Home Film 100 dwa zwierza cz. 9 czyli jaka piękna katastrofa

100 dwa zwierza cz. 9 czyli jaka piękna katastrofa

autor Zwierz

?

Hej,

Zwierz nadal poszuku­je listy a tym­cza­sem  zbliża się koniec kole­jnej set­ki (czyż­by zwierz przeczuwał, że tak naprawdę to dopiero początek jakiejś wielkiej serii). Zwierz postanow­ił nieco rozluźnić atmos­ferę po emocjonu­ją­cym odcinku musicalowym i prze­jść do tego rodza­ju filmów, do którego oglą­da­nia nie przyz­na­je­my się w cza­sie poważnej roz­mowy o kine­matografii. Chodzi o filmy katas­troficzne. W przy­pad­ku filmów katas­troficznych liczą się dwie rzeczy. Pier­wsza to uro­da katas­tro­fy — jeśli jesteśmy nawet po najbardziej kre­tyńskim filmie w stanie powiedzieć, za Grekiem Zor­bą “Jaka Pięk­na katas­tro­fa”, wtedy film odniósł sukces. Dru­ga sprawa, to kwes­t­ia fabuły jako takiej — zwierz nie wyma­ga od filmów katas­troficznych za wiele w tej materii, ale musi choć trochę pol­u­bić bohaterów, nie jakoś spec­jal­nie, ale tak by nie życzyć im szy­bkiej i bolesnej śmier­ci.  Co do samego charak­teru katas­tro­fy to zwierz potrak­tował ją dość sze­roko wlicza­jąc inwaz­je obcych ale nie wlicza­jąc zom­bie apokalip­sy. Przede wszys­tkim jed­nak zwierz skon­cen­trował się na tych pro­dukc­jach, gdzie niemal pewne jest, że do koń­ca fil­mu (w skutek katas­tro­fy) nie przetr­wa­ją wszyscy. Co to oznacza? Po krótce tyle, że film wcale nie musi być dobry by zdobyć serce zwierza jako film katas­troficzny. Więcej — cza­sem sama kon­cepc­ja prze­biegu katas­tro­fy, czy świa­ta po katas­trofie wystar­czy zwier­zowi  by wpisał film na tą listę. do tego zwierz nie może się pow­strzy­mać by nie potrak­tować listy jako wymów­ki do rozważe­nia co takiego zdaniem sce­narzys­tów może nas wykończyć. Może zresztą dość już zas­trzeżeń. Zaczni­jmy wyliczać zan­im świat się skończy.

Armaged­don - abso­lut­na klasy­ka kina katas­troficznego. Wielkie mete­o­ry­ty spada­jące na ziemię zawsze rozbudza­ją wyobraźnię, fakt że jedy­na oso­ba, która może je pow­strzy­mać jest Bruce Willis rozbudza wyobraźnię jeszcze bardziej (człowiek spodziewa się niemalże że złapie aster­oidę włas­ny­mi ręko­ma). Jed­nak tym co przesądza o cud­ownoś­ci Armaged­donu jest po pier­wsze — znakomi­ta obsa­da ról dru­go­planowych — cały zespół kom­pe­tent­nych a niepoko­rnych spec­jal­istów od odwiertów da się pol­u­bić (i ze smutkiem pożeg­nać kiedy z przy­czyn fab­u­larnych zejdą z tego świa­ta), po drugie doczepi­ony do  fil­mu katas­troficznego melo­dra­mat. Nie da się bowiem ukryć, że w obliczu zakochanych, na których związek nie zgadza się ojciec i nad który­mi ciąży wiz­ja rozs­ta­nia (dość drasty­cznego bo on leci na samobójczą mis­je na aster­oidę) to coś porusza­jącego bardziej od takiego aster­oi­da. A jeszcze jak w tle leci piosen­ka Are­o­smith to ma się praw­ie wraże­nie, że to po pros­tu melo­dra­mat, w który mete­o­ryt wpadł trochę przypadkowo.

Dzień Niepodległoś­ci — tu z kolei próbu­ją wykończyć nas kos­mi­ci. To znaczy właś­ci­wie nie nas bo film opowia­da o tym jak kos­mi­ci nie mając żad­nego wyczu­cia próbu­ją wykończyć amerykanów w dniu ich świę­ta nar­o­dowego. Serio czy inter­galak­ty­czne pra­wo najaz­du na inna plan­etę nie powin­no uwzględ­ni­ać poko­ju w dni świąteczne. W każdym razie Dzień Niepodległoś­ci to ten cud­owny rodzaj fil­mu katas­troficznego w którym wszys­tko wybucha, ludzkość nie ma żad­nej nadziei ale w odpowied­nim momen­cie zna­j­du­je się dziel­ny prezy­dent stanów zjed­noc­zonych (wielce zaskoc­zony fak­tem, ze jakikol­wiek koniec świa­ta się zbliża bo prze­cież wiado­mo, że koniec świa­ta jest ściśle sko­relowany z czarnoskórym prezy­den­tem), zaz­dros­ny o swo­ją byłą żonę żydows­ki uczony i czarnoskóry żołnierz i właś­ci­wie w tym układzie uda­je im się pokon­ać inwazję obcych. Czyli w sum­ie nie było się czego bać. Zwierz zna film niemal na pamięć ale nadal go bawi, głównie dlat­ego, że jest tak cud­own­ie wręcz niedorzecznie amerykańs­ki. Jak widać kiedy zabraknie Niem­ców, Japończyków i komu­nistów na bied­nych kos­mitów spa­da obow­iązek nęka­nia prag­ną­cych wol­noś­ci amerykanów. Oczy­wiś­cie jak zwyk­le nieskutecznie.

Wulkan — zwierz abso­lut­nie uwiel­bia pomysł by w samym środ­ku Los Ange­les pojaw­ił się wulkan. To tak uroc­zo katas­troficznie niedorzeczne, że nie sposób  nie przyk­las­nąć takiemu pomysłowi. Równie sza­lonym pomysłem jest ten by mias­ta przed zagładą bronił Tom­my Lee Jones który nada­je się do wielu ról ale nie koniecznie do bohater­skiego obroń­cy Los Ange­les (z resztą czy naprawdę jest co bronić). Zwierz uwiel­bia tą fil­mową niedorzeczność, a poza tym musi przyz­nać, że o ile wody, śnie­gi i lody zupełnie nie budzą jego poczu­cia zagroże­nia, to nic nie dzi­ała na jego wyobraźnię tak jak stru­gi płonące lawy. No a poza tym mimo, że jak wszyscy wiemy Los Ange­les przetr­wało (prze­cież to mias­to abso­lut­nie musi przetr­wać, jak cen­trum wszechświa­ta) to jed­nak pod koniec zosta­ją z Wulka­nem w cen­trum. Zwierza to niezmiernie bawi. A przy­na­jm­niej bardziej niż Góra Dan­tego, gdzie bohaterowie lądu­ją z wulka­nem obok jakiegoś niewielkiego miasteczka.

Trage­dia Pose­j­dona — a tu zabawy już nie ma. Zwierz chy­ba obe­jrzał ten film nieco za wcześnie w swoim życiu bo zostaw­ił on na jego młode wów­czas psy­chice znaczne śla­dy. To typowy film katas­troficzny z gatunku — dziesię­cioro przetr­wało katas­trofę ale do koń­ca fil­mu może przetr­wać tylko jeden (góra dwóch). Film o statku przewró­conym do góry noga­mi zro­bił na zwierzu wraże­nie kilko­ma sce­na­mi — pier­wsza to ta w której starsza pani okazu­je się być świet­nym nurkiem i pły­wakiem tylko po to by zejść potem na zawał, dru­ga to oczy­wiś­cie ta w której wieleb­ny (grany przez Gene Hack­mana) poświę­ca się dla resz­ty grupy. Ale nic tak nie zaburzyło dziecięcej psy­chi­ki zwierza jak sce­na, w której nasza skrom­na gru­pa spo­ty­ka całe mnóst­wo innych ocalałych, którzy z całą pewnoś­cią siebie zmierza­ją w złą stronę wraku. Zwierza uderzyła wiz­ja, że ludzie którzy na ekranie są żywi z punk­tu widzenia fabuły są już martwi bo nie chcą zmienić kierunku marszu. Ta wiz­ja prześlad­owała zwierza potem jeszcze dłu­go. Widzi­cie nie wol­no dzieciom pokazy­wać filmów jak są za małe. Zwłaszcza takim wrażli­wym jak zwierz.

Twister — dobra ten film jest niesamowicie głupi. No bo jak inaczej moż­na wytłu­maczyć sytu­ację, że bohaterowie zami­ast po boże­mu zwiewać przed zagroże­niem sami się pcha­ją w jego kierunku. Nie zmienia to fak­tu, że zwierz uwiel­bia tą pogoń za trąba­mi powi­etrzny­mi, zau­fanie, że dobrze osad­zone w zie­mi rury są w stanie wszys­tko przetr­wać no i oczy­wisty wątek oso­bistych pora­chunków z trąbą powi­etrzną. Poza tym zwierz nawet lubi kiedy bohaterowie zachowu­ją się głu­pio. Nie wszyscy zda­ją sobie jed­nak sprawę, że Twister to także pewien przełom w kine­matografii. Otóż porusza­ją­ca sce­na z lata­jącą krową (która miga naszym bohaterom przed maską samo­chodu) wyma­gała niezwyk­le zaawan­sowanych jak na tamte cza­sy efek­tów spec­jal­nych, była to bowiem krowa cyfrowa. I chy­ba wysiłek nie poszedł na marne bo jest to jed­na z najlepiej zapamię­tanych przez zwierza scen z tego niejed­nokrot­nie oglą­danego fil­mu. Choć z drugiej strony, może nie powinien się naśmiewać, w końcu spośród licznych dostęp­nych w naturze klęsk to właśnie trą­by powi­etrzne, naw­iedza­ją Pol­skę najczęściej.

Pojutrze — Zwierz co praw­da klnie na pojutrze ile może (serio ludzie siedzą w bib­liotece zaled­wie jeden dzień i już chcą pal­ic w kominkach Guten­bergiem), ale na tle innych filmów katas­troficznych z nowej fali Pojutrze wyróż­nia się odrobinę mniejszym idio­tyzmem fabuły. Z resz­ta praw­da jest taka, ze oglą­da się je przede wszys­tkim dla wspani­ałej sek­wencji zale­wa­nia i zamarza­nia Nowego Jorku (tu sce­narzyś­ci postanow­ili jed­nak odno­tować ist­nie­nie innych kon­ty­nen­tów min, pokazu­jąc jak dziel­nie i sto­icko zamarza­ją Bry­tyjczy­cy). Poza tym w filmie jest młody Jake Gyl­len­haal a poza ogól­nym zlodowace­niem po Nowym Jorku bie­ga­ją wil­ki co może się wydawać wiz­ją dość szy­bkiego odradza­nia się natu­ry w miejs­cach pier­wot­nie zamieszki­wanych przez ludzi. No i film kończy się masową emi­gracją amerykanów do Meksyku co zawsze moż­na uznać za prawdzi­wą katas­trofę. Za katas­trofę moż­na też uznać tytuł tego fil­mu, ale to inna sprawa.

Płoną­cy wieżowiec — leg­en­da mówi, że to film, który uświadomił kon­struk­torom nowoczes­nych wieżow­ców zagroże­nia związane z budowanie budynków tak wyso­kich, że nie na wiele zdadzą się wozy strażack­ie. Niem­niej dla zwierza, który ognia boi się bardziej niż czegokol­wiek innego (albo to bard­zo rozsądne albo bard­zo pier­wotne) film zawsze był abso­lut­nie prz­er­aża­ją­cy. Nawet jeśli zwierz oglą­dał go po raz pier­wszy mieszka­jąc na zaled­wie drugim piętrze z którego spoko­jnie mógł się ewakuować bez niczy­jej pomo­cy. Przede wszys­tkim jed­nak zwierz lubi Płoną­cy wieżowiec za to, że to chy­ba najlepiej obsad­zony film katas­troficzny jaki moż­na było w lat­ach siedemdziesią­tych nakrę­cić. Wystar­czy stwierdz­ić, że gra w nim nieza­wod­ny Paul New­man i Steve McQueen. Trze­ba przyz­nać, że jest to jeden z bard­zo niewielu filmów katas­troficznych, który… ma sens. To znaczy rzeczy­wiś­cie taki przy­padek mógł­by się zdarzyć. Zwierz pisze to oczy­wiś­cie  w cza­sie przeszłym drugą ręką odstuku­jąc w niemalowane.

Mars­janie ataku­ją —  sko­ro moż­na było nakrę­cić inwazję obcych na śmiertel­nie poważnie moż­na ją też nakrę­cić nie do koń­ca na poważnie. Tim Bur­ton zde­cy­dował się na atak zielonych ludzików z marsa ale resztę kom­po­nen­tów zebrał z poważnych filmów katas­troficznych. Mamy więc pewnego siebie prezy­den­ta, gen­er­ała prag­nącego użyć atom­ów­ki, genial­nego uczonego, per­spek­ty­wę chłopa­ka  znikąd który musi sobie poradz­ić w obliczu koń­ca świa­ta a nawet wątek dziel­nego żołnierza.  Wszys­tko zaś zagrane w ten sam sposób — tam gdzie inne filmy decy­dowały się na powagę tam Bur­ton wsadz­ił groteskę. Wyszedł film o dzi­wo dobry, zaskaku­ją­cy nieobec­noś­cią Jon­nego Dep­pa i obec­noś­cią Toma Jone­sa. Kome­diowo zaś wygry­wa przede wszys­tkim wątek uczonego i dzi­en­nikar­ki, który choć kończy się trag­icznie jest po pros­tu prze­cu­d­own­ie schematy­czny. Zdaniem zwierza jeden z najo­ry­gi­nal­niejszych filmów Bur­tona. I paradok­sal­nie jed­na z najlep­szych ról Jac­ka Nichol­sona w ostat­nich latach.

Ludzkie dzieci — no tu już żartów nie ma bo film  doty­ka tak nie przy­jem­nego powodu zagłady ludzkoś­ci jak ekstremal­ny niż demograficzny. Co praw­da zwierz ma wraże­nie, że to film nakrę­cony trochę po to by grać na lękach zachod­niego świa­ta (w Indi­ach niżu demograficznego zde­cy­dowani nie ma), ale trze­ba powiedzieć, że pro­dukc­ja pod wielo­ma wzglę­da­mi zaskaku­ją­ca — przede wszys­tkim niezwyk­le dobrze przed­staw­iono świat który właś­ci­wie żyje w oczeki­wa­niu na śmierć, po drugie jest to film dość okrut­ny gdzie każdy może zginąć co spraw­ia, że oglą­da się go bez tej kojącej pewnoś­ci, ze wszys­tko będzie dobrze. No właśnie — trud­no po zakończe­niu jed­noz­nacznie stwierdz­ić jak będzie. Zwierz nie jest fanem fil­mu ale doce­nia pomysł (co praw­da zacz­erp­nię­ty z książ­ki) oraz sprawną real­iza­cję. No i za Clive’a Owe­na. Zwierz zawsze daje plus za Clive’a Owena .

 Dzień zagłady — zaczęliśmy mete­o­rem i kończymy mete­o­rem. Tu nie ma wątku spec­jal­istów od odwiertów są za to dziel­ni astronau­ci. jed­nak zde­cy­dowanie ciekawszy jest wątek młodego astrono­ma (astrolo­ga zwierz nigdy nie pamię­ta którzy są którzy) który odkry­wa, jed­ną z lecą­cych ku zie­mi aster­oid i choć zosta­je za to nagrod­zony miejscem w schronie to jego życie zmienia się drasty­cznie. Zwierz lubi ten wątek bo pod­chodzi on do kwestii koń­ca świa­ta od zupełnie innej strony. Poza tym wszyscy powin­ni się tam spodziewać zagłady bo prezy­den­ta gra Mor­gan Free­man, który rzeczy­wiś­cie był­by ide­al­nym prezy­den­tem na koniec świa­ta bo ma taki glos że wszys­t­kich był­by w stanie uspokoić swo­ją prze­mową. Zwierz wie, że to nie jest dobry film ale i tak go lubi. Co więcej on wcale a wcale nie miał przy­pom­i­nać Armage­donu. Po pros­tu samo tak jakoś wyszło.

Jak widzi­cie zwierz nie pod­chodzi do tej kat­e­gorii szczegól­nie poważnie, ale z drugiej strony to jedyny sposób by cieszyć się kinem katas­troficznym. Choć z drugiej strony nawet zwierz ma swo­je granice. Jego zdaniem taki 2012 powin­no się pub­licznie spal­ić bo już wiemy, że na pewno się nie zdarzy, a film  był przekosz­marny. I nawet katas­tro­fa nie była piek­na. Zwierz wie, że jest jeszcze sporo nawet lep­szych filmów katas­troficznych, ale tu nie ma co się snobować — trze­ba oglą­dać te piękne katas­tro­fy które spraw­ia­ją fra­jdę. Tak przy­na­jm­niej uważa zwierz, no i nie te, które za bard­zo nas smucą jak np” przy­ja­ciel do koń­ca świa­ta”, który jest paskud­nym przykła­dem filmów których nie powin­no się krę­cić bo psu­ją zwier­zowi nastrój.

Co będzie jutro… zwierz nie ma poję­cia. Potrzy­ma was trochę w niepewnoś­ci. Ponoć to dobrze robi na czytelnictwo.

Ps: Ogłosze­nie parafi­alne, na stron­ie zwierza na face­booku pojaw­iła się infor­ma­c­ja o ewen­tu­al­nym spotka­niu ze zwierzem 19.01 w Krakowie. Wejdź­cie przeczy­ta­j­cie i staw­cie się jeśli macie na to ochotę. Jak nie macie ochoty to może­cie wszys­tkie te kro­ki pominąć :)

1 komentarz
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online