?
Hej
Dziś zwierz powinien wam zaserwować kolejną dziesiątkę w swoim wpisie ale musicie jeszcze poczekać. Dlaczego? Otóż wczoraj zwierz bywał i to bywał nie byle gdzie bo na rozdaniu Paszportów Polityki. Impreza bardzo miła, kulturalna i pełna przyjemnych zaskoczeń. Nagrodzeni wydawali się onieśmieleni nagrodą i sytuacją, zaś jedyny nieonieśmielony był Krzysztof Penderecki z żoną (oboje dostali nagrodę dla kreatorów kultury), którzy z kolei zdawali się onieśmielać wszystkich innych. Całość przebiegała naprawdę miło, zwierz mógł się poczuć światowo, kiedy wcinał winogrona tuż obok obfotografowywanych ze wszystkich stron sław. Co prawda jak zwykle przy tego typu okazjach zwierz zadał sobie pytanie dlaczego na tego typu imprezach na każdym kroku wystawia się na próbę godność człowieka. Jest bowiem coś okrutnego w tym bankietowym zwyczaju spożywania posiłków, które normalnie wymagają noża widelca i stołu, zaledwie jednym sztućcem, na stojąco, balansując talerzem. A do tego dochodzi jeszcze ten nie kończący się dylemat co zrobić z kieliszkiem, talerzem po zakończonej konsumpcji itd. Serio czasem zwierz myśli, że winogrona bez pestek wymyślono specjalnie na takie okazje bo to jedyna rzecz, którą można konsumować z jaką taką godnością. Zwierz nie pisze tego wszystkiego w ramach żalu młodych, nic nie znaczących pracowników mediów. Po prostu szuka wymówki by wyjaśnić dlaczego na chwile przerywa wyliczanie w wielkiej setce dwa.
A skoro już jesteśmy przy Paszportach to chyba wypadałoby się na chwilę zatrzymać przy najbardziej zwierzonej kategorii. Tu wygrał Marcin Dorociński. Gdy prowadząca galę Grażyna Torbicka próbowała zapytać go o jego rolę w Drogówce, aktor z rozbrajającą szczerością stwierdził „Chyba nie porozmawiamy bo jestem bardzo zdenerwowany”. Sala, która już wcześniej zareagowała entuzjastycznie na ogłoszenie wyniku polubiła aktora jeszcze bardziej. Zresztą Paszport dla aktora nie trafił się przypadkowo i nie trafił się przypadkowo po latach nagradzania przede wszystkim reżyserów. Im bardziej zwierz przygląda się jego karierze tym bardziej dochodzi do wniosku, że to aktor dość nietypowy. Dlaczego? Po pierwsze zacznijmy od tego, że nawet ci, którzy polskie kino oglądają od czasu do czasu i twierdzą, ze w Polsce dobrych aktorów nie ma, zazwyczaj przyznają, że istotnie Dorocińskiemu niewiele można zarzucić. Po drugie, jest to jeden z niewielu aktorów, którym udała się trudna sztuczka – zagrania w kilku dobrych polskich filmach, pod rząd. Jeśli ktoś w 2011 i 2012 pojawiał się w prawie wszystkich polskich produkcjach, które warto było zobaczyć, to świadczy to o niesłychanie dobrej intuicji ale także sporym talencie. A jakby tego było mało, zupełnie nie dostarcza naszemu małemu celebryckiemu piekiełku nowych plotek. Uprzejmy, żonaty, nie brylujący na salonach, spełnia niemal wszystkie konieczne kryteria, by lubiła go publiczność i ceniła krytyka.
Zwłaszcza, że Dorocińskiego nie da się do końca zaszufladkować – jego bohater z Boiska Bezdomnych jest zupełnie inny niż agent SB z Rewersu. Choć zarówno Obława jak i Róża podejmują trudne około wojenne tematy to bohaterowie Dorocińskiego są od siebie inni. Co więcej – te dwie role historyczne dzieli rola jak najbardziej współczesna. Tomek z Lęku Wysokości, który w najlepszym momencie swojego zawodowego i prywatnego życia musi sobie poradzić z chorobą psychiczną ojca, jest jedną z niewielu autentycznych współczesnych postaci, w Polskim kinie. Oczywiście część widzów stwierdzi, że zawsze gra nico złamanego bohatera w ważnym momencie swojego życia, ale taka konstrukcja roli, wcale nie przeszkadza zagrać postaci bardzo od siebie różnych Zdaniem zwierza, Dorocińskiemu brakuje też tej maniery teatralnej gry, która często charakteryzuje polskich aktorów filmowych. Przy czym to dobry brak. Jest w nim coś naturalnego, nawet w poważnych filmach potrafi wprowadzić odrobinę humoru, ale przede wszystkim tej tak poszukiwanej, a wciąż jednak rzadko spotykanej w polskim kinie, autentyczności. Zwierz widzi to zwłaszcza w sposobie mówienia aktora, który jako jeden z nielicznych zdaje się na ekranie mówić ,a nie recytować swoje kwestie.
Powszechna sympatia do Dorocińskiego sprawia, że łatwo „wybaczamy” (zwierz bierze słowo w cudzysłów bo trudno tu mówić o jakieś winie) aktorowi jego niekoniecznie dobre wybory – takie jak Miłość na Wybiegu czy Idealny Facet dla mojej dziewczyny, oraz udział w dość beznadziejnych Tancerzach (gdzie przynajmniej starał się coś grać czego nie można było powiedzieć o większości obsady tego serialu). Problem z udziałem Dorocińskiego w tych produkcjach (część z nich zwierz widział w ramach reserachu) polega na tym, że niemal widać mękę jaką przeżywa aktor na planie. Zwierz podejrzewa, że mimo wszystkich ciepłych słów wypowiedzianych nad produkcjami w czasie promocji, za tymi decyzjami musiały chyba stać decyzje finansowe. Bo ta swoboda poruszania się po ekranie, którą Dorociński ma w filmach poważnych, zupełnie opuszcza go w głupich komediach. Choć może lubimy go za to, że na taką złą rolę zawsze wypada jakaś dobra – skoro ma na swoim koncie genialną rolę w Pitbullu to możemy my wybaczyć Tancerzy, występ w Róży przekonuje nas, że dało się znieść Idealnego faceta dla mojej dziewczyny.
Mniej więcej w okolicach Obławy „nowy film z Dorocińskim” i „nowy dobry polski film” zaczęły być określeniami niepokojąco bliskoznacznymi.
Podobno dobrego aktora poznaje się po tym, że można go zobaczyć nawet na trzecim planie, kiedy mówią „Przyniosłem herbatę”. Pod tym względem Dorociński zdaje egzamin bo zwierz pamięta wszystkie jego drobne role z pierwszych lat gry, kiedy pojawiał się na drugim planie. Dostrzegł też żart Machulskiego, który obsadził go najpierw w Killerach dwóch jako Młodego Wilka Mirosława a potem w Vinci jako komisarza Wilka. Z resztą może warto zwrócić uwagę na fakt, że Dorocińskiego lubią dobrzy reżyserzy – Wojciech Smarzowski, Juliusz Machulsk, Borys Lankosz, Kasia Admik i wielu innych polskich reżyserów, których zalicza się do tych, na których filmy warto iść. Dla zwierza to zawsze dobry wskaźnik talentu aktora, kiedy obsadzają go najlepsi w kraju. Jednocześnie wydaje się, że część dobrych ról dostaje dlatego, że wypełnia olbrzymią lukę wśród polskich aktorów. Nadaje się do ról historycznych i współczesnych, sprawdza się na pierwszym i drugim planie i ma dokładnie tyle charyzmy ile potrzeby by utrzymać cały film (nawet wtedy kiedy nie wszystkie elementy są równie dobre jak np. w Ogrodzie Luizy). No i nie ma co ukrywać brzydki to on nie jest.
Na rozdaniu Paszportów Grażyna Torbicka stwierdziła, ze Dorociński ucieka od tego „na wieki, wieków amant”. Nie mniej zwierzowi wydaje się, że aktor właściwie nigdy nie szedł tą ścieżką. To znaczy oczywiście – zwierz nie dziwi się, że został kilka razy obsadzony w roli bohatera, który z racji fabuły musi być przystojny i interesujący, ale do zaszufladkowania zawsze mu było daleko. I to daleko było mu nawet do bycia włożonym do szufladki „facet, który gra dobrego i szlachetnego bohatera”, mimo, że wydaje się iż właśnie do takich ról ma największe predyspozycje. Zwierz tym bardziej to ceni bo przynajmniej w jego mniemaniu oznacza to, że aktor po prostu wybiera dobre role, nie koniecznie decydując się na jakiś określony rozwój kariery czy wizerunku. To o tyle ważne, że czasem aktorzy grając z zaszufladkowaniem wybierają role trochę na oślep, tylko po to by udowodnić, że są wszechstronni. Jeśli jednak wybiera się dobre role to zawsze wcześniej czy później okazuje się, że kariera nabrała właściwego kształtu. Co z resztą widać po ostatnich latach kiedy kształt tej kariery bliski jest idealnemu.
Zwierz uważa się za małego proroka. Kiedy jakiś czas temu pisał wam o Szpiegach w Warszawie podsumowanie roli Dorocińskiego zakończył zdaniem, że jeśli nie będziemy go pilnować to nam po prostu z kraju zwieje. Nie minęły dwa dni a zwierz przeczytał w gazecie, że aktor, który pracował z nauczycielem akcentu (angielskiego) przy brytyjskim serialu, nadal pobiera lekcje by doskonalić swoją angielszczyznę. A kiedy ją udoskonali wszyscy wiemy co zrobi. Zacznie grać po angielsku i tyle go wszyscy będziemy widzieli. Bo prawda jest taka, ze dla inteligentnych, sprawiających wrażenie niezwykle sympatycznych (zwierz widział z nim kilka wywiadów, no i widział go na scenie w czasie rozdania nagród) aktorów jest miejsce nie tylko w naszej kinematografii. Co prawda jego pierwszy występ w zagranicznej produkcji – Kobieta, która pragnęła mężczyzny został dość powszechnie uznany za nieudany, to sam fakt, świadczy o międzynarodowych ambicjach aktora. I dobrze, bo zdaniem zwierza mierzyć trzeba wysoko.
Możecie powiedzieć, że nagły zachwyt zwierza jest koniunkturalny. Ale to nie prawda. Prawdą jest natomiast to, że zwierz od dawna myślał sobie, że wśród Polskich aktorów jest bardzo niewielu takich, których karierze mógłby zwierz kibicować. Oraz, że Marcin Dorociński jest jednym z nich. To z czego zwierz nie zdawał sobie sprawy, a co uświadomili mu jego czytelnicy, to że nie jest w tej opinii osamotniony. Więcej, wydaje się, że gdyby zwierz chciał założyć fanklub aktora nie miałby z tym większego problemu (musi nas być co najmniej piętnaścioro i mielibyśmy koszulki, oraz spotkania raz w miesiącu). To było bardzo miłe odkrycie, bo po raz pierwszy od dawna, zwierz pomyślał, że jest wśród polskich aktorów taki, któremu może kibicować na równi z aktorami zagranicznymi. A to zwierza jakoś tak trochę patriotycznie cieszy. Bo zwierz chce lubić polskich aktorów i polskie filmy, tylko to nie zawsze jest łatwe. Zaś w przypadku Dorocińskiego jest prościutkie.
Ps: Wpis powstał trochę z inspiracji czytelników, którzy narzekali, że zwierz zachwyca się wyłącznie facebookowo. Część tytułu wpisu zaproponowana przez czytelniczkę :)