, którego teraz nie da się poprawić ( i którego nikt poza autorem nie zauważy). Po drugie jeśli książka okaże się sukcesem (bo jeśli okaże się porażką to wszyscy wiemy mniej więcej co się dzieje) to nad istotą piszącą niby miecz zawiśnie wizja, że oto nic lepszego już nigdy nie napisze, że może jakaś dawka talentu czy zdolności ograniczała się jedynie do wyprodukowania jednej dobrej pracy po czym wyczerpała się szybciej niż baterie Duracell. Poza tym człowiek piszący z natury jest człowiekiem zazdrosnym. Lektura każdej dobrej książki poza oczywistym zachwytem wiąże się z głębokim westchnieniem zakończonym pytaniem ” Dlaczego tak nie potrafię” ” Dlaczego nie wpadłem na ten pomysł” itd. Co więcej lektura każdej złej książki zakończona jest westchnieniem ” Dlaczego tego idiotę wydają a mnie nie” i co więcej wydaje się, że to westchnienie jest związane z jakimś takim ogólnym poczuciem zazdrości bo towarzyszy nawet tym piszącym, którzy nigdy swojego tekstu nie włożyli do koperty i nie nadesłali wydawnictwu (jak na przykład zwierz zazdrośnik co każdemu poecie zazdrości a jednocześnie sam uważa, że nie ma sensu składać własnej poezji do jakiegokolwiek wydawnictwa). Jedyny plus jest taki, że po takiej lekturze można napisać recenzje. Czasem zwierz ma wrażenie, że w jego przypadku obejrzenie filmu zaczyna się liczyć dopiero po napisaniu recenzji.
Ale ponownie wydaje się, czasem, że pisanie (zwłaszcza pisanie poezji – zwierz jest w trakcie lektury najnowszej Musierowicz gdzie piszą te sonety na potęgę) uważa, się za czynność wzniosłą. Tymczasem często bywa to praca jak każda inna, od wzniosłości daleka, bliska rutynie. A przecież i od takiego pisania nie sposób się odgonić – nawet najbardziej miłujący zwierza czytelnik stwierdzi, że trafiają mu się wpisy nie trafione, w których jest zdecydowanie za dużo słów w porównaniu do treści (czyżby ten?) – bo przecież nikt nie twierdzi, że rodząca się w człowieku potrzeba pisania oznacza od razu, że pisać się będzie dobrze. Więcej nawet możemy stwierdzić, że większość napisanych przez ludzi tekstów jest zła albo mierna. Ludzi potrafiących pisać jest mnóstwo, ale niestety u większości z nas owo „pisać” oznaczać będzie wyłącznie czynność techniczną. Może dlatego nosimy dobrych pisarzy na rękach i patrzymy na nich jak nie z tego świata. Niemniej jednak wszyscy wiedzą, że zapełnić strony literkami jest tak naprawdę łatwo. Ale też wszyscy za każdym razem siadając do pisania mają wielką nadzieję że coś im w jednym z plików zalśni geniuszem. Niestety ze zwierza doświadczeń lśni rzadko, słabo i nie tam gdzie powinno (czyli nie w doktoracie ale w tekście pisanym dla siebie:)
Co więcej ludzie piszący są niewyuczalni. Prosi się ich i namawia by nie pisali wszystkiego na raz, żeby się zdecydowali czy książkę czy artykuł czy recenzję, czy opowiadanie. A oni jak na złość wszystko na raz w dwudziestu otwartych na raz plikach. Zachowują się trochę tak jakby wierzyli w przepowiednie majów, że jak nie napiszą do końca 2012 to już nigdy nie będzie szansy. Nawet ci, którzy tylko prowadzą blogi i wrzucają wpis od czasu do czasu po pewnym okresie pisania zaczynają słyszeć ten cichy głosik z tył głowy. Głosik zawsze mówi to samo „Jeden blog. A może jeszcze jeden blog”. Strasznie trudno go zagłuszyć. Więc zakłada się ten drugi blog, na którego aktualizowanie nie ma się zawsze czasu, co powoduje wyrzuty sumienia. Ogólnie wyrzuty sumienia są na stałe przyrośnięte do duszy człowieka piszącego bo niezależnie ile pisze nie pisze wystarczająco dużo, wystarczająco dobrze i na dodatek wszyscy w około zdają się pisać więcej szybciej a niektórzy mają jeszcze tą czelność by pisać lepiej. To sprawia, że kiedy już w końcu człowiek piszący położy się spać, to przewraca się z boku na bok myśląc jedynie o tych strasznych skutkach spania i niepisania. Aż dziw, że istnieją ludzie w podeszłym wieku, którzy zawodowo piszą. Wedle doświadczeń zwierza wszyscy jak jeden mąż powinni koło trzydziestki zejść na zawał.
Oczywiście osoby piszące nie są w niczym lepsze od niepiszących. To stary zabobon. Pisanie nikogo nie robi lepszym, szlachetnym i dobrym. Co najwyżej bardziej znerwicowanym, męczonym ciągłymi wyrzutami sumienia i podatnym na popadanie w nagłe ataki paniki na myśl o deadlinie. Pisanie nie jest też obcowaniem z muzami (to znaczy w większości przypadków) najczęściej zmaganiem z klawiaturą i własną chęcią rzucenia wszystkiego w diabły i zajęciem się profesjonalnym sprzedawaniem pietruszki. Jedyne co można powiedzieć, to, że ludzie piszący są marzycielami. Marzy im się taki dzień kiedy nic nie będą musieli pisać i nikt niczego im nie będzie kazał pisać i będą mogli sobie po prostu usiąść i robić dokładnie to na co mają ochotę. Większość istot piszących nigdy nie dożywa takiego dnia, ci zaś, którzy budzą się któregoś dnia z dziwnym stwierdzeniem, że nie czeka żaden otwarty tekst, żaden zbliżający się deadline, żadna praca zaliczeniowa nie wiedzą co ze sobą zrobić. Zazwyczaj wyciągają wtedy kartkę, otwierają plik i czują się bardzo zadowoleni z tego, że nareszcie będzie można pisać.? w zupełnym spokoju.
Widzicie – Woody Allen to typowy przykład człowieka piszącego, inaczej nie kazałby wypowiadać tej kwestii Hemingwayowi?
Zwierz dedykuje wpis swojej rodzinie za uczynienie ze zdania „Powinnam /Powinienem pisać książkę/artykuł/opowiadanie/leksykon/hasło itd.” Jednego z najnaturalniejszych zdań z jakimi zwierz się spotkał. Zrobiliście mi kuku na całe życie!
Ps: Jutro powrót do świata popkulturalnego a może nawet jeśli zwierz się wyrobi z czytaniem recenzja wiadomo jakiej książki.