Home Film 1% jednego procenta czyli Chciwość to jednak za mało (The Wolf of Wall Street)

1% jednego procenta czyli Chciwość to jednak za mało (The Wolf of Wall Street)

autor Zwierz

Hej

Jest 1987 rok Gor­don Gekko mówi Greed is Good a my z niedowierzaniem kręcimy głowa­mi widząc jak świat wiel­kich pieniędzy korumpu­je dusze i ser­ca młodych i starych mak­lerów gieł­dowych. Jest 1990 i Mar­tin Scors­ese pokazu­je nam Chłopców z Fer­a­jny i his­torię, dokąd prowadzi chodze­nie na skró­ty. Jest 2008 rok i Lehman Broth­ers ogłasza upadłość i ludzie po raz pier­wszy od lat zaczy­na­ją czy­tać strony eko­nom­iczne przed sportowy­mi. Jest rok 2010 i Olivi­er Stone w swo­jej drugiej odsłonie Wall Street prze­jeżdża kamerą po biżu­terii lśniącej na dekoltach pań z towarzyst­wa, z rewolucyjną nien­aw­iś­cią przyglą­da­jąc się lśnią­cym dia­men­tom. Jest rok 2012 i Bane strzela do pra­cown­ików Giełdy w Gotham staw­ia­jąc widzów w dzi­wnej sytu­acji, kiedy bardziej kibicu­je­my przestęp­cy niż łapiące­mu go Bat­manowi.  W 2014 Scors­ese krę­ci Wolf of Wall Street i pier­wszy komen­tarz po zakońc­zonym sean­sie brz­mi, „Ale mnie bolą ple­cy”. I jeśli się temu lep­iej przyjrzeć to nie jest to zupełnie niepow­iązany ze sobą ciąg dat i wydarzeń.

 

The Wolf of Wall Street to film który tak właś­ci­wie został już nakrę­cony. Wystar­czy pięt­naś­cie min­ut Wall Street prz­ery­wać kwad­ransem Chłopców z Ferajny.

Gdy­by Scors­ese nakrę­cił Wolf of Wall Street jeszcze cztery lata temu być może mógł­by być nos­zony na rękach. Nakrę­cić w środ­ku kryzy­su film o osten­ta­cyjnym bogactwie i żenu­jącej stron­ie chci­woś­ci. Ludzie śmi­al­i­by się przez własne łzy, które spłynęły na przy­pom­nie­nie o spła­cie kredy­tu hipotecznego. Gdy­by Scors­ese nakrę­cił film dwie dekady temu — pewnie potrak­towano by jego pro­dukcję dość poważnie — jako przy­pom­in­jącą nam, co dzieje się za zamknię­ty­mi drzwia­mi biur mak­ler­s­kich gdzie luzie inwes­t­u­ją nieist­niejące pieniądze by pom­nażać ciąg cyfr na kartkach. Kto wie, czy nie jeden widz nie wyszedł­by z kina wstrząśnię­ty infor­ma­cją, że tak naprawdę mil­iony, który­mi się obra­ca nie ist­nieją. Ale Scors­ese nakrę­cił ten film w chwili, kiedy minęło już początkowe zaskocze­nie, kiedy minęła już nawet złość na tych, którzy pobier­a­ją jeden pro­cent od 1 pro­cen­ta. Dziś wid­ow­n­ia przyglą­da się mak­lerom sza­s­ta­ją­cym kasą i pyta, kiedy zacznie się coś dzi­ać. A dzieje się tak dokład­nie wedle schematu, że kiedy widz zaczy­na dostrze­gać pier­wsze ozna­ki upad­ku czas do koń­ca sean­su dłuży się niemiłosiernie (zresztą cały film przy­pom­i­na tem­pem nieu­daną kole­jkę górską gdzie szy­bko wjeżdżasz radośnie pod górę a potem powolutku i ostrożnie zjeżdżasz w dół). Nie trze­ba nam przy­pom­i­nać gdzie bohat­era zaprowadzi rozrzut­ność i chci­wość. W sum­ie jedyne, czego się nie spodziewamy to hap­py end.

Jeśli wszyscy wiemy, że bohater nie może pod koniec fil­mu popi­jać drin­ka na swoim 50 metrowym jach­cie to cała his­to­ria musi być naprawdę bez skazy byśmy zain­west­owali w nią emocjonalnie.

Co więcej film ma w swoim cen­trum tezę, która wyda­je się, po ostat­nim kryzysie finan­sowym nieco mniej prawdzi­wa niż doty­chczas. Bohater Leonar­do DiCaprio chce być bogaty. Nie zamożny, nie dobrze usy­tułowany, tylko obrzy­dli­wie bogaty. Chce mieć też wszys­tko to, co za te obrzy­dli­wie duże pieniądze da się kupić. Scors­ese nie kry­je, że film ma dość jas­ną wymowę — wszyscy chcą być bogaci, wszyscy chcą dojść do pieniędzy na skró­ty, ale i tak najwięcej zara­bia ten, kto wyko­rzys­tu­je tą ludzką potrze­bę. O ile zwierz nie będzie się kłó­cił, że chci­wość jest cechą raczej uni­w­er­sal­ną i niesłab­nącą w społeczeńst­wie to jed­nak wyda­je się, że Wolf of Wall Street jest skro­jony pod wid­own­ię, która już nie ist­nieje. Bo widzi­cie dziś widz przyglą­da­jąc się wydatkom bohat­era, jego wypa­sione furze i wielkiej posi­adłoś­ci widz nie koniecznie umiera z zaz­droś­ci. Wyda­je się, że po tym jak ostat­nio znów wszys­tko stra­cil­iśmy, co raz częś­ciej myślmy o tym, że może by tak pieniądze odłożyć, mądrze zain­west­ować, nie wkładać ich w wielkie aparta­men­ty i jachty. Po lat­ach mod­le­nia się ‘Boże Uczyń mnie Bogatym”, co raz częś­ciej mod­limy się “Panie nie uczyń mnie bied­nym”. Taka wid­ow­n­ia widząc kari­erę i upadek bohat­era nie dostrze­ga siebie. Jeśli ostat­nie uję­cie na słuchaczy sem­i­nar­i­um o najlep­szych tech­nikach sprzedaży ma sug­erować, że w każdym z nas jest prag­nie­nie bogact­wa, to chy­ba jed­nak Scors­ese przestrzelił. Notat­ki na sem­i­nar­i­ach robią ci, którzy chcą spłacić kredyt stu­denc­ki zaciąg­nię­ty przez dzieci.  Rzu­cane przez bohaterów z pog­a­rdą hasło, „Jeśli tego nie chcesz idź pra­cow­ać do McDon­al­da” wcale nie brz­mi dla nas jak tak stras­zli­wa per­spek­ty­wa spędzenia resz­ty swo­jego życia.

DiCaprio naprawdę ma spory potenc­jał kome­diowy — to może co damy mu Oscara za sam fakt, że nie trze­ba się już wpraszać na Hol­ly­woodzkie przyję­cia by się dowiedzieć jak tańczy? (gif stąd) 

No dobra, ale załóżmy, że nie zgadza­cie się z eko­nom­iczno społeczną diag­nozą zwierza, który rzeczy­wiś­cie sam nie jest ide­al­nym widzem takiej pro­dukcji. Nie, dlat­ego, że jakoś nigdy nie mógł się przekon­ać do DiCaprio, ale dlat­ego, że poję­cie chci­woś­ci jest mu dość obce. Zwierz jest bez­nadziejnym przy­pad­kiem oso­by wychowanej w takim sto­sunku do pieniędzy, który czyni z niego istotę mało podat­ną na chęć zysku (zwierz nie wie czy to koniecznie jest cno­ta). Ode­jdźmy, więc na chwilę od rozważań ogól­nych a prze­jdźmy do szczegółu. Bo widzi­cie Wilk z Wall Street miał mimo swoich błędów potenc­jał na doskon­ały film. Pier­wsze pół­torej godziny jest jak powiew świeżego powi­etrza. Bohaterowie klną, ćpa­ją i syp­i­a­ją ze wszys­tkim, co się rusza. Wyko­rzys­tu­ją sys­tem jed­nocześnie nie mądrze­jąc ani na jotę. Ale właśnie w tym, że film od początku pokazu­je nam bandę chci­wych sukin­synów jest siła opowieś­ci. Kiedy Scors­ese pozwala swo­bod­nie płynąć niesły­chanie komicznej miejs­ca­mi nar­racji czu­je­my jak­by naresz­cie ktoś potrak­tował widza jak dorosłego, przed którym nie trze­ba ukry­wać, jakie są granice ludzkiej głupo­ty. To pół­torej godziny znakomitego, miejs­ca­mi prz­er­aża­jącego, miejs­ca­mi prześmiesznego fil­mu. Jed­nak potem pro­dukc­ja zaczy­na męczyć. Zabawne sce­ny robią się, co raz dłuższe. Te poważne — są z kolei tak bard­zo poważne, że umieszc­zone zaraz koło śmiesznego gagu budzą zami­ast poruszenia nies­mak. Sama zaś końcówka jest po pros­tu strasznie nud­na. Bo nie ma w niej nic, czego by na ekranie nie było.

Zwierz mniej więcej od połowy fil­mu miał wraże­nie jak­by Scors­ese sam nie do koń­ca wiedzi­ał o czym albo o kim chce opowiedzieć historię.

Zresztą film robi krzy­wdę gra­ją­cym w nim aktorom. Po pół­torej godziny człowiek jest w stanie przyz­nać, że DiCaprio Oscar się należy. Zwłaszcza, że w aktorze jest sporo rzad­ko wyko­rzysty­wanego przez reży­serów tal­en­tu kome­diowego. Jed­nak im dalej w las tym częś­ciej widz­imy jak powraca­ją te same miny i gesty. Tym nud­niejsze sta­ją się motywa­cyjne mowy (niech ktoś nauczy fil­mow­ców, że wykrzy­czane mowy motywa­cyjne już się zupełnie w kine­matografii zgrały), kuri­ozalne miny, nieśmieszne fizy­czne wygibasy. Kiedy wychodzi się z kina jed­na myśl jest taka, że DiCaprio, powinien dostać Oscara po to by w końcu przes­tał o niego wal­czyć. Podob­nie jeden z najbardziej utal­en­towanych a jed­nocześnie wciąż niedoce­ni­anych aktorów Hol­ly­wood Jon­ah Hill, który błyszczy przez jakąś godz­inę fil­mu. Potem zaś jego rola sta­je się tak iry­tu­ją­ca, że nawet wyko­rzys­tu­jąc całe spek­trum swoich możli­woś­ci aktor nie może zro­bić nic innego tylko widza znużyć. Przy czym abyśmy się dobrze zrozu­mieli — obaj aktorzy gra­ją doskonale, ale kiedy mówi się 2,8 ‘Fuck” na min­utę jest pew­na grani­ca poza którą moż­na się tylko pow­tarzać. I tak właśnie jest. Gdy­by ten film był o godz­inę krót­szy (a spoko­jnie mógł­by być) żaden z aktorów by się do tej grani­cy nie zbliżył. Zresztą aktorsko najlepiej wypada­ją tu ci, którzy wskaku­ją na chwilkę — genial­ny Matthew McConaugh­ey, który wygry­wa film jed­ną (w dużym stop­niu zaim­prow­iz­owaną!) sceną, Kayle Chan­dler, (które­mu dosta­je się zdaniem zwierza najlep­sza reży­ser­sko sce­na w całym filmie) czy Jean Dujardin w roli tak typowego szwa­j­carskiego bankiera, że aż strach.

Film jest bezl­i­tosny dla aktorów, i w sum­ie zwycięz­ca­mi okazu­ją się ci, którzy pojaw­ia­ją się tylko w epizodach.

Podob­nie z samy­mi zab­ie­ga­mi reży­ser­ski­mi — kiedy DiCaprio po raz pier­wszy mówi do kamery jest fajnie, kiedy kam­era prze­suwa się po abso­lut­nym chaosie roz­pasanego życia mak­lerów jest fajnie, kiedy widz­imy dzi­ałanie narko­tyków w zwol­nionym tem­pie jest fajnie (zwierz naduży­wa słowa fajnie spec­jal­nie, bo tak właśnie jest nie doskonale, nie intrygu­ją­co, ale fajnie). Ale kiedy te zabie­gi wraca­ją ponown­ie, kiedy ori­en­tu­je­my się, że część scen jest abso­lut­nie nie potrzeb­na (dobry mało spoilerowy przykład — wspom­nie­nie z wiec­zoru kawaler­skiego skła­da się z dwóch scen — orgii w samolocie i nagusieńkiego bohat­era przechadza­jącego się po zru­jnowanym aparta­men­cie, z całą masą rozłożonych to tu to tam kobi­et i mężczyzn. Spoko­jnie wystar­czyła­by nam sce­na nr.2 — lep­sza reży­ser­sko, mniej dosłow­na, zwłaszcza, że szczegóły doda­je głos z offu) to po pros­tu zaczy­namy się nudz­ić. Zresztą film ma też pewne prob­le­my z pod­chodze­niem do kwestii mimo wszys­tko kon­trow­er­syjnych. DiCaprio jest najzdrowiej wyglą­da­ją­cym ćpunem w his­torii kine­matografii, aż człowiek sam chci­ał­by zacząć coś brać by się tak pięknie gar­ni­tu­ry na nim układały. Choć teo­re­ty­cznie narko­ty­ki mają wpływ na jego postępowanie to właś­ci­wie nie da się tego zauważyć. Wręcz prze­ci­wnie – rzad­ko widzi się ćpanie potrak­towane tak lekko, jako sym­pa­ty­czny a miejs­ca­mi śmieszny dodatek do pro­dukcji. Z kolei do kwestii prosty­tucji pod­chodzi się w filmie już zupełnie bez żad­nej reflek­sji. I ponown­ie — zwierz rozu­mie — to jest roz­pasane, żyjące na testos­teronie Wall Street. Zwierz rozu­mie też, że gdy­by w filmie było o jed­ną nagusieńką kobi­etę mniej (tylu nagich biustów nie widziano w wysokobudże­towej pro­dukcji od lat 80) to nikt by nie uwierzył, że to pro­dukc­ja nieza­leż­na. Ale jed­nak mimo wszys­tko zwierz nie mógł oprzeć się wraże­niu, że to jest pro­dukc­ja wyję­ta żyw­cem z lat 80. Zwierz uważa, że istot­nie tak mogła wygalać rzeczy­wis­tość mak­lerów gieł­dowych, ale w pewnym momen­cie film zaczy­na przy­pom­i­nać list jed­nego fac­eta do drugiego.

Zwierz ma wraże­nie, że tak może wyglą­dać tegoroczne roz­danie Oscarów (gif stąd)

Jak sami widzi­cie zwierz nie wyszedł z Wilków z Wall Street zach­wycony. I chy­ba wyjść nie mógł. O ile chłop­cy z Fer­a­jny mieli w sobie jakąś świeżość, o ile Greed is Good brzmi­ało tak poraża­ją­co prawdzi­wie, że do dziś pobrzmiewa w móz­gach nie jed­nego człowieka obra­ca­jącego duży­mi suma­mi, o tyle Wolf of Wall Street, to jeszcze raz opowiedziana ta sama his­to­ria, z odrobiną humoru i bła­ga­ją­cym Akademię o Oscara Leonar­do. Co więcej wyda­je się, że sam Scors­ese nie wie do koń­ca, po co ta his­torię opowia­da i chy­ba, dlat­ego tak strasznie trud­no mu ją skończyć. Zwierz patrząc na wysok­ie oce­ny Wil­ka z Wall Street zas­tanaw­ia się czy przy­pad­kiem nie dal­iśmy się zwieść, że za tym filmem stoi jakaś więk­sza praw­da. A może prawdą jest, że lubimy piosen­ki, które już znamy a to melo­dia, którą amerykańskie kino grało już w niejed­nym wyko­na­niu. Chy­ba, że zapom­i­namy tak szy­bko, iż niedłu­go znów nieświado­mi niczego wpaku­je­my mnóst­wo prawdzi­wych pieniędzy w rynek nieist­nieją­cych pieniędzy. Ostate­cznie może jeszcze nami powodować nie wiecznie mło­da chci­wość, ale stara dobra zaz­drość. Sko­ro tyle dostałeś to ter­az radośnie popa­trzymy jak ci to wszys­tko odbier­a­ją. Uczu­cie, które­mu zwierz nie dawał­by jed­nak za dużo miejs­ca w ser­cu. Zami­ast tego zwierz pro­ponu­je hojność. Zwłaszcza Akademii. Ponown­ie. Daj­cie Leo Oscara. W końcu macie ich tyle, że jak dacie jed­nego to wam nie ubędzie.  I niech to będzie zwierza ostat­nia konkluzja.

ps: Zwierz jest zawsze niesamowicie przygnębiony widzą tłumy, jakie oble­ga­ją kinowe kasy w środowe wiec­zo­ry, kiedy bile­ty są sporo tańsze. Jas­ny przykład, że Pola­cy chcą chodz­ić do kina, ale ich po pros­tu nie stać.

ps2:  Zwierz dodał tytuł fil­mu w naw­iasie w tytule bo jed­nak sam tytuł jest trochę za bard­zo z głowy zwierza. A zwier­zowi chodzi o 1%prowizji jaką pobier­a­ją najważniejsi mak­lerzy od najwięk­szych oper­acji gieł­dowych wykony­wanych przez 1% najbo­gat­szych amerykanów.

19 komentarzy
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online