Home Film Konserwa erotyczna czyli o “365 dniach”

Konserwa erotyczna czyli o “365 dniach”

autor Zwierz
Konserwa erotyczna czyli o “365 dniach”

Jakakol­wiek ekraniza­c­ja lit­er­atu­ry, czy jakiegokol­wiek mate­ri­ału wcześniej ist­niejącego (np. biografia sławnej oso­by) może nas zach­wycić na czterech pod­sta­wowych płaszczyz­nach. Po pier­wsze – może być doskon­ałym przetworze­niem mate­ri­ału wyjś­ciowego – dając nam nową jakość i spo­jrze­nie na his­torię. Po drugie – może się sprawdzać jako nieza­leż­na nar­rac­ja – z dobrze zarysowany­mi posta­ci­a­mi i fabułą. Po trze­cie – może być doskonale zre­al­i­zowanym tech­nicznie filmem z porusza­ją­cy­mi uję­ci­a­mi i ciekawy­mi kadra­mi. Po czwarte zaś może coś wnosić do społecznej dyskusji na wybrany tem­at. „365 dni” jest rzad­kim przy­pad­kiem fil­mu, który na tych wszys­t­kich czterech frontach ponosi abso­lut­ną porażkę.

 

 

Zaczni­jmy od relacji fil­mu z mate­ri­ałem wyjś­ciowym. Dla przy­pom­nienia – powieść Blan­ki Lip­ińskiej to pol­skie pode­jś­cie do erotyku spod znaku Greya. Pode­jś­cie co najm­niej słabe, żeby nie powiedzieć żenu­ją­co słabe. Autor­ka trochę bez zrozu­mienia gra pod­sta­wowy­mi tropa­mi powieś­ci eroty­cznych, jed­nocześnie dość swo­bod­nie adap­tu­jąc ele­men­ty kul­tu­ry gwał­tu do wiz­erunku wyz­wolonej sek­su­al­nie kobi­ety. Powieść jest oby­cza­jowo roz­dar­ta gdzieś pomiędzy Greyem, Har­le­quinem i postem jakiegoś fac­eta na Face­booku, w którym tłu­maczy on że trze­ba być w związku sam­cem Alfa i co pewien czas pod­duszać kobi­etę, bo one to lubią.

 

Film nie adap­tu­je powieś­ci słowo do słowa – wykreśla­jąc z fabuły wąt­ki co bardziej głupie i co bardziej kon­trow­er­syjne. W ten piękny sposób zginął cały kosz­marny wątek z antykon­cepcją i jakieś jed­no morder­st­wo fac­eta, który kiedyś pod­walał się do naszej bohater­ki. Wydawać by się mogło, że te zmi­any do pewnego stop­nia świad­czą o zrozu­mie­niu marnoś­ci mate­ri­ału wyjś­ciowego, co z kolei mogło­by prowadz­ić do reflek­sji, że jed­na z początkowych scen his­torii – w której bohater Mas­si­mo upraw­ia seks ze stew­ardesą w sposób który zde­cy­dowanie nie zaw­iera ele­men­tu entuz­jasty­cznej zgody z jej strony, też powin­na wyle­cieć. Nie wyle­ci­ała, co spraw­ia, że w sum­ie wszys­tko co potem dzieje się w filmie nie jest w stanie wró­cić na tor „Ależ to tylko miła his­to­ria roman­sowa z odrobiną prze­mo­cy na co dzień”.

 

 

Nie mniej nie chodzi jedynie o kwest­ie oby­cza­jowe. Ekraniza­c­ja ta cechu­je się bowiem zupełnie brakiem zrozu­mienia ele­men­tów dra­matur­gicznych. Ot na przykład w powieś­ci Lip­ińskiej, Lau­ra ma chore serce. Choro­ba ser­ca Lau­ry jest potrzeb­na autorce, żeby jej bohater­ka cią­gle mdlała. Mdleć musi bo Lip­ińs­ka nie umie inaczej prze­chodz­ić od jed­nej sce­ny do drugiej. W filmie omdle­wanie bohater­ki nie jest konieczne bo jest cię­cie (bard­zo dużo, bard­zo złych cięć) – w związku z tym zosta­je ta choro­ba ser­ca zupełnie bez potrze­by, i bez miejs­ca w budowa­niu dra­maturgii. Jed­nym z przykładów najwięk­szego niezrozu­mienia zasad budowa­nia napię­cia – ostate­cznie to film eroty­czny i napię­cie powin­no być ele­mentem kluc­zowym. Przykład? Oto nasza bohater­ka i jej Mas­si­mo idą potańczyć na balu. Powin­no odtańczyć namiętne pełne emocji i budu­jącej się między nimi energii tan­go. Tylko, że film tego zupełnie nie rozu­mie, więc upy­cha kil­ka póz tanecznych między dwoma sce­na­mi sek­su, co spraw­ia, że całe to tan­go nie ma sen­su fil­mowego. Taniec służy budowa­niu na ekrnie napię­cia, którego bohaterowie nie mogą inaczej wyraz­ić i skon­sumować. Jeśli napię­cia nie ma albo jeśli ma tak łatwe ujś­cie ta taka sce­na jest pusta.

 

Ponieważ film nie ma wewnętrznego mono­logu bohater­ki to odpada­ją też pewne dość jasne związ­ki pomiędzy jej zachowaniem a tym co się jej przy­darza. Książ­ka w dość jed­noz­naczny (nie znaczy że zdrowy czy dobry) sugeru­je, że ist­nieje związek między zamożnoś­cią Mas­si­mo a zgodą Lau­ry na cały ten ich „związek”. Film zostaw­ia scenę zakupów ale nie umie zbu­dować jakiegokol­wiek ciągu przy­czynowo skutkowego pomiędzy jed­nym a drugim. Zakupy pojaw­ia­ją się zresztą w filmie dwa razy – w tym raz jako niesamowicie sła­by prod­uct place­ment. Zas­tanaw­iam się jak fir­ma Moliera 2 sprzeda­ją­ca w Polsce mar­ki luk­su­sowe mogła pomyśleć, że to jest tar­get ich klien­teli. Film nie tyle nawet nie opowia­da dobrze o bohat­er­ach powieś­ci ale w ogóle nie tworzy nowych na potrze­by fil­mu. Jest w tym pewnie wina fak­tu, że do roli przys­to­jnego Włocha zatrud­niono fac­eta, który po pros­tu nie umie grać. Co spraw­ia, że w ogóle całe założe­nie pro­dukcji – która ma opowiadać o fas­cy­nacji bohater­ki człowiekiem niezwyk­le przys­to­jnym i pocią­ga­ją­cym dia­bli biorą. To jest ciekawe, bo w sum­ie ktoś kto pisał sce­nar­iusz (o ile taki ist­nieje) do fil­mu, zdawał sobie sprawę, z pewnych wad książ­ki ale nie miał umiejęt­noś­ci nasyce­nia pro­dukcji czymkol­wiek co dało­by się wprowadz­ić w miejsce słabego mono­logu wewnętrznego bohaterki.

 

 

Prze­jdźmy ter­az do kwestii tech­nicznych bo to też jest ciekawe. Założe­nie książ­ki jest proste – ma nas prze­nieść w taki najproś­ciej rozu­mi­any świat erotyczno/krajoznawczych fan­tazji. Film powinien więc być nakrę­cony przede wszys­tkim tak by był ład­ny. To jest kluc­zowy ele­ment wiz­ual­nej strony tego fil­mu. Tym­cza­sem reży­ser­ka ma jeden pomysł na cały film. Jaki – otóż oglą­da się jej film trochę jak operę. Wiecie w niek­tórych oper­ach pomiędzy ari­a­mi, są recy­taty­wy. No i tu jest tak, że pomiędzy kole­jny­mi mon­taża­mi, do niemal iden­ty­cznie brzmią­cych piosenek cza­sem bohaterowie zamienią dwa zda­nia. Dużo jest ujęć sze­ro­ki i od góry, ale z fil­mu wychodzi total­ny brak gus­tu, jakiegoś spójnego budowa­nia świa­ta luk­susu. Film zresztą ponosi porażkę wiz­ual­ną także w kluc­zowej kwestii czyli pokazy­wa­nia scen sek­su. Film eroty­czny powinien te sce­ny ofer­ować w takiej formie, że są one dla widza ciekawsze, bardziej pory­wa­jące czy pod­nieca­jące niż w kine­matografii którą intere­su­ją inne ludzkie akty­wnoś­ci. Tu jed­nak seks jest po pros­tu nud­ny, zaskaku­ją­co pury­tańs­ki i odbęb­niony w sposób, który spraw­ia, wraże­nie jak­by sami twór­cy owego sek­su, czy związanej z nim nagoś­ci się nieco wsty­dzili. Ponieważ film nie może iść w nat­u­ral­izm, ale nie może sobie także poz­wolić na żadne ele­men­ty ład­nego wymuskanego porno (takie filmy też ist­nieją prze­cież) to pozosta­je taki klin­iczny przy­padek, dlaczego kino ogóln­o­dostęp­ne nie będzie nigdy w stanie pokazać sek­su na ekranie. Zosta­je gim­nasty­ka z kobiecym biustem na wierzchu (bo kobieca nagość jest jak wiado­mo przezroczys­ta i dopuszczal­na a męs­ki penis oślepia i deprawu­je każdego kto go zobaczy). Naprawdę przez więk­szość fil­mu myślałam głównie o tym jak bard­zo oso­ba prowadzą­ca kamerę musi­ała się namęczyć byśmy nigdy nie zobaczyli przy­rodzenia akto­ra. To naprawdę zaskaku­jące ile się od tych oper­a­torów i mon­tażys­tów wyma­ga. Jak rozu­miem ścin­ki na podłodze w mon­tażowni to cała ta nieprzyz­woi­ta zawartość produkcji.

 

Inna ciekawa rzecz to kwes­t­ia tego jak film próbu­je nam pokazać nieok­iełz­naną namięt­ność Mas­si­mo, który obiecu­je, że oczy­wiś­cie naszej bohater­ki nie zgładzi. Otóż zdaniem reży­ser­ki ist­nieje tylko jeden sposób by pokazać, że mężczyz­na pożą­da tak, że aż się w nim gotu­je. Otóż musi on zła­pać bohaterkę za szyję, ewen­tu­al­nie za włosy. Te dwa gesty – jed­noz­nacznie kojarzące się z prze­mocą, oczy­wiś­cie mogą stanow­ić reper­tu­ar gestów jakie pojaw­ia­ją się w sek­sie kon­sen­su­al­nym – ostate­cznie ludzie mają bard­zo różne pref­er­enc­je, ale tu świad­czy dla mnie przede wszys­tkim o dość symp­to­maty­cznej niepo­rad­noś­ci. Namięt­ność automaty­cznie zosta­je sko­jar­zona z jakąś prze­mocą – zaś to co wyma­gało­by od reży­ser­ki i aktorów pewnego zaan­gażowa­nia, kończy się na dość prymi­ty­wnym skró­cie. On ją łapie za szy­je i nieo­mal ją dusi – znaczy że po pros­tu już się nie może pow­strzy­mać. Widzi­ałam wiele filmów gdzie podob­ne napię­cie aktorzy wyrażali wzrok­iem czy urwanym w połowie gestem, i naprawdę – było w tym więcej namięt­noś­ci. Co ciekawe – wyda­je się, że twór­cy zakłada­ją tu, że te pod­szyte prze­mocą gesty są ele­mentem marzeń kobi­et. I to jest z jed­nej strony spójne z książką (bo ta zakła­da że kobi­eta chce pozy­cji uległej) z drugiej – ponown­ie chy­ba nie do koń­ca rozu­mieją, że czym innym jest opis jakichś prze­mo­cowych gestów a czym innym – zobacze­nie jak facet rzu­ca kobi­etą, przytrzy­mu­je ją za szy­je, czy ogól­nie – wyko­rzys­tu­je swo­ją przewagę fizy­czną. To jest olbrzymia różni­ca między lit­er­aturą a filmem. To co w lit­er­aturze zosta­je prze­filtrowane przez wrażli­wość czytel­ni­ka czy czytel­nicz­ki w filmie nabiera jed­noz­nacznoś­ci. Co czyni z pro­dukcji rzecz dużo bardziej jed­noz­nacznie prze­mo­cową. Jest to prob­lem nie tylko tego fil­mu ale w ogóle jakiejkol­wiek ekraniza­cji prozy eroty­cznej – lit­er­atu­ra jest pod tym wzglę­dem dużo lep­szym bo bardziej „miękkim” medium.

 

 

Tu prze­chodz­imy do ostat­niej poraż­ki to znaczy kwestii wydźwięku społecznego. Jak już kiedyś pisałam – nie jestem zda­nia byśmy byli w stanie jed­noz­nacznie odrzu­cić fan­taz­je o prze­mo­cy, czy nawet gwał­cie jako ele­ment wewnętrznego życia kobi­et i mężczyzn. Mam poczu­cie, że fan­taz­je – jako zako­rzenione w tym co niekoniecznie możli­we – częs­to są wyrazem trendów prze­ci­wnych do tego co człowiek ma w głowie – inny­mi słowy mało kto rzeczy­wiś­cie marzy o gwał­cie ale już o utra­cie kon­troli – to brz­mi jak coś co może chodz­ić ludziom po głowie. Stąd rozu­miem, że takie rzeczy pow­sta­ją – nawet jeśli głęboko się nie zgadzam z ich ist­nie­niem. Podob­nie jak trochę rozu­miem, że ist­nieje fan­taz­ja o bogatym face­cie, który kupi cały świat – mimo, że stoi to w sprzecznoś­ci z moi­mi wyobraże­ni­a­mi o rolach kobi­et i mężczyzn, a także miejs­ca pieniędzy w związku. Świat fan­tazji jest w jakimś stop­niu niepoprawny, dale­ki od tego co naprawdę myślimy. Mam też wraże­nie, że pop­u­larność książek takich jak „365 dni” bierze się ze swois­tego kul­tur­owego oporu prze­ci­wko dyk­towa­niu co jest dobre, co złe, co należy czy­tać a co nie. Mniemam że czytel­nict­wo książ­ki bard­zo napędza fakt, że to lit­er­atu­ra niepopraw­na czy zakazana. Bo taka rozry­wka wielu smaku­je najlepiej. Przeko­ra zda­je się być jed­ną z głównych cech duszy ludzkiej.

 

To powiedzi­awszy – prob­lem z his­torią nie jest w tym, że jest niepopraw­na ale w tym że zda­je sobie sprawę ze swo­jej niepoprawnoś­ci. Brz­mi to paradok­sal­nie? Już pre­cyzu­je. Autor­ka książ­ki ewident­nie wie, że sytu­ac­ja w jakiej staw­ia główną bohaterkę jest toksy­cz­na i prze­mo­cowa. Skąd to wiemy? Bo nieje­den raz Mas­si­mo deklaru­je, że nie dotknie jej bez jej zgody. To oświad­cze­nie wyraźnie ma złagodz­ić całą his­torię, pokazać, że mamy do czynienia ze związkiem kon­sen­su­al­nym. Prob­lem w tym, że zarówno w książce jak i w filmie mnóst­wo rzeczy dzieje się bez zgody bohater­ki – co w kon­tekś­cie tego pow­tarzanego „musisz się zgodz­ić” sprowadza niewłaś­ci­wie zachowa­nia w związku tylko do jed­nego – gwałt czy naduży­cie to wyłącznie pełny sto­sunek. Jeśli bohater­ka zosta­je zmus­zona by oglą­dać swo­jego fac­eta z inną kobi­etą – wtedy gwał­tu nie ma. I to jest właśnie dużo bardziej prob­lematy­czne niż się może wydawać – bo tworzy kat­e­gorie rzeczy, które prze­cież moż­na robić bez zgody. Jed­nocześnie film w nieco mniejszym stop­niu niż książ­ka roz­gry­wa mój najbardziej znien­aw­id­zony ele­ment – zaz­droś­ci jako sym­bolu prawdzi­wej miłoś­ci. Książ­ka zaz­drość cele­bru­je, film pokazu­je ją w dużo mniejszym zakre­sie. Piszę o tym jako o zjawisku niebez­piecznym, bo o ile mało kobi­et jest pory­wanych przez przys­to­jnych Włochów o tyle wiele kobi­et żyje w przeko­na­niu, że zabor­cza zaz­drość fac­eta jest oznaką dobrego związku. A tym­cza­sem jest zachowaniem toksycznym.

 

 

365 dni” to pro­dukc­ja, która tylko w jed­nej sce­nie nagle na chwilkę, na momen­cik nabiera ducha. To moment, kiedy pojaw­ia się przy­jaciół­ka Lau­ry, która pro­ponu­je jej by ta rzu­ciła chłopa, Włochy i pełne prze­mo­cy seksy i pojechała z nią do Warsza­wy. Zapew­nia ją że będzie dobrze, że razem wychowa­ją dziecko (oczy­wiś­cie Lau­ra jest w ciąży bo ciąża jest zawsze ele­mentem dobrego zakończenia) i będą miały w dupie facetów. Na momen­cik człowiek wyobraża sobie, że film się tak kończy, że ta pochwała toksy­cznych relacji damsko męs­kich zamienia się w ład­ną opowieść o kobiecej sol­i­darnoś­ci. Między aktorka­mi jest świet­na chemia, ich bliskość jest czuła i pozbaw­iona prze­mo­cy. Oczy­ma duszy widzi się je szczęśli­we na plaży ze wspól­nie wychowywanym dzieck­iem. I ojej, gdy­by film poszedł w ta stronę to nagle moż­na było­by powiedzieć, że to miało jak­iś sens. No ale takiego koń­ca nie będzie więc, film sen­su nie ma.

 

Jed­nym z naj­ciekawszych ele­men­tów współczes­nych opowieś­ci eroty­cznych jest ich głębo­ki kon­ser­watyzm. Przez wiele lat wyz­wole­nie sek­su­alne, w tym seks na ekranie kojarzył się z prze­suwaniem granic wol­noś­ci. Ale właś­ci­wie od Zmierzchu (napisanego prze­cież przez przed­staw­icielkę bard­zo kon­ser­waty­wnych środowisk) mamy do czynienia ze specy­ficznym mari­ażem eroty­ki i kon­ser­wy (kon­ser­wy eroty­czne – to brz­mi jak pro­dukt, bez którego nie może­my żyć). Z jed­nej strony mamy dużo sek­su, w tym tego kojar­zonego z fetysza­mi, prze­mocą i ogól­nie wszys­tkim co wyuz­dane. Z drugiej – właś­ci­wie wszys­tkie bohater­ki dążą do ślubu i dzieci. Ślub oczy­wiś­cie w białej sukience, najlepiej w koś­ciele. Dziecko naty­ch­mi­ast, niemal równole­gle ze ślubem. Ostate­cznie życie rodzinne pokazane jest w sposób bard­zo klasy­czny, a szczęś­cie zosta­je jed­noz­nacznie uza­leżnione od tej wiz­ji rodem z Har­le­quinów. I to z jed­nej strony zupełnie nie dzi­wi (bo nie jest to połącze­nie nowe, choć przeży­wa­jące rene­sans w pop­kul­turze) a z drugiej – intrygu­jące jest jak bard­zo takie his­to­rie nie umieją znaleźć innego dobrego koń­ca. Sprowadze­nie mężczyzny do roli męża i ojca, i jego udo­mowie­nie ma być tri­um­fem kobi­ety, który wyna­gradza wcześniejsze sek­su­alne poniżenie.

 

 

Mimo olbrzymiej iloś­ci sek­su, te książ­ki są pisane tak, że nie odchodzą od „łobuz kocha najbardziej” – nawet jeśli łobuz zamienił się w mafiosa z fetysza­mi. Intrygu­jące jest jak bard­zo lit­er­atu­ra i film eroty­czny nie są w stanie znaleźć w takiej opowieś­ci żad­nego innego dobrego zakończenia. Wszel­ka wol­ność w sty­lu „Jesteśmy razem, kochamy się na jach­cie w każdym por­cie i nie mamy żad­nych dzieci a ni obrączek” wyda­je się pochodz­ić z tak innego porząd­ku, że nawet nie przy­chodzi autorom do głowy. To oczy­wiś­cie prowadzi do wiz­ji, że kobi­ety, które się­ga­ją po taką lit­er­aturę czu­ją niedostatek w swoim życiu i szuka­ją czegoś innego. Mężat­ki – wiz­ji małżeńst­wa która była­by bardziej dostat­nia czy namięt­na. Singiel­ki — wiz­ji włas­nej przyszłoś­ci z dziecię­ciem i mężem w tle. To nie jest jakieś wielkie odkrycie, ale zawsze poraża jak nawet taka lit­er­atu­ra trzy­ma kobiece fan­taz­je w bard­zo kon­ser­waty­wnych ramach społecznych. A ja wam mówię, że jak­by ona pod koniec zwiewała wychować dzieci­a­ka z kumpelą było­by to bez porów­na­nia bardziej życiowo atrakcyjne.

 

Na sam koniec chci­ałabym się odnieść do kwestii oglądania/czytania tego typu wyt­worów kul­tu­ry. Niko­go nie namaw­iam, żeby to robił czy nie robił. Ale na miły Bóg, nie oczeku­j­cie że oso­ba która zaj­mu­je się komen­towaniem kul­tu­ry, w tym sze­rokim komen­towaniem kul­tu­ry pop­u­larnej, wypowie się o filmie bez jego oglą­da­nia. Co więcej – oso­biś­cie jestem przeko­nana, że czy­tanie czy oglą­danie takich filmów przez ludzi głośno mówią­cych o ich niedostatkach ma znacze­nie – cho­ci­aż­by dlat­ego, że daje punkt odniesienia w dyskus­jach. Naprawdę to nie jest tak, że kry­tyk czy komen­ta­tor kul­tu­ry ma oglą­dać czy komen­tować tylko rzeczy z który­mi się zgadza. Smoleńsk też obe­jrza­łam. Wiele moich zna­jomych osób, oglą­da takie rzeczy także dlat­ego, że sta­ją się one dla wielu punk­ta­mi odniesienia, wpły­wa­ją na ksz­tał­towanie się wiz­ji związku czy sek­su­al­noś­ci. Jeśli się czegoś nie zna, to trud­no o tym dysku­tować. Komen­towanie kul­tu­ry pole­ga na tym, że bierze się w niej udzi­ał. Bez tego się nie da.

 

 

Ps: Dziś noc Oscarowa, jeśli chce­cie śledz­ić moje uwa­gi i komen­tarze to zapraszam na mój Twit­ter i Insta­gram w trak­cie gali.

0 komentarz
6

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online